Skocz do zawartości

Ramzes32312

Użytkownik
  • Postów

    25
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Ramzes32312

  1.  Cześć,

     

     Mam nadzieję, że wybrałem odpowiedni dział na forum.

     

     Widzę, że trochę osób na forum wspomina woje wojaże w Azji, a ja chcę sie wybrać tam na wakacje w marcu przyszłego roku. Z racji, że na samą wycieczkę tj. loty + zakwaterowanie z wyżywieniem chcę się zmieścić do 10 tys PLN, jakie z wymienionych krajów najbardziej polecacie, razem z miejscami, które warto odwiedzić :

     

     - Wietnam

     - Tajlandia - ( w którymś filmie na yt słyszałem, że ponoć zniszczona przez turystykę )

     - Filipiny 

     - Chiny - może kraj nie jest tropikalny, ale też moim zdaniem godny zobaczenia.

     

     Odpuszczam Koreę Płd. i Japonie, bo pewnie z 15-20 tys trzeba mieć. 

     

     Czy lepiej jechać z biurem podróży all inclusive czy próbować samemu wszystko zorganizować ? Nadmienię, że po angielsku mówię średnio  i rozumiem co nie gra w "my english is liquid". Z mojego doświadczenia podróżniczego to mam wyjazd do Sao Paulo, ale był on do znajomych, więc wszystko miałem na tacy. Podróżowałem też autostopem do Chorwacji i jakoś radziłem sobie z kompanką. 

     

     Będe również wdzięczny za informacje o rynku matrymonialnym w poszczególnych krajach.  

     

     Może ktoś teraz tam jest i wie jak kształtują się tam ceny po covidzie ?

  2.  W moim regionie na pewno kluczowa będzie kwestia Turowa, wytwarzającego 8% energii  w kraju, co aprobuje trzecia noga. Zamknięcie spowoduje utratę pracy przez kilka tys. ludzi i w sumie niemal pewne bankructwo pobliskiego miasta lub miast, a polski rynek pracy tu nie rozpieszcza. Dla ludzi z pobliskich miejscowości pozostają Czechy i Niemcy w pobliżu, gdzie też nie jest zbyt ciekawie w okolicy. Dlatego można być niemal pewnym fali emigracji z przygranicznego dolnego śląska. 

     

     Choć przedwyborczymi postulatami to również nie wiadomo, bo coraz częściej słychać, że ktoś przeczy temu co postulował 2 tyg temu.

     

      A tak poza tym to prawdziwy cyrk będzie jak lewica przejmie ministerstwo edukacji.  

     

      No i kwestia kiedy euro

     

      Zastanawiam się też czy nie obrać taktyki na następne wybory, aby wybierać najgorszą opcję, licząc, że coś się szybko odbuduje po upadku. 

  3. 15 godzin temu, Maciej45 napisał(a):

    Natrafiłem na filmik na youtubie jednej "jupiterki", nazywa się Fausti. Z tego co wygooglowałem to jest/była w tym projekcie Genzie największego polskiego youtubera - Friza. W tamtym tygodniu wydała piosenkę o nazwie "CHCĘ SIĘ TYLKO BAWIĆ": 

    Tekst piosenki: 

    "Stoję w kręgu świateł, wokół ludzi tłum,
    Klub wypełnia basem, zaraz braknie tchu,
    Ja mam na to patent, ucieknę dziś w noc,
    Chętnie zgubie zasięg, gdy zapadnie zmrok,
    Mówią "żyje się raz", ja łapię każdą z chwil,
    Nie chcę czekać, czas ucieka jak przez palce pył,
    Mówią "żyje się raz", ja nie marnuje dni,
    Będę tańczyć póki nie braknie mi sił!"

     

    Dwa dni temu wydała filmik o nazwie: "RANDKA Z TINDERA W IZRAELU". Film opowiada o tym, że Fausti nie zna Tel Awiwu, wpadła na genialny pomysł, że umówi się na randkę z Tindera, żeby poznać bliżej Tel Awiw, a nawet i "chada" 😂

    Tak wyglądają komentarze pod filmem:

    "WIECEJ tego typu potrzebbuje dalszyy kontakt z Edenem."

    "Po 4,5 minutach filmu mogę stwierdzić że ten facet jest zajebistyyyyy, zrobił mega dobre pierwsze wrażenie"

    "Boziu potrzebuje takiej serii w moim życiu ! Następne Włochy, proszę podrwij Włocha dla nas !"

     

    Ktoś się może zastanawiać co nas to interesuje? A to, że wymagania jeszcze bardziej wzrosną, w 2 dni filmik zrobił 550k wyświetleń, zaczną się częstsze wyjazdy p0lek do zagranicy tylko po to, żeby spotkać kogoś z zagranicy, no bo to takie zajebiste. Ta Fausti jest jedną z gwiazd dziewczyn od 7 roku życia do 20, szykuję się kolejne, rozpuszczone pokolenie. Nie zdziwię się jak ktoś jeszcze z PL YT podłapie ten pomysł. Pojadę do Hiszpanii, znajdę przystojnego Hiszpana i będzie zajebiście. Zaczyna się od niewinnego randkowania, a później będą pojedynki, challenge kto zrobi trzycyfrowy body count w 1 dzień. Najlepsze jest to, że gdyby tym Izraelczykiem był Polak to by nie miał pewnie żadnych szans nawet jakby wyglądał dokładnie tak jak on. Nie oszukujmy się, większość kobiet mając do wyboru tego samego człowieka, jeden z Polski, a drugi np. z Czech wybierze Czecha, no bo to zagranica, wyższe sfery, bajery. Znalazłem informację, że ta laska ma 164 cm wzrostu, wrzucam na dole ujęcie z filmu, nie wiem czy ona nie jest nawet wyższa od niego.

    xder2.thumb.jpg.cb4bd6e0060d90b59e4dc53e6be1992b.jpg

     

     Było to już milion razy wałkowane na forum i w audycjach. W sumie tak jak wszyscy piszą, trzeba się dostosować i szukać innych opcji. 

     

     Swoją drogą jak kiedyś słyszałem taką teorię  : ilość wyznanych tobie łóżkowych zbliżeń x 3 = rzeczywista liczba łóżkowych zbliżeń. To teraz myślę, że lekko powiedziane, jeśli "współczynnik prawdy" będzie równy 10.

     

     Pozostaje życzyć paniom i nam, oby starzały się jak Mercedes W124. :)

     

     Pozdrawiam

  4. 2 godziny temu, MarkoBe napisał(a):

    Idź na divy, przełamiesz pierwsze lody. Co będzie to będzie, niczym się nie przejmuj. Wszyscy kiedyś znajdziemy się pod ziemią. Dzisiejsze czasy dla mężczyzn są po prostu ciężkie, przez wzorce wychowania i obecnie panujące trendy. My, mężczyźni mamy ciężko, bo na każdym kroku musimy udawać swoją ,, męskość" Wielu, niestety może to przerosnąć. Powodzenia. Seks jest obecnie warty 150-250zł/h. Niektórzy wolą przepisywać całe majątki.

     Z mojej niedawnej autopsji: 

     

     Ostatnio byłem i za 250 ch....nia na mieszkaniówce była straszna. Co innego było na zdjęciach, a w mieszkaniu syf. Stwierdziłem, że WTF, wychodzę i zostawiłem jej 100. Mi się wydaje, że jak kolega chce dobrze to zapamiętać to polecam szukać takich za 500 z opiniami. Będziesz tam miał masaż w cenie. Najlepiej ze zdjęciami twarzy i na pewno  w dużych miastach. Czuć nutkę depresji w wypowiedzi naszego nowego brata, więc doradzam, aby się nie rozczarował. Oczywiście jeśli zdecyduje się postawić krok ponad masaż. 

     

     p.s. GUS tego nie liczy, ale tej branży inflacja też nie omija :) A autor niech pamięta, aby się nie zakochać i to tylko seks

     

     

    • Like 1
  5. 19 minut temu, Ksanti napisał(a):

    @Ramzes32312 należy też zadać sobie pytanie czy posiadanie dzieci i ślepy pęd za instynktami nie stoi w konflikcie z poczuciem szczęścia/ przytłoczenia życiem dla jednostki. W końcu jakie korzyści daje posiadanie dziecka, czy rzeczywiście będzie oparciem na starość, czy nie wpakuje się nowe istnienie w wir cierpienia na marne. Rozumiem perspektywę kobiet, że mogą nie chcieć dzieci, ale tutaj też powinna być konsekwencja, że jeśli nie chcą w młodości to nie powinny mieć ich w ogóle, ani nie zastępować tzw. psieckiem czy kociarnią. Słaba demografia niekoniecznie musi oznaczać zawalenie się systemu, a wręcz przeciwnie może dać inpuls do rozwoju by załatać problemy przykładowo technologią.

     

    Hegemonia Niemiec w Europie nie będzie dana raz na zawsze. Ten kraj jak każdy inny ma swoje wzloty i upadki. Pewne jest jednak to, że kiedy Niemcy słabną to Polska rośnie pod każdym względem. Dokładnie taki przypadek był w średniowieczu gdy Niemcy były rozbite na kilkaset małych ksiąstewek, a władza cesarska była tylko na papierze. W tym czasie Polska posiadała największe terytorium, gospodarkę i wojsko w regionie. Zasady gry obecnie się nieco zmieniły, ale ta jedna zależność jest dalej prawdziwa. Dlatego nasi zachodni sąsiedzi wyczuwają zagrożenie dla ich interesów, po zburzeniu dotychczasowego porządku geopolitycznego.

     

     

     Zgadzam się, że słaba demografia nie musi oznaczać upadku, ale w tym momencie patrząc na młodszych ode mnie wychowanych na instagramie nie sądzę, aby trafiło nam się złote pokolenie znajdujące rewolucyjne technologie i zakładające globalne koncerny, szczególnie w dobie rynku pracownika. Raczej w historii słaba demografia oznaczało powolne kurczenie się gospodarek, choć teraz są inne czasy i technologia dość przyspiesza.

     

     W momencie uczestniczenia w projekcie Unia Europejska, nasz eksport jest w bardzo dużej mierze uzależniony od kondycji niemiecko-francuskich firm, więc ich problemy gospodarcze odbijają się u nas mniej lub bardziej. Oczywiście powstają zakłady firm spoza UE jak choćby spory zakład LG we Wrocławiu czy wspomniany w filmie plan budowy fabryki Intela, jednak na tą chwilę ich udział jest wciąż dość niski. 

     

     Reasumując nie chcę dorysowywać czarnych chmur, ale nad Polską wisi też widmo wygaszenia Turowa za kilka lat w pakiecie z zielonym ładem, co może cały rozwój zahamować albo odwrócić, mimo budowy reaktorów, bo na nie trzeba jeszcze poczekać. 

     

     

     

  6. 4 godziny temu, Ksanti napisał(a):

    Jako przeciwwagą pesymizmu forumowego:

     

     

     Pytanie po obejrzeniu takie jak autor tekstu nasuwa czy demografia nie zniszczy naszego potencjału ?

     

    Polki nie chcą rodzić i to na pewno, jeśli sytuacja się nie obróci o 180 stopni, się nie zmieni. Na 8 dziewczyn z mojego liceum 4 mają po jednym dziecku a jesteśmy przed 30-stką. Ja też nie jestem bez winy z punktu widzenia demografii, bo nie chcę się przynajmniej na razie żenić, a nie wiem czy wgl chcę. Zatem pozostaje imigracja.

     

     Sztuką na przykładzie Zachodu nie jest łatanie bez pomysłu dziur demograficznych i wpuszczenie kilku milionów ludzi obcej kultury, a zasymilowanie ich i wdrożenie na rynek pracy. 

     

     Obyśmy dożyli czasów, że Niemcy będą jeździć do nas do pracy. :D

  7.  

    10 minut temu, Gremlin napisał(a):

    Z czystej ciekawości:

    piszesz, że auto do miasta i małe odległości, więc właściwie po co auto w takim wypadku?  Do tego większe, szybsze i mocniejsze niż obecne? Serio próbuje trochę logiki w tym znaleźć 🤔

     

    PS. Sorry za wpis nie będący wprost odpowiedzią na Twoje potrzeby 😉

    Miasto jest za małe, żeby wgl zrezygnować z samochodu. Nie ma u nas komunikacji. Nie załatwisz też wszystkiego w promieniu 3 km.

     

    Powód nie jest do końca logiczny i masz rację. Ale trochę nad tym myślałem i wiem, że mogę trochę zwiększyć wydatki na samochód. Nie przesiadam się też na 3l w BMW. Różnica 2l w spalaniu. Miałem już kiedyś Volvo s40 2.4 benzyna 170km i wiem, że to jest inny komfort jazdy niż coltem. 

     

     Ale fakt, że ceny samochodów długo mnie do tego zniechęcały. :D

     

    • Like 2
  8. W dniu 22.07.2023 o 12:30, icman napisał(a):

    Jak Ci się ten Colt sprawuje?

    Awaryjność i spalanie?

     

    Corolla lub Auris?

     Colta kupiłem z przebiegiem 39 tys rok temu i nie znalazłem informacji o jakimkolwiek kręceniu przebiegu. Samochód pali jakieś 6l/100 km w mieście trochę więcej, nawet do 8. Fajny samochód, ale chcę wymienić właśnie na lancera IX albo hondę civic (2006-2011) w sedanie. Potrzebuję czegoś ciut mocniejszego i 5 drzwiowego - jedyne minusy tego samochodu. Mam go 1,5 roku i do tej pory wymieniłem tylko olej na czas, i raz padła cewka w kulczyku podczas upadku -  koszt naprawy 100 zł. Korozji nie widać.

    14 minut temu, Tomek napisał(a):

    Mój znajmy posiada takiego Lancera. Silnik pracuje elegancko, olej co 10 k bo jest łańcuszek. Auto posiada jednak pewne wady dość istotne. Korozja. Nadwozie to jeszcze jeszcze ale podwozie...szkoda gadać. Korozja lubi te modele. Drugi minus gorszy dostęp do części zamiennych i ich ceny.

    Popatrz na aurisy i corolle z silnikiem 1,6. Tam też przed kupnem trzeba dobrze obejrzeć podwozie pod kątem korozji, ale łatwiej jest znaleźć  zadbany model.

     

    Polecam też fiata bravo II, korozja w miarę omija, silnik 1,4 90 km osiągami nie grzeszy, ale jest trwały.

    Wymiana na bravo nic mi nie daje, więc w tym wypadku raczej zostanę przy moim obecnym

    Ale o corolli w sumie nie pomyślałem

     

     Oczywiście w moim wypadku przed zakupem wynajmuję firmę sprawdzającą samochody. 

    • Like 1
  9. 5 godzin temu, A2618s napisał(a):

     

      Cześć wszystkim,

     

          Tytułem wstępu chciałem podziękować wszystkim tym którzy opisują tu swoje historie które pełnią funkcje kompendium wiedzy na temat różnego rodzaju sytuacji. Dołączyłem do tego forum stosunkowo nie dawno, jednak zapoznawałem się z Waszymi wątkami już od dłuższego czasu. Przyszedł czas na mnie aby opowiedzieć swoją życiową sytuacje która wyrwała mnie z "rzeczywistości" w sposób okrutny. Moje życie zmieniło się, zmienił się sposób postrzegania świata i relacji. Opisze Wam swoją historię i liczę na informacje jak Waszym zdaniem to wygląda. Obiektywnie rzecz biorąc każdy kto tu trafia ma pewnego rodzaju doświadczenia i emocjonalne podejście nie ma tu prawa bytu. Chłodna ocena oraz zapoznanie się z tematem będzie dla mnie dodatkowym otrzeźwieniem. Walczę ze sobą, walczę ze swoimi "przekonaniami", walczę o coś czego już nie ma. 

    Zapraszam Was do lektury. Postaram się być w tym temacie jak najbardziej obiektywny. 😊 

     

    W czasie obecnym jestem w czasie rozwodu, praktycznie rzecz biorąc pozew został złożony przez moją żonę kilka dni temu. Mój staż małżeński to 2 lata. Na tę chwilę mam 32 lata moja "żona" 30 i mamy córkę w wieku 5 lat. 

     

    Zaczynając od samego początku w związku z obecną osobą jestem od 12 lat. Poznaliśmy się jako dzieciaki wchodzące w pełnoletność. Od samego początku pewne sytuacje ukazywały czerwone flagi a raczej wielkie czerwone bandery, jednak ja jako młody chłopak bez wiedzy i doszczętnie zakochany nie byłem w stanie tego zauważyć a co dopiero mówić o jakiś reakcjach. Moja partnerka od zawsze jawiła mi się jako osoba idealna do związku, do założenia rodziny. W wielu rozmowach pojawiał się wątek, że chce spełniać się w roli matki i żony. Taka retoryka jej postępowania funkcjonowała od samego początku i w każdej możliwej sytuacji mocno to akcentowała. Osobiście podziwiałem to. Było to dla mnie coś nie spotykanego bo jak rozumieć, że w obecnie zepsutym świecie gdzie propaguje się równość kobiety i mężczyzny trafiłem na taki diament który stroni od imprez, rozwiązłego trybu życia i chce w sposób poukładany i tradycyjny stworzyć fundamenty pod założenie rodziny. Wtedy wydawało mi się że złapałem Pana Boga za nogi. 

     

    Z początku zaczęliśmy spotykać się na stopie koleżeńskiej jednak nie trwało to długo. Po okresie ok 2 miesięcy poprosiłem ją o to abyśmy zostali "oficjalnie" parą. Początek tej relacji był mocno burzliwy. Rodzice mojej wybranki byli mocno co do mnie uprzedzeni. Nigdy nie zapomnę jak pierwszy raz pojechałem do niej do domu i jej mama po tym jak mnie poznała zaczęła opowiadać mi o jej poprzednim chłopaku jaki to on nie był super, jakim to on samochodem po nią nie przyjeżdżał i jak to uwielbiała go jej siostra i jaki to on nie bogaty itp. Jako, że pochodzę ze średnio zamożnej rodziny w tamtym czasie nie posiadałem swojego samochodu i czułem się poprzez takie porównywanie mocno przybity. Ojciec mojej wybranki ma problemy z alko ale nie jest osobą przejawiającą zachowania przemocowe. W mojej ocenie jest to jego ucieczka przed rzeczywistością. Od samego początku nie tolerował mnie i nawet się do mnie nie odzywał a o głupim "cześć" mogłem zapomnieć. Za każdym razem jak wychodziłem od niej z domu stał w oknie i mi się przyglądał kto po mnie przyjedzie i czym. Nasze spotkania odbywały się zazwyczaj po szkole. Nie było raczej mowy o spotkaniach w późniejszych godzinach gdyż punkt 21:00 musiała być w domu a jak czas został przekroczony były telefony i awantury. Tłumaczenie było na zasadzie, że musi się zając swoją siostrą, musi ją ogarnąć położyć spać i jak tego nie zrobi to będzie ona płakać ( jest młodsza od mojej "żony" i to sporo). Jako że taki stan rzeczy bardzo mi nie odpowiadał mówiłem o tym głośno i bez ogródek czego efektem było to, że zostałem kopnięty w tyłek a powodem było " nie wiem co do Ciebie czuje". Przeżyłem to mocno ale stwierdziliśmy później, że nasze spotkania będą odbywać się na stopie koleżeńskiej. Minął jakiś czas, miałem totalnie na tę sytuacje brzydko mówiąc wywalone aż któregoś dnia usłyszałem że jednak ona mnie kocha i spróbujemy jeszcze raz. Zgodziłem się i tak trwaliśmy w tym związku.

     

    W 2011 roku dostaliśmy się na studia do większego miasta i tam wyjechaliśmy jednak nie zamieszkaliśmy razem. Ja wynająłem pokój u kolegi, ona u koleżanki. Ona dużo się uczyła, cały czas poświęcała  na siedzenie w książkach, ja z kolei poznałem sporo nowych osób w tym sporo koleżanek. Były imprezy głownie domówki. Zawsze ciągnąłem ją na te imprezy żeby do mnie przyjeżdżała itp. jednak nie zawsze było to możliwe i nie zawsze chciała a mogę zaryzykować stwierdzenie, że praktycznie nigdy. Najlepiej jak był bym non stop koło niej i siedział. Była bardzo zazdrosna co prowadziło do wielu konfliktów. Po pewnym czasie byłem już zmęczony ciągłymi fochami, wyrzutami. W tej całej sytuacji też nie byłem w porządku. Przywiązywałem do niej coraz mniejszą uwagę i  najzwyczajniej w świecie przestałem okazywać zainteresowanie związkiem. W 2013 roku doszło do rozstania. Kamieniem milowym w tej decyzji było to że na każdym kroku byłem sprawdzany. Moje portale społecznościowe były przewertowane od góry do dołu, wzdłuż i wszerz po czym stwierdziła że na pewno robię coś na boku.  Od siebie dodam że nigdy nie przeszło mi przez myśl coś takiego jak zdrada. Jestem na tym punkcie bardzo staroświecki i nigdy bym sobie na coś takiego nie pozwolił. Zaraz po rozstaniu pisała do mnie pierw z wyrzutami, potem chciała wzbudzić we mnie zazdrość mówiąc " pisze i spotykam się z kolegą" na co ja odpowiadałem, że ok i powodzenia. Po tym fakcie nastąpił wysp wiadomości, że brakuje jej mojej osoby, że mnie kocha itp . Ja byłem już na etapie totalnego wykończenia tą sytuacją i przestałem się odzywać ona po czasie również. W okresie 2013-2015 byłem w innym związku który się posypał ze względu na znaczną odległość. 

     

    W 2015 roku kiedy ja zakończyłem swój związek, ona miedzy czasie również była w związku który zakończył się w podobnym okresie, nastąpiło odnowienie kontaktu. Po kilku miesiącach spotykań i wyjaśnienia sobie kilku kwestii znów weszliśmy w związek. Wynajęliśmy wspólne mieszkanie i zaczęliśmy układać sobie wspólne życie. Na początku było strasznie ciężko ze względów finansowych jednak mieliśmy pomoc głównie ze strony moich rodziców którzy ubóstwiali moją partnerkę. Zawsze była traktowana przez nich lepiej niż ja i zawsze robili wszystko żeby dobrze czuła się w moim rodzinnym domu. Po kilku miesiącach od wspólnego zamieszkania zaczęło się naciskanie na dziecko. Sprawa była poważna gdyż te naciski były tak częste, że stały się po prostu głównym powodem naszych konfliktów. Mówiłem, że nie mamy warunków ani finansowych ani mieszkalnych aby sobie dać samodzielnie radę a co dopiero objąć opieką małego człowieka. Moje argumenty były traktowane na zasadzie rzucania grochem o ścianę. Były płacze, próby tłumaczenia, że będzie ok że damy przecież radę. Byłem nieugięty... do czasu. W 2016 roku pojawiła się pierwsza ciąża która została stracona przez problemy zdrowotne. Bardzo mocno to przeżyłem i długo nie mogłem sobie z tym poradzić. Pierwszy raz w tedy z bezsilności płakałem i niestety przy niej. Po pewnym czasie pojawiła się kolejna ciąża z której urodziła się nasza córka. Pojawienie się dziecka totalnie zmieniło nasze życie a szczególnie moje... wpadłem w depresje... nie mogłem sobie poradzić z rolą ojca nie wiedziałem co mam robić. Powodem tego było to że sam byłem wychowywany przez mamę. Mój tata nigdy nie przejawiał mną zainteresowania, był bo był ale wszelkie rzeczy błahe i poważne konsultowałem z mamą i ona zawsze pomagała mi stawiać czoła problemom. Nie miałem męskiego wzorca, byłem jak dziecko we mgle. W dużej części oddałem inicjatywę w swoim życiu. Pomimo tego wszystkiego zdobyłem się na terapie która była połączona z farmakoterapią. Pewnie część z Was wie, że tabletki SSRI mają dość poważny wpływ na sferę seksualną. I to był początek naszej drogi w dół. Moje libido było bardzo ograniczone. Ona o wszystkim wiedziała. Dodatkowo nie czułem zbytniej potrzeby opiekowania się dzieckiem. Robiłem to co musiałem w każdym razie na podstawowej płaszczyźnie spełniałem swój rodzicielski obowiązek. Dziecko stało się dla mojej żony całym światem.

     

    Po dwóch latach od narodzenia dziecka zaczął w obrządku domowym dominować temat ślubu. Byłem temu na tamten okres bardzo przeciwny. Naciski były w głównej mierze kierowane od rodziny mojej żony ( jak dziecko to ślub) i od samej żony. Kwestia pandemii mocno krzyżowała plany. Kilkakrotnie przekładny termin, nasi rodzice nie mogli się porozumieć co do przyjęcia weselnego, jednego razu też powiedziałem że nikt ponad mną nie będzie decydować o moich sprawach (teściowa chciała zapłacić za salę która totalnie nam nie pasowała).  Zostałem wręcz zwyzywany przez obecną teściową na co moja jż nie zareagowała. Nie pojawiałem się u niej w rodzinnym domu długi czas ale widziałem jak źle działa to na JŻ oraz dziecko. Rozmówiłem się z teściową że nie musi mnie lubić ale że mamy się tolerować ze względu na to że jestem razem z jej córką i jest babcią naszego dziecka.

     

    Finał finałów był taki, że po czasie ślub doszedł do skutku. Rodzice jako że nie dogadali się w kwestii przyjęcia a dodam że był to okres totalnych obostrzeń postanowili zrobić osobne przyjęcia tyle że w innych terminach. Po ślubie prosto z kościoła pojechaliśmy pod wskazany adres przez rodziców Panny Młodej. Dojechawszy na miejsce nie mogłem wyjść z szoku gdyż okazało się że przyjęcie jest zorganizowane w starej spelunie gdzie na co dzień osiedlowi menele grają na automatach. W oknach aby nie było widać "imprezy" wklejone były czarne worki na śmieci. Impreza toczyła się tylko wśród rodziny mojej żony pomiędzy automatami do gier ( ode mnie nie było nikogo). Po około dwóch godzinach wróciliśmy do domu nie mogłem po prostu przeżyć że moja żona w sukni ślubnej wchodzi w takie miejsce. Uczucie podobne do tego jak ktoś napluje Ci w twarz. Trzy tygodnie później moi rodzice zrobili przyjęcie dla mojej rodziny. Po prostu jaja na które pozwoliłem swoją biernością. 

     

    Pół roku po ślubie kupiliśmy wspólnie mieszkanie na kredyt. Wtedy chciałem odciąć grubą kreską to co już było i ten cały syf który miał miejsce i zacząć żyć normalnie. Jak bardzo się pomyliłem okazało się dopiero z czasem. Moja żona poszła do pracy, dziecko do przedszkola. Wszystko wyglądało z pozoru normalnie jednak do czasu. W okolicy początku roku żona oznajmiła mi że chce abyśmy starali się o drugie dziecko. Macierzyński miała wyliczony i według niej był to najlepszy czas. Kwestia z mojej perspektywy była zupełnie inna. Rosnące stopy procentowe które lawinowo windowały raty kredytu spędzały mi sen z powiek. Dwoiłem się i troiłem aby jakoś to ogarnąć. Informowałem na bieżąco moją żonę o tym i mówiłem że to nie jest czas na kolejne dziecko abyśmy poczekali. Moje zdanie nie było brane w ogóle pod uwagę. Efektem tego była kolejna ciąża.(kolejna moja uległość) Pewnego dnia w pracy żona zadzwoniła do mnie oznajmując mi że jest w ciąży. Moja reakcja nie była odpowiednia jednak nie mówiłem, że to dramat nie powiedziałem żeby pozbyć się tego dziecka. W tym czasie pojawiła się u mnie obawa co to będzie. Po powrocie tego dnia do domu żona powiedziała że moja reakcja jest taka że ona już wie że nie chce tego dziecka dlatego będzie chciała się go pozbyć. Doszło do tego że zamówiła tabletki na poronienie. Byłem temu przeciwny. Powiedziałem że coś może się stać, że jakoś damy rade jednak już decyzja została podjęta. Tabletki które zostały zamówione nie zdążyły dotrzeć, nastąpiło poronienie. Do tej pory jest to główny powód który według niej spowodował u niej „opadnięcie z oczu klapek” Od tamtego czasu nastąpiła w naszym małżeństwie równia pochyła. Po okresie 2 miesięcy gdy byłem w pracy żona zadzwoniła i oznajmiła mi że chce rozwodu. Przyjechałem do domu czym prędzej  aby wyjaśnić co się dzieje jednak nie było mi dane porozmawiać. Żona wyjechała do rodziców zbierając dziecko na weekend. Nie było możliwości aby się z nią skontaktować. Wróciła w niedziele. Czekałem na nią z kwiatami i przeprosinami. Zrobiłem z siebie śmiecia. Przepraszałem prosiłem o to aby to przemyślała. Był płacz i powiedziała że to przemyśli. Wieczorem tego samego dnia pojechała na spotkanie z koleżanką. Wróciła późno w nocy i położyła się w innym pokoju. Po ok 2 tygodniach dowiedziałem się że faktycznie była na spotkaniu z koleżanką ale po tym przyjechał do niej kolega z pracy z którym spędziła kilka godzin i otrzymała od niego prezent. Zapytałem ją o to i do samego końca mówiła że ten prezent jest od koleżanki. Dopiero jak pokazałem jej dowód przyznała się. Później weryfikując wszystkie elementy okazało się że hasła do portali społecznościowych zostały pozmieniane a wszystkie wiadomość z tym kolesiem były na bieżąco usuwane. Gdy zażądałem wglądu w te wiadomości zostałem poinformowany ze takiej opcji nie ma bo nie będzie mi każdej linijki z tej korespondencji tłumaczyć. Chciałem się wyprowadzić i powiedziałem że ja żądam rozwodu. Jednak zostałem ze względu na dziecko.  Była mowa o tym że zerwie z nim kontakt. Przy mnie napisała do niego wiadomość, że kończy znajomość i to nie jest w porządku. Odpisał jej że ok i tyle. Telefon był chowany, ciągle przy przysłowiowym tyłku, nie rozstawała się z nim na krok. Miedzy czasie był ślub naszych znajomych w czasie którego usłyszałem jak to ona mnie kocha chce to wszystko naprawić. Było jak w niebie. Po ok 2 tyg od tego wydarzenia znów zaczęło się sypać.  Wyprowadzka do innego pokoju. Ciągłe pretensje itp. Pod koniec roku okazało się że kontakt jest cały czas utrzymywany z tym kolegą z pracy. Widziałem sms o jednoznacznej treści. Po tym fakcie w sytuacje włączyła się nasza rodzina. Próby mediacji pogodzenia, jednym słowem totalny syf. Przyjechali tego dnia nas do domu i chcieli uzyskać informacje co się dzieje i dlaczego moja małżonka tak postępuje. Na te oraz inne pytania zostali skwitowani „ Wynocha z mojego domu”. W tym dniu miałem też wątpliwą przyjemność rozmawiać telefonicznie z adoratorem mojej żony który okazał się sportowcem w związku małżeńskim i dwójką dzieci. Udało mi się również nawiązać kontakt z jego żoną i również ona została poinformowana o poczynaniach swojej drugiej połówki. Gość był na tyle bezczelny, że gdy jego żona poprosiła go o udostępnienie telefonu wyszedł z domu  zaś po powrocie dał jej telefon mówiąc, że śmiało może teraz sprawdzać bo i tak wszystko pokasował. Co później się działo nie wiem. Po tym wszystkim wróciła do wspólnej sypialni.

     

    Początek roku to była stagnacja. Cały czas w powietrzu czuć było niechęć, pogardę i złość ze strony mojej żony. Wszystko było moją winą. Wyciąganie sytuacji z przed lat i obracanie ich na moją niekorzyść to był rytuał. Niektórych sytuacji totalnie nie pamiętałem a niektóre były tak podrasowane, że nie mogłem w to uwierzyć. Ciągle miałem powtarzane że to moja i tylko wyłącznie moja wina aż zaczęło mi to w głowie kiełkować w formie prawdy. W okolicach marca zaczęły się późniejsze powroty z pracy tłumaczone tym że nie ma ochoty na mnie patrzeć, że ją brzydzę, że mnie nie kocha itd. Między czasie dochodziło do bardzo rzadkich zbliżeń po których dostawałem wiadomość że w sumie to spoko było i mega ale mnie nie kocha i takie to dziwne uczucie. Zostałem przerobiony na żywy wibrator. Na obecną chwile pożycie ustało  Obecnie nie rozmawiamy ze sobą chyba że w formie krótkich komunikatów  co do dziecka. Wszelkie inne formy rozmowy są pełne nienawiści i pogardy. Informacja od niej że ona ma już swoje życie i mam się o nic nie pytać tylko zająć się sobą w zupełności rozwiewa moje wątpliwości i przestałem już wnikać. Nie poznaje tej osoby, nie jestem w stanie sobie wytłumaczyć jak z tak dobrej, ciepłej i kochającej kobiety stała się zimną, wyrachowaną, wulgarną osobą dla której wartości które wyznawała przez tyle lat nie mają żadnego znaczenia. Z najważniejszej osoby w jej życiu przeszedłem w rolę osoby której otwarcie nienawidzi i nią gardzi. W jej oczach widać niesamowity pokłady, gniewu, pogardy, żalu, frustracji. Zostałem również postawiony przed faktem zniszczenia jej marzeń o rodzinie.

     

    Przez ten cały rok próbowałem to naprawiać. Propozycja terapii, dialogu czegokolwiek innego było kwitowane słowem „NIE”. Zmiana mojego podejścia aby więcej się udzielać w obowiązkach domowych, zajmowanie się dzieckiem, poświęcanie jej uwagi  nie miały żadnego znaczenia. Jedyne z czego jestem zadowolony to że  moja relacja z dzieckiem weszła na do tej pory niespotykanie dobry poziom. Obecnie w ciągu kilku tygodniu ma się wyprowadzić z domu razem z dzieckiem. Pozew już widziałem razem z wnioskiem o zabezpieczenie miejsca pobytu oraz zabezpieczeniem alimentów. Odwołanie z mojej strony już nastąpiło ze względu na dość dużą kwotę wnioskowanych środków.

     

    Popełniłem wiele błędów. W okresie próby reanimacji tego małżeństwa zepsułem wiele i z perspektywy czasu wiele rzeczy zrobił bym inaczej. Dałem zrobić z siebie czerwony dywan po którym ona ostentacyjnie dreptała. Emocje miały tu swój duży wkład. Pokazałem słabość i uległość a to było zielonym światłem żeby się po mnie przejechać. Wiele mam sobie do zarzucenia. Zaniedbałem ją, zaniedbałem rodzinę, zaniedbałem siebie (mocno przytyłem jednak od momentu kryzysu, a do dziś ubyło mi ponad 30kg). W mojej ocenie nie były to rzeczy których nie dało by się przepracować i dojść do porozumienia aby to uratować to dla nas i dla naszego dziecka. Wyrzuty sumienia spowodowały u mnie chęć odbudowy tego za wszelką cenę. Obecnie jestem emocjonalnym i psychicznym wrakiem. Z jednej strony patrząc na to widzę, że nie mam żadnego poważania i to małżeństwo to trup z drugiej strony chciał bym mieć normalny dom i rodzinę.. Dodatkowo sprawy nie ułatwia to że cała rodzina mojej wybranki mnie szczerze nienawidzi, koleżanki z pracy które z tego co się orientuje również są rozwódkami albo mają słabo jakościowo związki mocno wpływały i wpływają na nią no i kolega który okazał wsparcie, dał czas a nawet zawiózł moją żonę do lekarza kiedy w pracy wystąpiło poronienie. ( Początek ich znajomości oficjalnie nastąpił na co najmniej miesiąc przed ciąża, ale w mojej ocenie i poskładaniu pewnych faktów uważam że miało to miejsce w lutym 2022 po wyjeździe mojej żony na kurs organizowany przez pracodawcę poza granice Polski).

     

    I to nie tak moi drodzy, że od początku byłem takim popychadłem. Wcześniej naprawdę stawiałem na swoim, trzymałem ramę, nie byłem przesadnie miły czasem wręcz pokazywałem swoje męskie i stanowcze zachowanie i zawsze szczerze ją kochałem i dbałem o nią. Od momentu urodzenia dziecka coś pękło i to nie o dziecko chodzi tylko o natłok różnych spraw które nałoży się na siebie w jednym czasie później już tylko terapia leki, zamykanie się i totalne zmiękczenie.

    Tekst jest obszerny a zarazem zawiera główny nurt tej sytuacji. Chciałem się z Wami tym podzielić.

     

     

     

     

     Wiem, że moja historia nie jest w żadnym stopniu równa twojej, ale po moim rozstaniu dość zaniedbałem swoją kondycję fizyczną i przytyłem. Pamiętaj, aby nie powtórzyć moich błędów jak nie dla siebie, to choćby dla córki.  

     

     A teraz kolego prawnik i jak chłopaki mówią walcz o dziecko i orzeczenie o jej winie, bo to jest teraz najważniejsze ! Trzymam za ciebie kciuki !

    • Like 1
  10.  Nie wiem co powinieneś wybrać, ale mogę opowiedzieć jak wyglądałoby to ze strony elektryka, jeśli byś się zdecydował.

     

     Jeśli miałbym 35 lat, to jak nie masz nawet technikum elektrycznego przydałoby się skończyć jakieś technikum 1-roczne uzupełniające. Można to zrobić online. W międzyczasie możesz poszukać firm, gdzie przyjdziesz na przyuczenie, bo szukają wszędzie. W rok się nauczysz zawodu w jakimś stopniu, a później możesz robić nawet kurs SEP. Polecam również uczyć się języka szczególnie angielskiego i niemieckiego, który otwiera ci furtkę na Europę, choć ostatnio na stronach widzę oferty również z Francji i Kanady. Piszę to na przykładzie mojego kolegi który latem zeszłego roku tak zrobił, a z zawodu był technikiem hotelarstwa. On pracuje teraz jako elektryk pod Berlinem i deklarował się, że za 8k PLN do Polski by nie wrócił pracować.

     

     Pamiętaj, że zawód jak każdy techniczny i wymaga dużo cierpliwości, elastyczności oraz dokładności z twojej strony !!! 

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

  11. 18 godzin temu, pytamowiec napisał(a):

    Można by się kłócić czy samotność u chłopa to jest wynik jego spierdolonego życia czy samotność prowadzi do spierdolonego życia.

    W każdy razie brak powodzenia u kobiet jest bolesny.

     

    Zastanawiam się nad przyszłością. Wszystko wskazuje na to, że polegnę w wyścigu o tzipę. Brak żony, brak dzieci, brak partnerki, brak przyjaciółki. Jaka przyszłość mnie wted czeka? Wyobrażam sobie ją w strasznie czarnych barwach.

    Kiedyś takich jak ja była garstka. Teraz w niżu demograficznym i rozwiązłości seksualnej inceli będzie coraz więcej.

    Jak kończą samotne chłopy?

     

     Fajnie, że zacząłeś temat, bo też się nad tym kiedyś zastanawiałem. Po kilku rozmowach z psychologiem (nie był to główny temat), mam to gdzieś, pomimo tego, że mam sprzyjające środkowisko do rozważań na ten temat - mieszkam w 20 tysięcznym mieście, gdzie ludzie żyją  mentalnością lat 90 albo i dalej oraz pracuję z 40- i 50-latkami, którzy często mnie ze zdziwieniem pytają, dlaczego jestem sam.

     Nic odkrywczego z mojej strony tutaj nie napiszę, ale żeby życie miało sens, trzeba mieć jakieś cele, a posiadanie kobiety nie może być celem samym w sobie. A poza tym korzystać z owoców swojej pracy.

     A doradzić mogę, że na facebooku są grupy oferujące wyjazdy dla singli w każdym wieku, bo życie w pojedynkę staje się zjawiskiem powszechnym. Może żony nie znajdziesz, ale może coś zaliczysz albo znajdziesz jakichś nowych fajnych znajomych. Ponadto wiem z własnego doświadczenia, że nic tak nie wzmacnia relacji międzyludzkich jak wspólne podróżowanie. Sam się planuję na takie coś wybrać z racji, że mam małe pole do poznawania nowych ludzi u siebie. 

    • Like 1
  12. Niemiecki. Otwiera ścieżki do czterech bogatych krajów w Europie tj. Austrii, Szwajcarii, Luxemburgu i Szwajcarii. Wiem, że niechętnie, ale zrozumie cię też Holender. We Wschodniej europie sporo ich przemysłu, więc znajomość języka może otwierać furtki. 

     

     Spoza listy hindi i chiński może się przydać. 

    7 godzin temu, BlacKnight napisał(a):

    Siemano forumowicze 

     

    Który z języków warto zacząć uczyć się na poważnie pod kontem czy to emigracji zarobkowej zaczynając od prostych prac czy też pracy w Polsce jako tłumacz lub coś podobnego?

     

    Zauważcie że niemiecki to nie tylko Niemcy tak samo z niderlandzkim i francuskim.

     

    *Mój faworyt to niderlandzki(Belgia i Holandia)

     

    *Tak wiem, język beż zawodu dużo nie znaczy ale daje bardzo duży komfort i odwagę by iść na przód

     

    *Muszę zarobić siano i się odkuć a euro lub inne waluty to kusząca perspektywa

     

    *Proszę o komentarze i własne doświadczenia 

     

    Dzięki z góry.

     

    Ps. @Iceman84PLProszę jeżeli możesz podwieś temat by nie zniknął w odmętach forum.

     

    Kiedyś, będąc w Niemczech, spytałem kolegi, który był w Holandii 10 lat czy umie niderlandzki. Powiedział, że nie ma sensu, bo to 10 milionowy kraj, a 95 % spraw załatwisz po angielsku i nikt z imigrantów się go nie uczy.

    • Like 3
  13.  Witam,

     

     Szukam auta do 30 k najlepiej sedan/ zgrabne kombi/ hatchback, które szkaradnie nie wygląda. Pokonuję małe odległości w mieście, więc diesel odpada. Może macie jakieś pomysły ?

     

     Ma ktoś może doświadczenia z wymienionym w tytule samochodem ? Myślę o benzynie 1.8 143 KM manual w sedanie.  

     

     Mam obecnie Colta 2011 r. 95 KM 3-drzwiowy i przymierzam się do wymiany na ciut większy i szybszy samochód. 

     

     Rozważałem jeszcze Volvo S60, Hondę Accord VIII, ale budżet na te auta w akceptowalnym stanie chyba zbyt skromny. 

     

     Niemca nie chcę. 

     

     

  14. 36 minut temu, Brat Jan napisał(a):

    Uważam, że niedobór personelu medycznego powinniśmy uzupełniać na bieżąco importem Filipinek.

    Może jakaś agencja pracy podłapie pomysł?

    Polać mu! Dobrze mówi :D

     

    A tak na serio nie byłem na Filipinach, ale wiem, że dużo ludzi w tym kraju nie umie pisać i szkolnictwo nawet prywatne raczej nie na wysokim poziomie. Standardy szpitalach pewnie odbiegające od europejskich. W takich krajach z raczej jest patriarchat i panny stamtąd mają niewiele do zaoferowania na rynku pracy. W Polsce można być pewnym raczej kolejnej fali kawalerów w nadchodzących latach, aniżeli panien. 

     

    W Polsce wiem, że trochę dziewczyn stamtąd pracuje w hotelarstwie i czasem w fabrykach. 

     

    Mi zdarzyło się raz mieć Filipinkę. Spotkałem ją na Tinderze, będąc we Wrocławiu, bo naprawa w serwisie przedłużyła się o 1 dzień, więc musiałem tam nocować. Deklarowała się na tinderze na 31, ale mogła mieć więcej. Mimo to chyba najbardziej zgrabna jaką miałem do tej pory.

     

  15.  

    53 minuty temu, Maxivoice napisał(a):

    Hej. Jak często zdarza się wam dostać od laski kontakt a potem się nie odzywa? Zazwyczaj mnie to nie obchodzi jak nieznajoma laska mnie ghostuje ale wczoraj miałem taką sytuację na siłowni. Laska mocno mi się spodobała ale nie byłem w najlepszym wydaniu po Cardio i myślałem, żeby odpuścić ale podszedłem i o dziwo niby dobrze mnie przyjęła. Cały czas się uśmiechała ale  czułem się niekomfortowo i miałem pustkę w głowie szczególnie jak zobaczyłem jej Hollywood smile. Onieśmieliła mnie pewnie i trochę słabo poprowadziłem rozmowę. A wiem, że było mnie stać na wiele więcej i po fakcie dopiero doszło do mnie o ilu rzeczach mogłem z nią pogadać. Niby dała kontakt ale się nie odzywa i raczej już nie odezwie. Często tak macie?

     

    Hej 

     

     Ja miałem takie coś kilka razy, pamiętam, że w czasie studiów. 

     Z tego co pamiętam to raz w klubie, gdzie byliśmy trzeźwi. Dzwoniłem za dwa dni i panna już nie odbierała. Potem pamiętam że jedna Ukrainka dała numer, gdy zagadałem do niej na przystanku we Wrocałwiu, a następnego dnia jak się nudziłem i chciałem się spotkać to również nie odbierała. Nie chcę farmazonić, ale jeszcze kilka sytuacji było, tylko nie pamiętam dobrze. Zawsze uznawałem zasadę, ze dzwoni się max 2 razy. Jeśli ktoś nie odbiera, oznacza że nie jest zainteresowany. A na aplikacjach to normalka, że często. A w realu nie doznałem jeszcze czegoś takiego. Jak zagadywałem, to przynajmniej potem gdzieś wyszliśmy. Ale zaznaczam, że nigdy nie byłem "psem na baby" i miałem dość spore wewnętrzne blokady, aby lecieć do każdej, która mi w oko wpadnie. Nie, żebym się tym przejmował, ale moje SMV raczej też było przeciętne.

     

     Także to normalne. Nie ma co rozmyślać, czym zawiniłem, czy może miała chłopaka, czy zbierała pokemony :) :) :) 

     Próbuj dalej

    • Like 2
  16.  Witam,

     

     Za rok 30 lat też mi stuknie. To jeszcze nie tragedia. Jestem rok po rozstaniu po kilku-letnim związku. Wiem, że nie takim długim i nie na takim etapie jak ty. Po tym mogę stwierdzić, że o wiele lepiej funkcjonuję, mimo że nadal jestem sam, a jedyne czego żałuję to to, że zwlekałem. Dobrze, że w najgorszym wypadku masz na chwilę obecną tylko majątek do podziału.  Poczekasz to z czasem lądowanie może o wiele bardziej boleć. Jak jesteś nieszczęśliwy to po co w tym tkwić?  Co ci po pieniądzach jak cię to wykańcza nerwowo?  Posłuchaj się tylko bardziej doświadczonych ludzi na forum jak to najlepiej rozegrać. Jeśli jesteś ogarnięty życiowo to kasę odrobisz, a może i kogoś innego znajdziesz, dlatego szkoda czasu.

     

     p.s. Liczę, że dobrze wybierzesz

     

     Pozdrawiam 

    • Like 3
  17. 17 godzin temu, dzikabomba napisał:

    Te 2500 to raczej Brutto?

    Jak ci zejdą z tego podatki to będziesz mnial jakieś 1600-1700.

    No możesz z tego żyć, ale raczej skromnie.

    Ja uważam ze jako elektryk powinieneś zawołać 3k, ponieważ jest duże zapotrzebowanie.

    Poza tym jako Elektryk będziesz miał jeszcze dużo możliwości pozą pracą prywatnie dorobić, ale o tym chyba sam wiesz.

     

    Karnet do siłowni to zależy 25€-40€.

     

    U mnie w okolicy jest kilku Polaków kombinatorów co handlują z papierosami z przemytu😅

     

    Ja bym na sto procent wybrał Bielefeld.

    Niemcy na północy są bardzo chłodni i życie w Hamburgu i okolicy jest bardzo drogie.

    W Bielefeld dużo taniej.

    Ja jeszcze nigdy poważniejszych spraw stomatologicznych nie miałem.

    Łatanie dziur czy coś to podstawowe rzeczy jak cement do dziur masz w ubezpieczeniu zawsze. Nie kosztuje to.

    Jakieś poważniejsze sprawy jak koronki itp to wiem że rodzice zawsze dają sobie zrobić kosztorys u niemieckiego dentysty i ubezpieczenie im wypłaca kwotę a oni potem dali to sobie zrobić w Polsce i jeszcze na tym zarabiali😁

    Umów raczej nie ma, zawsze masz prawo sam sobie wybierać gdzie to chcesz robić (albo tylko brać kosztorys)

    Podstawowe rzeczy masz wszystkich ubezpieczeniach.

    Ubezpieczalnie się wybiera pod pracę.

    Jako elektryk to by była np. DAK (deutsche Arbeiter Krankenkasse)

    Ja pracuję w biurze i mam taką kasę co należy wybierać jak się właśnie w biurze pracuję.

     Jeszcze to przemyślę czy się decyduję. Oczywiście ta kasa to netto. Za 1700 to bym wolał zostać w Dreźnie czy Lipsku. Z tym, że jestem jeszcze do przyuczenia (czytam plan, ale pewien elektryk kiedyś mi powiedział, ze aby stać się pełnoprawnym to trzeba ok 3-4 lat, a ja mam ponad rok) i nie mam doświadczenia w przemyśle lub budowlance, bo moja wcześniejsza praca w polsce jest w w energetyce, a to infrastuktura krytczyna, więc wiem, że w każdym kraju na świecie jest ciężko dostać się tam obcokrajowcom. Więc te 2,5 k to na start optymalne. Za papierosami to wiadomo, już byłem, i prędzej czy później ktoś się znajdzie, ale przy kalkulacji opłacalności liczy się najgorszą ewentualność. :) Ze stomatologią to i tak lepsza perspektywa niż tutaj. A nie jest tak, że pracodawcy mają umowy tylko z niektórymi kranenksassami i nie można innej wybrać? 

    • Like 1
  18. W dniu 23.05.2023 o 01:23, dzikabomba napisał:

    Mieszkam w małej miejscowości między Köln i Bonn. Ale to już od dawna.

    Podnieśli mi Miete czyli czynsz na mieszkanie o 30€.

    Cena w sklepach troche wzrosły ale ostatnio znowu spadają.

    Jest trochę drożej jak było dwa lata temu.

    Ale ja na początku tego roku zmieniłem pracę na lepszą i od tego czasu żyje mi się dużo lepiej 😅

    Więc to raczej sprawa indywidualna.

    Ludzi do pracy szukają wszędzie, także można mieć wymagania co do wynagrodzenia. Też tak postępowałem.

    Jak masz dalsze pytania to dawaj...

     

    Widzę, że żyjesz w Westfalii. Ja przed moim powrotem kręciłem się głównie na Wschodzie( Lipsk, Drezno) oraz raz na północy w Kiel ( o tym mieście mówili, że jedno z najbiedniejszych na Zachodzie).  Mam obecnie ofertę pracy jako elektryk pomiarowiec w Bielefeld lub Hamburgu do wyboru. Myślisz, że za ok 2500 Euro można tak spokojnie tam żyć? Tu mam 4,5 k PLN i płacę 500 cebulionów za wynajem od rodziny, czyli nawet przy kursie euro do pln 4.0 mam 2 razy więcej tam. Ja nie piję alkoholu, jedynie palę papierosy. Z zajęć dodatkowych to tylko jakaś siłka i sporty walki( ale to cenowo pewnie się zamknie w 200-300 Euro). Zakwaterowanie mam zapewnione od 300 Euro do 500 Euro w pokoju jednoosobowym.  Zjeżdżać często też nie planuję, tylko raz na 3 miesiące docelowo.

     

    Miałbym do ciebie pytanie, które miasto byłoby lepsze z wyżej wymienionych? 

    O co chodzi z tym Bielefeld? Wiem, że Niemcy opowiadali jakieś żarty o tym mieście, jak Polacy o Sosnowcu czy Skierniewicach. To już pytanie z czystej ciekawości :)

    Jak wygląda sprawa ze stomatologicznym ? Czy jest tam sens cokolwiek robić, czy trzeba jeździć do Polski. Będąc w Niemczech wcześniej nigdy z tego nie korzystałem. Czy to tak działa, że w każdym gabinecie mają umowę z każdym ubezpieczycielem, czy tak jak w Polsce? Jedna placówka ma Luxmed, druga PZU, trzecia Medicover.  

    Nawiązując do powyższego pytania jaką kasę chorych wybrać najlepiej pod tym względem, czy we wszystkich jest to samo? Mam parę rzeczy do zrobienia w buźce i to jeden z głównych powodów wyjazdu. 

    • Smutny 1
  19.  Witam,

     

     Niecałe dwa lata temu wróciłem do Polski z Niemiec. Ale kurs waluty i NBP, i wpływ tego na ceny w sklepie, skłoniło mnie do rozważenia ponownego wyjazdu. Myślę głównie o zachodnich Niemczech. Jak wam się zmieniło tam życie w porównaniu do tego sprzed dwóch lat pod względem finansowym ?   Chodzi mi o ceny życia, żywności, mieszkania itp.

     

     Pozdrawiam

    • Like 2
  20. 2 godziny temu, billy84 napisał:

    Na 99% było to uzależnienie :) Co do całej historii. Co do Ojca, spróbuj Jemu wybaczyć. Może warto się spotkać, pogadać. Możliwe, że Ojciec żałuje tego jaki był (chociaż tacy ludzie często ukrywają się z tym). Być może naprawienie relacji z Ojcem Tobie pomoże. 

     Może jestem tym 1 procentem :) . Niestety, zdarzyło mi się z nim kiedyś rozmawiać (mieszkamy w tym samym małym mieście), on tego nie żałuje, a od znajomych słyszałem, że rozpowiada wszystkim o tym, że to on jest ofiarą. Psycholog mi to proponował. 

  21. Witam bracia. Mam 28 lat. Z racji, że dołączyłem do forum chciałem napisać krótko swoją historię. Wiem, że to może trochę dużo, ale chciałbym te 2 najważniejsze kwestie poruszyć w pierwszym wpisie. Może będzie dla kogoś przestrogą, a może i ja czegoś się dowiem. Pozdrawiam wszystkich forumowiczów !

     

    1.      Dorastałem w rodzinie, gdzie ojciec znęcał się nade mną, bratem kilka lat młodszym i matką psychicznie, rzadziej fizycznie. Kilka razy mi się porządnie oberwało. Najbardziej się obrywało matce. Aktualnie mogę stwierdzić, że nie jest on osobą zdolną do budowania relacji społecznych. Najbardziej mnie wkurza do tej pory, że on robi z siebie ofiarę w oczach innych i nigdy nie poniósł odpowiedzialności za to co zrobił. Więc na pewno odbiło się to na moim podejściu do życia. Teraz nie utrzymujemy kontaktów od jakichś 6 lat, ale traumy zostają. Płaciłem jednej pani psycholog, ale ona ostatecznie mi nie pomogła i w zasadzie to moim zdaniem sam sobie z tym poradziłem. Mogę śmiało powiedzieć, że takich rzeczy jak ogólny zarys o relacjach damsko-męskich, zarządzanie pieniędzmi i zaradność życiowa, zacząłem się uczyć o wiele później niż rówieśnicy. Dużo wzorców w młodości czerpałem z kolegów. Wiem teraz, że to durne, ale taka jest kolej rzeczy przy takiej sytuacji, jak usłyszałem od psychologa. Dlatego reasumując mogę stwierdzić, że wychowałem się bez ojca lub jedynie z jego negatywnymi wpływami, a większość wzorców czerpałem z matki. Palę papierosy jako jedyny w całej rodzinie. Uzależniłem się też od masturbacji na kilka lat, ale wyszedłem z tego szybko i teraz mam wątpliwości czy to wgl było uzależnienie. Ponadto byliśmy rodziną, gdzie ta przemoc była ukrywana. Aktualnie pracuję z nowym psychologiem, co mi pomaga. Wiem, że nie mogę zwalać wszystkiego na moje dzieciństwo, ale wydaje mi się, że byłbym w innym miejscu, gdybym miał jakąś normalną relację w dzieciństwie z ojcem. Obecnie pracuję poniżej wyuczonego inżynierskiego w państwowej firmie. Zarabiam jakieś 4,5 k na rękę z premiami w 20 tysięcznym mieście, ale mam małe mieszkanie, które dostałem od babci. Więc na szczęście mam spokój z kredytem na dom. Brakuje mi trochę pewności siebie w życiu, ale liczę, że przy pomocy terapeuty to odbuduję. Na pewno jest lepiej niż było kilka lat temu. Był ktoś może w takiej sytuacji?

     

    2.       W wieku 23 lat podczas pracy w Niemczech poznałem jedną brazylijkę, nazwijmy ją panią X. Nie była to pierwsza dziewczyna, bo z dwoma wcześniej się spotykałem we Wrocławiu, ale były to krótkie znajomości z polkami za czasów studenckich. Byłem z X w związku 4 lata, ale schemat był jak było mówione w audycjach. Myślę, że w moim przypadku ten haj hormonalny trwał jakieś 3 lata. Mieszkaliśmy osobno  w polskim mieście przy granicy z Niemcami. Mówiłem, żeby razem zamieszkać, ale ona odmawiała. Ona przez cały czas słabo zarządzała swoimi finansami, ale mimo wszystko byłem z nią, bo wpajana była mi ideologia tej jedynej. Pieniędzy raczej mi nie brakowało, chociaż wiadomo, że ja więcej dokładałem. Po 4 latach od rozpoczęcia relacji wyjechała do mnie z propozycją otartego związku (co ja już po roku proponowałem) ale na to się nie zgodziłem i się pożegnaliśmy. Po tej propozycji byłem pewien, że zdradza. Do tej pory utrzymujemy konieczne kontakty, ale tylko z racji łączących nas kilku spraw. Dodam, że przez ten związek się ulałem i zaniedbałem ( brzuch pełny, jaja puste, więc nie ma motywacji do działania) i wiem, że to trochę też moja wina, ale dla samego siebie.  Po rozstaniu z X trochę rozpaczałem, ale wróciłem do żywych, wydaje mi się, że dzięki aktywności fizycznej. Wracając do związku duży wpływ miało również przekazywanie X europejskich wartości w pracy. Większość jej koleżanek to były singielki mające po 30-40 lat, polujące na Niemca lub Polaka dobrze zarabiającego w Niemczech . Wiele razy mi opowiadała o tym jak któraś z jej koleżanek zdradza swojego chłopaka z kimś innym. Dziwnym trafem z reguły zdradzany pracował w Polsce, a taka kobieta ujeżdżała Niemca.  Mniejsze rzeczy cieszyły X, gdy się spotykaliśmy na początku, a mniej zadowolenia sprawiały jej te same rzeczy na końcu. W Brazylii ( byłem jeden raz u teściowej ) mimo, że panuje kultura zachodnia, kobiety mają w mojej opinii większy szacunek do mężczyzn. Kiedyś będąc z kumplem i X na zakupach on był bardzo zaskoczony, że ona sama ogarnia zakupy, nie to co dzisiejsze 20 latki w Polsce. A ponadto zaskoczyło go, że sprząta bez marudzenia w domu.  Po tym związku szkoda mi też trochę zasobów czasowych i emocjonalnych, z którymi mogłem zrobić co innego, ale wiadomo „człowiek mądry po szkodzie”. Przez 4 lata w zasadzie to razem nie mieszkaliśmy, ale jedno u drugiego było prawie codziennie. To też zrobiło swoje. Teraz to w sumie nie wiem, czy chciałoby mi się wejść z kimkolwiek w jakąś stałą relację. Wolę chyba pójść na divy albo pojechać za granicę na wakacje i tam czegoś poszukać.

     

     Z moich wniosków to myślę, że wzorzec ojca jest bardzo ważny w życiu każdego dziecka. Jestem świadomy, że będzie to rzutować na całe życie. Na pewno powinienem wcześniej zacząć pracę z psychologiem, ale długi czas jakoś mnie blokowało to stwierdzenie, że tylko wariaci chodzą do psychologa.  A z drugiej strony wydaje mi się, że mój ojciec, mimo że mam z nim tylko negatywne wspomnienia uważam, że wszedł w związek małżeński tylko z tego powodu, że wymagało tego społeczeństwo lat dziewięćdziesiątych. Ponadto to wiele razy było mówione, że europejki nie nadają się do związku i kobiety z innych kultur zachowują się o wiele lepiej niż europejki, ale myślę, że wpływ kultury zrobił swoje. Jestem świadomy, że byłem cuckiem.

     

    A wy co o tym myślicie ?

     

  22.  Witam wszystkich forumowiczów,

     

     Mam 28 lat. Jestem z dolnego śląska. Pierwszy raz słuchałem audycji jakieś 6-7 lat temu. Później miałem dziewczynę 4 lata, radio w odstawkę, a ostatecznie schemat zadziałał jak w audycjach słyszałem, ale to już rozpiszę gdzieś na forum w odpowiedniej sekcji.  

     

     Pozdrawiam i liczę na wymiany doświadczeń :)

     

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.