Skocz do zawartości

deleteduser134

Użytkownik
  • Postów

    324
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez deleteduser134

  1. 34 minuty temu, Libertyn napisał:

    Ja potrzebuję kobiety. Potrzebuję widzieć radość na jej twarzy, sycić się jej emocjami. Żadne hobby, samorozwój czy biznesy tego nie wymażą i nie zastąpią. 

     

    Ale nawet jeśli taką spotkam to dzięki temu co tu wyczytałem, zawsze będzie nade mną widmo tego że jest ze mną dla dóbr materialnych. Wobec czego nie będę w pełni szczęśliwy. 

    Ciężka sprawa. Wiem że takie opinie nie są na forum popularne ale zgadzam się z tym. Tzn. sam mam 19 lat i jeszcze sporo do przeżycia ale na ten moment wydaje mi się że nie da się osiągnąć pełni szczęścia bez kobiety. I to nie że "bez niej życie nie ma sensu" itd. Można żyć dobrze, zarabiać, zdrowo się prowadzić, progresować, mieć pasje, ale gdzieś na końcu jesteśmy zaprogramowani żeby łączyć się w pary. I szczerze to nie wyobrażam sobie bycia samemu do końca życia, bycie w dobrym związku to jest dosłownie lek na całe zło. Jeśli jest tu ktoś kto szczerze jest w stanie przyznać że woli być samemu niż w udanym związku to proszę mi odpowiedzieć - dlaczego? Bo jeśli argumentem do bycia samemu ma być strach przed porażką to chyba mało samcze zachowanie. (nie mówię o sytuacji gdzie ktoś zapierdala w danym momencie życia i nie ma czasu na związek, bo inwestuje w lepszą przyszłość, to jest bardzo dobre postępowanie i szanuje takie wyrzeczenia). 

     

    • Like 5
  2. 8 minut temu, krysteq napisał:

    ale glupoty pierdolisz gosciu. 

     

    mialem ziomka ktory nie mial zlamanego grosza, ale po prostu mielismy dobry vibe i podobne poglady dlatego sie zadawalismy razem. 

     

    mialem ziomka, ktory ciagle gadal o hajsie, jezdzil super fura i nie mialem ochoty z nim w sumie przebywac bo byl nadety jakis

    niekoniecznie musi to być coś materialnego:), raczej do pewnego wieku w 99% nie jest, walutą w tej wymianie są raczej rzeczy niemierzalne (oparcie, poczucie bezpieczeństwa, bliskość itd) 

     

  3. Zależy, znam dziewczynę co poszła zaocznie właśnie na ten kierunek. Tyle że z konkretnym planem, ustawiony tata załatwił jej praktyki i w tygodniu zdobywa doświadczenie w gabinecie a w weekendy się uczy.

    Plus jak sama będzie chciała otworzyć salon (a chce) to nie będzie miała problemu z kapitałem inwestycyjnym:V W jej sytuacji kozak sprawa, w innej? W sumie też chyba nie głupie, coraz więcej bab chodzi na te zabiegi, jeśli ją to jara to niech idzie. Wiadomo, to nie jest top kierunek ale jak ma iść zamiast tego na administracje, to już i tak chuj nie różnica.

     

  4. 19 godzin temu, mac napisał:

    Przeżyłem piekło choroby pięć lat temu, miesięcznie się utrzymywałem za 800-900 zł i całymi dniami płakałem i pracowałem, żeby tylko na jedzenie zarobić. Trochę mi zostało problemów zdrowotnych, ale generalnie sięgnąłem cierpienia na granicy samobójstwa i teraz to mam wyjebane na to, co się stanie. Poradziłem sobie wtedy, poradzę sobie później, a jak sobie nie poradzę to się odpierdolę nikogo nie prosząc i nie pytając o zdanie. Wyszedłem z ciężkiego kryzysu zdrowotnego w 70% powiedzmy i nastał spacerek. Chcę to robię, nie chcę to nie robię. Jestem zbyt skupiony na tym, co lubię robić, żeby się gównem przejmować. Wszystkie łzy już wypłakałem i nic nie pomaga. Spokój w obliczu zagłady. Wzięcie się za mordę, kiedy jest naprawdę źle. Tylko taka postawa mnie interesuje. Mogę nawet zdechnąć nieudacznikiem, samotnikiem i dziwakiem, ale z mieczem w ręku pójdę do straconego boju, a nie jak pizda na kolanach. Z fartem :D

    A czujesz się z tym szczerze dobrze, czy może masz trochę do przepracowania? Nie chcę na ciebie naciskać, domyślam się że byłeś dosłownie na dnie. Ale wiesz, jeżeli przeżyłeś jakiś kryzys to może warto by było sięgnąć po literaturę z zakresu psychologii czy odwiedzić dobrego specjalistę. 

    Niestety często mózg oszukuje nas i tworzy nieprawdziwe teorie wokół traumatycznych wydarzeń z przeszłości i przez to nigdy do końca nie potrafimy się pogodzić z losem, uciekamy od tego co było. 

    Jeżeli udało się to przepracować to byłbym wdzięczny za opisanie w jaki sposób, na pewno takie świadectwo mogłoby pomóc wielu osobom na forum. 

    Pozdroo

  5. To naturalne. 

    Gorsze natomiast są brzydkie i pewnie siebie kobiety. Trafiłem do grupy na studiach gdzie 90% to kobiety, z czego 90% typowe szare myszki. W praktyce dziś jak siedzieliśmy na piwie (byłem jedynym chłopakiem i myślałem że ochujeje z tej atmosfery grzeczności i słodkości) najwięcej do powiedzenia oprócz mnie miały 2/3 laski. Z czego jedna gruba. Nie wiem, jestem jebanym ignorantem, nie nadaje się do życia w społeczeństwie, whatever. 

    Ale mnie mogę kurwa zdzierżyć jak większą część rozmowy nadaje jakiś prosiak, na którego nie da się patrzeć, a on myśli że jest centrum wszechświata. 

    Nie jestem uprzedzony do grubych kobiet. Dwie osiemnastki spędziłem prawie całe na dyskusjach z laską 1/10, z którą po prostu mi się zajebiście rozmawiało. Ale ona miała coś do powiedzenia, coś przeżyła, coś przeczytała. Natomiast dzisiejsze słuchanie o rasach psów i tym jacy bogaci ludzie mieszkają w rejonach X miasta Y (tam gdzie gruba) to było za dużo.

    Czytam teraz Hawkinsa i staram się zwiększać energię ale czasem się nie da. Ja wiem, ona nie robi mi personalnie nic złego, ale mam awersję, nie potrafię. Jeśli dziewczyna jest ładna i głupia to do pewnego momentu da się dużo przeboleć. To samo w drugą stronę (wiem, większość facetów tak nie ma). Ale jak jest głupia i paskudna to... to lepiej żeby jej nie było wcale. 

    • Like 1
  6. Wydaje mi się że to cena jaką się płaci za udział w wyścigu szczurów i w praktyce nie dużo można z tym zrobić (nie mówię że nie warto próbować ale to ciężkie zadanie). 

    Najlepszym doraźnym rozwiązaniem wydaje mi się zajęcie duchowością na pełen etat. Medytacja 5h dziennie, życie poza miastem,, podejmowanie ciekawych aktywności (góry, wycieczki itd). No ale do tego trzeba mieć kasę, żeby to robić i nie musieć pracować.

    Dlatego polecam raczej psychologa, jeśli będzie dobry to powinien pomóc chociaż w jakimś stopniu. Do tego poczytać sobie Aureliusza albo innego stoika, wiadomo, odkładamy książkę i człowiek znowu wpada w wir codziennych spraw, ale przynajmniej na czas czytania można się odciąć od tych błahostek, które przyzwyczailiśmy się traktować śmiertelnie poważnie. 

     

  7. @Messer mógłbyś podać jakieś konkretne źródła książki gdzie można poczytać więcej na ten temat (tego konkretnego typu osobowości). Jakieś tytuły właśnie Hawkingsa itp.

    Stety albo nie (raczej nie:/) mocno utożsamiam się z opisanym typem osobowości i chętnie dowiem się więcej na ten temat. Z góry dzięki, pozdro.

     

    • Like 1
  8. Typowe babskie rozdmuchiwanie sprawy. Nie podoba ci się to go rzuć w pizdu i znajdź kogoś lepszego (czyli w twoim rozumieniu z większymi zarobkami). A jeśli decydujesz się z nim zostać to na chuj te dywagacje. Nie powiedziałaś (chyba, już nie miałem siły czytać) na jakie zarobki twój mąż może liczyć w przyszłości, to może się zmienić. Co się za to nie zmieni u 30-sto letniego chłopa to charakter, jeśli jest z tych co mówią że "się ułoży", to po prostu taki zostanie. 

    Poważnie, tu nie ma nad czym rozmyślać, nie macie dzieci, w zasadzie nic was nie trzyma. Jak masz tak biadolić to zrobisz sobie i jemu dużą przysługę. 

     

    Inna sprawa to ci "znajomi", po chuj wy się z nimi zadajecie? Lubisz się czuć jak gówno czy o co w zasadzie chodzi? Mają was w dupie i są niemili, w dodatku powodują ogromne kompleksy, nie ma już ludzi o statusie majątkowym podobnym do waszego? Już tak zajebiście jest za PIS'u że 90% rodzin ma zajebiste domy, mieszkania na wynajem, samochody i wakacje 3 razy w roku? Może tego nie widać, bo i nie ma się czym chwalić ale połowa jak nie więcej Polaków zapierdala za pensje zbliżoną do minimalnej i życie twoich koleżanek to jest luksus a nie norma. Więc polecam znaleźć sobie znajomych na podobnym poziomie, zamiast obniżać swoją i tak już mocno naruszoną samoocenę. 

     

    Sory za wulgarne słownictwo, ale czytanie tego posta wywołało we mnie straszne wkurwienie. Nie chce sobie wyobrażać co poczułby ukochany mąż autorki jakby dane mu było przeczytać te dyskusje i tego jak żona widzi w nim same najgorsze cechy.

     

     

    • Like 2
  9. 3 godziny temu, Libertyn napisał:

    W przełożeniu na dzisiejsze warunki, od bycia bankomatem?  Chociaż wielu tego panicznie się boi. Czy Wy na serio widzicie siebie i wasze szanse na utrzymanie czy nawiązanie relacji tylko przez pryzmat finansowy? Nic w sobie innego nie macie? Żadnego potencjału by inspirować. Jakim cudem moje znajome co zarobkowo przebiły swoich facetów uważają ich za wspaniałych?  I to od lat? 

    Jeżeli szczerze ich uwielbiają/podziwiają i przy tym zarabiają znacznie więcej niż oni (bo drobne różnice da się przełknąć) to jest to myślę mały procent kobiet w takich sytuacjach. Zwróć też uwagę że jedno mogą o swoich facetach mówić na zewnątrz a drugie myśleć. Wiele z nich może po prostu być z tymi facetami bo tak im wygodniej, bo mają dzieci, boją się samotności ect.

    Godzinę temu, Zwykły Facet napisał:

    Miałem taki sam pogląd jak ty. Jednak życie a raczej moja ex żona szybko ten pogląd zweryfikowała. 

    Gdy sie poznaliśmy oboje mieliśmy gówno prace. Nagle dziecko i trzeba było sie ogarnąć. Ona w domu zajmowała sie dzieckiem, ja pracowałem. Zarabiałem 3 do 4 tys mc. To było prawie 10 lat temu wiec była to całkiem ok stawka jak na początek wspolnego życia. Zacząłem ex namawiać zeby szła do pracy bo wtedy szybciej sie dorobimy. Ona bardzo ambitna. Chciala pracować. Znalazła prace w korpo bo zna biegle 2 jezyki. Nagle jej zarobki 4 tys a moje czasem 3 tys. Kilka imprez służbowych i juz była w łóżku z jakims kolega z pracy zagranicznym co słowa po Polsku nie potrafi. Zarabiał dwa razy tyle co ona. Jeździł nowiutkim mercem.

    Fakt faktem ze w naszym zwiazku jak i małżeństwie nigdy nie było miłości. Jedynie obowiązek bo dziecko. 

    Spełniły sie więc w moim przypadku chyba wszystkie punkty które wypisałeś. 

    Bardzo drastyczny przypadek jednak dobrze obrazuje to o co mi chodzi. Z całym szacunkiem do ciebie @Zwykły Facet bo to się mogło zdarzyć każdemu. Wracając - kobieta zaczyna zarabiać o wiele lepiej od męża, przez co zmienia się jej środowisko, teraz zamiast na osiedlowym placyku z innymi matkami wychowującymi dzieci, spędza czas na bankietach wśród mężczyzn którzy mają w chuj siana a ich kobiety/utrzymanki mają życie jak z bajki, wakacje na wyspach etc. Okej, jeśli bardzo kocha męża to może wytrzyma przy takim stanie rzeczy 3-4 lata i będzie pokonywała pokusę zdrady (bo przecież jeśli jest w miarę atrakcyjna to pokusa będzie na 1000% z powodu zalotów bogatych panów), ale no ile tak można żyć kurwa? Sam nie czuje się najlepiej z tym co pisze ale nie mogę przysiąc że na miejscu takiej kobiety też bym tego wszystkiego nie pierdolił i nie chajtnął się z jakimś prezesem, który zapewniłby mi spokojny byt do końca życia. 

    Wiem brzmi to okropnie ale takie życie i znowu, nie widzę tutaj nic związanego z samooceną (może minimalnie). 

    Po prostu taka sytuacja to jest bardzo realne zagrożenie dla związku i lepiej jest (na ile się da) unikać takich scenariuszy. 

    Dla jasności powtórzę - nie chodzi o to żeby się ożenić ze szczerbatą sprzątaczką której nikt nie będzie chciał nam sprzątnąć, tylko o to żeby WYKREOWANA NA DRODZE EWOLUCJI równowaga (czyt. samiec ma środki) została zachowana.

    I nie chodzi o bycie "beta bankomatem" bo można mieć hajs ale nie dawać do niego dostępu kobiecie (Marek wspominał o podobnej sytuacji swojego znajomego), ale o to żeby go mieć, bo hajs jest tym czym X lat temu była siła/spryt w polowaniu, kto ma go więcej ma większe szanse na przeżycie, a kobietą od zawsze chodziło o stabilny byt dla nich i dziecka. 

    Btw. Jestem zdania że 95% kobiet nie jest warta wysiłku związanego z zarabianiem dużej kasy, trzeba to robić dla siebie, po prostu w temacie mówimy o kobietach i pracy. 

     

    • Like 4
  10. 16 minut temu, Libertyn napisał:

    To jest toksyczne jak reaktor w czarnobylu. 

     

    Albo masz się za gówno które nie widzi szans na jakąkolwiek relacje z kobietą która nie będzie całkowicie zależna od ciebie. 

     

    Albo jesteś nie powiem kim kto po prostu chce drugą strone uzależnić by nie była w stanie stawiać granic. 

     

    Niech no zgadnę, samoocenę ma mieć na poziomie rynsztoka? 

     

    Nie zgodzę się. Fakt - w teorii zarobki nie definiują człowieka i relacji, jednak patrząc na to z szerszej perspektywy to niestety tak jest. Jak zwykle w tych zawikłanych czasach każdy problem można sprowadzić do biologii.

    Samiec jest od przynoszenia mamuta i jeśli tego nie robi to dla samicy nie jest w pełni samcem (w tym wypadku musi przynosić go po prostu znacznie więcej), czy to dobre czy złe, nie nam wyrokować. A jeśli nie jest dla niej w pełni samcem, to tamta przestaje go szanować.

    Świadomość tych zależności wcale nie oznacza niskiej samooceny. I też nie wyklucza od razu zbudowania dobrego związku, po prostu ułatwia życie. 

    Mądry człowiek, świadomy tego że jego czas jest ograniczony może wykorzystać te wiedze i nie pakować się w "interes", który ma 0.00001% szans na powodzenie.

  11. Ogólnie zasada wydaje się być prosta - im bardziej prestiżowy/dochodowy zawód wykonuje pani, tym większa szansa że coś jej odwali lub że będzie ciągle narzekała. 

    Tak wam powiem im starszy jestem (19 lat w tym roku) tym bardziej się boje o przyszłość. Wiem, to typowe ale mnie naprawdę przeraża scenariusz w którym zarabiam mniej niż 5k na rękę w wieku 30lat. Wiem w chuj ludzi żyje za 3 i to ich max, ale no kurde jak w takim razie mieć te dupy i ogólnie życie w którym nie martwisz się że jak zachorujesz to z życia 7/10 wchodzisz w 1-2/10. 

     

     

     

     

    • Smutny 1
  12. Fajny temat, nie napisze nic oryginalnego ale miałem to szczęście być w udanym związku gdzie czułem wsparcie drugiej osoby i nie raz jak brakowało mi już chęci/sił to słyszałem słowa otuchy, albo bardziej dosadne "skończ już pierdolić" ale wypowiedziane w dobrym tonie, za co jestem bardzo wdzięczny. Ogólnie moja była "nauczyła" mnie żeby za dużo nie rozmyślać do czego mam tendencje a często, gęsto nie przynosi to nic dobrego. 

    • Like 2
  13. 44 minuty temu, Jonash napisał:

    Nie jest potrzebna minimalna, jak ktoś będzie się godził na robotę za 800zl na miesiąc to i tak się zgodzi tyle że na czarno. 

    Też nie jestem za ingerencją państwa w rynek ale w tym przypadku nie widzę innego rozwiązania. Jak gdyby nie minimalna to by ludziom płacili teraz 12zł za godzinę, co to jest 2100 brutto miesięcznie? Inna sprawa że na czarno tyle płacą jakimś ukraińcom (mam im to za złe, uważam że psują tym pozycję na rynku polskiego pracownika), ale przynajmniej w firmach działających w 100% legalnie nie ma takiego dziadowania i ochroniarz z panią sprzątaczką mają te 18,30 zamiast 12 na godzinę. Tak samo uważam że ten pierdolony wynajem mieszkań powinien być opodatkowany na 50% i to nie jest lewackie pierdolenie, tylko w takich kwestiach wychodzą największe brudy kapitalizmu, gdzie człowiek bez pleców musi zapierdalać na mieszkanie 30 lat bo firma z Niemiec kupiła 30 osiedli pod wynajem.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.