" Ból jest jedną z walut, którymi możemy zapłacić za mądrość"
Jestem pewien, że nie ja pierwszy formułuję podobne stwierdzenie. Jednakże to nie fakt posiadania pierwszeństwa w tym względzie napawa mnie dumą tylko samodzielność wyciągniętych wniosków.
Widzicie, przez pewien czas wpadałem w pułapkę udawania ofiary, kogoś kto czerpie masochistyczne poczucie egzaltacji z faktu, że krwawię. Ale czy w życiu chodzi o własnie tę "dumę"? Czy sam fakt cierpienia
czyni nas lepszym? Znalazłem klarowną odpowiedź na to pytanie. Wystarczyło się rozejrzeć wokoło by dojrzeć, że nawet najpodlejsze zwierze potrafi cierpieć.
Czy wiecie czego w ludziach nienawidzę najbardziej? Właśnie tej zwierzęcej bezmyślności pozwalającej im na zadawanie bólu innym oraz im samym.
Od kiedy tylko pamiętam pragnąłem rozumieć. Nawet jeśli to bolało.
Nie powinno Was zatem dziwić, że odkrywszy teksty Marka byłem zachwycony. Potem było to forum. A tu udało mi się wyłapać pewien bardzo wyraźny schemat:
Każdy kto miał choć trochę oleju w głowie zaliczył wcześniej jakiś kopniak od życia.
To tak jakby miarą mądrości i dojrzałości nie była liczba przeżytych lat, ale właśnie liczba ran, które udało się oczyścić i zabliźnić. A od czego zależy komfort i spełnienie w życiu, które odczuwa jednostka? Od mądrości właśnie.
Rozumiecie już na pewno jakim tokiem podążył mój ścisły umysł. "Jeśli chodzi o mądrość" - pomyślałem - " to jestem potencjalnym bogaczem. Mam w końcu tyle ran".
I oto moje pytanie do was: Czy mam prawo uważać się za szczęściarza czy jestem porostu szalony?
Zachęcam wszystkich by odpowiedzieli sobie na podobne pytanie.