Skocz do zawartości

lolo

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia lolo

Kot

Kot (1/23)

12

Reputacja

  1. Ostatecznie jeszcze nie odmówiłem, ale dałem do zrozumienia że raczej może mnie nie być z wiadomych względów. W mojej opinii dobry kumpel/koleżanka powinien zrozumieć, że po tym co zaszło po rozstaniu mogę nie chcieć przebywać w jej obecności. Może i do 2 marca coś się zmieni, choć wątpię, bo jak już byłem spokojny to głupie zaproszenie już mnie wkurwilo z powrotem bo zaczalem o tym myśleć. O koleżance do towarzystwa coby raźniej było myślałem faktycznie, ale też na siłę nie będę byle jakiej brał bo to się minie z celem. Możliwe, pamiętam nadal co było na urodzinach w listopadzie, gdy pod koniec imprezy mnie wzięła na bok tylko po to żeby powiedzieć że mnie już nie kocha i coś może być z tym drugim typem bo się dobrze dogadują (tłum. bolcujemy się). Chciała być szczera xD wleciał też ten mechanizm przerzucania winy bo rzuciła coś w stylu "oboje nie byliśmy szczerzy w tym związku". Co jest prawdą ale biorąc pod uwagę kontekst sytuacji skurwysyńskie posunięcie. Czy urodziny znajomych to okazja do treningu mentalu? W sensie co mam pokazać? Że nie rusza mnie jej obecność, nawet jeśli wewnętrznie wcale tak nie będzie? Zabawa z kumplami to chyba niedobra okazja do katowania się mentalnie.
  2. edit: w sumie nevermind, decyzję już podjąłem wewnętrznie, że to pierdolę, brzydził się będę z nią przebywać w jednym lokalu, aczkolwiek jeśli macie podobne historie z czymś takim związane to chętnie przeczytam
  3. Panowie odzywam się ponownie, bo taka sprawa wyniknęła Dziś rano koleżanka ze wspólnego grona zaprosiła mnie na urodziny 2 marca. Rzecz w tym, że będzie tam też ex szonik (z bolcem czy nie, tego nie wiem). Na razie dałem info, że zobaczę czy dam radę się pojawić i teraz się zastanawiam. Czy warto ryzykować widzenie się z nią (nie ukrywam, że no contact bardzo mi nadal odpowiada) na rzecz zabalowania z kumplami?
  4. Cóż, chyba racja. Ale tu też racja potężna. No i co, i tak już poucinałem możliwości bezpośredniego kontaktu jak tylko się da (jedynie numeru nie zablokowałem, a usunąłem z kontaktów, coby nie kusiło w chwilach słabości), więc przestrzeń do odbudowania się ogarnięta. Będzie się dobijać albo nie. Jak będzie, to wtedy będę rozkminiał co robić (i na pewno się tym najpierw tu podzielę, żeby na gorąco znowu nie sfrajerzyć). A jak nie? No to tym lepiej dla mnie. Tymczasem śmigam dalej z pisaniem magisterki, nie ma co się obijać, jest robota do zrobienia. Planuję też po wypłacie ogarnąć karnet na siłkę i wyrobić sylwetkę z powrotem, bo fakt faktem przez ostatnie miesiące strasznie schudłem (matka i babcia co chwilę wypominają, że same kości xD). Dzięki bracia za konstruktywne opierdole i śmieszki, słowa wsparcia, byłem totalnie zamotany w głowie jaki kierunek obrać, odsłoniły się straszne problemy z niskim ego u mnie i współzależnością, no ale nic, jak już problem zdiagnozowany, to teraz pora go rozwiązywać i nie oglądać się wstecz. Lecimy po swoje
  5. W sumie w większości tego typu odpowiedź się pojawiła, myślę, że pójdę w tym kierunku, zobaczymy jaka będzie reakcja, choć jeśli spotkam się z unikaniem kontaktu wzrokowego, brakiem odpowiedzi, ignorowaniem w skrócie to raczej mija się to z celem. Nie to nie. Dorzucę jeszcze od siebie taki wątek cd. całej sytuacji, bo też jestem ciekaw, co o tym sądzicie. Mam jakiś szczątkowy i sympatyczny kontakt z kilkoma ludźmi z tej ich ekipy studiowej (nawet o niego nie zabiegam, sami się czasem odezwą, jedna znajoma z życzeniami na sylwka zadzwoniła itd, miło generalnie), z tego co mnie słuchy doszły wcześniej, ex razem z koleżką bardzo zdystansowali się nawet od reszty grupy, co jest z pewnej perspektywy dziwne, bo nawet w niej już nie uczestniczę tak naprawdę. Ludzie, z którymi miała częstszy kontakt, nie dostają odpowiedzi na wiadomości i takie tam. A z drugiej strony ten trzeci znajomy, który był z nimi w trójkę był w takim "kółeczku wzajemnej adoracji", normalnie utrzymuje kontakt z resztą, tak jak utrzymywał. Co jeszcze zauważyłem po opadnięciu emocji i racjonalnym przemyśleniu, wszystkie te zdjęcia/filmiki które zobaczyłem na social media (jeszcze przed decyzją o bloku), publikowane są jedynie przez chłopa. Ona co prawda na nich jest, ale sama nie wrzuciła nic a nic. Dodam, że wideosy z tej drugiej wycieczki były na snapchacie, a long story short zobaczyłem je tak, że po detoksie socialmediowym zainstalowałem snapa z powrotem i robiąc porządki (wyjście ze wspólnej grupy ich studiów na której jeszcze byłem) dałem się temu cholernemu impulsowi i odtworzyłem snapy, które się nagromadziły. Oczywiście od razu po tym wyszedłem i tyle w temacie z mojej strony było. Nie wchodząc już zbytnio w szczegóły, a podsumowując info, które koniec końców uzbierałem: w związku oficjalnie nie są (nie dali znać totalnie nikomu), choć oczywiście jak jest, każdy widzi, nie tylko ja. Do tego ten nagły dystans, o ile oddalenie się od lokalnej naszej paczki jest dla mnie logiczne, bo tam jest duże ryzyko spotkania się i tarć, to oddalanie się od de facto jej znajomych, z którymi nawet nie poruszam tematu rozstania, wydaje mi się dziwne. Ja mam teorię taką, że ona ma świadomość, jak to pojebanie wygląda w oczach bliższego otoczenia i jej zwyczajnie wstyd. Nowy bolo z kolei ma to w dupie, no bo wyrwał sobie nową foczkę, to się pochwali, jak razem czas spędzają, a co mu szkodzi. A Wy co sądzicie? P.S może stąd ta rozkmina, czy ją olewać przy przypadkowym spotkaniu, czy nie, no bo skoro miałaby uciekać to jaki cel gonić?
  6. Panowie dzięki Wam bardzo za dotychczasowe rady, dużo korzystnych refleksji mi to daje. Ale mam jeszcze jedno pytanie natury praktycznej: Niedługo wracam po przerwie świątecznej na uczelnie no i chcąc nie chcąc jest taka możliwość, że minę się z nimi np. w korytarzu. Pytanie brzmi jakbyście się zachowali na moim miejscu? Bo zastanawiam się czy rzucać jakiekolwiek "cześć", skinięcie głową, czy traktować jak powietrze (wyłącznie w kontekście tego, żeby zachować się z klasą i poczuć dobrze ze sobą, co oni sobie pomyślą o mnie to już mniejsza) A może już sam fakt że takie pierdoły rozkminiam jest bez sensu?
  7. Z tym że zapomniała o mnie to chyba nie jest do końca prawda, aczkolwiek po 4 miesiącach cholera wie xD Z informacji od wspólnych przyjaciół dowiadywałem się czegoś typu, że chciałaby, żeby u mnie wszystko było dobrze, że coś się pytała, jak się trzymam itd. Zastanawia mnie szczerze co ją to obchodzi na tym etapie, wysnułem może taką tezę, że nie chce mnie mieć na sumieniu w razie jakbym nie wytrzymał i się wyhuśtał, czy coś (tu by mnie musiało pojebać ostro w głowie). Innym razem mówiła, że ma nadzieję, że oboje wyciągniemy z tego jakąś lekcję.
  8. lolo

    Dobry dzień

    Siemanko, mam 23, lubię gierki, kończę studia, a na forum dołączyłem, żeby zaczerpnąć męskiego spojrzenia na pewne sprawy, które mnie obecnie bezpośrednio dotyczą. Dobrego wieczoru!
  9. Czołem samce, Nawinąłem się na to forum szukając jakichś rozwiązań w celu poukładania sobie w głowie. Jestem prawie 4 miesiąc po rozstaniu z dziewczyną (4 lata razem), był to mój pierwszy poważny związek, a zarazem relacja, w której druga strona faktycznie darzyła mnie prawdziwym uczuciem, troską itd... No, do czasu przynajmniej (wcześniej zdarzył się nieudany miesięczny związek na odległość xD i inne sytuacje pokroju zarywania do dziewoi nie dając sobie do zrozumienia, że ona nie jest zbyt zainteresowana.) Prawda jest taka, że choć tworzyliśmy, uważam, dobry związek, dogadywaliśmy się bardzo dobrze, ja przy okazji nauczyłem się nie dusić problemów w sobie, to z drugiej strony pojawiały się bardzo ciężkie momenty i teraz, gdy na to patrzę, to nigdy ich do końca nie przepracowaliśmy. Ona, jak to kobita, wykazywała się często przewrażliwieniem na niektórych punktach w moim postępowaniu, ja natomiast głównie odjebałem moim unikającym podejściem do konfrontacji. Jest jak jest, związaliśmy się, gdy mieliśmy po 19 lat (teraz mam 23), ja też mindsetem opanowanego samca się nie popisałem, ponosiły mną emocje, były krzyki, słowa, których się po ochłonięciu żałowało itd. W ciągu ostatniego roku związku już intuicyjnie czułem, że coś jest nie tak, czasu na wspólne spotykanie miała coraz mniej, tu więcej roboty sobie brała, tu studia, tu inne zajęcia. Nie sądzę, że wówczas mnie zdradzała, no ale był to już sygnał dla mnie, że dystansuje się i coś nie gra grubiej. Problem w tym, że widzę to dopiero teraz, wtedy choć czułem, że coś jest nie tak, to zbywałem to, zwalałem na własną paranoję. Katalizatorem okazała się dwójka kolegów ze studiów, z którymi złapała bliższy kontakt. Wstępnie nie widziałem w tym nic złego, bo ja również miałem kontakt z innymi koleżankami, ona z kolegami, choćby moimi i mieliśmy do siebie pod tym względem zaufanie. Ale z czasem zauważałem, że dochodzi coraz częściej dziwnych sytuacji. Mieliśmy jechać wspólnie na urodziny jednego z nich to pisze mi, że ona jednak pojedzie wcześniej pomóc im poogarniać, nie chciała już wychodzić z moją paczką znajomych ze studiów itd. No i byłem z nimi na wspólnych wakacjach we Włoszech we wrześniu tego roku, tam już ostro widziałem, że olewa mnie (i resztę ekipy) na rzecz tej trójki, już podskórnie coś podejrzewałem. Było sporo kłótni na ten temat, gdy popiłem wieczorem, ucinała to czymś w stylu, że porozmawiamy na spokojnie. Parę dni po powrocie, gdy odwoziła mnie z roboty, powiedziała, że musimy się rozstać. No i przyznaję, nie opanowałem emocji, spłaszczyłem się, prosiłem, żebyśmy to spróbowali naprawić itd. itp. Było jak było. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że choć zarzekała się, że nie chodzi tu o X (tego jednego kumpla, którego podejrzewałem o głębszą relację z nią), to 4 miesiące do przodu jest z nim już po co najmniej dwóch wspólnych wycieczkach (tyle zasłyszałem, zobaczyłem) i spędzała u niego Sylwestra. Gdy dowiedziałem się o drugiej wycieczce (jakoś tydzień temu) zablokowałem ją wszędzie, a "kolegę" wyrzuciłem ze znajomych. Chyba też niemądry ruch, powinienem na to położyć wała, no ale nie zamierzam już decyzji cofać, bo to tylko pogłębi brak konsekwentności jaki okazuje. Najgorszy kłopot dla mnie jest taki, że studiujemy na jednym wydziale, ona pierwsze miesiące po zerwaniu widząc mnie wołała "cześć" jak gdyby nigdy nic, a po jakimś miesiącu zaczęła unikać kontaktu wzrokowego i być wystraszona (koleżka pocieszyciel też) widząc mnie. Do tego nasza wspólna paczka znajomych powoduje, że nie jestem w stanie wywalić jej z życia w stu procentach (o wspólnym sylwestrze zasłyszałem zupełnie przypadkowo, wychodziłem na szluga i akurat jeden z kumpli rozmawiał z nią na głośniku składając życzenia.) To chyba tyle na początek i tak już zarzuciłem ścianą tekstu. Najbardziej to chyba szukam porady, co robić, żeby iść w kierunku wyjebania w nią (teraz jest ciągłe rozmyślanie, złość, zazdrość, kocioł emocjonalny). Bo choć świadomie wiem, że nie ma co liczyć na poprawę stosunków po takich epizodach (ja też wypłaszczyłem się raz, czy drugi po tym rozstaniu, nie mogąc się z nim pogodzić, myślałem że "to ta" (xD), to nie wiem jak sobie radzić z faktem, że z przyczyn niezależnych ode mnie ona będzie się gdzieś tam przewijać przez moje uszy i oczy.) Rozmyślam już nawet o tym, czy po studiach (został mi ostatni semestr do lata i obrona pracy) nie wyjebać gdzieś do innego miasta i zrobić sobie fresh start. Co myślicie? Jeśli czegoś kluczowego nie wyjaśniłem to dodam w odpowiedzi. I z góry dzięki za odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.