Ahoj Bracia!
Na wstępie może być długie, więc chwała temu kto przebrnie do końca, ale czynię w swoim życiu wielkie kroki naprzód.
Właśnie od niedawna mój długoletni (7 lat, narzeczenstwo) związek wisi na włosku i generalnie można by rzec już wtedy się zakończył. Pierwsze lata cudownie,
wspaniale, pożądanie i namiętny seks, kilka lat później - brak namiętności, pożądania okazywania zainteresowania i wszystko kwitowane
jakimiś powodami od pracy po inne duperele.
Zaczęło mnie to wszystko wkurwiać - kochasz kogoś uchylasz mu nieba, a ta osoba Cię traktuje jak gówno. W kółko tylko wylewanie
ciężaru dnia codziennego (ok, pogadaj se babo w końcu musisz nawijać i trzeba Cię troche posłuchać, żeby było ci lepiej), ale ona
już napie*dalała tym dziobem w kółko i codzień o tym samym i przyziemnym do granic absurdu i irytajcji. Natomiast moje mówienie
naprzykład o tym co w pracy podsumowała jednym zdaniem i zadowolona z super dialogu.
Mało starań, mało zaangażowania, mało bliskości z jej strony, zabiegania o dotyk, seks, pocałunki, mało radości, entuzjazmu...wszystko to
jest spowodowane wszechobecnym wypaleniem w naszym związku. Winny? Winny jestem ja bo rozniańczyłem laskę. Jak na 21 wiek jest
inteligentna, pracowita, wierna, spławiająca innych, seksowna, w ch*j seksowna - ale czytając przez ostatnie kilka godzin
'stosunkowodobry' blog odszedłem już od patrzenia na nią jak na obiekt seksualny, aby dostrzec w niej istotę ludzką, a nie trzy dziury (wiem, że tu był mój błąd z grubsza).
Mimo tych zalet babsko mi się rozleniwiło. Nie inicjowała seksu. Nie było w niej życia. Gnicie w domu. Zachowywanie się jak idiotka. Koniec
niańczenia. Czytam forum od pewnego czasu, od kilku dni coraz bardziej intensywnie...wcześniej wierzyłem w miłość i byłem białym
rycerzem teraz wierzę w siebie i chce stanąć na nogi.
Tutaj w otoczeniu prawdziwych samców mam nadzieję będzie mi łatwiej niż przy czytaniu tych wypocin "oczami mezczyzny", gdzie
nakazują Ci przynieść kwiatki, zanieść do restauracji, kupić obiad za który płacić, pozniej trzepnąć minetkę i położyc krolewne spać -
przecież trzeba być gentelmenem... no byłem - pizdą
Nieświadomie robiłem wiele rzeczy, które tylko mnie oddalały od bycia samcem alfa.
- Nadmierna emocjonlaność (również łzy)
- Często brak zdecydowania i oddawanie jej pałeczki
- Ciąłe inicjowanie seksu i głaskanie/macanie/tulenie gdzie po czasie z jej strony dla mnie w ogóle już tego nie było, to i ja zaprzestałem,
ale ten fakt chyba jej nie boli
- Wpadanie w pułapki shit-testów i pokazywanie jej jak mi zależy
- I wiele, wiele więcej moi drodzy....
Chcę wyjść z tego bagna...czuję się obdarty z męskości. Najlepsze jest to, że dopiero Wy mi uświadomiliście jak wiele razy ONA
OBRACAŁA WSZYSTKO PRZECIWKO MNIE I NIGDY NIE POZWOLIŁA SIĘ PRZYZNAĆ DO WINY SOBIE.
przy każdej kłótni wredne babsko, za wszelką cenę dążyło do tego, aby tylko wzsystło ze ja jestem winny, albo że ona jest święta - nawet
gdy to było sprzeczne z jakąkolwiek LOGIKĄ! ... uwierzcie mi totalnie irracjonalnie pierdo*enie przy którym można się za głowe łapać...i
dopiero wiem, że to było normalne odkąd wnikliwe zacząłem czytać braci samców to mnie rozbawiło najbardzije w tym wszystkim...
Przez to, że jest mega seksowna i mógbłym ją pukać codziennie to zacząłem nadskakiwać i czasami ukazywać jak mi zalezy na seksie...
wielki błąd. Każdy dzień prawie z nią po pracy, bo jak wspominalem z niej uleciało życie i jedyne co robi to leży, albo siedzi, albo sie do
mnie tuli... jestem dobrze sytuowany, mam dobrą pracę, własne mieszkanie na obrzezach miasta, które remontuje sam ze swoich
sródków - mam wiele suckesów zawodowych i sportowych (grałem zawodowo w piłkę nożną i begałem) ale przez nią mój tryb życia to
ONA<->PRACA ... i gdyby jescze to było jak kiedyś, że razem się rozwijaliśmy, spędzaliśmy czas aktywnie, że seks byl
zajebisty...zdzierżyłbym, ale teraz to zaszło za daleko - wszechobecny marazm, lenistwo i apatyczność... i cieszę się, że otworzyłem dzięki Wam oczy
Przez długi czas miałem mieszane odczcucia - internet zalany falą tekstów o tym jak trzeba kobiecie dogadzać, dbać o nią, a z drugije
storny bracia samcy...doszedłem do wniosku, że wybieram to drugie, bo białorycerzenie dało mi to, że po latach laska się znudziła, a ja jak
idiota staralem sie o jej wzgledy i seks, a ona tylko słownie obiecała jak to się zmieni i będzie lepiej - było lepiej na dwa dni , pieprzyłą się
jak dzika kilka razy, a później znowu to samo - zero bliskości, ni to za ręke nie złapie, ni to nie pocałuje, ni to nie dotknie... pluje sobie w
brodę...załuje, załuje, załuje
CO JUŻ ZROBIŁEM?:
- nie palę papierosów od 2 tygodni totalny null
- wróciłem na siłownię, zaciskam zeby zeby znowu to pokochac i cwiczyc regularnie
- załozylem kartę w bibliotece - pierwsze ksiazki czekaja w domu
- angazuje sie bardziej w prace
- i PRZEDE WSZYSTKIM przestałem być ciepłką kluchą i misiem, którego pozniej bedzie walić po rogach moja panna
Sytuacja z przedwczoraj:
Coś temat o ślubie - napomknąłem, że ja ślubu nie chcę, a przynajmniej póki co i zaraz jakieś jojczenie pod nosem
i mówię " to po co ze mną jesteś ", a ona "no wlasnie nie wiem"
i pozniej mowie do niej nie wiesz po co ze mna jestes to odejdz, na sile Cie nie trzymam, krzyz na droge
i sie zaczelo...ze ona sie odnosila do tego slubu, ze ona jest ze mna bo mnie kocha, totalne IRRACJONALNE PIER*OLENIE, że ja znowu
robię afere z niczego (rozumiecie to? )
- kobieto zbastuj, powiedzialas, ze nie wiesz po co ze mna jestes, po pierwsze nie krzycz bo ja tez umiem krzyczeć
- ale ja sie odnosila do tego slubu jak ktos z kim jest blebleble i go kocha ale nie wie blebleble ze dla slubu - wiecie takie totalne pozbawione
logiki pierdolenie
No i tutaj mój pierwszy krok odejścia od lalusiowania
- twoje chore podjazdy na mnie nie działają
- dobra #^% mam dosyć odwieź mnie do domu - ona do mnie (chyba w ferworze emocji i bezsilnosci ze jej zjebane testy i tlumaczenia nie dzialaja juz)
- jakie kurwa odwieź? nie potrafisz rozmawiać normalnie, to idź z buta
no i wyszła i poszla... kilka miesiecy temu było podobnie to za nią pojechalem...a teraz śmignąłem wprost do domu - wiecie jaki efekt? Laska się nie odzywa od dwóch dni - totalnie, nawet nie wiem czy żyję.
Odczucia? Ambiwalentne: z jednej strony dumny, że w końcu się zachowałem jak facet z drugiej... nie wiem czy ona się odezwie jeszcze (choć z wielu postów i tematów co czytałem to wynika, że najpierw jest foszek, a potem najlepsze dymanie pod słońcem hehe ), więc widać, że przede mną długa droga, ale nie chcę się oszukiwac i sukcesywnie małymi kroczkami iśc w stronę bycia samcem.