Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'to coś' .
-
Witam po przegladaniu tego forum od okolo 2 lat zdecydowałem sie zarejestrować i zalozyc swoj temat. Mam 24 lata, nigdy jakichś powazniejszych związków. Spotykałem sie z kilkoma dziewczynami ale ani razu nic z tego konkretnego nie wychodzilo. Bedzie to troche dlugie ale mam nadzieje ze ktos przeczyta. Najpierw wstęp, a na koniec najnowsza historia i mój problem.. Prawda jest, ze odkad tu zajrzalem zaczalem lepiej sie odnajdywac w relacjach damsko-meskich. Zmienilem swoje patrzenie na to wszystko, chociaz wiem, ze jeszcze troche pracy przedemna. W tym czasie nie liczac jednorazowych znajomosci z klubow, jednej z internetu i jednej jako os tow na weselach spotykałem sie z dwoma dziewczynami. Wszelkie moje kontakty z płcią przeciwną zaczynaly sie zawsze nie z mojej inicjatywy, albo przez przypadek. Sam nigdy nie potrafilem, bo niska samoocena, nieśmiałość i zbytnio sie spinalem. Powoli juz sie to zmienilo bo od roku czuje sie bardziej pewny siebie i potrafie chociazby podejsc do kogos w klubie. Moje dwie ostatnie historie posypaly sie podobnie. Najpierw inicjatywa dziewczyny, ja sie zaczynam wkrecac, jest wszystko ok, a po czasie powoli urywanie kontaktu, brak czasu, zwodzenie, a ja daje sobie spokój. Obie relacje trwaly ok 2-3 miesiace, z czego miesiac to bylo zanikanie kontaktu. Nie wiedziałem co zrobiłem nie tak, ale zyje sie dalej. A teraz NAJNOWSZA historia, ktora jest powodem zalozenia tego tematu. Otóż na sylwestrze w tym roku poznalem pewna dziewczyne. W sumie to nawet nie zwrocilismy na siebie uwagi wtedy, kazdy mial inne towarzystwo. Po sylwestrze czesto cala ekipa wychodzilismy na miasto, poznalismy sie, ale byla to taka zwykla relacja kolezenska i tyle. W dodatku kumpel staral sie o jej wzgledy wiec tym bardziej stalem z boku(chociaz i tak miedzy nimi nic sie nawet nie zaczelo bo ona nie chciala). Byly wspolne wypady ze znajomymi i zauwazylem ze powoli sama do mnie sie zaczyna kleić, zagadywac, usmiechac, robic maslane oczy. Byly jakies imprezy w klubie i wspolne tance. Cos sie zaczelo dziac. Laska mi sie podobala ogolnie, zauwazylem jej zaloty, wiec pewnego dnia zapytalem jak widzi nasze relacje, bo sam widze ze cos nas do siebie ciagnie. Stwierdzila ze owszem cos jest, nic nie obiecuje, ale niech sie dzieje i rozwija, zobaczymy co bedzie. I od tamtej pory juz czesciej wylazilismy, pocalunki, bliskosc, widzialem ze sie wkreciła i jej zalezalo, mi rowniez zaczelo od razu. Zaraz potem stwierdzilismy ze mozna sprobowac. Podsumowujac od styczna do konca kwietnia byly miedzy nami stosunki kolezenskie, a od konca kwietnia w sumie z jej incjatywy do ostatniej niedzieli bylo cos wiecej. Wiec w sumie przez ten ponad miesiac, bylo wszystko na dobrej drodze, zaczelo sie wszystko rozwijac, super fajnie, az przyszla sesja i wiadomo sporo nauki, brak czasu, zmeczenie i rzadko sie widzielismy, ale jak juz sie udalo to nie widzialem nic podejrzanego, normalne reakcje. Myślałem sobie, ok duzo nauki, zmęczona itp. W ostatni czwartek jeszcze bylismy na imprezie, w piatek wieczorem chwilke sie tez widzielismy i bylo ok. W sobote nie wiem czemu ale chodzilem jakis strasznie przybity, jakby jakies przeczucie, polozylem sie dosc wczesnie spac jak na siebie czyli ok. 23. Budze sie rano, patrze wiadomosc od niej: "wiesz co zastanawiałam sie ostatnio o pewnych sprawach i wiesz, nie nadaje sie do spotykania. Nie czuje tego czegos na tyle zeby to kontynuowac. Nie potrafie nic od siebie wiecej dac. Przepraszam ze ci tego nie mowie na zywo ale chyba jestem zbyt duzym tchorzem, mam nadzieje ze nie bedziesz mial mi tego za zle i kiedys nasze relacje beda normalne" Bylem w szoku, bylem zly, rozczarowany, roztelepany, no nie ogarnialem co zrobic. Ale ustawilismy sie na wieczor zeby to obgadac bo wracala z domu. Zaczela tlumaczyc, ze ona chyba nie potrafi, nie nadaje sie. Ze woli to teraz skonczyc dla mojego dobra, bo czasem ma swoje dziwne humory i zaczelaby mnie wkurwiiac, ze ma ciezki charakter itp. Ale dla mnie to jest troche dziwne pierrdolenie. Pytam czy moze cos ze mna jest nie tak skoro podejmuje taka decyzje, ale tez nie, ogolnie dowiedzialem sie ze jestem zajebisty, podobam jej sie, dobrze jej sie spedza czas ze mna, gada. No jestem jeebanym IDEAŁEM ale mowi ze nie czuje tego czegoś. MAGICZNE COŚ CZYM JESTES? Mowie do niej ale to cos w zwiazku sie buduje jakis czas. Przeciez na poczatku jej zalezalo, bylo to coś chyba, a teraz juz nie? Zapewniala ze wina nie lezy we mnie tylko w niej itp ze moglaby to przeciagac ale to bezsensu, ze na pewno nic z tego nie bedzie. Powiedzialem jej ze szkoda ze tak szybko zrezygnowala i tak sie skonczylo. Mi osobiscie zalezy, podoba mi sie, jest calkiem inteligentna, wyrozniala sie na tle innych dziewczyn z "ekipy", bardzo ja polubilem i nie tylko, szkoda mi w chuuj tej znajomosci, chcialbym zeby sprobowala, chcialbym to kontynuować, nie wiem co zrobic. Jesli o nia chodzi, jest dwa lata mlodsza, moze jest troche marudna, sama o sobie mowila kiedys ze ma neurotyczna osobowosc. Ponad pol roku temu jakis chlopak ja olal tak po prostu po 4 miesiecznej znajomosci. Wczesniej byla w 3 letnim zwiazku. Powiedziala mi ze nie zwracala przez pol roku na nikogo uwagi i nie chciala w nic wchodzic, az mnie poznala. Gadalem wczoraj z jej wspollokatorka przyjaciolka, ktora o niczym nie wiedziala do ostatniej chwili i tez jest zaskoczona bo przeciez bylem idealem i w ogole. Powiedziala tez ze rowniez uwaza ze to nie moja wina, tylko tamta jest jakas wlasnie marudna i ogolnie uwaza to za glupote co zrobila... TERAZ pytanie do was. Co mam robić, jeszcze jest mi troche ciezko i chce sobie dac kilka dni czasu, aby chociazby pozaliczac egzaminy i sie uspokoic. Olac temat? Utrzymac kontakt ale juz tylko kolezenski? czy moze dac jej tez czas i cos.. no wlasnie nie wiem co zeby to kontynuowac, pogadac i sprobowac jeszcze raz jakby chciala. Moze nie jest jeszcze gotowa na zwiazek, moze ma zly czas teraz, moze za szybko sie poddaje? Tu potrzebuje porady Panowie, czy warto i jak to zrobic zeby cos dalej wyszlo, bo bardzo mi zalezy i jest dla mnie kims wartosciowym, mysle ze ona sama moze troche zalowac tej decyzji a jak nie to wyprowadzcie mnie z bledu. Moze czasem brakuje mi przebojowosci? Albo w chuuj hajsu, ale raczej to nie to. Jakichs słabości raczej nie pokazywalem.
- 33 odpowiedzi
-
Moim zdaniem. Pierwsza o ktorej trąbie od dawna to dominacja kobiet, która jest ustawowa "bo tak". Nie jest to w zadnym wypadku żal, a fakt. To do niech sie podchodzi, one maja w kim wybierac nawet jak są przeciętne, one maja ulgi w towarzystwie, one moga okazywac slabosci, one dostana pomoc od rycerzy (ktos widzial rycerki?), one krocej pracuja, one dluzej zyja, one moga uprawiac manipulacje i przemoc psychiczna i bedzie uznane to za naturalne, a gdy mezczyzna to od razu nazwie sie to tak jak powinno sie nazywac: socjopata, psychopata. One dostaja dziecko na wlasnosc, opieke nad nim, one potrafia ustawic sobie zycie dajac odpowiedniemu mezczyznie, one dostaja alimenty, one dostaja prace w ktorych sa wyreczane, one dostaja prace do ktorych nie maja predyspozycji wiec zajmuja stanowiska bo tak z gory jest nakazane, tylko one moga byc zgwalcone, one nigdy nie popelniaja wykroczen, zawsze sa swiete, wybielane i potrafia same to zrobic, to mezczyzna zawsze jest "tym złym" i sprawca nieszczesc, to do mezczyzny nalezy zapewnianie kobiecie korzysci: emocjonalnych czy finansowych, zabawianie, inicjowanie wszystkiego, rozmow tez, w ktorych to on bedzie ta rozmowe prowadzil, a kobieta nie musi miec nic wartosciowego do powiedzenia, bycie dobrym w lozku, inteligentnym, z pasjami, ciekawym, silnym (najlepiej niezniszczalnym i bez emocji), pewnym siebie, dzis dodatkowo przystojnym, zaradnym, przesiebiorczym, dobrze zarabiajacym (i lepiej od kobiety, bo inaczej rzuci go na 100%). To mezczyzna zawsze jest tym ktorego sie nie akceptuje, to on musi się według kobiety zmienić, nie ona. To on jest winnym klotni, sprzeczek, braku chemii, czy słabego seksu, czy zaniku miłości. To mezczyzne mozna i trzeba krytykowac, kobietom zwracac uwagi nawet nie mozna. To kobieta moze sie obrazac i strzelac fochy, ale siebie nigdy ine nazwie niedojrzałym dzieckiem, tylko nazwie tak mezczyzne gdy raz na 100 lat pokaze podobne zachowanie do niej, albo uzasadni sobie to ze jest dziecinny bo... nie lozy na jej zachcianki, a zajmuje sie sobą, czy pasja ktora nie przynosi kasy - ale tez jak uwaza nie jest materialistką. Zachowuje sie jak dziwka, czy jak te aktorki porno, po których sama jedzie i obraża je, ale nie stawia sie na rowni z nimi. Zawsze siebie wybiela, kreuje w dobrym swietle, uwaza siebie za lepszą, mimo ze zachowania posiada takie same lub nawet gorsze niz osoba obok (niewazne czy kobieta czy mezczyzna). Do mezczyzn jest o wiele wiecej wymagan, musza oferowac wiecej, a nie sa plcia wystawiana na piedestal i majaca autorytet. Oczywiscie mam tu na uwadze, ze od kobiet tez sie wymaga, ale zdecydowanie mniej, oraz latwiej wykaraskaja sie z klopotow przebiegloscia. Mam na uwadze to ze brzydka kobieta ma ciezki zywot, ale ja nie o tym, tylko o blednym postrzeganiu czy ocenianiu plci i podwojnych standardach, ktore sa korzystniejsze dla kobiet, mimo ze wymagaja wiecej niz daja i to rodzi oslabienie meskiej sily, uleglosc wobec kogos kto jest definitywnie slabszy w ofercie i mimo ze ten ktos uległości nie lubi. Czyli obowiazki mezczyzn, poswiecanie mezczyzn, roszczniowosc i wybrzydzanie kobiet jest dla mnie problemem numero uno nie tylko w zwiazkach, ale cala ta kultura tak wyglada, ze tworzy chore relacje przez odwrocenie rol ktore obiektywnie nie sa poprawne, oraz falszywa rownosc, ktora jest tez tylko korzysciami dla kobiet, co powoduje konflikty bo mezczyzna jest wychowany tak by był prawy, obowiazkowy i sprawiedliwy (oczywiscie nie wszyscy, są patole ktorzy... przyciagaja wiecej kobiet niz ci uczciwi). Widzimy ze cos jest nie tak w tym systemie i jestesmy karmieni kłamstwami. Roszczeniowosci kobiet: szacunek sie nalezy, adoracja sie nalezy, seks sie nalezy, zafanie do kobiety sie nalezy, kobietom odmawiac nie mozna Oczywiscie dziala to w 1 strone, bo mezczyznie nic sie nie nalezy i musi zapracować na to wszystko Kobiety nie mają poczucia obowiązku i odpowiedzialności, ponieważ sądzą, że im sie wszystko należy, jest to infantylne, narcystyczne i egoistyczne postrzeganie swiata, ktore wypacza zasady rownosci i wzajemnosci, o ktorych same trąbią więc głównie wychodzą na zakłamane hipokrytki Jeśli unikają obowiązków, a chcą korzyści, to prawda jest taka że mają mniej do zaoferowania, a na tym polega dzisiejszy feminizm przynajmniej rozumiany przez wiekszosc kobiet Dlaczego cenić je wyżej? tylko z powodu wyglądu, lub rodzenia, albo wmówienia tego że są płcią słabszą? jakoś nie widze tych ich słabości, nie popelniaja samobojstw, jak zerwą to zaraz mają innego, humorek sie zmienia jak w kalejdoskopie, zawsze znajdzie sie ktos kto pomoze, pocieszy, zawsze sie potrafią ustawić, urobić sobie mezczyzne jak nie kilku ufaj mi, zamiast sama niech pracuje na zaufanie do niej zamiast dać działania i czyny, ktore to zaufanie zbudują, to rości je do siebie (jak w przypadku daj intercyze, szantaz emocjonalny i wzbudzanie poczucia winy: nie ufasz mi? jak sie kocha to sie ufa!! ale sama nerwowo reaguje jak miło gawędzisz z atrakcyjną koleżanką) Ten mniejszy procent który "rozumie" że na zaufanie się pracuje zamiast rzeczywiście pracowac i być prawdomówną, spełniać obietnice, to stwarza pozory takich, a za plecami robi swoje. Ale jest jeszcze jedno roszczenie wyborowych ksiezniczek! kochaj mnie mężczyzno (akceptuj, miłuj, miej wgląd w potrzeby), a ja ciebie nie muszę (choć powiem że muszę, żebyś się kłócił i wyszło na moje) albo kochaj mnie bezgranicznie, bezinteresownie, a ja ciebie jak sobie zasłużysz Badzmy rowni, partnerscy, mowia slowa kobiet, a zachowanie kobiet mowi to ja w tej relacji jestem ważniejsza, mam wiecej problemow, potrzebuje wiecej uwagi, wiecej potrzeb moich ma byc spelnione, a twoje będą spełniane tylko zebys mi nie zwiał do innej i musze choc pozory zaangazowania dawac Traktowanie uzytkowe mezczyzn przez kobiety (i ludzi, bo w sumie kolezanek czy dzieci tez, bo w sadzie graja dzieckiem jak mogą, w relacjach rodzinnych dziecko tez jest tylko jednym z argumentow ktore powoduja to, ze moga wiecej rościć) i wyrachowanie kobiet Warto wpisac sobie w google "wszystkie kobiety są takie same" Sporo żalu, ale mnie ten żal nie obchodzi, tylko przekaz, a przekaz się zgadza: zakłamanie, interesowność i zapatrzenie w siebie kobiet, które wywyższają się bezpodstawnie. Dewaluują innych, którzy mają więcej do zaoferowania, lepiej się zachowują, a siebie wywyższają mimo braków, wad, ponieważ jak ze wszystkim uważają że ich złe zachowania sa winą innych, ich wady są też spowodowane kimś innym, albo czymś innym (łatwo zwalic na humor, który spowodowany jest innymi, albo hormonami, albo czymś czego nie da się zmienić, a zmiane gałęzi brakiem chemii, utraceniem "tego czegoś" przez mężczyzne co nic nie mówi i żyć dalej będąc taką jaka jest i się nie zmieniając) Problemem jest niskiej jakości towar którego cena jest bardzo wysoka Przecena może być wtedy kiedy kobieta jest załamana, ale bardzo szybko wyssie energie z pocieszyciela i wróci do ceny standardowo zawyżonej, poniewaz jak widać po kazdym zachowaniu kobiet są BIORCAMI, czyli głównie pasożytują na tym co ktos inny zbudował, lub na co im pozwolił Brak sprecyzowanej roli tworzy chaos i rywalizacje miedzy plciami, wiec nie ma wspolpracy w zwiazkach. Nie ma tego ze jedna jest zalezna od drugiej i dlatego nie ma MOTYWATORA DO STARAN. Nie ma tez KARY, za np rozstanie a pochwała, przynajmniej w przypadku kobiet. Brakuje motywacji do bycia w dlugim zwiazku, kiedy wyrownuje sie sztucznie plcie, ale tez brakuje kar za złe zachowania w przypadku kobiet, a uzasadniane jak wczesniej: ze jest silna, gdy odchodzi i zawsze od winnego mezczyzny. Zeby nie bylo ze wina jest tylko po stronie kobiet - nawet nie jestem za tym, ze po ich, tylko rządzących nami, bo to oni wykorzystują je do swoich prywatnych celów, a są łatwym kąskiem. Wina mezczyzn jest to, ze wolą siedzieć cicho zamiast mowic prawdę, wolą walczyć o seks, chowając głowe w piasek. Seks jest tak wielką potrzebą u mężczyzn, że zanika wartosc jak honor, przez co kobiety są jakie są, bo od nich wiekszosc nie wymaga. Po co mi było wnikać w te zachowania kobiet. mogłem dalej je usprawiedliwiać mówiąc nie ta to inna, nie wszystkie są takie same, kolejna będzie wyjątkowa, a ta po prostu miała zły dzień, tamten ją uwiódł, podły kretacz dam mu w mordę, wina jest innych, a nie w niej, tak jak ona uważa. Słuchanie kobiet daje jedno, wini się wszystkich tylko nie kobiety, więc można do konca zycia byc niepoprawnym romantykiem i je uwielbiac tak jak chcą, nawet gdy postępują jak bezlitosne zimne suki Co waszym zdaniem jest największym problemem, zgrzytem, co powoduje konflikty i nietrwałość związków, czy też braku dotrzymywania słów w byciu razem: na dobre i na złe?