Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'okcydent' .
-
Ewolucja religii, jej wpływ na seksualność i upadek kultury zachodniej
Strusprawa1 opublikował(a) temat w Religie
Witam bracia. Ostatnio kupiłem książkę "Złota Gałąź" J. Frazera, która wyjaśnia ewolucję wierzeń ludzi na przestrzeni tysięcy-dziesiątek tysięcy lat. Ogólnie był on bardzo wybitnym antropologiem, na którym się powoływał m.in. nasz rodowity Bronisław Malinowski, który wywarł znaczny wpływ w wiedzę o prymitywnych kulturach. Żył w latach 1854-1941. Jest w tej książce objaśnione, jakie mity sprawiły, że ludzie wierzą w to, co wierzą, czyli na przykład w Boga, zrodzonego z dziewicy, zmartwychwstałego po trzech dniach, nauczającego i tak dalej, i tak dalej (wszyscy to znamy). Wyodrębnił on jednak coś bardziej ciekawszego. Wyróżnił on trzy stadia poziomu ewolucyjnego, na które miały się składać wierzenia ludzi. Były to: 1. Magia - dzikość (skrajnie prymitywne ludy); 2. Religia - barbarzyństwo; 3. Nauka - cywilizacja (nowożytny typ); Twierdził, że wraz z ewolucją kultury ludzkiej, ilość powyższych typów może się zwiększyć. Więcej, link: https://pl.wikipedia.org/wiki/James_George_Frazer Jakkolwiek przedstawianie religii, jako wynik ewolucji ludzkiej według samych wiernych może wydawać się śmieszny, tak również, gdy podda się to analizie, to można zauważyć silne powiązanie. Historia kultur to historia ludzkości - Ludzie pierwotni bodajże jeszcze zanim zaczęli się stale osiadać, zaczęli mieć wierzenia. Przed "Magią" mieli zwierzęcy ateizm, który oznacza puste poddanie się instynktom. Kultura oznacza więc po części przeciwstawienie się naturalnym popędom. Część kultury - religia - otwarcie przeciwstawia się we wszystkim z naturalnych instynktów. "Nie uprawiaj seksu przed małżeństwem", "nie przeżeraj się", patriarchat, "nie zdradzaj" (i tak dalej) są jednymi z postulatów prawie wszystkich głównych religii. Oznacza to, że są to bardzo ważne postulaty stanowiące o istnieniu danej kultury. W religii przedstawiane w formie przypowieści, oraz w "ogólnych prawdach", które są tematem bardziej tabu - czymś, co jest oczywiste dla ludu, ale także wiąże się z ostracyzmem, kiedy się o tym mówi. Dlaczego seksualność ma takie zainteresowanie w religii? Zygmunt Freud, żydowski psychoanalityk, który badał podświadomy umysł człowieka, zauważył, że wręcz religia powstała sama w sobie, aby zmienić instynkty seksualne u ludzi. Istnieje ścisła korelacja pomiędzy rozwojem kulturalnym, jak dana kultura jest rozwinięta, a ograniczeniem seksualności w ów kulturze. Mężczyźni, zamiast w wieku nastoletnim skupić się na nauce, budowaniu własnej pozycji społecznej, myślą o seksie, dziewczynach itd. Tu na ich miejscu (powinna) stoi kultura. W cywilizacji zachodniej, sprzed stu laty, kiedy biali ludzie niezaprzeczalnie rządzili światem, istniały szkoły koedukacyjne mające na celu oddzielenie chłopców i dziewczyn od siebie, odseparowanie. Ta analiza ma bardziej podłoże naukowe, aczkolwiek należy pamiętać, że ewolucja kultury doszła do tego sama. Na zasadzie doboru naturalnego zwyciężył ten, który dotrwał do naszych czasów. Po czym widać, że kultura upada? -Łamane jest tabu; -Niski przyrost naturalny -Rozwiązłość seksualna -Inne kultury wchodzą w jej miejsce -Degeneracja, brak tożsamości jednostki z daną grupą (podobne przyczyny upadku miał starożytny Rzym, choć to temat na inną dyskusję) Teraz trochę bezpośrednio o skutkach odrzuceniu kultury przez ludzi zachodu na podstawie grafik z filmu Stefana Molyneux'a "The uncomfortable truth about sex": Wstawię osiem najważniejszych wykresów. 1. Liczba partnerów seksualnych wciągu życia(oś y), a wiek pierwszego stosunku (oś x). Czyli średnio jeśli kobieta rozpoczyna życie seksualne w wieku 14 lat, to w ciągu życia będzie mieć 13 partnerów seksualnych 2. Kobiety w wieku 30+ lat w stabilnym związku. Oś y oznacza procent kobiet, zaś oś x wiek rozpoczęcia aktywności seksualnej 3. Podobny wykres, tyle że oś x oznacza liczbę partnerów seksualnych z poza małżeństwa 4. Niespodziewana ciąża (nieślubne, pozamałżeńskie) - oś x - wiek rozpoczęcia aktywności seksualnej, a oś y - prawdopodobieństwo nieplanowanej ciąży 5. To samo, tyle że oś y reprezentuje ilość partnerów seksualnych. (Virgin at Time of First Marriage - pierwszy raz jest po ślubie; Pre_martial sex with first husband - pierwszy raz ze swoim mężem) 6. Procent dzieci urodzonych od niezamężnych kobiet na zachodzie. (ewentualnie chodzi o Kanadę, choć to nie ma większego znaczenia) 7. Procent kobiet, które są szczęśliwe (oś y) i wiek rozpoczęcia aktywności seksualnej (oś x). 8. Prawdopodobieństwo, że kobieta zostanie samotną matką. Os y to procenty prawdopodobieństwa, a oś x - wiek rozpoczęcia aktywności seksualnej. Po tych statystykach widać, jak ważne jest ograniczenie aktywności seksualnej do czasu, aż płat czołowy w mózgu skończy się rozwijać (wiek około 20 lat). Jest to bardzo długi temat i bardzo wiele mógłbym pisać, choć mam nadzieję, że wypowiecie się co wam wiadomo na ten temat. Jakie są wasze przemyślenia odnośnie tego? Jeśli się mylę, to gdzie? Czy zauważacie trafność tych statystyk na podstawie obserwacji kobiet w swoim życiu? -
To o co nam właściwie chodzi..?
Tamten Pan opublikował(a) temat w Moje doświadczenia ze związku, małżeństwa
Wczoraj oglądałem kilka filmów na youtube nagranych przez ekspatów z UK/USA żyjących na stałe na Filipinach i w Tajlandii. Trochę pomieszało mi się po tym w głowie. Jeden facet na przykład mówił, że był kilkukrotnie żonaty w UK i chuja to wszystko warte, bo zachodnie kobiety patrzą tylko na pieniądze i wygląd, są niewierne, niewdzięczne, manipulują, traktują faceta jak dojną krowę - itd. Czyli generalnie potwierdzenie tego, o czym dyskutujemy na forum. Mówił, że na Filipinach poznał sobie żonę, założył rodzinę i wszystko wygląda tu inaczej, po raz pierwszy jest naprawdę szczęśliwy z kobietą. Wszystko wygląda u niego tak, jak wyglądało w Europie przed westernizacją, ruchem feministycznym, lewactwem itd. kiedy wszystko było "Po Bożemu". Czyli: małżeństwo to układ na całe życie i takie sformułowania jak rozwód nie wchodzą w grę. Jak się coś spierdoli, to się to naprawia. Nie ma kłótni o pieniądze, bo bieda w większości krajów Azjatyckich i ich podejście do życia (np. filozofia Buddyzmu, Szintoizmu, Taoizmu itd), spowodowała, że ludzie nauczyli się cieszyć prostym, skromnym życiem. Większość kobiet (na Filipinach) to podobno "dobre katoliczki" i nie marzą raczej o butach, torebkach i srajfonach, tylko o rodzinie, dzieciach i domu. Dzięki temu nie występuje pojebana hipergamia, kobiety trzymają się swoich facetów i dbają o nich. Ludzie nie kłócą się o pieniądze, bo układ jest taki, że to facet zarabia pieniądze i utrzymuje rodzinę, a kobieta jest wierna, czuła, dba o faceta i dzieci, gotuje, sprząta, pierze, prasuje, krochmali, daje dupci, robi masaż i jeszcze do tego głaszcze po jajkach. Czyli tradycyjny układ ról kobieta-mężczyzna. Dzięki temu mężczyzna może skupic się na byciu mężczyzną, zarabianiu, dbaniu o rodzinę, zapewnianiu jej zasobów, a kobieta nie musi udawać wyzwolonej kobiety sukcesu, nie musi zapierdzielać 6 dni w tygodniu w ryjącym psychikę korpo, skąd później wraca znerwicowana i często nie ma już ochoty na seks, może zająć się domem (ale NAPRAWDĘ zająć domem, nie w chuja lecieć), dziećmi, itd, dzieci mają zawsze opiekę i kontrolę. Facet poruszał też temat tego, że w Azji podstawową komórką społeczną jest dalej rodzina i jedność, dlatego Azja rośnie coraz bardziej w siłę, a na Zachodzie podstawą społęczną stałą się jednostka (jednostka dba tylko o siebie i ma wszystko w dupie), dlatego Europa stoi w miejscu ekonomicznie, ludzie dostają depresji, popełniają samobójstwa albo ćpają psychotropy, faceci rezygnują z kobiet, kobiety stają się niekobiece, faceci zniewieściali, a nawet w "wolnym" USA przez ostatnie lata rządziło agresywne lewactwo. I zaczałem się zastanawiać: O co nam, jako grupie facetów tak naprawdę chodzi? Mamy jakiś "idealny cel" jako ogół jeśli chodzi o życie damsko-męskie? Jakąś szerszą wizję społeczną, coś więcej niż "ja, moje, zasoby, zasoby, SMV, ruchanie, piniondz, moje, moje, wincyj, zasoby, mięśnie, ubrania, zegarki, SMV w górę, czubek mojego nosa"? Ogólnie można uznać, że jako grupa potępiamy kobiety za kurestwo, puszczanie się, zdradzanie, manipulowanie facetami, księżniczkowatość i ogólny burdel w głowach. Wielu z Was również odnosi się do tego, że "kiedyś było lepiej", bo kobiety były bardziej represjonowane społecznie i nie było przyzwolenia na kurewstwo, ale były też dużo bardziej kobiece, wiedziały czego chcą, znały swoje miejsce. Czyli tak jak ma to w dalszym ciągu miejsce w wielu krajach w Azji. A zatem - czy to jest właśnie to, czego chcemy? Tradycyjnego modelu rodziny, gdzie kobieta jest kobietą, facet jest facetem każdy zna swoje miejsce i wszystko jest poukładane? Dzieci mających tatę i mamę, gdzie tata uczy męskości a mama kobiecości, normalną kochającą się rodzinę będącą ze sobą blisko? Znam niewiele takich rodzin i powiem wam że dziewczyny z takich rodzin prawie zawsze są świetnymi osobami. Faceci także. Poukładanie, porządek, brak problemów emocjonalnych. Ale nie jest tak, że często je odrzucamy, bo "chcą nas wciągnąć w matriksa"? (rodzinę, dzieci, wspólne mieszkanie?). Jeśli tego chcemy, takie są nasze postulaty, to czemu krytykujemy tak często taki model życia i mówimy o nim, że jest to matrix, dlaczego jedziemy na kobiety, że tego chcą i na to cisną? Przecież to ich naturalna rola biologiczna. Odrzucając ją, sami tak naprawdę w dużej mierze generujemy to kurestwo i robienie z cipy bramy przelotowej. Czy mamy na myśli to, że matriksem ten model owszem jest, ale tylko w zachodnim społeczeństwie, gdzie kobiety w małżeństwie doją facetów (tak jak system prawny) i chcą uzyskać jak najwięcej za jak najmniej wkładu ze swojej strony? Czyli że model dobry, ale wprowadzenie go w życie prawie niemożliwe w obecnych czasach? Czy też może WSZYSTKIE KOBIETY na CAŁYM ŚWIECIE są zjebane i chuj, koniec, kaplica, zostaje tylko walenie konia, chodzenie na kurwy, zaliczanie karynek, przelotne związki i rozbite rodziny? Piszemy o tym jak często w widoczny sposób pojebane są kobiety i faceci z niepełnych rodzin, a z drugiej strony piszemy o tym, że "nie jest potrzebna rodzina, żeby mieć dziecko", że można mieszkać osobno, spotykać się z matką tylko na dymańsko, widzieć dziecko raz na jakiś czas, albo przywłaszczyć je sobie i widywać się z matką raz na jakiś czas...? Gdzie tu sens i spójność? Piszemy o tym, że muzułmanie rozmnażają się króliki i przejmują świat, a sami skupiamy się raczej na samotnym życiu, byciu wiecznym singlem albo używaniem kobiety tylko jako inkubatora, który ma urodzic syna/córkę i później wypierdalać z naszego życia. Czy to nie jest puste życie? W wieku 50 lat dalej uganiać się za "dupeczkami", nabijać sobie licznik, imprezować, skupiać się na sobie, na swoich mięśniach, swoich zasobach, swoich pieniądzach, moje, moje, moje, wartość, wartość, pieniądze, mięśnie, zaliczanie, seks, imprezy, rozwiązłość, wiency, wiency, wiency, wincyj? Czy to ma jakiś głębszy sens na dłuższą metę? Czy taka pogoń za hajsem, dupami i tym całym dziadostwem to nie jest właśnie matriks w całej okazałości, bycie pierdolonym wiecznym konsumentem, życie tylko dla siebie, trzymanie swojej mordy wiecznie lepionej w lustro? Pytam, bo autentycznie nie wiem już co o tym wszystkim myśleć. Zagubiony jestem. Mam 26 lat i zgubiłem wiarę w większość ważniejszych rzeczy w życiu - straciłęm wiarę w miłość, ale nie wierzę w życie bez miłości. Straciłem wiarę w rodzinę, ale nie widzę za bardzo sensu bycia wiecznym singlem. Straciłem wiarę w religię, ale życia z przekonaniami w 100% ateisycznymi jest dosyć jałowe i raczej, kurwa, smutne, nawet gdyby żyć jak Dan Blizerian. Albo może nawet szczególnie wtedy. Kolejna sprawa: jedziemy laski za rozwiązłość, rodeo na kutasach itd, a sami chcemy przeważnie jak najwięcej/najlepiej zaliczać, raczej z tego co czytam, to większości z nas nie interesuje nas rodzina. Więc o co tak naprawdę chodzi? Wybawić się ile można, a później w starszym wieku zakładać rodzinę z młodszą kobietą? Nie ulegać jej manipulacjom i wszystko będzie dobrze? Wierzymy w to, że Ukrainki, Azjatki albo jakieś tam inne Marsjanki są lepsze, mniej zepsute, bardziej wierne, kochające, że można z nimi coś stworzyć? Jest sens coś z nimi tworzyć? Dokąd chcemy, zeby zmierzał ten świat? Rozmawiałem dzisiaj o kobietach w UK z kumplem Anglikiem (chłopak mojej kumpeli, też pojebana laska, ale chyba jeszcze o tym nie wie) - mówił, że tam jest totalna kaplica i jemu ani jemu kolegom też nie chce się tam obcować z kobietami. Powód: patrzą tylko na pieniądze i mimo że on je ma (ma spory biznes i jest z dobrego domu), to są puste, puszczalskie i po prostu chamskie ("rude beyond description for no reason"). Mówi, że w Polsce jest o wiele lepiej i to już jego druga Polka. A tutaj filmik o którym mówiłem: W innych filmikach też porusza te tematy. Ogólnie na youtube jest od groma gości którzy po kilku nieudanych związkach z zachodnimi kobietami spierdolili do Azji i mówią, że to była najlepsza decyzja w ich życiu. Ja osobiście chciałbym wierzyć, że w innych krajach jest lepiej i że można założyć z kochającą kobietą normalną, zdrową rodzinę. Jak "kiedyś".