Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'tania odzież' .
-
Rewolucja odzieżowa według Hippie
deleteduser150 opublikował(a) wpis na blogu w Always look on the bright side of life...
Ahoj, cześć i czołem! Jak się dzisiaj miewacie? Bo ja całkiem nieźle Jako, że dzisiaj mam wolne, wykorzystałam ten czas na małe zakupy... na liście zakupów miałam: jogurty, chleb, ręczniki papierowe i ocet jabłkowy (który postanowiłam wypróbować do pozbycia się przebarwień na twarzy, może za jakiś czas zdam relacje.;)). A co kupiłam? Wszystko z powyższej listy oprócz ręczników papierowych ...ale za to wzięłam spódnicę, pleciony pasek do spódnicy/spodni, bluzkę z Charity shopu i rajstopy. Czyli normalne zakupy w wykonaniu prawdziwej kobiety. W każdym bądź razie nie byłabym sobą, gdybym nie weszła przy okazji, z mojej czystej gosiowej ciekawości do charity shopów, których w mojej wiosce naliczyłam koło 10, a w samym centrum można znaleźć 5 praktycznie koło siebie...A odkąd tu mieszkam odwiedzam co jakiś czas w miarę regularnie. Jakby ktoś nie wiedział co to jest Charity shop - to nic innego jak sklepy fundacyjne coś a'la secondhand/ z używaną odzieżą w Polsce ale z tym małym wyjątkiem, że można też znaleźć nowe rzeczy ( są tam głównie ciuchy, biżuteria, książki, zabawki ale w niektórych też nawet sprzęty AGD i meble...no wszysytko!) i generalnie pieniądze ze sprzedaży idą na różne cele charytatywne. Nie wiem jak dokładnie to wygląda w praktyce ale w każdym bądź razie jest to w UK bardzo popularne. Muszę powiedzieć, że większość mebli w mieszkaniu mam również z drugiej ręki i nie narzekam - ba, uznaje to za swój osobisty sukces, że udało mi sie fajnie urządzić mieszkanie w taki sposób i to za o wiele mniej kasy niż jakbym miała wszystko nowe kupować... Jutro planuję wrócić do odzieżowego charity shopu ale tym razem z zamierzeniem oddania dwóch pełnych reklamówek ciuchów, w których już nie chodzę, bo są za duże albo już mi się znudziły. I nie, nie ma mowy! Jutro nic nie kupuję...może. Sic! Moja wola będzie znowu wystawiona na próbę... ale co ja poradzę na to, że te wszystkie rzeczy w tych sklepach kuszą swoją ceną i przy okazji zaskakująco dobrym stanem, jakością i często trafiają w mój gust? Właśnie m.in dzisiaj w tym wpisie chcę nawiązać do tematu ubioru. Chcę obalić mit, że wcale nie trzeba wydać dużo kasy, żeby dobrze, schludnie się ubrać i chcę Wam pokazać, ile zostaje mniej/więcej kasy w portfelu kupując w charity shopach. Zaprezentuję więc moje dzisiejsze zdobycze jak i też stylizacje, które mogę dobrać z ubrań zakupionych w/w sklepach i które goszczą w mojej szafie: spódnica Redherring (dla mnie firma NoName): £2 Koszula H&M: £1 - oryginalna cena koszuli koło £12 pasek plecionka: £1 cena całkowita stylizacji: £4 - czyli coś koło 18zł (licząc z obecnym kursem funta) No i + kapelusz zakupiony kieeedyś w Aldi za jakieś ok. £3 sukienka z Select: £3 (widziałam kiedyś podobną tylko z innym wzorem w sklepie za £19,99!) Bluzka w kolorze butelkowym: £1 kardigan H&M: £1 (oryginalna cena £12,99) spódnica (zakupiona jeszcze w pl) - cena... pamiętam że jest z Bigi a tam kupowało się na wagę... ale wiem ze bardzo groszowe sprawy, zwłaszcza, że jest dość lekka. Powiedzmy więc że gdzieś koło 1 zł I na koniec: sukienka: £2 czółenka: £3 Botki: te akurat zakupione w polsce za ok 60zł ale podobne dzisiaj widziałam za £3 Wszystkie te rzeczy są w bardzo dobrym stanie, niemalże nie naruszonym i leżą na mnie idealnie. Oczywiście z przezorności pierwsze co z nimi robię to wkładam do pralki, bo nie wiadomo jak długo w sklepie leżały i przez ile rąk były obmacane. Choć zdarza się, że w niektórych fundacjach ubrania pachną jakby dopiero co były wyprane...no ale nigdy nie wiadomo. Ważne jest między innymi to, że oszczędza się dużo pieniędzy i niektóre rzeczy faktycznie są lepsze jakościowo niż z sieciówek typu H&M, które pierwotnie ma zawyżone ceny nieadekwatne zupełnie do jakości. Już dlatego lepiej kupić w secondhandzie za mniej i użytkować tyle samo czasu co jak funfelnówkę nieśmiganą za krocie . Nie raz zdarzyło mi się, że w polsce wydałam około 60zł na jakąś zwykłą bluzkę a po paru tygodniach mechaciła się, płowiał kolor etc...można się zirytować, nie? Nie jestem też z tych co lubi jakość i koniecznie musi to być niby dobra, znana marka... bo po co? Dla szpanu? Teraz też nie ma pewności czy jakieś buty za 600zł nie rozchodzą się i zbadziewią po paru miesiącach... Zauważyłam już kiedyś, że moda z roku na rok jest coraz gorsza, zarówno kobieca jak i męska. Kobiety ubierają się jak ladacznice, świecąc cycami i dupą a faceci wyglądają coraz cześciej cipkowato i jak geje, choć dalej są hetero...Jednak porównując ubrania z charity shopów z tymi w sieciówkach, które są na czasie z obecnymi trendami, stwierdzam, że łatwiej mi znaleźć coś w swoim guście z tych pierwszych i szczerze mniej czasu muszę poświęcić na zakupy niż jak chodzę i przebieram w tych drugich. A jestem akurat z tych samic, które nie lubią jakoś bardzo dużo czasu marnować w sklepie przeglądajac skrzętnie ciuch po ciuchu i przymierzać po kolei marnując przy tym pół dnia...;) W secondhandach znajduje się owszem też rozchodzone, bardzo stare, oldschoolowe ciuchy, które miewają dziwaczne kroje i w ogóle nie leżą na ciele ale jak się ma troche cierpliwości albo dobre oko to da się wyczaić unikatowe perełki...ach! I ta satysfakcja ze znalezienia czegoś oryginalnego, jedynego w swoim rodzaju! Ma się wtedy pewność, że się nie będzie takim odzieżowym, nudnym klonem jak inni. Jak ktoś lubi się oryginalnie ubierać to jest to dobra alternatywa. Także tego... kto nie wierzy niech jeszcze raz zobaczy moje zdjęcia i uwierzy, jak dalej nie dowierza albo ma sceptyczne, zupełnie odmienne zdanie, trudno. Mam jednak nadzieję, że dla niektórych z was ten wpis będzie przydatny albo chociaż troche interesujący. Pozdrawiam i życzę miłej nocy! Pssst! Na koniec zarzucę jeszcze standardowo nutką od siebie: