To Twoje teorie...moja praktyka wyglądała tak, że to ja przez wiele lat znosiłam mężczyzn rozchwianych, ze skłonnościami socjopatycznymi, egotyków, alkoholików, lekomanów, którym stwarzałam dom i ciepełko, które chowałam dzieci...płaciłam długi, utrzymywałam . Wszystko do czasu , aczkolwiek mógł nadejść szybciej.. dlatego marzę teraz żeby role sie nieco odwóciły...i to ja bedę skupiać się na sobie, a oni za mna biegać...... a tak poważnie nie mam juz ani za dużo czasu , ani siły być podporą dla mężczyzn. Chce, żeby mną się trochę zaopiekowano dla odmiany. Z natury jestem bardzo spokojna, nie każdy facet potrafi siedzieć w mojej obecności nad brzegiem rzeki i milczeć...Zakompleksieni i niedowartościowani szybko się stleniają. Marzy mi się facet z wysokim poczuciem własnej wartości, osadzony w sobie , taki którego nie ruszają moje łzy na filmie w kinie ( mój ex wpadał w popłoch widząc moje łzy np.) To o tym rżnieciu po kazdym dniu, to taka przenośnia. Uśmiechnięty i zadowolony facet , posiadajacy swoje pasje i zainteresowania to taka moja niemal fantazja erotyczna...To tyle mojej patologii.
Ale wracajac do tematu: sex jest mi niezbędny do dobrego samopoczucia , i o czym tu więcej dyskutować? Bliskość, dotyk, akceptacja, mentalne zaspokojenie i poczucie spełnienia tak samo i sam sex nie bedzie nigdy protezą tychże...Nie okłamujmy się nie o dobre rżnięcie samo chodzi....