Skocz do zawartości

kamil221

Użytkownik
  • Postów

    110
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez kamil221

  1. Moja dziewczyna w okresie studiów to w skrócie nauka, ja i rodzina. Ona jest z tych osób, które nie imprezują, nie stosują używek. Na codzień przez lata mieszkała z siostrą i szwagrem w jej mieszkaniu. Nie bez przyczyny wspominałem o jej rodzinie. Oni by się zorientowali o jej przygodnym życiu szybciej niż ja. Oni o sobie wszystko wiedzą, w pewien sposób się kontrolują, a ich dom to "azyl" do którego się wraca kiedy tylko jest chwila wolnego czasu. Kochana rodzina i mówię to z przekąsem, bo faktycznie to dobra rodzina z zasadami, ale to co wspomniałem o jej ojcu to fakty. Członkowie rodziny skaczą w ogół niego, bo on na nich pracuje zapewniając ekstra życie przez sukcesy zawodowe i finansowe. To głupie, ale może "pukanie na boku" byłoby dla mnie prostsze niż obecna sytuacja, bo wtedy przynajmniej wiedziałbym co z tym zrobić bez zawahania. A tak przez lata do dziś sprawy dobre przykrywają te dot. seks problemów. A przecież seks to nie wszystko? Tych dobrych jest masa - czułość, zrozumienie, pomoc, poświęcenie, po prostu ludzka przyzwoitość, co ja na codzień faktycznie czuję. Dlatego ciężko to tak zero-jedynkowo rozstrzygnąć z dnia na dzień.. Co do terapii, to faktycznie postawienie celów jest ważne i to wstępnie zrobiłem. Czekam aż dojdzie do stosunku i to w moim odczuciu będzie początek naprawy, albo rozstania. Moja niefachowa ocena jest taka, że dziewczyna jest aseksualnie romantyczna, czyli zakochuje się na zabój w osobie i sfery romantyczne są dla niej mega istotne, a tematy seksu mogą nie istnieć. Ja dochodzę do takich wniosków po zapoznaniu się z masą artykułów, wideo na temat oraz przewertowaniu forum dla osób aseksualnych. Terapia może być prowadzona pod tym kątem, aby to dziewczyna sama doszła do tego kim jest i jakie jej są potrzeby seksualne, inaczej będzie nieszczęśliwa i pokrzywdzona. Z drugiej strony chciałbym, aby tak nie było, bo ją kocham, przywiązałem się i czekam na to, co w sumie pewnie nie nastąpi tłumacząc się, że to jakaś awersja, stany lękowe, złe wychowanie itp.
  2. Lokalizacja była wymowka przez lata, po prostu ona na to nie była gotowa i nie wiadomo czy obecnie jest. Co do orala to pokazałem jej film porno, który był lajtowy, ale ją to nie kręci. Chciałem spróbowac z myślą, ze ja to odblokuje. Mówi, ze jak na to patrzy to ją to obrzydza i nie chce, abym jej zrobil w ten sposób. Nic na siłę. Może i różnie to bywa w życiu, ale akurat postawiłbym moje wszystkie oszczędności bez wahania na to, ze ona nikogo nie ma i nie miała. Obecnie to ja już nie mam siły robić coś dodatkowego. Robimy to co nakreśla seksuolog i na tym etapie ona próbuje poznać własne ciało. Dodatkowo dotykamy się nawzajem. Niby mówi, ze coś czuje, ze to przyjemne, ze fajne. Ale ja nie czuje, ze ją to jara. Takie zadaniowe to jakieś..
  3. Nie wydaje mi się, wlasnie to ona mi dawała do zrozumienia, że chce ze mną być "na serio" czyli nie jako kolega-koleżanka. Z drugiej strony to fakt: ja jestem taki "nice guy", z którym nawet planowała zaręczny, ślub i dzieci bez wypróbowania mnie jako materiał do igraszek łóżkowych. Rodzicom podobałem się od początku, co niewątpliwie plusowało;) Z mojej strony też nie raz pojawiały się wątpliwości stąd często o tym rozmawialiśmy. Ona zawsze odpowiadała w stylu - chyba Cię porypało. Podobasz mi się, kocham Cię i pożądam (chociaż chyba ona nie wie do dziś do końca co to znaczy). A argumentami przez lata na brak zainteresowania seksem było niskie libido, ewentualna ciąża, chęć ukończenia studiów, wymówki że nie ma zbytnio warunków itp itd. Ja to kupowałem, nie znałem i nie znam się na kobietach pod kątem ich potrzeb seksualnych. Jakbym jej się nie podobał, nie kochałaby mnie to byłaby cały czas dla mnie oparciem? Nie chciałaby spróbować czegoś innego? Ona nie wyobraża sobie życia beze mnie, powtarza to jak mantrę, co mnie przeraża w kontekście ewentualnego rozstania, bo to ja będę tym krzywdzącym który zmarnował jej tyle lat. A przecież ona przyszłość ze mną planowała, i to poważną...
  4. Czasy szkoły średniej. Wspólne spacery po szkole, później wspólny czas na kanapie, stałem się bywalcem jej domu. Kręciła mnie jako osoba, jej wygląd od zawsze mi się podobał. Do tego dobry ubiór, kosmetyki czyli cała damska otoczka sprawiła, że zacząłem ją pożądać i kochać. Problemy hormonalne można rozważyć aczkolwiek nie wydaje mi się, aby to był problem bo były wizyty u ginekologa, który dobierał tabletki antykoncepcyjne. Wcześniej chyba moja partnerka badała te najważniejsze. Nie chcę niczego na siłę zmieniać, to nie moja rodzina i nie moje relacje rodzinne, ale tutaj po prostu też jesteśmy najwyraźniej niedopasowani. Bo codzienne telefony na linii mama-córka w wieku 25 lat to jest właśnie też przejaw toksycznej relacji rodzinnej imo. Ja jestem najwyraźniej typem, który chodzi własnymi ścieżkami i nie potrzebuje, aby rodzina mu wtykała nos w masę dorosłych spraw i decyzji życiowych. Inni może tego potrzebują całe życie i basta.
  5. Dzięki za odp. To prawda, że nie wiem jak smakuje seks. Namiętne pocałunki wydaje mi się, że wiem jak wyglądają. Pewności pewnie nie ma, bo nie mam innej perspektywy patrzenia na tą sytuację, ale na pewno od początku chęć pocałunków była z dwóch stron i to smakowało. Nie smakowało i nie smakuje to poniżej pasa. Kochałem, kocham, haj hormonalny czułem i czuję, bo dziewczyna mi się mega podoba wizualnie, jest dla mnie seksowna i dogadujemy się. Niemniej jednak to wygasa stąd terapia u seksuologa. Chcę to ratować, ale nie wiem jak to się potoczy i czy jest na to ratunek...
  6. Na wstępie proszę moderatora o usunięcie mojego wątku z innej kategorii, który jest zablokowany: ______________________________ Witajcie bracia samcy. Pomyślałem, że warto napisać wątek na tym forum, może któryś z Waszych postów sprawi, że zacznę myśleć inaczej na temat mojego życia i siebie? Z chęcią poczytam kogoś bardziej doświadczonego w relacjach damsko-męskich na podstawie mojej sytuacji związkowej. Do rzeczy. Mam 25 lata i moja partnerka również. Jesteśmy razem 6 lat i pochodzimy z tego samego miasta. Jesteśmy dla siebie pierwszymi partnerami. Nasz związek rozpoczął się w szkole średniej. Dobre zrozumienie mentalne, intelektualne i miłość platoniczna to coś, co u nas działało i działa bardzo do dziś. Sęk w tym, że w innych sprawach nie bardzo nam wychodzi. Początkowo nie zgłębialiśmy tematów intymnych, a nasze relacje w tych sprawach sprowadzały się do miłych słów, pocałunków i ciepłego dotyku. Nie dlatego, że ja tak chciałem, ale moja partnerka wysyłała takie sygnały, w dodatku nie było do tego warunków bo mieszkanie u rodziców nie pomagało, więc na tamtym etapie było to dla mnie zrozumiałe. Im dalej w las tym gorzej. Zaczęliśmy życie studenckie. Przeprowadzka do dużego miasta, oddzielne mieszkanie które było na tamten czas dla mnie normalne. Ja zaangażowałem się bardzo w życie zawodowe, a studia były dla mnie tematem dodatkowym. W czasach licealnych odkryłem co chcę robić i pierwsza praca to potwierdziła. Chęć zarabiania, uniezależnienia się od rodziców była silna i dawała mi kopa do życia. To w sumie było moje życie obok partnerki, rodziny i kumpli. Z partnerką uzupełnialiśmy się, dopasowaliśmy "nas" do życia codziennego. Ona spełniała się w nauce, ja zawodowo. To sprawiło, że jej wizyty w domu były bardzo częste. Każdy jej wolny czas to czas wyjazdu do domu rodzinnego. A ja spełniałem się zawodowo. Biuro było moim drugim domem, a dodatkowe projekty to chleb powszedni. Wszyscy byli "zadowoleni", a nasze relacje poza nielicznymi spotkaniami to codzienny kontakt telefoniczny i weekendowe wizyty w domu rodzinnym. A jak w domu rodzinnym to wiadomo, że intymność jest ograniczona. Moja seksualna frustracja była, ale sobie to tłumaczyłem tym i tamtym. Dodatkowo ja jestem introwertykiem przez co nie naciskałem na zagłębianie sfer seksualnych. Wysyłałem tylko sygnały, że bym chciał, że byłoby fajnie, że mam potrzeby, że Ty mnie pociągasz, działasz na mnie seksualnie etc. Kończyło się na tym, że studia, możliwość zajścia w ciążę, brak miejsca(?) nie daje nam możliwości wypróbowania tych tematów. Przyjąłem na klatę i wiedliśmy takie życie z roku na rok. Martwiące jest to, że mimo słów ze strony mojej partnerki nie było żadnych czynów, świadczyłyby o tym, że ją temat seksualności w ogóle obchodzi. Nasza intymność kończyła się przez lata na dotyku i pocałunku. Z jej strony nie było np. chęci rozebrania się, pettingu, zabaw nago czy innych tego typu czynów, a ja w tym tkwiłem i myślałem że to ok. Moja partnerka nigdy się nie masturbowała, a o sobie poniżej pasa mówiła zawsze krytycznie jako czymś brzydszym. Po 4 latach pojawiło się zwątpienie. Nie wnikając w szczegóły przeprowadziłem poważną rozmowę dając do zrozumienia, że mi seksu brakuje, że nie nadajemy na tych samych falach pod tym kątem, że ona nie chce pogłębiać ze mną tego tematu. Chciałem odejść, ale ona mnie zatrzymała. Powiedziała, że to się zmieni. Zamieszkaliśmy razem, minęło kilka miesięcy i załatwiła tabletki anty. Zdecydowaliśmy się wspólnie na pierwszy raz był, który był ciężki i dla niej, i dla mnie. Ja byłem prawiczkiem, a ona dziewicą. Kilkanaście kolejnych prób to także ciężkie doświadczenia. Moja partnerka odczuwała od początku ból i dyskomfort. Ja zacząłem się zastanawiać czy nie jest aseksualna. Z moją namową udaliśmy się do seksuologa, który stwierdził że moja partnerka ma przejawy pochwicy. Od 4 miesięcy ćwiczymy wg porad specjalisty. Zaczęliśmy od randek, a dziś jesteśmy na etapie dotykania się. Profeska. Problem w tym, że ja nie czuję seksualnego napięcia, podniecenia, chęci zagłębiania tych sfer od mojej partnerki. Tzn. jest, bo jest terapia i poczucie tego, że to coś ważnego, co ma wpływ na nasz związek, ale to wszystko takie mechaniczne. Pani seksuolog podchodzi do tego na zasadzie leczenia zaburzenia. Oprócz tematów seksualnych warto wspomnieć o rodzinie, która ma duży wpływ w na moją dziewczynę. Pod tym kątem ewidentnie nadajemy na różnych falach. Tak jak wspomniałem, od czasów studenckich ona nie chciała się usamodzielnić, a jej rodzina jej w tym pomagała. Codzienne telefony, relacje bardzo bliskie. Po ukończeniu studiów rok temu podjęła pracę w firmie rodzinnej przez co w tygodniu nie widzimy się średnio 2-3 dni. Dodając do tego moje i jej weekendowe wyjazdy do rodziny jest pod tym względem wg mnie kiepsko. Trzeba odwiedzać rodzinę, bo przecież tata zapewnia pracę, kupił nową furę i mieszkanie. Ma pieniądze, ale też oczekuje czegoś w zamian. Jest bożyszczem, któremu przynosi się śniadanie i robi kawę rano. Przynajmniej ja to tak czytam biorąc pod uwagę te wszystkie lata. Dopiero kiedy zaczęliśmy mieszkać razem zauważyłem, że to problem (przynajmniej dla mnie jako że bardzo cenię sobie niezależność). Są rozmowy, próby zmian, nie wiem co z tego wyniknie. Na pewno potrzeba czasu, bo wiadomo że nie da się odciąć od rodziny bez awantur od tak mając pewne przyzwyczajenia. Ja nie chcę awantur, bo to nie moja rodzina i staram się podchodzić do tematu delikatnie chociaż nie zawsze się da. Tymbardziej, że lubię tych ludzi, bo są bardzo mili i przyjaźni. Teraz trochę złego o mnie, bo przecież nikt nie jest idealny, a ja tylko wylewam gniew na moją dziewczynę... O ile przez te wszystkie lata nie spoglądałem na płeć przeciwną pod kątem czegoś więcej niż koleżanka, tak ostatnio coś we mnie się zmieniło. Przez własne problemy zacząłem interesować się kobiecą seksualnością i relacjami damsko-męskimi i zacząłem patrzeć na inne kobiety. W mojej głowie pojawiła się myśl:"o, popatrz na siebie, masz niskie poczucie własnej wartości, ale po co? Masz dobrą pracę, dobrze się ubierasz, dobrze zarabiasz. Dlaczego nie dać się ponieść samczym instynktom?". Założyłem profil na tinderze z czego pojawiły się 2 kilkudniowe flirty. I tyle, bo dalej nie potrafię się dalej angażować w "skok w bok". Usunąłem ten profil, bo wiem że to może prowadzić do zranienia 3 osób. Mimo to pojawiają się myśli, że może warto byłoby poznać inną kobietę i mieć inną perspektywę? Nigdy nie byłem na spotkaniu z inną kobietą, nie znam kompletnie innych osób płci przeciwnej pod kątem kogoś więcej niż koleżanka. Może głupia kawa zmieniłaby moje myślenie? Z drugiej strony po co wywracać życie do góry nogami skoro mam kochającą kobietę, a nie pasują mi tylko 2 aspekty w tym 1 leczymy?
  7. kamil221

    Siema

    Dodałem wątek, ale chyba nie w tej kategorii co trzeba. Jak zauważył kolega ZortlayPL lepiej to przenieść do Świeżakowni. Mogę prosić moderatora o przeniesienie wątku i odblokowanie? Dziękuję.
  8. kamil221

    Siema

    Witajcie chłopaki. Postanowiłem założyć konto i wątek, w którym opisuje sytuacje i problemy w mojej relacji związkowej. Pomożecie?
  9. Witajcie bracia samcy. Pomyślałem, że warto napisać wątek na tym forum, może któryś z Waszych postów sprawi, że zacznę myśleć inaczej na temat mojego życia i siebie? Z chęcią poczytam kogoś bardziej doświadczonego w relacjach damsko-męskich na podstawie mojej sytuacji związkowej. Nie wiedziałem czy ten wątek powinien trafić do tej kategorii czy "seks", więc jeśli źle przyporządkowałem to proszę moderatora o przeniesienie. Do rzeczy. Mam 25 lata i moja partnerka również. Jesteśmy razem 6 lat i pochodzimy z tego samego miasta. Jesteśmy dla siebie pierwszymi partnerami. Nasz związek rozpoczął się w szkole średniej. Dobre zrozumienie mentalne, intelektualne i miłość platoniczna to coś, co u nas działało i działa bardzo do dziś. Sęk w tym, że w innych sprawach nie bardzo nam wychodzi. Początkowo nie zgłębialiśmy tematów intymnych, a nasze relacje w tych sprawach sprowadzały się do miłych słów, pocałunków i ciepłego dotyku. Nie dlatego, że ja tak chciałem, ale moja partnerka wysyłała takie sygnały, w dodatku nie było do tego warunków bo mieszkanie u rodziców nie pomagało, więc na tamtym etapie było to dla mnie zrozumiałe. Im dalej w las tym gorzej. Zaczęliśmy życie studenckie. Przeprowadzka do dużego miasta, oddzielne mieszkanie które było na tamten czas dla mnie normalne. Ja zaangażowałem się bardzo w życie zawodowe, a studia były dla mnie tematem dodatkowym. W czasach licealnych odkryłem co chcę robić i pierwsza praca to potwierdziła. Chęć zarabiania, uniezależnienia się od rodziców była silna i dawała mi kopa do życia. To w sumie było moje życie obok partnerki, rodziny i kumpli. Z partnerką uzupełnialiśmy się, dopasowaliśmy "nas" do życia codziennego. Ona spełniała się w nauce, ja zawodowo. To sprawiło, że jej wizyty w domu były bardzo częste. Każdy jej wolny czas to czas wyjazdu do domu rodzinnego. A ja spełniałem się zawodowo. Biuro było moim drugim domem, a dodatkowe projekty to chleb powszedni. Wszyscy byli "zadowoleni", a nasze relacje poza nielicznymi spotkaniami to codzienny kontakt telefoniczny i weekendowe wizyty w domu rodzinnym. A jak w domu rodzinnym to wiadomo, że intymność jest ograniczona. Moja seksualna frustracja była, ale sobie to tłumaczyłem tym i tamtym. Dodatkowo ja jestem introwertykiem przez co nie naciskałem na zagłębianie sfer seksualnych. Wysyłałem tylko sygnały, że bym chciał, że byłoby fajnie, że mam potrzeby, że Ty mnie pociągasz, działasz na mnie seksualnie etc. Kończyło się na tym, że studia, możliwość zajścia w ciążę, brak miejsca(?) nie daje nam możliwości wypróbowania tych tematów. Przyjąłem na klatę i wiedliśmy takie życie z roku na rok. Martwiące jest to, że mimo słów ze strony mojej partnerki nie było żadnych czynów, świadczyłyby o tym, że ją temat seksualności w ogóle obchodzi. Nasza intymność kończyła się przez lata na dotyku i pocałunku. Z jej strony nie było np. chęci rozebrania się, pettingu, zabaw nago czy innych tego typu czynów, a ja w tym tkwiłem i myślałem że to ok. Moja partnerka nigdy się nie masturbowała, a o sobie poniżej pasa mówiła zawsze krytycznie jako czymś brzydszym. Po 4 latach pojawiło się zwątpienie. Nie wnikając w szczegóły przeprowadziłem poważną rozmowę dając do zrozumienia, że mi seksu brakuje, że nie nadajemy na tych samych falach pod tym kątem, że ona nie chce pogłębiać ze mną tego tematu. Chciałem odejść, ale ona mnie zatrzymała. Powiedziała, że to się zmieni. Zamieszkaliśmy razem, minęło kilka miesięcy i załatwiła tabletki anty. Zdecydowaliśmy się wspólnie na pierwszy raz był, który był ciężki i dla niej, i dla mnie. Ja byłem prawiczkiem, a ona dziewicą. Kilkanaście kolejnych prób to także ciężkie doświadczenia. Moja partnerka odczuwała od początku ból i dyskomfort. Ja zacząłem się zastanawiać czy nie jest aseksualna. Z moją namową udaliśmy się do seksuologa, który stwierdził że moja partnerka ma przejawy pochwicy. Od 4 miesięcy ćwiczymy wg porad specjalisty. Zaczęliśmy od randek, a dziś jesteśmy na etapie dotykania się. Profeska. Problem w tym, że ja nie czuję seksualnego napięcia, podniecenia, chęci zagłębiania tych sfer od mojej partnerki. Tzn. jest, bo jest terapia i poczucie tego, że to coś ważnego, co ma wpływ na nasz związek, ale to wszystko takie mechaniczne. Pani seksuolog podchodzi do tego na zasadzie leczenia zaburzenia. Oprócz tematów seksualnych warto wspomnieć o rodzinie, która ma duży wpływ w na moją dziewczynę. Pod tym kątem ewidentnie nadajemy na różnych falach. Tak jak wspomniałem, od czasów studenckich ona nie chciała się usamodzielnić, a jej rodzina jej w tym pomagała. Codzienne telefony, relacje bardzo bliskie. Po ukończeniu studiów rok temu podjęła pracę w firmie rodzinnej przez co w tygodniu nie widzimy się średnio 2-3 dni. Dodając do tego moje i jej weekendowe wyjazdy do rodziny jest pod tym względem wg mnie kiepsko. Trzeba odwiedzać rodzinę, bo przecież tata zapewnia pracę, kupił nową furę i mieszkanie. Ma pieniądze, ale też oczekuje czegoś w zamian. Jest bożyszczem, któremu przynosi się śniadanie i robi kawę rano. Przynajmniej ja to tak czytam biorąc pod uwagę te wszystkie lata. Dopiero kiedy zaczęliśmy mieszkać razem zauważyłem, że to problem (przynajmniej dla mnie jako że bardzo cenię sobie niezależność). Są rozmowy, próby zmian, nie wiem co z tego wyniknie. Na pewno potrzeba czasu, bo wiadomo że nie da się odciąć od rodziny bez awantur od tak mając pewne przyzwyczajenia. Ja nie chcę awantur, bo to nie moja rodzina i staram się podchodzić do tematu delikatnie chociaż nie zawsze się da. Tymbardziej, że lubię tych ludzi, bo są bardzo mili i przyjaźni. Teraz trochę złego o mnie, bo przecież nikt nie jest idealny, a ja tylko wylewam gniew na moją dziewczynę... O ile przez te wszystkie lata nie spoglądałem na płeć przeciwną pod kątem czegoś więcej niż koleżanka, tak ostatnio coś we mnie się zmieniło. Przez własne problemy zacząłem interesować się kobiecą seksualnością i relacjami damsko-męskimi i zacząłem patrzeć na inne kobiety. W mojej głowie pojawiła się myśl:"o, popatrz na siebie, masz niskie poczucie własnej wartości, ale po co? Masz dobrą pracę, dobrze się ubierasz, dobrze zarabiasz. Dlaczego nie dać się ponieść samczym instynktom?". Założyłem profil na tinderze z czego pojawiły się 2 kilkudniowe flirty. I tyle, bo dalej nie potrafię się dalej angażować w "skok w bok". Usunąłem ten profil, bo wiem że to może prowadzić do zranienia 3 osób. Mimo to pojawiają się myśli, że może warto byłoby poznać inną kobietę i mieć inną perspektywę? Nigdy nie byłem na spotkaniu z inną kobietą, nie znam kompletnie innych osób płci przeciwnej pod kątem kogoś więcej niż koleżanka. Może głupia kawa zmieniłaby moje myślenie? Z drugiej strony po co wywracać życie do góry nogami skoro mam kochającą kobietę, a nie pasują mi tylko 2 aspekty w tym 1 leczymy?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.