Bracia, podziele sie z wami "ciekawym" (lub dziwnym) zbiegiem okolicznosci. Czysty przypadek. A moze znak od Pana Boga? Jak sobie to przypomne, to ciagle sie usmiecham z niedowierzaniem. Sytuacja wyjsciowa: pochodze z wiekszego miasta A (pol miliona mieszkancow), mieszkam w miescinie B (50 tys.), jakies 70 km od mojego rodzinnego miasta i poznalem kobiete w miescie C (150 tys) , 70 km od mojego miesca zamieszkania i 170 od mojego rodzinnego miasta. Spytykalismy sie tak 6-8 razy na weekend. Potem jak coraz bardziej zauwazylem, ze jest powierzchowna i zaczalem tracic zainteresowanie. Spotkalismy sie jeszcze raz: pocalunek i przestalismy jakos ze soba komunikowac. Niedziela, ladna pogoda, bylem w moim rodzinnym miescie i proponuje kolezance spacer. Nie ma czasu. Odmawia. No to innej sie zapytalem i zapropnowala abym wpadl. OK, zajechalem do niej, a ona ze na spacer chce jechac, nad takie jeziorko w centrum (dlugie przynajmniej na 3 km). Pojechalismy, parkuje, idziemy. I doslownie 30 sekund pozniej - moze minute - widze ta laske z miasta C, jak idzie objeta z innym facetem! I teraz pytam sie Was: jakie jest prawdopodobienstwo, ze takie cos moze sie zdazyc?! (jest tu jakis matematyk?) 1. nie jej miasto, ani ja czesto tam nie bywam 2. jedna kolezanka odmawia, a druga wybiera akurat to miejsce 3. kolezanka wybiera spacer nad jeziorem (aczkolwiek jest to punkt centralny do spacerow) 4. moglismy isc w druga strone (przeciwna z ktorej tamta szla) 5. ja moglem zaparkowac 100-200 metrow dalej, jakbym wyszedl z samochodu to ona by w tym momencie juz przeszla