Skocz do zawartości

deleteduser114

Starszy Użytkownik
  • Postów

    653
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser114

  1. @Egregor ZetaJeżeli chcesz to do środy, do godziny 22 przygotuję całą listę lektur, które moim zdaniem można uznać za sensowne. Przede wszystkim zmiana myślenia powstaje dzięki zmianie zachowania czyli jest dokładnie odwrotnie niż propagują to pseudonaukowcy. Zdaniem większości coachów musisz zmienić myślenie i wówczas odmieni się całe Twoje życie, totalna bzdura? Tak, ale to przede wszystkim przemyślany mechanizm, który ma za zadanie łowienie jeleni na proste, niewymagające wysiłku metody.
  2. @Egregor Zeta W mojej ocenie wszelkie szkodliwe materiały to takie, które utrwalają w człowieku wiarę w magiczne myślenie i oddalają od brutalnej rzeczywistości takiej literatury masz od groma. Największy bełkot przed, którym trzeba uciekać to: 1. Potęga podświadomości 2. Sekret 3. Można tam zmieścić całą ezoterykę Z książek, które z pewnością mogę polecić 1. Pułapki myślenia - o myśleniu szybkim i wolnym 2. Wszystkie książki Aarona Antonovsyego 3. Wszystko Victora Frankla Przy czym zaznaczam, że to tylko moje stanowisko a ja nie muszę być wszechwiedzący.
  3. Dorosły mężczyzna nie jest w stanie się zmienić! Nie zmienisz swojego charakteru! Nie poradzisz sobie, masz problem nawet z utrzymaniem porządku! Jesteś słaby, weź się ogarnij. Przemiana Zamieszczam ten wątek bowiem uznałem, że w dobie upadku wartości, które osobiście uważam za najcenniejsze jest sporo młodych mężczyzn, którzy są pogubieni, nie wiedzą dokąd zmierzają i tkwią po uszy we własnych słabościach, nałogach i lękach. Nie jestem z wykształcenia psychologiem/socjologiem nie jestem też coachem ani o zgrozo nauczycielem duchowym i nie chcę, żeby mój wątek został potraktowany jako próba przemycenia jakiejś kolejnej jedynej słusznej metody czy ideologii. Nie chcę również opowiadać szczegółowo o swoim życiu prywatnym ponieważ cenię sobie anonimowość więc skoncentruję się tylko na najistotniejszych faktach, które pozwolą przybliżyć czytelnikowi obraz sytuacji. ( @SzatanKrieger i @Pancernikw innym wątku poprosiliście mnie o oznaczenie więc spełniam Waszą prośbę). Uznałem, że skoro na różnych forach internetowych jest sporo młodych mężczyzn proszących o pomoc a ja mam coś do powiedzenia w zakresie wychodzenia z przegrywu to napiszę co w mojej ocenie jest ważne i raz na zawsze zakończę ten temat/nie planuję również być aktywnym użytkownikiem, chcę tylko zostawić cegiełkę i iść w swoją stronę. Żeby zrozumieć z jakiego miejsca startowałem musimy cofnąć się trochę w czasie do sierpnia 2012 roku, tak jak wspominałem już wcześniej - byłem wówczas 27 letnim mężczyzną z nadwagą, widocznymi brakami w uzębieniu, zawalonymi studiami i bez grosza przy duszy. Moja wartość na rynku matrymonialnym wynosiła ''0'' a poczucie własnej wartości było na poziomie ujemnym. W życiu zawodowym również układało się fatalnie ponieważ pracowałem na nisko opłacanych stanowiskach w miejscach typu - magazyny, firmy produkcyjne, budowy. Najgorsze w tym wszystkim było dla mnie to, że nawet tam nie potrafiłem zagrzać długo miejsca, gdyż przez wolne tempo pracy i deficyty uwagi popełniałem liczne błędy i byłem nieefektywny - każdą pracę traciłem maksymalnie po trzech miesiącach stażu i zwykle wylatywałem z hukiem, widząc na odchodne pogardliwe spojrzenia współpracowników. Miałem również niedokończone studia do których zaliczenia brakowało mi jednego egzaminu oraz obrony pracy magisterskiej, w wolnych chwilach piłem piwo, czytałem książki i grałem w gry komputerowe. Chciałem odwrócić swoją kartę, ale nie potrafiłem, szukałem różnych cudownych metod, narzędzi, analizowałem swoją przeszłość, czytałem literaturę z zakresu samorozwoju, rozwoju duchowego, ale za każdym razem wszelkie moje starania kończyły się fiaskiem. W zasadzie czytanie książek z tej tematyki było jedynie dawaniem sobie złudzenia, że robię cokolwiek w kierunku zmiany i wyjścia na prostą - oszukiwałem sam siebie. Co z tego, że miałem na liczniku przeczytanych około 100 książek skoro stan faktyczny nadal był żenujący? Droga, którą wówczas podążałem była prostą drogą do stania się typowym Januszem bez żadnych realnych osiągnięć, ale za to wielkim ego i syndromem Krugera-Dunninga. Miałem jednak jakąś tam nadzieję związaną ze swoimi studiami i zainteresowaniami liczyłem, że uda mi się to w przyszłości zmonetyzować chociaż doskonale wiedziałem, że żeby cokolwiek mi się udało to muszę mieć cechy charakteru, których nie miałem - wiedzę, której nie miałem - znajomości, których nie miałem - dyplom magistra, którego też nie miałem. Krótko mówiąc musiałem stać się człowiekiem, którym nigdy nie byłem. Dokładnie 03.08.2012 roku czyli równo osiem lat temu, po kolejnej porażce zawodowej poszedłem do pracy do ochrony - miałem to szczęście, że trafiłem na obiekt na którym nic się nie działo a moim jedynym obowiązkiem było robienie dziesięciominutowego obchodu co dwie godziny, który tak naprawdę nie był nikomu do niczego potrzebny. Dzięki temu miałem sporo czasu na przemyślenie całego swojego życia, uznałem zatem, że jest to właściwy czas na próbę podejścia do zaległego egzaminu, który budził we mnie najgorsze emocje, ilekroć otwierałem książkę to już czułem odrazę do tego przedmiotu tym bardziej dobijał mnie fakt, że aby dostać zaliczenie muszę opanować cały podręcznik na blachę a liczył on ponad 600 stron. Mimo to przełamałem się i zacząłem czytać, powoli robiłem sobie notatki, zakreślałem ważne rzeczy, powtarzałem, starałem się zrozumieć mechanizmy i możliwie z największą dokładnością odtwarzać specjalistyczną nomenklaturę, krótko mówiąc budowałem sobie siatkę pojęć ponieważ wiedziałem, że egzaminator jest bardzo restrykcyjny i jeśli użyję jakiegoś sformułowania błędnie to mnie upierdoli. Po miesiącu nauki podszedłem do egzaminu i zaliczyłem to gówno - ledwo bo ledwo na 3.0, ale zaliczyłem. Oczywiście czas spędzony na pracy na odludziu wykorzystywałem już po zdanym egzaminie na inne czynności takie jak szukanie normalnej pracy, wziąłem laptopa, napisałem cv i szukałem jakiś ofert - wysyłałem wszędzie, gdzie były jakiekolwiek możliwości rozwoju i tak kilka miesięcy po zdanym egzaminie dostałem pracę w branży pokrewnej do wyuczonej. Oczywiście odstawałem od wszystkich umiejętnościami, wiedzą, intelektem - ale się uparłem, że dam radę i po okresie próbnym dostałem od pracodawcy możliwość skorzystania z karty multisport więc zacząłem nieśmiało stawiać pierwsze kroki na siłowni a oprócz tego rozpocząłem treningi biegowe. Kolejnym krokiem była obserwacja swojego zachowania w sytuacjach zawodowych, obserwacja monologu wewnętrznego i myśli, które miałem, gdy coś nie szło po mojej myśli i wtedy z przerażeniem odkryłem, że ja po prostu kocham przegrywać i być ofiarą losu. Za każdym razem jak zdarzało mi się coś spierdolić w robocie miałem cichą nadzieję, że dostanę wypowiedzenie, wrócę do domu wcześniej i pogrążę się w chujowym użalaniu się nad sobą. Z takim podejściem nie ma się co dziwić, że byłem 28l facetem bez jakichkolwiek osiągnięć, nie miałem prawa być atrakcyjnym dla kobiet, nie miałem prawa mieć sukcesów w pracy czy na uczelni skoro ja lubiłem przegrywać i sprawiało mi to jakąś dziką satysfakcję jak czułem się głupi, jak coś mi nie wychodziło to było takie głupie zdejmowanie odpowiedzialności z siebie za własne życie. Wówczas zacząłem wdrażać najważniejszy element do swojej pracy nad sobą czyli walkę z tymi myślami, ilekroć nie chciało mi się czegoś zrobić zmuszałem się do tego jakby to była najważniejsza rzecz w moim życiu, zacząłem przychodzić wcześniej do pracy, zacząłem obserwować bardziej poukładanych kolegów, przestałem oddawać się swoim rozmyślaniom, które górnolotnie i bezpodstawnie nazywałem autoanalizą a polegały jedynie na doszukiwaniu się przyczyn zewnętrznych mojego nieudacznictwa. Zawsze podświadomie dążyłem do porażki chociaż akurat iloraz inteligencji mam trochę ponad normę więc wszystkie błędy nie mogły wynikać z niskiej inteligencji tylko mojego nastawienia do siebie. To odkrycie było przełomem ponieważ w trybie natychmiastowym wdrożyłem plan naprawczy i zrobiłem również badania hormonalne a następnie zacząłem stosować różne suplementy, przestałem sięgać po ezoteryczną, psychoanalityczną literaturę i starałem się maksymalnie żyć w świecie materialnym zamiast odlatywać w abstrakcję. W dawnych książkach o samorozwoju zacząłem dostrzegać w zasadzie przemysł polegający na wykorzystywaniu ofiar przez drapieżników i stałem się mocno sceptyczny do wszystkich nieempirycznych metod pracy nad sobą. Wdrożyłem zatem metody codziennej pracy nad sobą - udało mi się to osiągnąć bez pomocy terapeuty chodź rozumiem, że komuś praca z profesjonalistą może pomóc i naprowadzić na dobrą drogę. Jednak ja pominąłem ten punkt ponieważ uznałem, że nie chce mi się analizować jeszcze raz całej swojej przeszłości i doszukiwać się chuj wie czego przez najbliższe kilka lat terpaii. Moje metody: 1. Obserwacja swoich myśli i zachowania w sytuacjach stresowych. 2. Dieta i sumplementacja 3. Aktywność fizyczna 4. Ocena siebie i sytuacji dokonana na podstawie twardych i mierzalnych faktów. 5. Bezwzględna szczerość wobec siebie i nazywanie problemów po imieniu, konfrontowanie się z trudnościami za wszelką cenę. 6. Tylko wiedza zdobyta przez doświadczenie pozwala zmienić zachowanie człowieka, dlatego punkt powyższy jest tak istotny. 7. Studiowanie tylko takiej literatury, która ma zastosowanie w życiu. 8. Życiowy cel 9. Codzienna praca nad sobą rozpoczynana każdego dnia. 10. Bezwzględny porządek wokół siebie, zero bałaganiarstwa. Trzymanie się powyższych zasad pozwoliło mi w ciągu ośmiu lat stać się naprawdę konkretnym facetem, który nie boi się nowych wyzwań, ale jednocześnie potrafi podchodzić do problemów metodycznie i strategicznie. Dzięki temu udało mi się zarobić sporo kasy i zdobyć reputację w swoim zawodzie co spowodowało zmiany na każdym obszarze życia - obecnie takie problemy jak prokrastynacja, brak sensu życia, dystymia są mi całkowicie obce - nie jestem już ofiarą, przestałem bać się własnego cienia. Z perspektywy czasu uważam, że wyjście z przegrywu jest rzeczą absolutnie wykonalną. Mam nadzieję, że komuś pomogłem.
  4. @SzatanKrieger Dziękuję Ci za uznanie, to miłe. Zostało mi co prawda mało czasu ponieważ zaraz muszę iść spać, aczkolwiek czuję się zobowiązany, żeby udzielić Ci jeszcze odpowiedzi. Moja przemiana nie miałaby prawa się udać, gdyby nie kilka następujących elementów. 1. Cel życiowy. 2. Zdrowa samokrytyka i racjonalna ocena swojej sytuacji - ja nazywam to całkowitym przeglądem (wygląd,stan zdrowia, hormony, finanse, praca, perspektywy zawodowe, ocena własnych kompetencji) 3. Brutalna szczerość i radykalna akceptacja stanu faktycznego czyli nie analizowanie go w nieskończoność, całkowite zaprzestanie gloryfikacji swoich słabości a widzę, że niektórzy ludzie ciągle się samobiczują i sprawia im to radość. 4. Koniecznie należy przestać pływać w abstrakcji to był dla mnie spory problem Tyle na początek, później konkrety.
  5. Dodam tylko, że ostatnio spotkałem koleżankę z czasów studenckich, która autentycznie mnie nie poznała. Pamiętała mnie jako faceta, który miał dwadzieścia kilogramów za dużo, nie miał dwóch zębów (trójki i czwórki) i zawsze siedział lekko skulony. Jak jej powiedziałem, że ja to ja i pokazałem dowód osobisty to miała oczy jak pięciozłotówki i stała jak wryta przez pięć minut zanim cokolwiek powiedziała.
  6. Poruszyłaś bardzo ciekawy problem i myślę, że jestem właściwą osobą, aby udźwignąć to zagadnienie. Cofnijmy się w czasie o 8 lat - Byłem wówczas 27 letnim mężczyzną, niedoszłym przedstawicielem prestiżowego zawodu, gdyż nie skończyłem studiów. Nie miałem stałej pracy, dorabiałem jako cieć parkingowy - miałem nadwagę, widoczne braki w uzębieniu nerwicę i epizody depresyjne, mieszkałem z matką i babcią. Mówiąc wprost byłem życiowym nieudacznikiem, którym żadna kobieta nie miała się prawa zainteresować. Jedyną przyjemność w życiu czerpałem z czytania książek, które praktycznie pochłaniałem jak miałem dyżury w ochronie. Gardziłem sam sobą i codziennie otrzymywałem pogardę od społeczeństwa. Miałem jednak w sobie wolę zmiany i nadzieję związaną ze studiami. Mogłem je jeszcze dokończyć, jednak na przeszkodzie stał bardzo trudny dla mnie egzamin, który blokował mi obronę pracy magisterskiej i w konsekwencji dalszy rozwój w wybranym przeze mnie zawodzie. Każdego dnia do pracy brałem ze sobą podręcznik i czytałem po kilka godzin dziennie, aż wreszcie po miesiącu intensywnej nauki, opanowałem obszerny materiał i zaliczyłem egzamin. To było dla mnie dużo ponieważ wcześniej sama myśl o tym egzaminie budziła we mnie wręcz fizyczną odrazą i pogłębiała mnie w depresji to było jak pokonanie samego siebie, ale to był tylko pierwszy krok. Przez 8 lat wykonałem kawał ciężkiej holistycznej pracy nad sobą, żeby zmienić swoją sytuację i muszę przyznać, że dzisiaj w wieku 35 lat jestem zupełnie w innym miejscu. Nie udałoby mi się, gdyby nie brutalna szczerość wobec samego siebie - nie udawałem, że jestem zwycięzcą, nie marudziłem tylko krok po kroku realizowałem swój plan. Aktualnie jestem wysportowanym facetem, uchodzę za czada, braki w uzębieniu uzupełniłem, studia skończyłem, mój miesięczny dochód wynosi sporo ponad średnią krajową i zdobyłem pozycję w swojej branży, a zaczynałem od zera. Zmiana o której piszesz to temat rzeka i kiedyś napiszę o tym post, ale nie dzisiaj z uwagi na późną porę. Natomiast brutalna szczerość wobec siebie i uczciwa ocena stanu faktycznego to jest pierwszy krok, bez którego nie można iść dalej.
  7. Z tej strony Damian - były incel i piwniczak z depresją i bez pracy, aktualnie szczęśliwy, dojrzały 35 letni mężczyzna bez większych problemów. ;) Miło mi do Was dołączyć, mam nadzieję, że będę potrafił komuś pomóc. :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.