Cześć pierwsza - stan obecny / otoczenie
(Postaram się nie uskuteczniać wodolejstwa a raczej upcham fakty w jakiejś chronologii, żeby Was tu nie zanudzić telenowelą)
Staż znajomości 10 lat, od kilku w małżeństwie. Roczna dzidzia. Diametralna różnica osobowości, temperamentu i potrzeb. Żoneczka w dużym skrócie, 10 lat młodsza, piękna dupeczka (wciąż jest ładna ale zaczęła się zapuszczać) brałem jako nastolatkę z małej wioski. Założenie proste ja jestem typem wojownika, zdobywcy i pielęgnuję te cechy w sobie od wielu, wielu lat a Pani docelowo miała być zblatowana i była, grzecznie wywiązywać się z przeze mnie wyobrażanych norm. I wiecie co? Wszystko pięknie grało dopóki nie pojawiła się dzidzia. Dom wybranki poprawny, matka nosi spodnie, tato i brat pantofel. Pani w zaokrągleniu bardzo przeciętnie elokwentna co kiedyś mi absolutnie nie przeszkadzało, teraz znacznie bardziej. Dbam o ramę, jeśli chodzi o zasoby są tak ulokowane, że Szanowna nie ma szans powąchać centa bez mojej zgody, no jak się uprze to może mi trochę gruntów dziabnąć ale to do przeżycia także pole do popisu mam znacznie większe.
Cześć druga - krótko o historii
Zawsze była dla mnie supportem. Zawsze byłem nr 1 i czułem to oparcie, takie wiecie w doli i niedoli, nie będę przytaczał przykładów, żeby nie demaskować za bardzo z opisu. Generalnie zeżarliśmy beczkę soli i cały czas kobita murem za mną (sądy, prawo, interesy, regularny rock`n`roll czasem się sobie dziwię że nie pierdolnąłem wtedy na zawał) Z czasem ustabilizowałem swoje życie bo też jazda bez trzymanki przestała mnie bawić a zaczęła męczyć. Stres zwłaszcza.
Jeśli chodzi o nas to regularnie balowaliśmy, pijackie maratony u znajomych, wyjazdy po Polsce, ganialiśmy po górach a za prowiant na cały dzień służył browar. 30 kilo po Tatrach za dnia? Luz, ogarnialiśmy. Lataliśmy wspólnie na moto i generalnie wspólne aktywności wychodziły w zasadzie samoistnie. Seks był jaki był, mógłbym rzec że przeciętny ale ujdzie. Czasem jakiś plenerowy bzyk co prawda bardzo rzadko ale coś tam się działo. Można powiedzieć, że w zasadzie 8 lat to jechaliśmy tryb hulaj dusza.
Część trzecia - jak do cholery wpadliśmy w rutynę...
Przyszedł dzień, że moja oznajmiła mi że jest w ciąży. Minę miała jakby jej ktoś nasrał na łeb, po dziś dzień mam ten obrazek przed oczami. Ja się prawie posrałem w gacie i bynajmniej nie ze szczęścia tylko z przerażenia. Przytuliłem laskę i mówię, no to kurwa gratulacje mamusiu Nie czekając oznajmiliśmy to wszystkim wokół. No to sobie pomyślałem czas ogarnąć kwadrat i jakiem pomyślał tak też zrobiłem. Zacząłem zaginać jeszcze więcej. W między czasie dzidzia przyszła na świat, babcia pomagała a ja zakończyłem temat mieszkania i się wprowadziliśmy. No i się coś niepozornie zaczęło - matrix się zaczął wywalać...
Część czwarta - zarzewie konfliktu
Wjechaliśmy na mieszkanko miło i przyjemnie. Śniadanka obiadki, czasem ja czasem ona, dzidzia płacze, śpi, nie śpi, zabawa, ja pracuję głównie z domu i jakoś tak niepostrzeżenie wkradła się rutyna. Laska zaczęła żyć jakimś własnym wyobrażeniem życia, że mam być najcudowniejszym ojcem i cały czas poświęcać dzidzi co zaczęło się dość szybko przekładać na brak współżycia no i w kilka miesięcy wystarczyło żeby mnie wkurwić do białego. Podsumowując dlaczego, to od razu Wam odpowiem. Lenistwo, moja baba jeśli z czegoś nie czerpie frajdy to żyje za karę. Kumacie? No joy no life no fun. I tak z dziecka zrobiła sobie karę za życia przy okazji dopierdalając się do mnie. Żeby była jasność niewerbalnie bo bym od razu zrównał z ziemią i przypomniał o miejscu w szeregu więc użyła świadomie bądź nie narzędzia no fuck.
Część piąta - wojna bez awantur
Nie będę żebrał o kość. Nie pasuje? Jedź przemyśl sprawy poza domem, najlepiej u mamusi. No chat, no talk. Zainteresowałem się dość szybko tematyką bo podświadomie czułem, że nie ma w tym ani grama mojej winy. Więc co się stało że się zesrało? Co ciekawe małża żąda ode mnie zmian, ale najweselsze w tym wszystkim jest to, że sama tak naprawdę nie wie czego chce, albo wie ale nie potrafi lub boi się wyartykułować. Wygląda to jak choroba psychiczna albo jakaś schizofrenia. Biorąc powyższe za omen przeniosłem całość na korespondencję, którą jak kiedyś obrobię załączę. Czytając braci zauważyłem jedną gównianą prawidłowość. Dyskusja z babą nie ma sensu: logika vs emocje nie ma racji bytu. Emocje się ulatniają a emocjami z logiki robi się kurwę. Natomiast zapis konwersacji ma moc niewspółmiernie większą. Pisząc facet zapomina o emocjach a skupia się na logice i faktach. W ten sposób wytrącasz emocjonalny nóż z ręki psychopaty. Natomiast emocje pisane wypisywane przez babę to jest jak napierdalanka dzieci w przedszkolu - śmieszne, żałosne ale i nic nie wnoszące.
Część szósta - w oczekiwaniu na epilog
Rozegrałem sprawę tak, że postawiłem definitywne ultimatum, co też bracia w powitalni doradzili (nie zabijaj od razu) Nie jakieś kurewskie tylko partnerskie. Wypunktowałem kolejno czego oczekuje po partnerstwie i pozostawiłem wyłącznie opcję w lewo albo w prawo bez pola do dalszej durnej pyskówki.
- Stanowisz dla mnie oparcie jak kiedyś i dajesz mi motywację
- Pełnisz obowiązki żony, partnerki i matki - kolejność nieprzypadkowa
- Nie używasz emocji do szantażu, znęcania psychicznego pod żadnym pozorem, do tego służy rozmowa
- Nie pogrywasz seksem (dam nie dam),
- Bez gadania ile powinienem pracować
- Masz cieszyć się życiem, być empatyczną i dbać o mir domowy
- Przestaniesz robić wieczną aferę z tego powodu że masz dziecko i przestaniesz stawiać się w kategorii ofiary
- Zaczynasz dbać o siebie na zewnątrz i wewnątrz
- Szukasz roboty aż do skutku
Jeśli zaakceptuje to próbujemy się poukładać, nie zaakceptuje rozwód. Jakby ktoś pytał o nick to stąd właśnie się wzięło "shit test odbiłem rozwodem"
Podsumowanie.
Paradoksem całej tej sytuacji jest to, że laska próbowała coś wywalczyć a efekt jest taki, że to ja jej wywaliłem kawę na ławę i teraz to ona na własne życzenie ma twardy orzech do zgryzienia. Tak się kończy szlaban na pizdę. Szczerze to szybko złamałem swoją psychę i mam wywalone na nią na potomka i wszystko co kojarzy mi się z nią. Rodzina mi jeździ po łbie jaki to ze mnie itp. Co począć... wojna to nie piaskownica.