Skocz do zawartości

Wojna na Ukrainie z perspektywy żołnierza


$Szarak$

Rekomendowane odpowiedzi

Tekst długi, ale warto przeczytać. 

Jak to wygląda w rzeczywistości. ;)

 

 

Jaka jest cena porażki? Niewiele epizodów w wojnie na Ukrainie ilustruje to bardziej wyraziście niż pięciomiesięczna bitwa o wieś Dowżenke, epizod, który prawdopodobnie kosztował setki istnień ludzkich, ale był całkowicie daremny dla Rosji. 

 

Dovhenke to maleńka wieś 20 km na południe od Izyum w obwodzie charkowskim. Przed wojną mieszkało w niej około 850 osób, prawie wszyscy byli ukraińskojęzyczni. Nie ma większego znaczenia strategicznego poza tym, że leży niedaleko głównej drogi.

 

Po zdobyciu Izium w marcu 2022 roku, wojska rosyjskie rozpoczęły atak na Dowżenkę około 11 kwietnia. Pięć miesięcy trwały walki, które zniszczyły całą wieś i spowodowały wiele ofiar po obu stronach, zwłaszcza wśród rosyjskiego 752 Pułku Strzelców Motorowych Gwardii.

 

Wczesną fazę bitwy udokumentował Wiktor Szajga, rosyjski żołnierz kontraktowy. Wszedł na Ukrainę na początku kwietnia i walczył z 752. Wkrótce po przybyciu na Ukrainę, został wysłany do trwającej bitwy o Dovhenke, która była w posiadaniu Ukraińców.

 

Wioska miała już reputację miejsca krwawych walk. Shayga i jego koledzy żołnierze otrzymali możliwość odmowy przystąpienia do szturmu, zaplanowanego na poranek 19 kwietnia.

 

"Zampolit [oficer polityczny] naszego pułku (...) powiedział, że idziemy na dupę szatana, więc kto chce, może odmówić właśnie tutaj (...), gdyż później nie będzie nikogo przyjmował z powrotem, gdyby ktoś chciał wrócić" - pisał później Szajga.

 

Ich pierwsza próba ataku została zaniechana wśród ukraińskiego bombardowania artyleryjskiego. "Już pożegnałam się z życiem - myślałam, że to już koniec, że następna bomba albo urwie mi nogi, albo zabije mnie natychmiast. To było naprawdę przerażające" - napisała Shayga.

 

Następnego dnia "wielu dowódców kompanii w dwóch batalionach 752. pułku powiedziało swoim bojownikom, że jesteśmy wysyłani na pewną śmierć, bo Ukraińcy są dobrze przygotowani. Powiedzieli więc - sami zdecydujcie, czy chcecie iść, czy nie".

 

Osiemdziesiąt procent batalionu odmówiło wyjazdu. Atak odbył się mimo wszystko z tymi, którzy się zgłosili, ale był katastrofą. Sześć godzin zajęło im przejście 7 km do Dovhenke, pod ciągłym ostrzałem artyleryjskim, który zabił i ranił wielu.

 

Dowódca batalionu wydawał się nie przejmować zabitymi i rannymi, nakazując kontynuowanie ataku mimo strat. Okazało się to niemożliwe. Niedoświadczeni oficerowie zdecydowali się na odwrót za radą 40-letniego weterana walk.

Wycofali się do pobliskiej wsi trzymanej przez Rosjan, docierając do niej dopiero o 23:00. "Jeden z ochotników, Andrey z Kurska, który przyszedł razem ze mną, powiedział, że wielu po prostu uciekło podczas wycofywania się. Krzyczał do nich, żeby pomogli wyciągać rannych, ale oni nie pomagali.

 

Powiedział, że chce chwycić karabin szturmowy i zacząć strzelać w ich plecy... W ten sposób z powodu utraty krwi zmarł dowódca plutonu granatników, kapitan Nikołajew, który był wleczony przez 4 godziny."

 

Inne jednostki zaatakowały Dovhenke, ale bez większych sukcesów.

 

W jednym z ataków "osiem czołgów i piechota weszły do Dovhenke, ale postanowiły jechać dalej, a nie zajmować pozycje, więc czołgiści poszli do przodu i prawie wszyscy zostali trafieni, a potem piechota też została wyparta".

 

Siły specjalne (spetsnaz) i jednostki powietrzne również próbowały zdobyć Dovhenke, ale zostały odparte. Przybył oddział wyszkolonych rezerwistów, którzy spędzili miesiąc na szturmowaniu wsi. "W sumie na Ukrainę przybyło ich 340. Po miesiącu ostrzału pozostało ich tylko 57.

 

Ukraińska artyleria spowodowała przytłaczającą większość ofiar. Nowo zwerbowani żołnierze zostali natychmiast rzuceni do ataku na Dovhenke po przybyciu na Ukrainę. Do maja wszyscy oficerowie albo zostali zabici, ranni, albo odmówili ataku

 

Powtarzające się klęski zdruzgotały rosyjskie morale. Szajga mówi, że "prawie wszyscy" z jego oddziału odrzucili rozkaz kontynuowania ataku na Dowżenkę, podobnie jak spetnaz, oddziały lotnicze i najemnicy Wagnera. Rozkazy te postrzegali jako samobójcze

 

Oficer polityczny 752. pułku próbował "zdemotywować" żołnierzy, strzelając im pod nogi z karabinu szturmowego. Zamiast tego, wykrzyknęli oni: "Niech strzelają! - lepiej umrzeć tutaj, przynajmniej kompletne ciało zostanie przekazane krewnym, aby mogli nas odpowiednio pochować".

 

Część ochotników nadal atakowała. "Nie było już oficerów, więc wybierali najbardziej zahartowanych wśród ochotników (takich, którzy walczyli w Czeczenii i Syrii), wyznaczali ich na seniorów, dawali im radia i wysyłali do szturmu na Dowżenkę".

 

W jednym z nieudanych ataków grupa ochotników została wysłana do pomocy rosyjskiej kompanii - normalnie liczącej około 100 żołnierzy - która została ograniczona do 20 piechurów, 4 bojowych wozów piechoty BMP i jednego czołgu.

 

Zaciekły opór ukraiński przyszpilił Rosjan i zmusił ich do odwrotu. Według rosyjskiego źródła "czołg nawet nie zaczął działać na pozycje Sił Zbrojnych Ukrainy, a BMP wyróżnił się jedynie ostrzałem własnej [strony].

 

Plan ataku szybko się nie powiódł. Ranny dowódca oddziału został pozostawiony we wsi z granatem, aby wysadzić się w powietrze. Zginęło trzech Rosjan, a każdy ocalały rosyjski bojownik został ranny.

Ci, którzy przeżyli, zapędzili się na ciężarówki z powrotem do Izyum lub rozproszyli się po lasach.

 

Szajga nie brał już udziału w walkach pod Dowżenką, wrócił do Rosji i po rezygnacji z kontraktu opuścił armię.

 

Rosjanie nadal rzucali do walki kolejne oddziały, prawdopodobnie tracąc kolejne setki ludzi.

Jeden z rosyjskich żołnierzy, Denis Votinov, który służył w 488. zmotoryzowanym pułku strzelców, mówi, że na początku maja został wysłany do Dovhenke wraz z 70 innymi rosyjskimi żołnierzami

Zdobywali jedną ulicę, "utrzymywali się" przez dwa dni, a potem się wycofywali. Efektem była krwawa jatka.

 

"Tego samego dnia zginęła kompania, zginął dowódca kompanii, zostało nas [tylko] trzech

[Dowódcy] powiedzieli, że po nas wrócą, ale w rezultacie w nocy zaczął się ostrzał. Nasza [strona] ostrzeliwała tę wieś. Wiedzieli, że [nasi] ranni tam pozostali i wtedy Siły Zbrojne Ukrainy wyprowadziły nas, uratowały rannych - tych, którzy nie mogli się poruszać.

 

Takie pozornie bezsensowne operacje mogły mieć na celu wsparcie twierdzeń lokalnych rosyjskich dowódców, że wieś została zdobyta, w innym przykładzie zinstytucjonalizowanego kłamstwa, które zostało zauważone wcześniej. Jeden z rosyjskich żołnierzy powiedział swojej matce

 

"Czy rozumiesz, co jest śmieszne? Tam właśnie były bitwy: jeśli nie weźmiemy Dowżenki, to nad dowódcą dywizji wiszą teraz trzy sprawy karne, on [zostanie] uwięziony. I to jest to!

 

 "A chodzi o to, że jeszcze trzy tygodnie temu informowano, że wzięliśmy Dowżenkę. A my, tam, [jeszcze] o to walczymy"

 

W końcu maja Rosjanie zdobyli niepewny stan posiadania zrujnowanej wsi. 

Walki wokół Dovhenke trwały, gdy Rosjanie próbowali nacierać dalej na południe. Ukraińcy okopali się na południu w sieci okopów. Chociaż byli słabo uzbrojeni, zmieniali się co 3 dni i byli znacznie lepiej zmotywowani niż wyczerpani Rosjanie.

 

Jak to ujął jeden ukraiński żołnierz: "Wszyscy zostali do końca rotacji ... To taka szalona mieszanka [wśród obrońców], ale każdy czuje to samo: musimy tam być, musimy walczyć i musimy wygrać."

 

Armia rosyjska kontynuowała atak bez powodzenia, ponosząc ogromne straty wśród 752. pułku i innych jednostek rosyjskich. W lipcu rosyjski żołnierz mówił o stratach, jakie ponieśli.

 

 "Było 107 ludzi [w mojej kompanii], pozostało 10. Z nich 4 odeszło, 6 nas zostało. Z 1. plutonu zostałem sam. W 1. plutonie mieliśmy 22 ludzi, zostałem tylko ja".

 

 "Tu dwa dni temu była ofensywa, 752 [pułk] atakował ukropy i zginęło 25 ludzi. 25. 25 chłopaków, kurwa, zginęło. Po prostu 25 zginęło, wszyscy "200" [nie żyją]. To kompletna rzeź. Totalna dupa. To, co opowiadają w telewizji, nie wierzcie, nie wierzcie".

 

 Po tylu nieudanych szturmach, okolice Dovhenke przypominały domek charytatywny. Shayga słyszał od żołnierzy biorących udział w kolejnych atakach, że gdy zbliżali się do wioski, "bardzo blisko niej leżą ciała naszych martwych żołnierzy."

 

 "Niektóre już wtedy zaczęły się rozkładać i puchnąć. Niektórzy mówili też, że widzieli ciała naszych zabitych spiętrzone w krzewach, niektórzy byli też przywiązani do drzew ... Mówili, że nasi ranni leżeli w jednym z okopów przez trzy dni i nikt nie mógł ich podnieść."

 

 Walki trwały w Dovhenke i okolicach przez cały sierpień. Wydaje się, że wieś stała się sporną ziemią niczyją. Filmy z drona pokazują ukraińską artylerię ostrzeliwującą rosyjskie patrole piesze i pojazdy w Dovhenke, prawdopodobnie pod koniec sierpnia.

 

Koniec nastąpił gwałtownie na początku września. Las na wschód od wsi zajmowała 36 Brygada Strzelców Zmotoryzowanych, ale jednostka ta została podobno wysłana na południe do Chersonia, prawdopodobnie w sierpniu. Dovhenke pozostało w najlepszym wypadku lekko bronione.

 

Nagła ofensywa Ukrainy w rejonie Charkowa zaskoczyła Rosjan. Przygotowywali oni obronę na południe od Izyum, ale nie byli przygotowani na atak od północy. Ukraiński atak na Izyum pozostawił tyły Dowżenki odsłonięte. 

 

Po krótkim szturmie, w którym, jak się wydaje, został zniszczony co najmniej jeden ukraiński pojazd, siły ukraińskie w ciągu jednego dnia odzyskały Dowżenkę, kończąc tym samym pięć miesięcy walk o wieś.

 

Rosjanie przegrupowali się w Lyman, gdzie dwa tygodnie później znaleźli się praktycznie otoczeni. 752. pułk był wśród uwięzionych jednostek, które pozostawiły po sobie ślad w postaci zabitych żołnierzy i zniszczonego lub porzuconego sprzętu podczas ucieczki na wschód.

 

Prawdopodobnie 752. pułk jest teraz rozbity, brakuje mu sprzętu i ma morale na dnie. W pewnym sensie, cena porażki nie jest ponoszona przede wszystkim przez zmarłych - oni nie są już zdolni do troski - ale przez żywych, a zwłaszcza tych, którzy przeżyli.

 

Muszą żyć ze świadomością, że cel, o który tak ciężko i długo walczyli, został utracony, a życie ich towarzyszy poszło na marne. Pewnego dnia zapytają, jaki był sens tego wszystkiego - a to nie będzie dobre dla Putina.

 

Tymczasem Dovhenke jest całkowicie zniszczona i zaśmiecona ogromną ilością niewybuchów i min lądowych. Minie wiele lat, zanim znów będzie nadawać się do zamieszkania. Znów jest ukraiński, ale w tak totalnej dewastacji nie ma zwycięstwa dla nikogo.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.