Skocz do zawartości

zibex129

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez zibex129

  1. Ciekawe, bo zanim dotarłem do miejsca w którym napisałeś ile masz lat, byłem pewien że jesteś co najmniej o dekadę młodszy. Swoją drogą, ta końcówka zabrzmiała trochę jak MGTOW fajnie Cię widzieć, temat NF też jest mi bliski, tym raźniej że jesteś na pokładzie
  2. Już chodzę. Ale na razie ciężko. Możesz mieć rację. Bo w zasadzie żadnego innego wzorca godnego naśladowania w swoim otoczeniu nie miałem ;/ stąd musiałem jakoś "tkać", innego wyjścia raczej nie było. Bez wątpienia jest tak jak mówisz - ten konflikt kompletnie zżera mnie od środka, w ostatnim czasie wręcz nie pozwala normalnie funkcjonować. I jakkolwiek staram się jak mogę poradzić sobie z nim, to jest cholernie ciężko. No warto. Chyba że jest się do szpiku ogarniętym lękiem, i wpada się w spiralę własnych, białorycerskich wyobrażeń. Prowadzących np. do tego, że nie można odejść nawet jak się nie układa. Albo jest się złym człowiekiem jeśli się wyrazi swoje zdanie, bądź przeciwstawi w czymś. Zresztą - lęk był paraliżujący. Nie pozwalał normalnie żyć w związku, ani tym bardziej nie pozwalał odejść. Seks miał miejsce, bo wtedy opcja odmowy nawet nie przyszła mi do głowy - po prostu był i tyle. Myśl i obawa o konsekwencje czasami się pojawiała, ale być może rezygnacja z seksu wiązałaby się ze spojrzeniem prawdzie w oczy w kontekście związku - a na to zupełnie nie było mnie wtedy stać.
  3. No właśnie zamknięcie, czy w ogóle zamykanie jakichś spraw w życiu sprawia mi największy problem. Odbieram je sobie na "mocy" faktu, że kiedyś byłem zdolny zachować się tak a nie inaczej. Poczucie winy nie pozwala mi ruszyć do przodu, mówiąc przy każdej mojej "swobodnej" inicjatywie: "pamiętaj, że był moment, kiedy zachowałeś się niegodnie, jak tchórz. Cokolwiek teraz (z)robisz, nic tego nie zmieni." A jednak.
  4. Siemanko Panowie Jest to mój drugi tekst na Waszym forum, pierwszy w Konfesjonale. Dziś opiszę nieco inną sytuację, taką która strasznie mnie "gniecie" w ostatnim czasie. Mam nadzieję że uda mi się dobrze oddać istotę sprawy i wszystkich moich "przejść". Nie ukrywam że jest to dla mnie dość trudny i wstydliwy temat, być może komuś może on wydać się trywialny, niemniej bardzo liczę na zrozumienie z Waszej strony. Z nerwicą zmagam się w zasadzie odkąd pamiętam. Chłodna i nieobecna mama, ojciec nieradzący sobie z emocjami, nieodporny na kłopoty choć na zewnątrz twardy, używający alkoholu jako "regulatora". Wychowywanie w dużej mierze przez nadopiekuńczą babcię - trudno o lepszy grunt do zbudowania osobowości neurotycznej. Po dziś dzień (mam 30 na karku) czuję że ten bagaż który wówczas otrzymałem - bagaż zerowego poczucia własnej wartości, wyuczonej bezradności, poczucie niedopasowania do świata, ciąży mi na plecach. Bywa ze jest go mniej, czasem ściągam ten plecak na chwilę, ale on wraca do mnie natychmiast. A właściwie cały czas mi towarzyszy. A do tego poczucie winy (a także wstydu), które wciąż, w mniejszym czy większym stopniu, jest u mnie obecne. Do pojawienia się i napisania na Waszym forum skłoniła mnie sytuacja która wraca do mnie raz po raz we wspomnieniach, mimo że upłynęło od tego czasu prawie 8 lat. Było to związane z moją ówczesną dziewczyną, i z tzw. tabletką po stosunku, do zażycia której, usilnie ją namawiałem. Uroiłem sobie wówczas, że (mimo braku jakichkolwiek podstaw), mogliśmy "wpaść", więc stwierdziłem że muszę coś z tym fantem zrobić, za wszelką cenę. Nic do mnie nie docierało, żadne argumenty, racjonalizacje, nic. O ile aborcja nie wchodziła dla mnie w grę, o tyle tabletka wydawała mi się wówczas wyjściem "kompromisowym", pozwalającym na uporanie się z lękiem przed jej ciążą - choć w gruncie rzeczy był to chyba lęk przed samym lękiem, gdyż nawet nie spróbowałem wówczas wyobrazić sobie co by było gdyby jednak okazało się, że ona w tej ciąży jest. Dominowało u mnie wówczas poczucie nie bycia gotowym na ojcostwo, zniweczenia jakichś (nie do końca sprecyzowanych) planów na przyszłość, ale przede wszystkim, sama wizja bycia ojcem, podczas gdy sam byłem (i czułem się) wówczas znerwicowanym dzieckiem - kompletnie mnie przerastała. Dziś oczywiście patrzę na to wszystko w zupełnie inny sposób. Dążę do tego, by wreszcie stać się mężczyzną - i by móc zasługiwać na to miano. Ale jednocześnie mam niebywałe poczucie winy - co prawda do zażycia tabletki ostatecznie nie doszło, nie udało mi się jej "zdobyć" (choć w pewnym momencie, podczas rozpamiętywania tamtych wydarzeń, zacząłem sobie wkręcać że jednak mi się udało), to fakt, że byłem gotów w imię swojego lęku i egoizmu narazić bliską mi osobę na, bądź co bądź, ingerencję w organizm, jest dla mnie czymś, co napawa mnie niebywałym wręcz obrzydzeniem w stosunku do siebie. Tchórzostwo jakim się wówczas "wykazałem" przekraczało wszelkie granice przyzwoitości. Wstydzę się za to, i czuję się z tym po prostu fatalnie. Ten wstyd, poczucie winy i poczucie bycia złym człowiekiem, leżały w dużej mierze u podstaw tego, że mój kolejny związek kiepsko wyglądał, a jeszcze gorzej się zakończył. Zawsze czułem że przez to wszystko co Wam tutaj opisałem, nie zasługuję na to, by móc mnie kochać, i by móc mi zaufać. Że jestem niewystarczający. Że muszę po prostu przyjąć to piętno, i tak z nim funkcjonować, do końca życia. Które i tak nie jest wiele warte. Po dziś dzień, mimo uczestnictwa w terapii, to przeświadczenie jest ogromne, i ciążące. Powoli zaczynam rozluźniać ten gorset w który sam się przed laty zapakowałem, ale przychodzi mi to z ogromnym trudem. To chyba wszystko na chwilę obecną, z góry dziękuję za poświęcony czas i refleksje.
  5. Jak tam autorze posta? Coś się zadziało lepiej?
  6. Temat się zrobił w ogóle offtop xD generalnie noporn to istotna rzecz, ale myślę że nofap jest o tyle fajny, że daje konkretne benefity, takie jak chociażby te wymienione przez Was powyżej. Do tego kwestia niekarmienia mózgu sztucznym syfem i zalewania go dopaminą. Dla mnie dziś jest to kwestia o tyle istotna, że stała się wyzwalaczem wkurwu na samego siebie. i dzięki temu mam jeszcze więcej motywacji by się jakoś zebrać do kupy, choć jest ciężko jak jasna cholera. Sentymenty, romantyczność, to był w zasadzie mój drugi poważniejszy związek, ale pierwszego nie liczę bo tamta dziewczyna była totalną pomyłką. I choć pewnie mi nie uwierzycie, to ta druga naprawdę była inna. Po prostu. Ulepiona z "innej" gliny, dobrze wychowana, kochająca, troskliwa, zaangażowana. Powiecie: skoro było tak zajebiście, to czemu się zjebało? Złożyło się na to wiele rzeczy, ale jedną z głównych był brak moich jaj, przez co nigdy nie byłem w stanie się jej sprzeciwić ani wyrazić swojego zdania. Słowem, białorycerstwo na pełnej. Chowałem do środka wszystkie emocje, przez co izolowałem się od Niej coraz bardziej. W końcu prawie przestaliśmy rozmawiać, ona wciąż się starała jakoś mnie "rozruszać", ja ciągle byłem zamknięty, nie potrafiąc tego przeskoczyć. I tak to było, aż w końcu nie wytrzymała i się wyprowadziła. Ja po jej wyprowadzce nadal nie potrafiłem dojść ze sobą do ładu, ogarnąć się, udaje mi się to (bardzo powoli) dopiero teraz. Po prawie roku (!) od kiedy ten kryzys się rozpoczął. I wciąż trawi mnie poczucie winy, wracają do mnie nasze najlepsze chwile, a także myśl, że ja wciąż mam gdzieś w sercu uczucie do Niej. Choć wiem, że muszę wreszcie się od Niej odkleić i skupić na sobie, to przychodzi mi to z wielkim trudem. Sorry za ten elaborat Chłopaki, ale musiałem to z siebie wywalić. I góry dzięki za zainteresowanie.
  7. Kontakt prawie żaden, właściwie wyłącznie "formalny", jej rzeczy jeszcze są, ale zostało ich już bardzo niewiele.
  8. Nie piję od dłuższego czasu, uprawiam sporo sportu, zaczynam się społecznie "odblokowywać", niemniej brakuje mi w tym konsekwencji i czegoś, co można by nazwać męską ramą. Nigdy nie miałem w tej kwestii odpowiedniego wzorca, co doprowadziło do myślenia przeze mnie w kobiecy sposób. Obecnie stoję przed naprawieniem relacji z ojcem, co nie jest łatwe, tak samo jak łatwe nie jest dla mnie otwieranie się przed Wami - wszystkie etapy i problemy które opisuję pewnie powinienem mieć już dawno za sobą (dobiegam trzydziestki), a prawda jest taka, że czasem czuję się jak egzaltowany uczniak. Powoli staję na nogi, ale po X latach tkwienia w gównianych schematach reagowania i myślenie wyjście na ląd nie jest niczym łatwym. Na forum pojawiłem się trochę z potrzeby męskiego, a nie kobiecego jak niemal zawsze w moim życiu wsparcia, a trochę za "nawową" Roberta Glovera w "No More Mr. Nice Guy" - nie ma w mojej okolicy żadnej grupy wsparcia/spotkań dla facetów, a to było jedno z zadań do wykonania opisane w książce. Z kolei uczestniczenie np. w zajęciach sportowych z facetami (co robię regularnie) to mimo wszystko nie to samo.
  9. Miałem na myśli wsparcie na zasadzie dopingu i obecności, wiem że za ogarnięcie siebie jestem odpowiedzialny tylko ja.
  10. Drodzy Panowie Jakiś czas temu dodałem długaśny post w świeżakowni, który dotyczył ogólnie rzecz biorąc mojego byłego związku w którym nadal mentalnie tkwię, i ogólnego "ogarnięcia" siebie samego. Jednym z elementów niezbędnych na tej drodze jest nofap - który praktykuję już od jakiegoś czasu, ale z relapsami niestety. Ostatni wydarzył się pół godziny temu. Tym razem chcę by było to już ostateczne, bardziej świadome zerwanie z tym syfem, zwrócenie uwagi wyłącznie na siebie, koniec myśli o przeszłości i popełnionych błędach - co jest chyba najtrudniejszym, i najbardziej destrukcyjnym dla mnie nawykiem. Do tego praca nad samooceną i odwagą, co jawi mi się równie trudno. O nadmiernym poczuciu winy za przeszłość nie wspominając. Nie wiem jak będzie, i obawiam się czy starczy mi sił i wiary w to, że mogę wziąć życie w swoje ręce - dlatego bardzo potrzebuję teraz Waszego wsparcia.
  11. Witajcie Jestem tu kompletnie nowy, założyłem konto w celu... no właśnie, właściwie sam zadaję sobie to pytanie. Wytrzymajcie proszę do końca, tekst jest naprawdę długi. Może zacznę od samego początku, by w miarę jasno nakreślić moje położenie. Mam 29 lat, i kompletnie nie wiem jak mam pokierować swoim życiem. Pod koniec 2018 roku wszedłem w związek, który trwał do lipca ubiegłego roku. A właściwie do października, bo wtedy moja dziewczyna ostatecznie go zakończyła. Od początku 2021 roku mieszkaliśmy razem, co wiąże się z tym, że w mieszkaniu w którym mieszkaliśmy wspólnie (i w którym ja mieszkam nadal) wciąż są jej rzeczy (wyprowadziła się w sierpniu zeszłego roku), i fakt, że te rzeczy nadal tu są powoduje, że "ostateczność" rozstania wciąż wisi w powietrzu, mimo że jak wspomniałem, nie jesteśmy razem już od dłuższego czasu. Nadal miewamy ze sobą kontakt, a ja czuję, że ona przez cały ten czas czekała na moją zmianę, na nabranie przeze mnie przysłowiowych "jaj". Problem w tym, że przez to ze się nie widujemy prawie w ogóle, moje uczucia niemal zupełnie osłabły. Ale to jest jedna część/strona medalu. Druga jest taka, że mam kompletny mętlik w głowie. Mam niezła pracę z którą wiążę przyszłość, ale nie potrafię nic zrobić ze swoim życiem. Nie potrafię podejmować decyzji, nie potrafię się ogarnąć, nie potrafię stawiać granic w relacjach. Nie wiem co mam dalej zrobić ze swoim życiem, jak wspomniałem: nie wiem jak nim pokierować, ustalam sobie cele ale najczęściej mgliste i krótkoterminowe. Wracając do samego związku - rozpadł się w dużej mierze z powodu mojej izolacji i pogrążaniu się w myślach zamiast w działaniu. Nie potrafiłem rozmawiać ze swoją dziewczyną, byłem sztywny, napięty, w przypadku jakiejś spornej kwestii uciekałem, rezygnowałem, nie wdawałem się w jakąkolwiek konfrontację. Do tego stopnia że po prostu zamknąłem się w sobie totalnie. Prawie codziennie po pracy wieczorami chodziłem do rodziców (mieszkają w tym samym budynku, piętro wyżej) i przesiadywałem tam po kilka godzin, nie potrafiąc rozmawiać i być z dziewczyną w jednym mieszkaniu. Aż w końcu pękło. Seks prawie u nas nie istniał - na początku związku było okej, choć de facto w zasadzie ani razu nie odbyliśmy pełnego stosunku (byłem jej "pierwszym" i strasznie się tym faktem stresowałem, chciałem żeby było idealnie, poza tym miałem duże i irracjonalne obawy przed ciążą + gigantyczna przerwa w seksie po poprzednim związku, co reasumując dało efekt totalnej klapy). Zacząłem więc uciekać w porno - nawet bez masturbacji, raczej po to by uspokoić emocje i dać sobie jakąś przyjemność (jakkolwiek irracjonalnie to brzmi, zwłaszcza gdy ma się kobietę obok). Ostatecznie wyprowadziła się, tak jak wspomniałem, pod koniec sierpnia zeszłego roku, i przez ponad półtora miesiąca liczyła na to, że przejmę inicjatywę i podejmę walkę o związek, czasem wpadając do mnie do mieszkania pytała mimochodem kiedy zaproszę ją na randkę. Nic takiego nie nastąpiło, bo ja wciąż miałem głowę nabitą myślami (które dotyczyły np. jej domniemanego biseksualizmu, czego nie potrafiłem przyjąć do wiadomości), i innymi rozkminami, albo różnymi negatywnymi myślami na jej temat, co blokowało mnie w podjęciu tej inicjatywy. Swoistym gwoździem do trumny naszego związku był list który zostawiłem w mieszkaniu pod jej nieobecność, w którym opisałem czego mi w niej brakuje. Wyobrażam sobie że musiało być jej przykro, bo list był owocem różnych rzeczy które przez długi czas trzymałem w sobie. Zwróciłem w nim uwagę na to, że brakuje mi jej jako kobiety, że w pewnym momencie przestała się dla mnie starać (w sensie np. ciało itd.), że dla mnie było w niej zbyt mało kobiety i kobiecości i cóż... żałuję że nie umiałem jej tego w jakiś sposób zasugerować, tak jak chyba powinno się to wobec kobiet robić. Ona sama powiedziała mi w odpowiedzi że bardzo ją to wszystko zabolało i poczuła się jakby była moim wrogiem. Niemniej chciała nadal walczyć o związek, mimo wyprowadzki. Oczywiście, sam list nie był jedynym powodem rozpadu związku, być może była też w tym wszystkim moja trudność w jasnym artykułowaniu własnego zdania - a nawet jakiegokolwiek zdania, bo zwyczajnie w pewnym momencie przestałem z nią w ogóle rozmawiać... Co istotne, to nie jest tak że ona jest jedną z tych suk które często są opisywane w różnych Waszych wątkach. Nie chcę żeby to zabrzmiało jak kolejny tekst w stylu "moja Myszka jest inna...", ale ona... serio jest inna. Zawsze dbała o mieszkanie, czystość i sam związek - naprawdę jej zależało, i było to czuć. Były momenty że sama zachęcała mnie np. do zawierania nowych znajomości, podsyłała np. grupki do grania w nogę na FB, chcąc żebym się trochę towarzysko wyizolował. W momencie gdy nie miałem pracy wspierała mnie i dopingowała w jej szukaniu, gdy było krucho z kasą nigdy nie miała problemu by mnie wspomóc, mimo że sama zarabiała bardzo niewiele. Tym bardziej żałuję że tak się to wszystko potoczyło, a jeszcze bardziej gniecie mnie myśl, że być może gdybym potrafił być bardziej stanowczy, bezpośredni, gdybym nie "czaił się" tak bardzo jak miało to miejsce, to związek mógłby się potoczyć zupełnie inaczej. Cholernie to wszystko trudne, tym bardziej ze to był pierwszy fajny związek na poważnie (kiedyś byłem w równie długim, kilkuletnim, ale to była porażka a nie związek - byłem wykorzystywany na każdym polu i w żaden sposób nie potrafiłem z tym skończyć, dopiero gdy stałem się bezużyteczny moja ówczesna dziewczyna postanowiła ze mną zerwać), obecny związek był znacznie lepszy i co więcej, tak jak wspomniałem wcześniej, mimo problemów ona przy mnie była. Poza tym miałem, i chciałem być jej "pierwszym", plany, dzieci, sami wiecie... może dla Was to wszystko to pierdoły ale ja nie potrafię przestać o tym wszystkim myśleć. Poza tym miewam poczucie bezsensu i upływającego czasu w życiu. Rodzice niby nic nie sugerują, ale wiem że gdzieś po cichu liczą na wnuki, zwłaszcza ojciec. Ja sam mam poczucie że zegar tyka. Ale poza wszystkim jestem dość mocno skołowany. W ostatnim tygodniu zapisałem się na basen i boks, ale mimo wszystko wciąż mam zajętą głowę wszystkim tym co wam powyżej opisałem. Wkurzam się na siebie, że nie potrafiłem być w związku sobą - bałem się że ją stracę, że nie mogę pokazywać swojej "gorszej strony" itp., bo mam poczucie, że gdybym był sobą, to nawet gdyby związek się rozpadł, nie miałbym do siebie aż tak wielkich pretensji. A teraz je mam, bo mam poczucie straconej szansy. Walki przegranej nie na boisku, nie w walce, ale przez walkower.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.