Skocz do zawartości

Skyrt

Użytkownik
  • Postów

    69
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Skyrt

  1. Tylko one nie mają fuch za granicą i innych dochodów. Wyobraź sobie jakby partner takiej "damy" powiedział: rzucam pracę bo system podatkowy ble ble i też zajmę się dzieckiem ? One udają nawet w anonimowych sondażach, aby dalej bajeczka trwała, gdyby chciały pracować- pracowałyby.
  2. Deskorolka, kosz, siłownia głównie i kilka mniejszych zajawek. Koleżanek nie mam i nie miałem.
  3. Widzisz pasje miałem, ale nie dawały znajomości. Od ludzi których kiedyś znałem wiem, że w pierwszym kontakcie wychodzę na cwaniaka, dopiero później okazuję się wartościowym człowiekiem. Jeśli chodzi o wygląd to jest dla mnie ważny od dość wczesnej młodości- wziąłem się za siebie ze względu na otyłość, oceniam siebie tak na 6/10. I ludzie mnie ciągną, gorzej na odwrót.
  4. O to właśnie mi chodzi, nie cierpię jakiegoś udawania, "jednego dziwnego tricku" itp. Nie zależy mi na tym żeby na kimś robić wrażenie czy mydlić mu oczy.
  5. Ogarniam ironię, tylko wiesz przypadki które wymieniłeś są według mnie trochę przesadzone, nie mam paranoi na punkcie przypadków losowych, a bardziej złe zdanie o psychologach. Większość ludzi robi ten kierunek, bo robi, a nie ma w sobie jakiejś chęci bycia dobrym specjalistą tylko skasować hajs i elo. I wiem po co mi towarzystwo. Mój problem w znajdywaniu go to raczej kwestia charakteru. Jestem bardziej introwertykiem, nie potrafię poznawać ludzi podchodząc do nich i gadając o dupie marynie. Nie potrafię wymyślać nawet takich "luźnych" tematów. Muszę najpierw coś o kimś wiedzieć żeby zacząć z nim rozmawiać lub nie. Wątpię, że psycholog przetłumaczy mi jak to zmienić. Ja to doskonale rozumiem i na prawdę potrafię dobrze się czuć sam ze sobą. Po zerwaniu zająłem się sobą, ćwiczyłem, robiłem to co lubię. Jednak z czasem wpadałem w coraz większy dołek właśnie z samotności, nie takiej urojonej, że muszę mieć cały czas kogoś przy sobie, ale kilka tygodni prócz kilku epizodów nie miałem do kogo gęby otworzyć.
  6. W sumie sam nie jestem pewien, to było już długi czas temu. Może z sentymentu, może mi odjebało. Tego że ona zerwała z nim jestem w 100% pewny, to on bardziej na nią leciał. Dobre kilka razy tak było, z tym że ja wychodziłem. Problem w tym, że to ona po chwili chciała powrotu i jakoś się zgadzałem. To tak. Fakt faktem na siebie całkiem mało wydaję i oszczędzam pieniądze, ale to prawda. Może to trochę śmieszne, ale raczej się o to nie martwię ?
  7. @Imbryk jest to jakieś rozwiązanie, choć o dobrych psychologów ciężko. Boję się że wywalę kupę kasy, a nie pomoże mi to uporać się z samotnością, w końcu psycholog za mnie towarzystwa nie znajdzie.
  8. Racja, uzależniłem się od niej. Niestety jest tak jak mówisz. I ma to bezpośredni związek z tym uzależnieniem. Przy niej zatraciłem wszystko inne, co sprawiało mi przyjemność lub było ważne.
  9. @ZortlayPL na rodzinę mogę liczyć tylko w kwestii ewentualnego zamieszkania. Na wszystko nie łożyłem, ale znaczną część. Z jednej strony boję się odejść, z drugiej zostać i tak boję się samotności bo po poprzednim zerwaniu zostałem sam jak palec. Muszę się z tym uporać. Dziękuję za wsparcie!
  10. Dzięki Panowie! @vand nie czuje, że to moja wina, choć fakt popełniam błędy i tez zdarza mi się ją zranić. Bylem u psychologa i psychiatry. Psycholog głównie gadał jakieś smęty i prawie mnie nie słuchał, więcej nie poszedłem. Psychiatra powiedział że na tle psychiatrycznym wszystko ze mną w porządku. @ZortlayPL Mieszkanie udostępniła nam jej rodzina, choć głównie ja je remontowałem. I to nie tak, że ja chce dawać z siebie wszystko żeby ratować ten związek, ona stawia mi wymagania, na które ja się nie zgadzam. Problem w tym, że ona ma to kompletnie gdzieś, tak ma być i tyle. Traktuje mnie jak kompletna cipę i mówi to w prost. Nieobarczam się poczuciem winy za błędy z przeszłości, stało się, trzeba wyciągnąć lekcję. Jakoś nie potrafię się z nią rozstać, przez zatracone relacje nie mam nikogo bliższego prócz znajomych od wypadów na piwo, z rodziną też kontakt słaby i brak zaufania z mojej strony.
  11. Witam wszystkich! Postaram się nie zanudzać moja historią i napisać wszystkie istotne fakty. Jeśli chodzi o dzieciństwo, moja mama zmarła gdy miałem 10 lat, z wcześniejszych lat nie pamiętam za wiele, wiem na pewno że moja rodzina była szczęśliwa i zgrana. Rodzice byli bardzo szczęśliwi ze sobą i nie wyobrażam sobie jaki ból mógł przeżywać mój tato. Nie wiem czy przez młody wtedy wiek nie wyidealizowuję, ale nie spotkałem się jeszcze z tak ogromną miłością do siebie dwojga ludzi. Po śmierci mamy ojciec dużo pracował, był w trakcie budowy domu, chciał zapewnić mi i mojej siostrze dobre warunki. Naszym wychowaniem zajęli się dziadkowie w podeszłym wieku, głównie angażowała się babcia, polegało to na dbaniu o to abyśmy zawsze byli najedzeni, budziła nas do szkoły, ogarniała dom do A do Z. Patrząc z perspektywy czasu wiem, że ojciec jak i dziadkowie starali się na swój sposób, aczkolwiek zawalili totalnie na jednej płaszczyźnie- nie rozmawiali z nami wystarczająco. Będąc trochę starszym dużo czasu spędzałem poza domem z kolegami, mieliśmy wspólne zajawki razem piliśmy i paliliśmy ganje. Ogólnie bomba. Zastanawiało mnie tylko, że przy takiej częstotliwości nikt w domu nigdy nie przyczaił że nie jestem trzeźwy, a bylem nieletni. Teraz zdaje sobie sprawę że za bardzo to nikogo nie obchodziło. Jeśli chodzi o kobiety to nie miałem u nich powodzenia nigdy. W młodszych latach bylem grubaskiem i moje słabe powodzenie tu nie dziwi. Później dość mocno schudłem lecz kontakt z kobietami nadal był na poziomie 0. Czułem do nich pociąg, lecz nigdy nie zagadywałem sam, miałem barierę której nie potrafiłem przełamać, zatykało mnie przy nich. Nie miałem żadnej dziewczyny przed obecną partnerką. Bylem typem białego rycerzyka. I doszliśmy do kluczowego punktu mojego wywodu i powodu dla którego zacząłem czytać forum- mojego związku. Partnerkę poznałem na imprezie, jakoś zgadzaliśmy się po pijaku i oboje wpadliśmy sobie w oko. Niedługo potem zostaliśmy parą. Caly czas poświęcałem jej, straciłem kumpli (wiem idiota że mnie). Pierwsze trzy lata związku były super, dogadywaliśmy się, zdarzały się małe sprzeczki, ale szybko je rozwiązywaliśmy, seks MEGA i prawie codziennie. Później zaczęło się psuć, kłóciliśmy się co chwilę, w dużej mierze kręciło się to w kółko z mojego powodu, ponieważ podczas kilkugodzinnej ostrej kłótni obiecywałem, że coś poprawie, później zapominając o obietnicy. Nasze życie toczyło się między okresem spokoju i kłótni, ale nadal się kochaliśmy. Podczas jednej kłótni dała mi w twarz, będąc pizdą olałem ten epizod, lecz niedługo później przerodziło się to w dawanie mi w pysk przy każdej kłótni oraz najgorszych epitetów w moją stronę. Długo wkur#$_łem się i darłem na nią co odwala, kilka razy przy większej furii szarpnąłem ją, popchnąłem czy scisnąłem, tak wiem że to źle i wstyd mi za to, lecz jej pomysły co odwalić podczas kłótni są nieskończone i nawet nie chce mówić co potrafi zrobić z domem podczas spiny. Przez pewien okres nie byliśmy ze sobą, zerwalem bo miałem już psychicznie dość, dużo rzeczy się nawarstwiło. Niedługo później to ona chciała się zejść, nie dopuszczałem jej do siebie. Bylem w totalnym dołku, oprócz pracy, głównie popijałem i oglądałem seriale. Później trochę odżyłem i zadbałem o siebie, spotkałem się ze znajomymi kilka razy. W tym czasie ona znalazła innego, trochę mnie to dotknęło zważywszy że nie było to długo po naszym rozstaniu, a zapewniała że kocha mnie najmocniej. Okazało się że musimy załatwić pewne sprawy razem, spotkaliśmy się, załatwiliśmy co mieliśmy załatwić, pogadaliśmy. Uczucie wróciło. Zaczęliśmy się częściej widywać, ona zerwała z innym i wróciła do mnie. Jakiś czas było dobrze, ale ostre kłótnie wróciły i ciągną się aż do teraz. Wielokrotnie bylem wyzywany i porównywany do innych. Zmuszała mnie do obietnic, szantażując że zerwie. Gdy się nie zgadzałem robiła straszny młyn, nie dawała minuty spokoju. Nadal to robi. Seks w tym momencie poszedł w odstawkę, bo albo jest gdy ona tego chce przy czym nie mogę zrobić nic nie po jej myśli, albo go nie ma. Wszystko musi być po jej myśli, inaczej robi larmo. Zaczynam znowu się wypalać i mieć wszystkiego dość. Dla dodatkowych informacji: oboje pracujemy, ja zarabiam lepiej. Mieszkamy razem. Nie wiem czy wszystko jest przejrzyste i zrozumiałe. Panowie doradźcie co mogę zrobić, aby ten związek jakoś naprostować. O psychologu, seksuologu czy innym lekarzu ona nie chce słyszeć. Liczę na Was, doradźcie, skrytykujcie, opierdolcie. Dzięki i pozdro!
  12. Skyrt

    Witam!

    Witam! Nazywam się Paweł, mam 23 lata. Od jakiegoś czasu czasu przebywam na forum i nadrabiam braki wiedzy. Cieszę się że natrafiłem na was, szkoda że tak późno ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.