Skocz do zawartości

nin

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez nin

  1. Tak jak napisal @Normalny i @rewter2 ty jej w niczym na reke nie idz. Kazde Twoje ustępstwo obroci sie przeciwko Tobie. Chce odejsc to prosze bardzo ale w niczym jej w tym nie pomagaj. Rob tak, zeby bylo dobrze dla Ciebie. Jak bedzie dobrze dla Ciebie bedzie tez pewnie dobrze dla dziecka. Ja bym byl za tym by jasno okreslic sposoby opieki. Jezeli tego nie zrobisz bedziesz dzieckiem szantazowany. Dziecko bedzie chore bedziesz mogl sie opiekowac. Mamusia z wujkiem będą chcieli gdzieś jechać to dostaniesz dziecko ale jak Ty cos zaplanujesz... Warunki tylko jasno określone i na piśmie notarialnie lub sądownie. Z uwagi na Twoje,a tym samym dziecjkaka dobro jak najmniejsze alimenty. Generalnie zaproponuj pisemnie najlepiej przez adwokata opieke naprzemienna i 0 (słownie zero zl). To jest Twoje dziecko i masz do tego prawo, a moze i moralny obowiązek by taką złożyć propozycję. Kto wie może kiedyś to doroslemu dziecku pokażesz i udowodnisz, że to co o Tobie za Twoimi plecami mówiono to kłamstwo. Nudzilo sie jej gdy bylo jak bylo to teraz będzie miała upragnioną odmianę. Mozesz jej wysłuchać rad raczej nie udzielaj od tego sa adwokaci i niech się sama do jakiegoś uda. Niech płaci.
  2. Jestem w podobnej sytuacji i wiem sam wiem doskonale, ze jest ciężko ale: 1 Bezcelowe roztrzasanie tego nie ma sensu. Celowe np. w celu sprowokowania i udokumentowania jej słów i czynów tak ale tylko w tym przypadku. 2 Nie ma sensu eskalowac sytuacji w dniu codziennym np. Poprzez jakies pytani dlaczego, jak moglas itp. Najprawdopodobniej usłyszysz stek bzdur jak to np. 3 lata temu nie dałeś jej kwiatka. Już teraz staraj się by każdy twój dzień byl możliwie przyjemny, spokojny szukaj spokoju. Raczej nic nie mów, uśmiechaj się do świata bo świat znowu staje przed Tobą otworem i wcale nie musi być to dupa 3 Jeżli masz z tym problem możesz delikatnie sięgnąć po coś uspokajającego. Alkohol bym odstawil. Generalnie to może być czas by wprowadzić w swoim życiu pozytywne zmiany. Na tym sie skup. Stres wspomaga proces chudniecia wiec jezeli wprowadzisz lekka diete polecisz nawet kilkanaście kg. Do tego ruch na świeżym powietrzu: rower, bieganie, dlugie spacery, co tam może sprawić Ci przyjemność. Zdziwisz kg zaczniesz silownie. Bedzie dobrze. 4 Koncentruj sie na sprawach istotnych dotyczacych PRZYSZŁOŚCI. Finanse, przygotowania do rozwodu, pomysl na siebie. 5 Brak Ci motywacji? Pomyśl, ze nic jej Tak nie wkurwi jak Twoj sukces i dobre samopoczucie. 6 Dokumentuj wszelkie wydatki na dziecko w formie faktur imiennych na dziecko. Przygotuj sobie to nawet tylko dla siebie w celu ustalenia realnych kosztow utrzymania dziecka. Będziesz miał punkt odniesienia, co do jej wyliczeń. Może się okazać, ze te np. dodatkowe 200 zł więcej to żaden koszt biorąc pod uwagę, że "wiele zyskuje kto kurwe traci". 7. Jeżeli masz takie możliwości i zależy Ci na tym,a jednocześnie czujesz, że tak będzie lepiej dla dziecka przedstaw jako swoja propozycje np. opiekę w wymiarze 50% i w tej sytuacji zero alimentów bo koszty będą ponoszone równomiernie tak jak i opieka. Nie ważne czy masz na to szansę czy też nie. Jeżeli uważasz, że tak będzie lepiej dla dziecka to tak przedstaw swoją propozycję i tego się trzymaj. Jesteś Ojcem i wykarz swoją determinację. 8 Licz się z każdym świnstwem jakie może Ci zrobić.
  3. Bardziej niz srebrniki obstawiam jakieś haki na tego czlowieka, które pozwalają pociagajacym za sznurki wymusić takie "wyznania" na zasadzie "jeżeli nie odegrasz roli jaką dla Ciebie przygotowaliśmy to wicie rozumicie...". Co do Kaczyńskiego to może to jeden z tych, którzy odkryli, że kobiety/mężczyźni szczęścia nie dają i jest szczęśliwy sam ze sobą jednocześnie osiągając to co osiągnął.
  4. Tez widze tekst w pierwszym poscie, ktory nie miesci sie na ekranie telefonu. Najprawdopodobniej podczas kopiowania zostalo tez przekopiowane formatowanie zrodlowe.
  5. Moze Ci sie tylko wydaje, ze trzymasz ja w niepewności? Samo zerwanie tej relacji też będzie dla Ciebie bardzo wartościowym doświadczeniem. Zrywać relacje też trzeba się nauczyć.
  6. @Normalny Wpisałbym jako kwotę alimentów np 200 zł na potrzeby żywieniowe i rozrywkowe bo matka dziecka np. raz na miesiąc kupuje banana (1szt) twierdząc np. że więcej nie było, a jakiekolwiek wyjście z dzieckiem z domu to dla niej problem (chyba, że do własnej mamusi malować paznokcie). Pozostałe koszty matka pokrywa opłacając 50% mieszkanie i przedszkole więc nie uwzględniam ich we wniosku uznając, że reguluje je dobrowolnie. Wtedy sąd miał do rozpatrzenia dwa wnioski. Jeden od matki na kwotę 1200 zł oraz drugi od ojca na kwotę 200 zł. Może spowodowałoby to jakiś dysonans poznawczy w sądzie? Ale Ok. Podstawa tak jak napisałeś oraz pozostali bracia to spokój. Jeżeli ktoś ma własne wyrobione w oparciu o swoje doświadczenia informacje o dobrym adwokacie/radcy z Trójmiasta lub z miejscowości na trasie Trójmiasto -> Słupsk poproszę o informacje.
  7. Dobry prawnik. Tu mam problem bo jestem w obcym srodowisku. Moze znajdzie sie ktos z Braci z Trojmiasta z wiedza kogo mozna by zaangazowac? Z rozmow jakie przeprowadzilem z innymi doswiadczonymi wylania sie taki scenariusz: W przypadku zlozenia wniosku o alimenty zlozyc swoj wniosek. Oba wnioski beda rozpatrywane jednoczesnie i na rozprawie starac sie wykazac swoje zaangazowanie oraz bezsensownosc wniosku drugiej strony z uwagi na zaangazowanie i wspolne zamieszkanie. Sam wniosek drugiej strony mozna probowac przedstawic jako skok na kase bo przeciez w obecnej sytuacji wszelkie potrzeby dziecka sa zaspokajane dobrowolnie. W przypadku wyprowadzenia sie matki wniesc sprawe o przyznanie opieki niezaleznie od realiow jaki wszyscy znamy wykazujac w ten sposob determinacje i przedstawic swoje atuty.
  8. Dziękuje @Normalny oraz wszystkim pozostałym za wpisy w temacie. Wczytuje się w wasze wpisy i analizuje sytuację. Dziękuje bo stanowi też dla mnie to wsparcie, że nie jestem z tym sam. Jeżeli już to kiedyś byłem nauczycielem i lubiłem te pracę. Określenie Pedagog mi mało pasuje Teraz to już pewnie bardziej wychodzi skrzywienie cyfrowo-logiczne. Matkę oszukasz, ojca oszukasz, sąd oszukasz ale matematyki nie oszukasz Domyślam się, że w sądzie nikt za bardzo nie będzie wnikał i powiedzmy dają obecnie po 500 zł to dadzą 500 bez wnikania. Smutno to trochę bo tak naprawdę tego wnikania nie ma dużo. Trzeba podsumować 5 liczb i można kwotę rzetelnie i sprawiedliwie podliczyć, a nie brać z palca. No bo co w tych wyliczeniach jest nieprawdziwego i trudnego? Jeżeli w alimentach będą uwzględnione koszty lokalowe to jak sądzę należy traktować że są ustalone w kwocie 1/3 kosztów. Więc do alimentów dojdzie obecnie 2/3 kosztów lokalowych / 2 i koniec. Reszta dobrowolnie. Co z tym przedszkolem? Czy dodatek na przedszkole pobierany przez matkę można podnieść jako środki, które są przeznaczane bezpośrednio na potrzeby dziecka i obniżyć koszty przedszkola ponoszone przez Ojca? Raczej nie muszę tego dodawać ale dla jasności. Ja dziecku nie żałuje. Gdy dowiedziałem się o ciąży zobowiązałem się przed matką dziecka i dzieckiem do zapewnienia im opieki. Ze swojego zobowiązania się wywiązałem. Matka swoim zachowaniem zwolniła mnie ze zobowiązania w stosunku do niej. Nie mam żalu, nie zamierzam się mścić, nie zamierzam też jednak dawać cokolwiek za nic wg jej widzimisię. Moje zobowiązanie, co do dziecka nadal mnie obowiązuje i zamierzam się z niego wywiązać w każdym aspekcie: finansowym, czasowym, uczuciowym. Moje zobowiązanie w stosunku do Syna jest dla mnie ważniejsze niż nawet ewentualny wyrok sądu. Jeżeli wyrok sądu będzie w mojej opinii nie zgodny z moim zobowiązaniem zarówno na + lub na - to przemyślę sprawę, dam sobie czas na analizowanie ale finalnie sam podejmę decyzję tak by wywiązać się ze zobowiązania. W wymiarze finansowym będzie to kwota jaką w prosty sposób można obliczyć. Może nie będzie to kwota równa kwocie zasądzonej. Trudno. Moja obecna sytuacja jest taka, że materialnie nie posiadam nic. Posiadam wiedzę, pewne zasoby finansowe, która można uchronić, rodzinę i przyjaciół. Raczej nic nie można mi zabrać. W wymiarze czasowym nie będę miał wyjścia i będzie tak jak uzna sąd. Będę starał się by było to możliwie dużo. Mam pewne atuty, które przedstawiałem i wolę by o to walczyć. Za ewentualnie więcej czasu nie zamierzam matce dziecka jednak płacić. Mogę ten czas dać ale płacił nie będę. Decyzja matki dziecka i jej konsekwencje. W wymiarze uczuciowym syna kochałem, kocham i będę kochał. Jeszcze jedna, może szalona koncepcja. A co by było gdybym to ja złożył wniosek o alimenty? Jesteśmy przecież dokładnie w takiej samej sytuacji. Wniosek jako pierwszy w niskiej kwocie.
  9. Czyli będę robił w oparciu o wyrok to co robię obecnie dobrowolnie (ugodowo). W swoich ustaleniach kwoty alimentów mogę przyjąć metodologię 1/3 czynszu i kosztów opłat oraz 1/2 kosztów przedszkola. Dochodzą koszty jedzenia, leków, ubrania. Co do jedzenia to w przedszkolu jest zapewnione co prawda całodzienne wyżywienie (ale wiadomo, że przed wyjściem dziecko je śniadanie z obiadem dla nas wszystkich bo tak gotuje plus kolacja podobnie jak śniadanie. Realne dodatkowe koszty jedzenia są skromne. Nie ma chorób przewlekłych. Ubrania zasadniczo mamy od rodziny. Mam udokumentowane przekazanie ostatnio 20kg odzieży od matki chrzestnej z mojej strony. Co do przedszkola z tego co wiem pobiera w pracy dodatek na opłacenie przedszkola (nie wiem w jakiej wysokości). Czy jeżeli pracodawca ponosi te koszty przedszkola to można te pieniądze traktować jako przeznaczone bezpośrednio na dziecko, a tym samym obniżyć koszty związane z przedszkolem o tę kwotę? Czyli: koszt przedszkola 400 zł miesięcznie ale 200 zł dodatku na przedszkole pobiera matka od pracodawcy czyli do podziału pozostaje 200zł/2=100 zł Czyli: 300zł czynsz 100zł opłaty 100 zł przedszkole (z uwzględnieniem dodatku na przedszkole) 100 zł dodatkowe jedzenie 50 zł pozostałe --------------- 650 zł miesięcznie Chodzi mi o to czy poprawnie określam ewentualną kwotę alimentów w celu przedstawienia jej w sądzie w obecnej sytuacji wspólnego zamieszkiwania. Bo skoro matka wyliczyła 1200 zł na jakiejś podstawie to chyba ja też mogę/powinienem określić kwotę. Lub też: skoro płacimy obecnie czynsz po połowie, opłaty po połowie, przedszkole po połowie to alimenty na potrzeby dziecka to: 0 czynsz, 0 opłaty, 0 przedszkole, 100 zł 50 zł ---------- 150 zł miesięcznie i taką kwotę w tej sytuacji mam pokazać jako zasadną ze względu na potrzeby dziecka.
  10. Generalnie to taka prawda. Chce być z dzieckiem, a "partnerka" mi nie przeszkadza. Forma umowy z mieszkaniem nie pozwala na jej rozwiązanie bez naszej obopólnej zgody. Mojej zgody nie ma bo chcę być blisko dziecka i dziecko nadal tu mieszka. Jeżeli jednak partnerka chce się wyprowadzić to oczywiście ma do tego prawo i jak sądzę to zrobi tylko $ musi się zgadzać. Dlatego dąży do sprawy o ustalenie alimentów. Tylko właśnie jakich alimentów skoro mieszkamy razem i koszty oraz zakres obowiązków dzielimy pomiędzy sobą? Oczywiście ona może wnieść o alimenty tylko chciałbym wykazać, że w tej sytuacji wniosek o alimenty jest niezasadny. Przelewam środki na konto matki w wysokości 50% kosztów oraz dokonuje zakupów udokumentowanych w formie faktury, zabieram dziecko do play landu, kupuje zabawki, opiekuję się codziennie po powrocie z przedszkola, a w przypadku choroby całodzienne. Więc na jakiej podstawie mają zostać zasądzone alimenty w kwocie x?
  11. @Normalny Taka informatyczno-logiczna osobowość Stosunki są lepsze niż w niejednej uchodzącej za normalną rodzinę. Był okres, w którym mimo wszystko próbowałem sprawę z z nią wyjaśnić, dojść przyczyn i ewentualnie ustalić jak ma wyglądać przyszłość dziecka ale za każdym razem spotykając się z milczeniem lub nie bo nie obecnie odpuściłem. Wtedy te rozmowy nie należały do przyjemnych ale były przeprowadzane bez obecności dziecka i bez jakiejkolwiek przemocy. Ja mówiłem a ona tempo się patrzyła w sufit. Z mojej strony nie ma emocji nakierowanych na molestowanie, przemoc. Na pewno jednak rodzinie i być może koleżankom i w pracy przedstawia sytuację w złym świetle wciąż grając ofiarę. Czysta kalkulacja bo z rodziny i koleżanek też chce doić. To taki, do bólu, jak już wiem z tego forum i książek, typ kobiety. Jak sądzę jednak mogłaby wnosiła by o podwyższenie alimentów z uwagi na zmianę miejsca zamieszkania? Spokój sobie dałem. W pewnym sensie po miesiąca okłamywania i wmawiania mi poczucia winy z jednoczesnym namawianiem mnie do porzucenia dziecka gdy zadzwonił poczułem ulgę. Sprawa stała się dla mnie jednoznaczna w tym momencie. Nie wiem czy obecnie dał sobie spokój czy też ona dała sobie spokój bo mnie to mało interesuje. Nie wiem czy sprawa z sms-em do mnie od kolejnego była zagrywką z jej strony (sama napisała) by wywołać u mnie znowu silne emocje czy też krąg potencjalnych facetów/orbiterów jest szerszy (co jak wiemy jest całkiem normalne) i łapie za kolejne gałązki. Staram się obserwować proces, obserwować z jednej strony do bólu sztampowy spektakle ale z drugiej to obserwuję go na żywo pierwszy raz. Może kiedyś będę miał okazję opowiedzieć o tym przedstawieniu Synowi i dać mu tym samym dobrą lekcję życia. Suchar na koniec (z przedstawienia, które obserwuje): - Bardzo żałuje tego co się stało. Bardzo! - Ale czego ty żałujesz? - Żałuje, że on okazał się takim kretynem! @Stary_Niedzwiedz Dziecko zameldowane jest w rodzinnym mieszkaniu matki czyli u babci dziecka. Matka z pewnością jednak się tam nie wyprowadzi. Myślę, że ona kombinuje tak by uzyskać najpierw możliwie wysokie alimenty i wtedy dopiero się wyprowadzić (czyli jak zwykle by było jak najwygodniej dla niej). Dlatego też nie wyprowadziła się wcześniej do nowego faceta, a wiem, że jej to proponował. Było jej wygodnie: najlepsza niania na świecie w domu, obiadki, posprzątane, dodatkowa kasa i emocje na mieście. Gość jednak w jej mniemaniu jak sama powiedziała okazał się kretynem bo po pewnym czasie doszło do niego, że skoro ona mnie robi w ch... to może i jego robi i zadzwonił. Więc wyglądałoby na to, że mogę tego użyć. Pytanie tylko kiedy. Czy w ewentualnej najbliższej sprawie o alimenty czy też to materiał raczej do sprawy o ustalenia warunków opieki nad dzieckiem czy też do obu tych spraw. Pytania kolejne: 1) Ponieważ ma odbyć się ta mediacja z pełnomocnikiem matki czy na tej mediacji sięgać i przedstawiać swoje dokumenty lub sugerować ich posiadanie. Czy też nic nie robić i jedynie przyjąć do wiadomości to co przedstawi druga strona? To małe miasto i nie mogę mieć pełnego zaufania do mojego radcy. Młody chłopak wydaje się ok ale to jest układ i może sprzedawać informację drugiej stronie próbując się dogadać lub coś ugrać dla siebie w innych sprawach. Rozważam by nie zaangażować finalnie do sprawy kogoś z innego miasta (Trójmiasto, Kartuzy, Wejcherowo). Pełnomocnik w piśmie domaga się określenia gdzie zamierzam mieszkać. Oczywiście zamierzam mieszkać tutaj gdzie mam wiążąca umowę na przynajmniej kolejnych 7 lat. Dziwne pytanie ale pewnie wynikające z tego, że rozważałem w rozmowach z matką wyjazd z tego miasta. 2) Czy przygotować swoją propozycję planu wychowawczego na to spotkanie mediacyjne i przedstawić ją pełnomocnikowi? Matka dziecka nie zaaprobuje żadnej rozmowy jak również samego planu gdyż jej zależy na $, a dziecko jest jedynie środkiem. Oczywiście, można się jeszcze przytulić no i dziecko bezwarunkowo kocha mamusie ale to już w bonusie. 3) Myślę, że dobre dla mnie mogłoby być granie na czas. Czyli odwlekanie mediacji, doprowadzenie do kolejnych spotkań. Matce zależy natomiast na możliwie szybkim rozstrzygnięciu.
  12. @Normalny W związku z tym sąd może skoro pani matka tego chce, a chce bo składa pozew - ustalić kwotę jaką będziesz musiał przekazywać matce i ... koniec kropka - po sprawie No ale przyjmujac,ze dalej mieszka wspolnie to mam rozumiec, ze ona z tych przyznanych alimentow pokrywa czesc czynszu, oplat, przedszkola, kosztow utrzymania, a ja juz wtedy nie musze placic 1/3 tych kosztow? Nie musze juz kupowac i brac faktur na wszystko dla Syna tylko moge oczekiwac, ze zaspokoi te potrzeby z przyznanych alimentow? Przykladowo czynsz teraz place polowe czyli 450. Sad w alimentach na czynsz wyliczy 1/3 wiec bedzie 300 zl z alimentow i teraz w jakich proporcjach bedzie placone pozostale 600 zl? Po polowie? To wtedy bede za czynsz placil 300 w alimentach i 300 w swojej czesci czyli 2/3 kwoty czynszu. Pytanie dlaczego? Czy tez jezeli z alimentow 300 to matka tez 300 a pozostale 300 po polowie czyli wyjdzie to samo 450 zl i na cholere to cale zamieszanie.
  13. @Stary_Niedzwiedz Co do jej intencji to nie mam wątpliwości, że o to chodzi. Zastanawiam się tylko czy może coś ugrać gdy nadal mieszkając pod tym samym adresem, a ja dokumentuje wydatki poniesione na dziecko. Czyli ja ponoszę dobrowolnie koszt około 1000 zł miesięcznie zapewniając swój wkład finansowy: mieszkanie 50%, opłaty 50%, przedszkole 50% plus udokumentowane wydatki. Ma się liczyć z tym, że sąd zamieni dobrowolnie ponoszone koszty na wymagane alimenty w tej kwocie? Ona będzie to miała zasądzone bo przecież tyle płacę i wtedy się wyprowadzi i zrobi sprawę o ustalenie opieki. Zostanę z 1000 alimentów i dzieckiem dwa razy na weekend w miesiącu? Taki scenariusz obrotu sprawy nie ukrywam, że mnie przygnębia. Ze świadkami jest w mojej sytuacji bardzo źle. Jestem 700km od rodzinych stron. Pracując i zajmując się dzieckiem nie nawiązałem praktycznie żadnych znajomości po za jej rodziną, która oczywiście będzie murem za nią stała i wszyscy już kombinują jak tu dorwać się do dziecka i doić. Zresztą mają w tym praktykę bo siostra matki dziecka tak już jedzie z 3 dzieckiem i drugim partnerem. Taki sposób na życie. Pytanie czy filmy z mojej opieki nad dzieckiem, zdjęcia, smsy z informacjami do matki np. że lek podany, dziś na obiad to i to i zdjęcie mms będę mógł przedstawić jako dowód? Jak do tej pory nie brałem L4 no bo kto by pomyślał Jako, że prywatna jednoosobowa działalność nie widziałem wcześniej sensu. Posiadam nagrania naszych rozmów a tam kwiatki typu: "płać i spier...., to nie będę Ci robić pod górę w byciu weekendowym tatusiem" tylko takie nagrania to chyba śliska sprawa.
  14. @piratos 900 zł to czynsz za mieszkanie (100%). Jak sądzę policzyła całość kosztów (100%) i podzieliła na 2: 2000 zł całość kosztów: (czynsz,opłaty,przedszkole i dodatkowe koszty) / 2 = 1000 zł Ponieważ dziecko ma być z matką to poświęca więcej czasu i dodała jeszcze z tego tytułu 200 zł 1000 + 200 zł = 1200 zł No i wyszło jej że na niespełna 3 letnie dziecko powinna otrzymywać 1200 zł alimentów. Ze swoich źródeł wiem, że chodzi tylko o kasę i razem z mamusią mamusi obliczyły to na zasadzie: "przy jego zarobkach to minimum 1000 zł". Teraz tak, z jednej strony dbając o dobro dziecka chciałbym mu zapewnić możliwie duży kontakt z dzieckiem na co mam możliwości czasowe oraz finansowe. Dlatego zaproponowałem 50% i 0 alimentów. Gdyby była wola porozumienia się matki dziecka ze mną to moglibyśmy jakoś to wszystko możliwie poukładać, np. odbieram codziennie z przedszkola, obiad ze mną, odwożę na 18, co drugi weekend, święta naprzemiennie, wakacje 1 miesiąc, ferie zimowe 2 tygodnie itp, przedszkole po 50% i dodatkowe koszty po 50%. Niestety jak się domyślacie takiej woli nie ma i wszystko co nie jest po myśli matki w jej przekonaniu oznacza wojnę Po myśli jest bym się wyprowadził najlepiej daleko i płacił jak najwięcej. Jak mi powiedziała "przecież możesz dojeżdżać te 700 km tak jak dojeżdżałeś gdy się poznawaliśmy, a ja Ci nie będę robić problemów w kontakcie z dzieckiem". Z drugiej strony jeżeli otrzymam standardowe 2 weekendy (tak deklaruje adwokat) i na dodatek wysokie alimenty to trochę bez sensu bym pozostawał w obecnym miejscu zamieszkania bo to powiatowa Polska C. Również nie wiem czy w tym niekorzystnym dla dziecka wariancie moje dokumentowane wydatki oraz dochody nie stanowiłby argumentu do ustalenia wyższych alimentów na zasadzie, że skoro chciał opiekę i go na to stać to niech płaci 2000 zł. Co do dochodów to prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą,a dochód netto szacuje za ubiegły rok na jakieś 2500 zł miesięcznie.
  15. Pytanie dla mnie obecnie podstawowe brzmi: czy mieszkając razem z matką i dzieckiem, ponosząc solidarnie koszty utrzymania oraz zajmując się dzieckiem matka dziecka może wnosić o przyznanie opieki nad dzieckiem i alimenty? Czy to w ogóle wydaje się zasadne? Tzn. wnieść pewnie może ale czy to ma w tej sytacjii sens. Faktury zbieram od grudnia. Również od grudnia w tytule przelewu dla matki (reguluje całość) wpisuje konkretne tytuły: czynsz 50%, opłaty 50%, przedszkole 50% ale przelewam to na konto matki. Wcześniej wpłacałem bez tytułów na jej konto łącznie za 2016 rok 15000 zł. Do tego dochodziła jeszcze gotówka itp. ale tego nie mam jak udokumentować. Na fakturach mam tylko rzeczy dla dziecka: słodycze, zabawki, desery, owoce. Tak naprawdę kupuje wszystko ale rozumiem, że faktur na np. mięso, warzywa itp. to już mam nie brać. Dziecku praktycznie nie były kupowane ciuchy ponieważ w mojej rodzinie są dzieci w podobnym wieku otrzymujemy po 20kg markowej i sporadycznie używanej odzieży. Czy to też jakoś będzie można podnieść? Mam zdjęcia/filmy z doręczenia takiej paczki. Co do czasu. Tak jak pisałem pracuje w naszym wspólnym wynajętym mieszkaniu więc siłą rzeczy spędzam czas z dzieckiem. Zapewniałem również opiekę podczas chorób ale tutaj pytanie jak mogę to udokumentować. Jechać do rodzinnego i zrobić kopię karty chorób dziecka, a następnie poprosić o skonfrontowanie ze zwolnieniami na opiekę nad dzieckiem matki? Ma to jakiś sens? Ma znaczenie jakaś dokumentacja z naszych zabaw, z opieki nad dzieckiem. Staram się obecnie codziennie coś z kronikarskiego obowiązku nagrać/zrobić zdjęcie. Co do zdrady to spotkałem się z różnymi opiniami prawników. Jedni tak jak napisałeś @piratos twierdzili, że nie ma to związku ale były tez opinie, że był to związek i jakieś wzajemne zobowiązanie, a takie postępowanie to przekreśliło, wprowadziło do związku negatywne emocje, przez co ucierpiało dobro dziecka. Na opiekę naprzemienną czyli 50% nie liczę z uwagi na brak zgody matki ale z inną propozycją w moim rozumieniu dobra dziecka nie mogłem wystąpić do negocjacji. Pytanie jest jednak czy pozostając w tym zapyziałym mieście, w którym dziecko się urodziło i teraz chodzi do przedszkola, a matka pracuje będę mógł liczyć na większy kontakt z dzieckiem przyznany przez sąd? Czy ten ewentualny większy kontakt z dzieckiem będzie miał wpływ na wysokość alimentów? Alimenty matka policzyła jak sądze następująco: 900 czynsz 400 opłaty 400 zł przedszkole 300 zł inne koszty RAZEM 2000 zł / 2 = 1000 zł plus dodatkowe 200 zł i w piśmie jest 1200 zł Takie podejście jest właściwe?
  16. Sytacja wygląda następująco. Konkubinat. Syn 2,8 miesięcy. W listopadzie skontaktował się ze mną telefonicznie nowy partner matki naszego dziecka z pytaniem "kiedy się wyprowadzam i kto tu jest rżnięty w d.". Wciąż mieszkamy razem na podstawie umowy najmu okazjonalnego na dwie osoby. Nie ma możliwości rozwiązania umowy bez porozumienia wszystkich stron. Ja nie zamierzam się wyprowadzać. Na dzień dzisiejszy sprawa wygląda następująco. Wystosowałem pismo z propozycją opieki 50% i w związku z tym 0 alimentów. Spotkanie z uwagi na nieobecność matki i jej pełnomocnika nie odbyło się. Po 2 tygodniach otrzymałem pismo od pełnomocnika, że matka dziecka nie zgadza się na 50% opieki i wyliczyła kwotę kosztów utrzymania na 2000 zł, a tym samym kwotę alimentów na dziecko na 1200 zł. W piśmie nie ma żadnych informacji na temat propozycji kontaktów z dzieckiem (tylko, że 50% nie wchodzi w grę). Kierując się dobrem dziecka zależy mi na utrzymaniu kontaktów w możliwie największym stopniu. Pytania. 1) Czy w związku z dalszym wspólnym mieszkaniem (na dzień dzisiejszy) zasadne będzie ze strony matki kierowanie spraw o alimenty oraz o uregulowanie kontaktów z dzieckiem? Wpłacam połowę czynszu za mieszkanie, opłacam połowę kosztów oraz przedszkola (udokumentowane). Od miesiąca robię zakupy dla dziecka na faktury imienne (tylko produkty wyłącznie dla dziecka). Innymi słowy ponoszę połowę kosztów lokalowych oraz udokumentowane koszty utrzymania dziecka. Spędzam czas z dzieckiem: w przypadku chorób pełnię opiekę w godzinach pracy matki. Gdy dziecko chodzi do przedszkola przygotowuje obiad, no i spędzam czas po jego powrocie. W poprzednim roku w formie przelewów na konto matki dziecka przekazałem około 15 000 zł. 2) Jeżeli jednak do tych spraw przed sądem dojdzie, co może stanowić moje atuty: - wykształcenie wyższe pedagogiczne, - własna działalność gospodarcza wykonywana w miejscu zamieszkania (zdalnie usługi informatyczne), - dochód umożliwiający zapewnienie warunków do rozwoju dziecka, - pozostanie w mieszkaniu w którym syn wychowywał się od urodzenia (zakładając, że to matka się wyprowadzi), - mój miesięczny samodzielny i udokumentowany pobyt syna (wtedy 2 lata) w rodzinnym domu, - sprawowanie opieki nad dzieckiem w trakcie chorób (matka nie brała zwolnienia nigdy mimo że łączny okres w jakim dziecko chorowało to około 2 miesięcy), - samodzielność w wykonywaniu czynności pielęgnacyjnych oraz prowadzeniu domu, - pozostanie w najbliższej okolicy dziecka, - wystosowanie i stawienie się na spotkanie w sprawie uregulowania kwestii opieki nad dzieckiem, na które matka/pełnomocnik się nie stawili. 3) "Moje" wady: rozważałem opuszczenie miejsca zamieszkania i wyjazd do innej miejscowości o czym poinformowałem na etapie podejmowanie decyzji matkę dziecka. Decyzji takiej nie podjąłem i pozostałem, mieszkam w miejscowości w której nikogo nie znam, a tym samym nie mogę powołać żadnych świadków. Czy w ogóle będą dopuszczeni do zeznań jacyś świadkowie: matka matki dziecka itp.? 4) "Wady" matki czy w tych sprawach będzie brany fakt przyczyn, które do tego doprowadziły (zdrada w konkubinacie)? Proszę również o Wasze sugestie i namiary na miejsca gdzie mógłbym uzyskać sprawdzone informacje jak się do tej sprawy przygotować. Jaką opracować strategię by zapewnić dziecku możliwie duży kontakt ze mną.
  17. Czy znacie jakieś sprawdzony serwis oferujący usługę wykonania test DNA? Ofert jest całkiem sporo, rozpiętość cenowa od 600 zł w górę natomiast ciężko zweryfikować te oferty.
  18. Byłem u dwóch adwokatów i każdy twierdził, że moje wyprowadzenie nie będzie miało żadnego znaczenia Nie zostawię syna. W związku z tym nie zgodzę się na rozwiązanie dotychczasowej umowy i pozostaje w mieszkaniu. Spotkanie w sprawie ugodowego ustalenia warunków opieki nad synem jest już zaplanowane. Wychodzę z propozycją 50/50. Papuga jak usłyszał to zaniemówił Z synem jestem od poczęcia przez poród (nie chciałem ale ona prosiła o wsparcie, a mamusia wtedy pojechała sobie na wakacje) przez pierwszą kąpiel itp. itd. Mam pewność, że jeżeli się wyprowadzę z tego miasta tak jak ustaliłem z partnerką wcześniej moje kontakty będą sporadyczne i utrudniane, a Syn będzie nastawiany przeciwko mnie. Wiecie jak jest. Scenariusz mają już przećwiczony na córeczce siostry partnerki. Chłop nie wytrzymał i sam odszedł. Teraz jest dla własnej córki Łukaszem, z którym nie chce się specjalnie widywać. Oczywiście przedstawiany jest przez rodzinę matki jako ostatni *** który zostawił dziecko. Jak kiedyś zapytałem o co chodziło z nim i jego siostrą to partnerka stwierdziła, że nie pił, nie palił ale sobie tak czasami WYCHODZIŁ. I teraz sytuacja dotycząca mnie. Zasłyszana relacja mojej partnerki do swojej matki. "Wiesz on sobie tak wczoraj wyszedł WIECZOREM. Janek na spaniu zaczął charczeć. Więc napisałam mu wiadomość żeby kupił lekarstwa. I wiesz co? Wrócił po 23." Straszne nie? A wyglądało to tak, że wyszedłem po 22. Wiadomość otrzymałem o 22.30. Musiałem znaleźć aptekę dyżurną i kupić co trzeba. Wróciłem o 23 z lekami. Wszystko z buta. Jakieś 2-3km. Urabia tak własnych rodziców by potem uchodzić za ofiarę i czerpać z tego korzyści Urabia tak od miesięcy. Do czasu ewentualnej ugody lub rozstrzygnięć sądowych nie ruszam się stąd. "Okupuje" kuchnie więc dam radę Dodatkowo od dzisiaj wszystkie zakupy na rachunek imienny na syna. Przelew na czynsz 50%, opłaty 50%, stosownie opisany. Dodatkowo dobrowolny przelew na koszty związane z zapewnieniem dziecku warunków. Myślę, że jak zostanę w tym mieście, w tym mieszkaniu, szanse na jakieś sensowne przyznanie kontaktów z synem będą znacznie większe niż gdybym wyjechał 500 km. Sam ten proces dochodzenia do ugody, oraz ewentualne sprawy w sądzie to będą pewnie miesiące. Gdybym się wyprowadził jeździłbym tam i z powrotem całując najczęściej pewnie klamkę, a Syn przez ten czas byłby urabiany. P.S. to konkubinat, nie małżeństwo (instynktownie nie dałem się w małżeństwo wkręcić).
  19. Dotychczas wynajmowaliśmy dla naszej trójki (ja, partnerka, nasz syn) mieszkanie na podstawie umowy najmu okazjonalnego. Stronami umowy są Najemca, oraz ja i partnerka. Mój związek z tą kobietą jest definitywnie zakończony natomiast nie chcę tracić kontaktu z synem. Ponieważ postanowiliśmy się rozejść stwierdziłem, że doprowadzę do spotkania stron i rozwiązania umowy, a następnie partnerka podpisze nową umowę z Najemcą już wyłącznie na siebie. Partnerce bardzo zależy na takim rozwiązaniu. W mieszkaniu od pierwszych dni wychowywał się nasz syn, dobra cena, niskie koszty, itp. Ponieważ nasz syn zachorował na zapalenie płuc postanowiłem jednak, że zostanę w mieszkaniu do czasu wyleczenia i odwołałem spotkanie w celu rozwiązania umowy. NIe wiem nawet czy taka korelacja mojego wyprowadzenia się z datą choroby syna nie stanowiłaby potem dowodu przeciwko mnie. Szok jaki wywołała ta informacja u partnerki był całkiem spory Nagle przestało jej przeszkadzać, że wyjeżdżam gdy syn jest chory. Matka partnerki już czekała 2 klatki obok by po moim wyjściu rozgościć się u córki i wnuka rozpoczynając panowanie. Teraz się zastanawiam czy w ogóle godzić się na to rozwiązanie umowy i moje wyprowadzenie się. Jak sądzę jest to mój jedyny atut w przypadku prób ugodowego ustanowienia warunków opieki nad synem. Ma 2,5 roku i zależy mi na maksymalnym kontakcie w perspektywie najbliższych lat. Jeżeli ona zdecyduje się opuścić mieszkanie to ma do wyboru: wynająć nowe pozostając wciąż na umowie z dotychczasowego, przeprowadzić się do dziadków (mały pokoik) pozostając wciąż na umowie z dotychczasowego, przeprowadzić się do nowego partnera pozostając wciąż na umowie z dotychczasowego. Czy w przypadku ewentualnych rozstrzygnięć sądowych w kwestiach określenia czasu opieki nad dzieckiem będzie to miało jakieś znaczenie?
  20. Czyli wychodzi na to, że miliard muzułmanów nie może się mylić?
  21. 1. Za złamanie regulaminu przepraszam. 2. Dziękuje wszystkim za wsparcie. 3. Historia trwa. Z ciekawszych rzeczy. Na jej koncie były pieniądze, które kiedyś podczas rozmowy, jeszcze gdy obowiązywała wersja, że jestem złym ojcem i się nie angażowałem, uznaliśmy za pieniądze syna (kwota xx xxx). Są to pieniądze z okresu gdy wszystkie zarobione pieniądze lądowały na jej koncie. Wtedy na rozmowie się skończyło. Teraz postawiłem sprawę jasno. Połowa pieniędzy wędruje do mnie bo nie wiem, co jej odpierdoli. Jak dotąd przez całe życie nie odłożyła złotówki mimo, że nie raz próbowałem z nią o tym rozmawiać i zachęcać do oszczędzania, a te pieniądze gdy jeszcze miałem na nią wpływ udawało mi się "odłożyć" na jej koncie. Teraz postawiłem sprawę jasno. Połowa pieniędzy wraca do mnie. Kilka dni ciszy w tej sprawie, więc znowu do tego wróciłem, i w końcu pieniądze przyniosła. Przeliczyłem dopiero dy wyszła. Brakowało kilkaset złotych Stwierdziła, że mi odda po Nowym Roku. Nie zgodziłem się, więc kilka dni później grzecznie przyniosła brakującą kwotę. 4. Teraz historia nadająca się do tematu Przełomowe momenty, które wybiły mnie z matrixa Jeszcze zanim tutaj trafiłem, nie mając z kim porozmawiać (po tym telefonie od nowego/przyszłego tatusia) zadzwoniłem do Matki i powiedziałem jej jak się sprawy mają (błąd). Otrzymałem rady typu: trzymaj się masz syna dla którego warto żyć, przeczekaj może im (jej/jemu) się znudzi, zło dobrem zwyciężaj. Generalnie rozmowa mi pomogła bo jednak z kimś o tym porozmawiałem. Zadzwoniłem jeszcze raz by porozmawiać kilka dni później i wiecie co mi wtedy powiedziała? Że może mi się wydaje, a ja jestem zbyt przewrażliwiony Obecnie trwa emocjonalny Rollercoaster. Dni spokojne przeplatają się z gównianymi. W pokoju stoi karton do którego spakowałem wszystkie rzeczy. Jak się pakowałem to mi powiedziała: "tylko kiedyś nie mów, że wyrzuciłam Cię z domu" Nie wiem do czego ona zmierza. Wciąż jest harda i chyba wg niej najlepiej gdybym uznał, że sprawy nie było, pogłaskał po głowie i przeprosił. Biegam. 10km po urozmaiconym terenie to już nie problem. Palę (błąd, błąd, bład). Swoją drogą jak kiedyś zobaczyła, że palę papierosy, a lata nie paliłem, to z taką pogardą zmieszaną z uśmiechem na mnie popatrzyła. Tak. Byłem NIKIM.
  22. @Geralt Nie wiem jak się historia potoczy. Mogłem wielokrotnie odejść, i mogę w każdej chwili, ale na dzisiaj ciesze się, że tego nie zrobiłem. Ciesze się, że poznałem prawdę i to w ten tak jednoznaczny sposób. Ona nie ma możliwość zaprzeczać, wmawiać mi jakąś paranoję i wciąż kłamać jak narkomanka na haju (która jak wiemy jest tylko, że to naturalny haj). Skończył się czas słodkich pierdów jak to ona kieruje się dobrem dziecka. Mogłem być już gdziekolwiek ale czy czułbym się z tam z tym wszystkim lepiej nie znając prawdy i snując domysły? Nie! Gdybym wyprowadził się jak to planowaliśmy we wrześniu, wierząc w jej wersję, że to z powodu odmiennych charakterów, braku wspólnych zainteresowań, nie angażowania się, bycia złym ojcem, z powodu bycia NIKIM... byłbym teraz nikim. Mogłem odejść bezpośrednio po odebraniu telefonu. Po prostu wyjść na zasadzie "No i chuj no i cześć". Nawet się dziwię bo jako człowiek o gwałtownej naturze, który w takich momentach traci nad sobą kontrolę zachowałem się bardzo spokojnie i w mojej opinii racjonalnie. Zacząłem się zastanawiać nad tym, co ten facet chciał osiągnąć (myśląc na głos)? Że jej wpierdol spuszczę? Że przy dziecku dojdzie do rozpierdolu i aktów przemocy? Że to ja wyjdę. O nie kurwa. Pomyślałem, że on, a może oni, nie będą kierowali tym co ja zrobię. Im mniej "standardowo" postąpię tym bardziej nie będą widzieli, o co w tym chodzi. Co kurwa, ja mam sam dźwigać to brzemię? Jak on jest taki dobry to mógł zadzwonić i zapytać jak jest między nami zanim ją pierwszy raz zerżnął. O tym, że ona mogła o tym ze mną porozmawiać, nie wspomnę. Miał w dupie mnie, ją i dziecko. Było mu obojętne co się wydarzy czy jej w pierdole i wywalę za włosy z mieszkania, czy dziecko na to będzie patrzeć, czy się ubiorę i pójdę do lasu i już nie wrócę. Miał to w dupie. Oboje mieli to w dupie. To ich wzajemne mniemanie o mnie, że jestem NIKIM ich uśpiło. Zaczęli myśleć, że jestem taki jak oni i, że zrobię to, co oni by chcieli/zrobili. O taki chuj! Co do sugestii o zabraniu dziecka itp. Tu jest wiele aspektów: ludzkich, prawnych, organizacyjnych. Z uwagi na dobro dziecka nie rozważam tego typu działań. Nie czas teraz na teatralne gesty. Nadszedł czas by zapierdalać. @rysiekzklanu "Właśnie, kochasz ja jeszcze? nie chcesz zabierać matki synowi? chcesz to naprawiać?" Chyba jedyne czego obecnie chcę to by się czegoś z tego wszystkiego nauczyła. Nauczyła się dla siebie i dla naszego syna. Nauczyła, że na kłamstwie i na dupie nic nie zbuduje. Mam lat ile mam. Mój brat w wieku 42 lat umierał się na raka. Nie wiem ile pożyje i być może wcześnie zostaną sami. Jeżeli nie odrobi tej lekcji, to w przyszłości może dojść do większej tragedii w jej kolejnym "związku". Czy ta chęć wynika z kochania, głupoty, białorycerstwa... nie wiem. @rysiekzklanu "moim zdaniem ona nie ma bata nad głową tak samo jak moja i inne, czuje rozluźnienie z Twojej strony to jej odpierdala. " Tak, to jest moja wina. I niestety nadal popełniam błędy. Momentami, nawet teraz, znów jej nadskakuje. Nie pora na usprawiedliwienia, ale jak napisałem na początku, z dzieciństwa i młodości nie mam żadnych wzorców relacji damosk-męskich, a w zasadzie tylko antywzorce. Jeżeli chodzi o relacje w rodzinach przyjaciół to do czasu gdy nie byłem z nią w dupie miałem jak kto żyje i dlaczego tak. Od czasu gdy jestem z nią to z kolei siedzę w tych czterech ścianach i nie mam możliwości się przyglądać i wyciągać wnioski. Dodatkowo jej doświadczenia w tej materii w mojej opinii też są mocno zaburzone. Dominująca i jednocześnie płaczliwa, niezaradna matka, opierdalająca ojca nawet jak dobrze robi, a on tylko przytakuje. @rysiekzklanu "powiedziała ukarze mnie, szuka swojego Pana, najwidoczniej jej fuckboje to cipy" Dziękuje za odniesienie się do tego. Mój obecny stan wiedzy podpowiada mi, że jest to być bliskie prawdy. Nie wiem jednak co to znaczy. Wiem, że byłem kiedyś jej Panem. Mogłem ją przeczołgać po podłodze. Wtedy jednak byłem w innej kondycji fizycznej i psychicznej. Teraz dla mnie samego wydaje się to śmieszne. Nie chce grać, udawać zresztą przecież nie o to jak sądzę chodzi. Muszę się poskładać, odbudować. To wymaga jednak czasu mierzonego przynajmniej w miesiącach. Boje się, że tego czasu zabraknie, a ona znowu wybierze drogę na skróty lub z niej wcale nie zejdzie. @rysiekzklanu "gdybym chrzanil głupoty proszę o zjebe konkretną" Nie jestem osobą, która może jednoznacznie oceniać, co jest głupotą, a co nie. Jak wspomniałem, żyje w całkowitym oderwaniu od swojego środowiska i nie mam z kim o tym porozmawiać i stąd moja obecność tutaj. Szanuje Panowie, pojawiające się tutaj sugestie, ale jeżeli są takie, które obecnie uważam za nie odpowiednie to niech to nie będzie dla was powód byście uważali, że są głupie. Gdybym miał taką pewność co jest głupotą, a co nie, to nie dopuściłbym do tej sytuacji i nauczył ją tego co teraz chce w inny sposób, nie koniecznie na błędach. Scaliłem. B
  23. Do tej pory historia pewnie dość standardowa. Dalszy ciąg może będzie ciekawszy. W trakcie drugiego telefonu pytał przejęty czy czasem on nie jest pierwszy i czy wiem o innych poinformowałem go, że nie chce żeby do mnie dzwonił (rozmowa trwała około minuty), a po trzecim równie, krótkim telefonie, w którym próbował się ode mnie dowiedzieć jak to z nami jest, czy się rozstajemy bo podobno od września miało mnie nie być, zablokowałem numer. Na tamten moment moim zdaniem zrobiłem dobrze. W tych emocjach nie było sensu. Teraz jednak może bym i z chłopakiem porozmawiał. Sam nie wiem. Ciekawe czy się zdarzyło, a jak nie to pewnie kiedyś się zdarzy, że w "Moja historia" będzie historia z dwóch stron Ona na łóżku i oczywiście płacz. Zakryła się kołdrą i szlocha. Rżnięcie podobno trwało od lipca (moim zdaniem kłamstwo i dała na pierwszej imprezie firmowej). Zakochała się. Zanim trafiłem tu na forum to myślałem, że to "zakochałam się" to forma wybielenia się (na zasadzie nie dałam dupy jak dziwka za 200 zł tylko się zakochałam, a teraz już wiem że to cipa przejęła rolę ośrodka decyzyjnego czyli na prawdę się zakochała). Nie dała mu dupy od razu tylko długo ze sobą rozmawiali o wszystkim i o niczym :). Miałem ochotę ją zerżnąć. Dawno nie miałem takiej ochoty. Zadzwonić do niego i niech słucha jak ją pierdole. Musiało to być po mnie widać (było również fizycznie) bo zaczęła prosić, oczywiście z płaczem, bym nic jej nie robił*. I tu dla mnie wciąż ciekawostka (proszę o interpretację). Dodała "ukarz mnie". Dowiedziałem się, że to on chciał żeby ona się do niego przeprowadziła. Zapytałem standardowo jak chce teraz żyć. Odpowiedziała, że chce żyć z nami. Zapytałem kto to my. Ja i syn. Wyszedłem z domu i poszedłem w las. Z naszej korespondencji sms-owiej dowiedziałem się wtedy, że jeździła do niego z synem (to boli strasznie). Generalnie mimo braku wiedzy z tego forum to uważam, że fakty już wtedy zinterpretowałem prawidłowo. W naszym związku nie było emocji. Brak problemów finansowych i proza życia codziennego. Zaczęło jej brakować. Nie powiedziała mi o tym tylko (przecież ja jestem taka mądra) wzięła sprawę w swoje ręce. To jest moja wina i ciężko mi z tym. Mój brak wiedzy, egoizm i lenistwo przyczyniły się do tego, że warunki dla mojego syna stały się chujowe. Tak naprawdę to świadomość tego najmocniej przeżywam. Do czasu jak zajmowała się domem nie miała za bardzo możliwości (chodź jak się przypadkowo dowiedziałem podczas jej wyjazdów do matki ta zajmowała się dzieckiem, a ona jechała na balety). Zorganizowała się więc nad podziw sprawnie: przedszkole, up, pracę no i się wyrwała. Znalazł się pierwszy dostępny bolec i... (dalszy ciąg znam dobrze bo kiedyś to ja z tego korzystałem). Tak mu dawała, że chłop stracił instynkt samozachowawczy. Nie przeszkadzało mu, że jest w związku, że ma dziecko i że robi innego w chuja. Ona mu obiecywała, że to koniec, że on odejdzie i będą żyli długo i szczęśliwie pierdoląc się jak króliki do śmierci Ja wtedy październik zmieniłem swój sposób myślenia (wtedy tylko się domyślałem) bo pomyślałem tak. Co ja się mam wyprowadzać? Mieszkanie jest wynajęte literalnie na nas (dwie osoby). Zasadniczo nic od niej nie potrzebuje. Wszystko w mieszkaniu zrobię sam i to lepiej niż ona (dobrze gotuje, a włączyć pralkę to też nie sztuka, będzie trzeba to i kibel umyje). Zasadniczo sprzątam po niej nie po sobie ale myślę ok, posprzątam. Jak mam syna widzieć raz w tygodniu to kurwa 5 minut odkurzania i drugie 5 minut na wyciąganie jej włosów to nie jest cena. Cipa (w sensie miejsca, w które wkłada się fiuta) nigdy nie stanowiła dla mnie większej wartości (do czasu trafienia na to forum uważałem to za główna przyczynę moich niepowodzeń, a tu proszę...). Dla mnie wartość stanowi nasza 3 (a teraz 2 czyli ja i syn). Wykonałem prosty bilans zysków i strat (możliwe, że w tym bilansie nie ująłem jakiejś ważnej dla kogoś innego składowej np. własnej godności ale... o jakiej godności może mówić NIKT?). Pamiętacie jej słowa, które przytoczyłem w pierwszym poście "Widzę, że się starasz ale jest jeszcze gorzej". Nie rozumiałem wtedy tego No jak to? Staram się, nawet to widzi, a jest gorzej? Teraz rozumiem Dobrze jej się pierdoliło. Usprawiedliwienie też miała (czy go potrzebowała to już inna sprawa), a tu się sprawa zaczęła pierdolić bo Pan "zły" zaczął się psuć Pan NIKT zaczął żyć swoim życiem. Zaczął sobie biegać. Sam zaczął robić zakupy i zamiast przetworzonego ścierwa z Biedronki zaczął jeść świeże ryby, produkty nieprzetworzone, planując co kupuje i kiedy zje. Pan NIKT miał w lodówce to, co jak zwykle jej się skończyło, a jej aktualny ośrodek decyzyjny (cipa) nie był wstanie odnotować tego faktu, że nie ma jedzenia dla dziecka, skończyło się masło czy też chleb. Pan NIKT wśród wielu swoich wad ma też tę jedną zaletę, że kiedy trafił na tyle mądrego człowieka, że ten potrafił go przekonać do rozpoczęcia oszczędzania nie od jutra i nie od miliona tylko od dzisiaj i od 5 zł to zaczął oszczędzać. Teraz Pan NIKT dysponuje środkami, które pozwalają mu rozpocząć nowe życie w dość dowolnym miejscu na świecie. Pan NIKT nie ma dóbr materialnych, ma natomiast wiedzę i umiejętności, które stymulowane przez np. mądrą kobietę (hmmm) dają szansę na osiągnięcie dowolnej pozycji finansowej (Panu NIKT gdy był sam lub w przelotnych związkach nigdy na tym nie zależało z uwagi na lenistwo i umiejętność cieszenia się z drobnych rzeczy.). No tak "Widzę, że się starasz ale jest jeszcze gorzej" teraz rozumiem. Mija, wrzesień, październik a Pan NIKT się nie wyprowadza. Kochanek zaczyna się wkurwiać. W końcu do niego dochodzi prosty fakt, że skoro ona robi go w chuja to może... Wiecie o co chodzi Ona natomiast już nie dopytuje się Pana NIKT kiedy się wyprowadzi. Odkryła bowiem, że ten układ jest dla niej wygodny. W domu wszystko zrobione. Opieka nad dzieckiem. No i pierdolenie na mieście. Jej zrobiło się tak wygodnie i to sobie uświadomiła. O żadnym wyprowadzeniu się do niego nie mogło być już mowy. Zmarnowałem okazję by ci odpowiedzieć ale może kiedyś to przeczytasz (jeżeli się nie zmienisz). Tak byłeś rżnięty w dupe. Wszyscy byli. P.S. * Do wszelkiej maści interpretatorów, obrońców praw kobiet i zwykłych kurew. Ani tamtego wieczoru, ani następnego, ani żadnego innego nie miałem z nią kontaktu fizycznego w żadnej formie. W szczególności kontaktu seksualnego i fizycznych aktów przemocy. Twierdzenie inaczej jest insynuacją.
  24. Od kilku dni zapoznaje się z treścią forum. Miotają mną ogromne emocje. Jestem zły na siebie za to jaki jestem głupi, zaślepiony z drugiej jednak strony jestem wdzięczny za to, że dzielicie się swoimi doświadczeniami i jak mi się wydaje nie jestem z tym wszystkim sam. Z domu nie wyniosłem praktycznie żadnych pozytywnych wzorców w relacjach damsko męskich. Ojciec alkoholik i matka, która wszystkim się zajmował jednocześnie tkwiąca w tym "związku", a w zasadzie w tym trwaniu. Urodziłem się gdy matka miała 42 lata. Pomiędzy mną, a rodzeństwem było 8, 20, 22 lata różnicy. Ojca pamiętam albo pijanego (tak do około 15 każdego miesiąca), albo czytającego książki (po 15 każdego miesiąca). W okresie mojego dzieciństwa z ojcem nie rozmawiał już chyba nikt po za mną. O czym jednak rozmawialiśmy nie pamiętam. Wiem jednak, że był to inteligentny facet. Co sprawiło, że wybrał taką drogę nie wiem i już się chyba nie dowiem bo najstarszy brat, który mógłby coś na ten temat powiedzieć już nie żyje. Dzieciństwo i wczesna młodość to raczej klasyczna historia chłopca z takiej rodziny. Stopniowe budowanie muru. Na dodatek "ciężki charakter", lenistwo, skrajny egoizm. Z pozytywnych cech (a i to raczej w zależności od kontekstu) to upór i brak kompleksów, a może, jak teraz myślę, tylko odcięcie się od kompleksów murem. W każdym razie bardzo długo całkowicie nie interesowało mnie zdanie innych na mój temat: jak żyje, gdzie żyje, co osiągnąłem, czy marnuje talent i czas. Żyłem sobie wygodnie, a wygoda wynikała też z dość ubogich relacji z kobietami. Flirty internetowe, rola kochanka/orbitera, związki z kobietami w typie borderline. Nawet mi to odpowiadało. Mało odpowiedzialności, a spore emocje, które sprawiały, że coś się działo. Jakieś 5 lat temu zacząłem się spotykać z kobietą borderline. Przyodziałem mur w zbroję i zacząłem odgrywać rycerza. Chciałem ją zdominować i ratować przed jej demonami Spotykanie skończyło się jak (teraz to wiem z forum) wszelkie spotkania z tego typu kobietami. Jedyna różnica w moim życiu była taka, że koniec tej znajomości dość mocno przeżyłem ale o dziwo instynktownie nie poszedłem wtedy drogą samozagłady (do czasu) tylko wybrałem sport, odstawienie używek, zadbanie o siebie. Dość szybko zauważyłem sporą zmianę w postrzeganiu mnie przez kobiety. Nie zmieniłem jednak nic w kwestii sposobu ich doboru. Wciąż zaczynałem od dupy. W okresie mojego rycerzowania poznałem przez internet dziewczynę. 14 lat młodsza. Od początku była chętna, wyuzdana. Zasadniczo forma kontaktu przez internet mi w tamtym czasie wystarczała. Emocjonalny haj jaki wtedy przeżywałem sprawił jednak, że postanowiłem się wyżyć. Dzieliło nas 700km ale z uwagi na moją pracę nie stanowiło to problemu. Wsiadałem w samolot i poleciałem. Pierwsze spotkanie, spacer. Drugi dzień już seks jak w naszych rozmowach. Dziewczyna się we mnie zakochała, co raczej nie ulega wątpliwości. Każdy rodzaj seksu w tym grecki z jej własnej inicjatywy (swoją droga jak byłem z jakąś kobietą to nigdy nie musiałem się o to prosić, przy czym nie jest to jakaś moja ulubiona preferencja seksualna). Ja to jednak odbierałem tak: fajne ruchanie i dobra miejscówka nad morzem. Jej jednak tego nie mówiłem. Byłem zafascynowany tym seksem, jej młodością, oddaniem. Kolejne spotkania, kolejny seks bez ograniczeń. Oddanie z jej strony. Teraz zaczynam w minimalny sposób rozumieć mechanizmy, które tak ją na mnie otwarły czyli moją ówczesną formę, kasę jaką zainwestowałem w siebie i pewność siebie, która wtedy tym odbudowałem. Zacząłem jeździć do jej rodzinnego domu, post PRL-owska wiocha z blokami. Wtedy już jednak czasami przychodziła mi do głowy myśl jak się z tego wymiksować. Stety/niestety ona zaszła w ciąże. Kiedyś jeszcze na etapie rozmów telefonicznych zasugerowałem taki finał, nawet dodając czy chce zajść w ciąże i bardzo jej się to spodobało... W tej sytuacji kwestia wymiksowania się przestała być przeze mnie brana pod uwagę. Zacząłem wszystko organizować. Przeniosłem się do niej, szybko znaleźliśmy mieszkanie kilkanaście kilometrów od jej rodzinnego mieszkania i jakieś 700 km od mojego dotychczasowego życia. Znowu przywdziałem zbroje i na koń. Okres ciąża, który nie specjalnie dobrze przechodziłem. Poród, w którym uczestniczyłem mimo moich wielokrotnych deklaracji, że to nie miejsce dla mnie. Kolejne decyzje podejmowane by jej było lepiej, bo ja sobie wszędzie dam radę i z mojego lenistwa i nie chęci do zmian. Nie zdecydowałem się tylko na jedną, mianowicie na ślub. Urodził się nam fajny chłopak. Ponieważ pracowałem w mieszkaniu (błąd, błąd, błąd) uczestniczyłem we wszystkim ale tu pojawiła się pierwsza "rysa". Okazało się, że ja większość w jej opinii robię źle. Moją reakcją zamiast zlania dupy było odsuwanie się od tych czynności (znów lenistwo). Źle nosze, to noś sama. Źle kąpie to kąp sama. Skoncentrowałem się głownie na pracy i gdy miałem okazję na dziecku. Okazję czyli byłem z dzieckiem sam, a nie z nią za plecami i ciągłymi uwagami. Teraz z perspektywy czasu wiem, że synem bardzo dobrze sobie radziłem i radzę, a przy nim potrafię okiełznać swoje demony jednocześnie zachowując zdrowy rozsądek Po urodzeniu syna ona zaczęła magisterkę. Ja zajmowałem się w tym czasie dzieckiem no i pracą by na wszystko wystarczało. Nikt z jej strony nie palił się specjalnie do jakiejś pomocy. o co jednak nie miałem i nie mam pretensji bo uważam, że to rola faceta. W tamtym czasie uważałem również, że wszystko idzie w dobrą stronę. Teraz wiem, że wtedy już wszystko szło w przeciwnym kierunku. Całkowicie oderwany od mojego wcześniejszego środowiska, bez żadnego kontaktu na miejscu, w zasadzie zamknięty w czterech ścianach zacząłem stawać się NIKIM. Po pierwsze ten tryb życia sprawił, że znów zacząłem przybierać na wadze. W dalszej kolejności, przejmowanie kolejnych jej obowiązków, dodatkowo odbierał mi "poczucie męskości". Stawałem się babą do czego pewnie mam też predyspozycje. Zaczęły pojawiać się pierwsze uszczypliwości z jej strony. Ja przestałem być dla siebie atrakcyjny, a co za tym idzie, przestałem mieć ochotę na seks. Nie rozmawialiśmy ze sobą przy czym my chyba nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. Lubiła jak jej opowiadałem bajki ale mi się już nie chciało opowiadać bajek. Wszystko jednak bez kłótni, z coraz większą liczbą naszej 3. rytuałów, wspólnych tylko nam znanych słów. Rodzina kocha? Kocha! Gdy syn miał 1,5 roku pojawiła się kwestia pójścia przez nią do pracy. Z uwagi na wiek dziecka nie byłem jednak przekonany, a po drugie ja też już chciałem się wyrwać z tych czterech ścian, a instynktownie wiedziałem jak to się skończy. 2 dni w przedszkolu i 2 tygodnie choroby. I tak w kółko. Oczywiście kto się ma zająć dzieckiem? tata co to siedzi w domu przed komputerem bo mama przecież dopiero co rozpoczęła "karierę" w budżetówce. Całkowite zawalenie własnych spraw zawodowych, niewywiązywanie się z umów. Próby pracy w nocy. Rosnąca irytacja z mojej strony. Kolejna próba wyrwania się z mieszkania, zakończona chyba pierwszą poważniejszą z nią rozmową. Oczywiście płacz i jej słowa "ja nie chce tak żyć!". "Ja nie jestem szczęśliwa!". I znów pozostałem sam w czterech ścianach bo mimo tego jej całego nieszczęścia jedyne co było dobre dla niej to moje siedzenie w domu. Przestałem podejmować się nowych zleceń bo nie miałem, żadnej gwarancji, że będę miał możliwość ich realizacji. To przełożyło się na ilość $, dodatkowo z uwagi na to, że podjęła tę prace postanowiłem przejść z układu wszystko Twoje na układ 50/50. Jakież było zeskocznia, że moje 50% nie wystarczy na opłaty. Na to, że jak dołoży swoje to jeszcze zostanie nie wpadła. Byłem już więc NIKIM jako dostarczyciel emocji oraz NIKIM jako dostarczyciel kasy. Udało się zorganizować jeszcze wspólny wyjazd na wakacje, na który pojechała jeszcze jej koleżanka. Przypadkowo byłem świadkiem monologu koleżanki: "ona taka mądra, ładna, po nogach jej niegodny całować, a on kto? Nikt!". W trakcie tego wyjazdu po raz pierwszy zauważyłem jak patrzy na mnie z nienawiścią. Teraz gdy oglądałem filmy z tego wyjazdu widać jak na dłoni, że ona się mną brzydziła. Wydarzenia nabierają tempa Imprezy pracownicze. Powroty o 2/3 w nocy. Wyjścia do koleżanki ("jak chcesz to możesz zadzwonić"). Gdy zaczęło się to powtarzać dzień po dniu jedyny raz się postawiłem i powiedziałem, że jak wychodzisz to mnie tu jutro nie będzie zakończone bluzgiem i słowami ("damy sobie doskonale radę bez ciebie") oraz trzaśniecie drzwiami. Przeniosłem się do pokoju syna. Stałem się NIKIM jako mężczyzna. Tydzień bez słowa. Aż w końcu z jej strony "Tak się nie da żyć porozmawiajmy." Rozmowa sprowadziła się do tego, że "jesteś złym ojcem, nie zaangażowałeś się, a w mnie coś pękło i nie da się tego już skleić". Rycerska prośba o drugą szansę. Przecież każdy zasługuje na drugą szansę? Odpowiedź "Nie!". Pytanie masz kogoś? Odpowiedź "Nieee". Ponieważ jestem w domu: gotuje, sprzątam, robię zakupy, zajmuje się dzieckiem, a gdy ona wychodzi na noc robię za opiekunkę. Wraca nad ranem rozczochrana, radosna. W wakacje wyjeżdżam sam z synem na 3 tygodnie w rodzinne strony. Cudowny czas mimo tego, a może dlatego, że wiem, że to już koniec. Jesteśmy sami wszystko się udaje. Wzorowy kontakt z dzieckiem. Grzecznie bez złości, krzyków, lamentów, wynajdowania nowych chorób. Przed wyjazdem umówiliśmy się na kolejną rozmowę po powrocie. Przyjechała po nas na jeden dzień. Coś mnie podkusiło zagrać trochę niestandardowo i zorganizować jej urodziny. Tort, złoto. Rozpłakała się. Druga rozmowa spokojna. Założyłem najlepszą zbroję i przeprosiłem ją... za to że o nią nie dbałem, zaniedbałem siebie, za to, że nie jest szczęśliwa. Z jej strony gadka szmatka o winie dwóch stron. Przedstawiłem fakty na temat mojego rzekomego nieangażowania wszak pieniądze na koncie się brały z kosmosu, studia kończyła z dzieckiem na ramieniu, itp. itd. Oczywiście decyzja z jej strony podjęta więc dalsze przedstawianie faktów traci sens. Próba podjęcia decyzji odnośnie syna. Opieka naprzemienna? Nie. No to może wynajmiemy jedno mieszkanie w którym będzie syn, a my będziemy mieszkać w swoich (oczywiście ja 700km od siebie? Nie! No to co? "- No to możesz dojeżdżać. Dawniej jeździłeś i nie było problemu" Ona kieruje się wyłącznie dobrem dziecka. Tłumaczę, że przecież jest młoda, będzie chciała się z kimś związać. Może nie wyjść za pierwszym razem, za drugim razem też nie. Może lepiej to dziecku oszczędzić. Przecież się związała ze mną, a okazało się w jej mniemaniu największą porażką (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kobiety "myślą cipą" i tak jak cipą wybrała mnie to wybierze też kolejnego ale instynktownie to czułem). Odpowiedź: "Przecież mnie znasz" (w domyśle ja jestem taką mądra). Stanęło na tym, ze się wyprowadzam, potrzebuje czasu na zorganizowanie mieszkania itp. i w tym czasie będziemy mieszkać jeszcze razem. Nocne wyjścia, koleżanki, fitnessy. Ja robię wszystko co trzeba czyli wszystko. Po raz pierwszy po 3 latach idę pobiegać. Zaczynam znowu palić (źle, źle, źle). Jakaś wymiana słów: "Widzę, że się starasz ale jest jeszcze gorzej" :). Smsy: "Ja próbuje to pchnąc w jedną lub w drugą stronę" - o cholera myślę, że skoro w jedną lub w drugą to decyzja jednak nie zapadła... Niedziela wieczór. Najpierw wibracja jakiegoś drugiego telefonu w jej torebce. W między czasie sms-y (od zawsze ma wyciszony telefon. W sumie to od okresu intensywnego rżnięcia nigdy nie udało mi się do niej dodzwonić za pierwszym/drugim razem). Na jej twarzy pojawiają się zdenerwowanie. Dzwoni mój telefon. - "Jak to miło Pana usłyszeć. Wie Pan, że ona wróciła wczoraj o 3 w nocy?". Oddaje jej telefon mówiąc: "- Jakiś twój kolega" Siadam na brzegu łóżka i mówię po raz pierwszy KURWA. Słyszę jeszcze jak mówi do niego: "- Po co dzwonisz? Nie dzwoń więcej." Po chwili dzwoni znowu: - "Proszę pana chciałem zapytać, kto tu jest rżnięty w dupe?" Jestem NIKIM.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.