Ameryki nie odkryję, ale to co pisał Marek w felietonach potwierdziło się kilkukrotnie wcześniej. Tzn. troska otoczenia 'kiedy znajdziesz kobietę na stałe' 'czy masz już dziewczynę' 'masz juz tyle lat' i inne kwiatki. Każdy się troszczy, a widzę, jak cierpi samemu w braku spełnienia, próbując ratować szczeście z inną osobą, spełniając oczekiwania otoczenia, których się nie da spełnić. Związki na ten moment to dla mnie czarna magia. Ostatnia dziewczyna, z którą byłem kilka miesięcy mówiła mi nawet wprost - chłop musi dobrze zarabiać, ogarniętym być, bo co mi z takiej 'cioty'. Później dopytywała w jakim wieku chce mieć dziecko - ja na to, że mówiłem Ci o 32 wiosnach, ale zmieniam zdanie, conajmniej 35 lat, wtedy być może się zdecyduje. I ta szklana rozpacz na jej twarzy... Wcześniej naciski - decyduj się czy chcesz ze mną być na stałe, bo mam 27 lat, a jak za dwa lata mnie kopniesz w tyłek to nikogo nie znajde. Sama szczerze do bólu przedstawiłą mi kawe na ławe - jak notowania kobiety na rynku matrymonialnym spadają drastycznie. Takie teksty, wiem, poziom gimnazjalny, ale byłem zaślepiony jej cukierkowym wyglądem i imponującą formą łóżkową, cóż, życie samo mnie obudziło. Zmieniłem nieco podejście, odszedłem od niej, wyluzowałem, pustkę teraz wypełniam sportem, poszukiwaniem pasji, czytaniem. Kobieta nie może żyć bez faceta, ale facet z wieloma kobietami dopiero rozkwita