Skocz do zawartości

zgredek57

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez zgredek57

  1. Krótki update sytuacji: To już prawie miesiąc od zerwania kontaktu. Kompletnie nie wiem co u niej, nie widziałem nawet jej zdjęcia przez ten czas - czuję się o niebo lepiej. Cały czas kontynuuję to co opisywałem wcześniej, czyli wyszukuję w sobie wypartych traum i zajmuję sie sobą. Co ciekawe, opis dokładnie takiej metody (na traumy) znalazłem w kilku filmikach na YouTube. Patrząc z dystansu coraz bardziej uświadamiam sobie, że cały ten związek był bardzo powierzchowny, oparty na uzależnieniu, nawet się dobrze nie poznaliśmy. Co by jednak nie mówić, jej wygórowane wymagania i ciągle narzucana presja oczekiwań, to u mnie olbrzymi "postęp życiowy". Jestem pewny, że bez tego typu związku, sam z siebie bym nawet nie dotykał niektórych rzeczy (np. wyprowadzka od rodziców w trybie pilnym) - także pod względem rozwoju, to życiowy skok do przodu. Jej odejście to natomiast ujawnienie wszystkich moich słabych stron nad którymi mogę teraz pracować.. czuję, że odbiłem się od dna (emocjonalnego/psychicznego - na szczeście nie finansowego) na którym siedziałem i płakałem za dziewczyną, która się mną bawiła. Sam nie wiem czy mam być zły, czy nie. Zawdzięczam jej spory progress... ale przecież nie taki miała cel :>
  2. W takim razie nie jest to medytacja. Używam tej nazwy "roboczo", nie wiem do końca co robię - ale wiem że to działa. "Mam tu na myśli pozwalanie uczuciom "rozkwitać", nic nie tłumić, poczuć je całym ciałem i spróbować odnieść do dzieciństwa. Na mnie to działa niesamowicie. Różnica od dnia gdy dodałem ten temat jest ogromna, znalazłem w sobie mnóstwo traum i stłumionych uczuć. Teraz czuję się jakby ta dziewczyna przestała być w ogóle ważna.. ale może to tylko chwilowa poprawa."
  3. @Ksanti, było właśnie tak jak mówisz - jednocześnie opowiadała o niezobowiązujących związkach i jednocześnie chciała żeby ją traktować jak księżniczkę i o nią dbać. Zwariować szło. Czytałem Twoje posty w innych tematach i wiem jakie masz zdanie Mam bardzo podobne, z tą różnicą że uważam to jednak za niskie poczucie własnej wartości. W sensie - gdyby było wysokie, nie przeszkadzałoby mi to (co nie oznacza, że chciałbym z tą dziewczyną być - po prostu by mnie to tak nie męczyło). Tak jak pisałem wyżej, daje mi to (analizowanie) ogromną ulgę. Mam tu na myśli pozwalanie uczuciom "rozkwitać", nic nie tłumić, poczuć je całym ciałem i spróbować odnieść do dzieciństwa. Na mnie to działa niesamowicie. Różnica od dnia gdy dodałem ten temat jest ogromna, znalazłem w sobie mnóstwo traum i stłumionych uczuć. Teraz czuję się jakby ta dziewczyna przestała być w ogóle ważna.. ale może to tylko chwilowa poprawa. Umówiłem się z moją EX EX na sobotę (czyli nie z tą dziewczyną, a z poprzednią) - również w celu dostarczenia uczuć do dalszej pracy ;p Takie coś faktycznie męczy, tj. trzeba czuć te negatywne emocje, przeżywać, płakać (jak zwolnię totalnie "hamulce tłumienia" - to wychodzi jakoś samo), ale na końcu jest ulga. Jestem dość zdesperowany żeby to dokończyć i pozbyć się wszystkiego co u mnie zalega i psuje mi relacje z innymi.
  4. Co mogę powiedzieć.. no oczywiście macie rację. Poniżyłem się kolejny raz, zapewne dając jej satysfakcje.. lub nic, kompletne nic. Dziewczyna ma mnie głęboko w dupie, obrabia komuś gały i nie ma sensu się do niej odzywać, ani nawet o niej myśleć. Ja tymczasem gdybam, analizuje powody dlaczego odeszła, dlaczego w ogóle początkowo przyszła.. i chcę wszystko rozbić na części pierwsze. Powinienem myśleć o sobie i to olać. Takie jest moje położenie i uzależnienie... ale: Ta dziewczyna jednak i tak ma mnie najpewniej za kompletne dno. Wie przecież jak łatwo mnie rozgryźć, wie że udawałem pewność siebie - a później płakałem i tęskniłem. Średnio się przejmuję czy spadnę jeszcze niżej.. mam wrażenie, że kontakt z nią mi pomagał. Już uzasadniam dlaczego, bo to się może wydać dziwne. Dzisiaj "medytowałem" dobre 5h - wyszło sporo tłumionego stresu i uczuć - większość tych uczuć jest związana z nią. Uświadamiając sobie takie uczucie, mogę się na nim skupić, poczuć je i .. odnieść je do sytuacji w której czułem się tak pierwszy raz w życiu. Dopiero zrozumienienie tej pierwszej sytuacji daje mi ulgę. Zazdrość, tęsknota.. to są wszystko uczucia, które wydawało się że czuję do niej - a tak naprawdę znajduję w sobie zupełnie inne powody. To czy ona mną gardzi.. jest mniej ważne, skoro ja po prostu chcę poczuć te uczucia żeby nad nimi pracować. Ona jest wyzwalaczem. Dzisiaj byłem na randce z zupełnie inną dziewczyną. Czułem straszny wewnętrzny spokój, jak nigdy przedtem. Pod koniec randki, zacząłem jednak czuć tęsknote za moją eks, coś w rodzaju "żałowania że nie jestem teraz z nią". Od razu gdy wróciłem do domu wziąłem się do roboty, nie tłumiłem tego uczucia, pozwoliłem żeby mnie ogarnęło i starałem się znaleźć źródło. Wydaje się, że znalazłem, znów w dzieciństwie i znów poczułem ulgę. Potrzebuję takich wyzwalaczy żeby nad sobą pracować, a przynajmniej tak mi się wydaje. Taka metoda ma jakąś nazwę? Ja to tak przypadkowo odkryłem, ale przypuszczam że jest to gdzieś opisane? Chętnie bym się z takimi opisami zapoznał.
  5. @Taboo może jeszcze chodzi tu o dokładnie tą samą dziewczynę?;d Hehe. Jak długo byłeś z Tą Twoją? Też po zakończeniu miałeś wrażenie jakbyś zszedł z rollecostera? Z tym opierdalaniem gały przez 1h.. najgorsze było to, że niedługo po tym (jak to powiedziała) do mnie miała pretensje przy 10 minutach że ją boli szczęka już - a ja w myślach miałem jak komuś robiła przez 1h, czyli kogoś traktowała lepiej. To było najgorsze. Mówiła mnóstwo rzeczy, które były dla mnie niszczące - jednocześnie ją idealizowałem i gardziłem. Teraz z perpektywy czasu wydaje mi się, że tak GRA z każdym. To jest gra w zazdrość. Pamiętam jak będąc już ze mną, pisała ze swoim byłym rzekomo w ważnej sprawie, zaraz później robiła mi loda. Wydawało się, że uwielbia męczyć tego gościa i w myślach się "jara" - że on z nią pisze, a ona tu wyczynia takie rzeczy w tym samym czasie. Uświadomiłem to sobie wczoraj. Męczyła wówczas mnie - mówiąc, że "byłam z nim prawie rok, nie mogę od tak zerwać kontaktu" - i go, bo on wiedział że już ma innego. Dokładnie tak samo mogło być ze mną, pewnie tak było. Dzwoniła do mnie bezpośrednio po lub przed seksem z tym gościem z zagranicy. Wręcz jestem tego pewny, bo czasami wieczorem dzwoniła z innego miejsca niż jej pokój, tak jakby ten gość był wtedy w pokoju i nie chciała żebym go zobaczył. Mi nie mówiła, że on istnieje - bo wiedziała, że tego nie wytrzymam i do mnie nie przyjedzie. Mu pewnie mówiła.. żeby go pomęczyć na miejscu, a mnie sobie zostawiła na wielki finał. To jest czekała aż do mnie przyjedzie, sama ten przyjaz zaproponowała. Przez cały dzień puszczała drobne sugestie co do seksu, widziała że ja już się domyślam, atakowała bardziej, jak już miałem miekkie nogi - powiedziała, że się z kimś rucha i to od kilku miesięcy (ja zapytałem, ale tymi sugestiami nie dała mi wyboru). Czyli cały ten czas jak ze mną rozmawiała przez telefon nic nie mówiła, nie powiedziała nawet nic wprost jak u mnie była - powiedziała dopiero przed samym wyjazdem, żeby mnie dobić. I ta dziewczyna jeszcze się zastanawiała czy jesteśmy wciąż przyjaciółmi. Wbrew Waszym radom, napisałem do niej i podziękowałem właśnie za to. Za to, że mnie tak rozwaliła emocjonalnie, bo inaczej dalej powtarzałbym ten sam schemat i się za siebie nie wziął. Laska odpisała, że "nie chciała żebym się źle czuł". Ja odpisałem, że chciała i zrobiła to perfekcyjnie (ważne słowo). Porównałem ją do innej innej mojej byłej i dodałem, że nawet ona by tak nie umiała. Dodałem, że ona (ta inna była) znała granice - a Ty doskonale mnie wyczułaś. Opisałem szczegółowiej jak mnie dobijała po kolei przez cały dzień i raz jeszcze napisałem, że zna się na robocie. Chciałem ją chwalić, żeby zrzuciła maskę - myślę, że takie dziewczyny tak naprawdę chcą się chwalić osiągnięciami, ale nie mają komu. Zgadnijcie co odpisała? "xd może tego potrzebowałeś". Nie zaprzeczyła, popisałem z nią jeszcze trochę i sprawiała wrażenie dumnej. Czyli faktycznie tak było... teraz już naprawdę nie mam złudzeń. Ona się karmi zazdrością i dołowaniem kogoś. Co do tego zrzucania maski, odchodząc od tematu, przypomniała mi się inna historia zupełnie niezwiązana. Była u mnie na studiach taka dziewczyna, która grała niewiniątko i bawiła się facetami. Podobnie jak ta moja, grała na zazdrość z wieloma na raz. Kolega był o nią bardzo zazdrosny, w końcu zaczął z nią kręcić i nagle wyszło, ze umawiając się z nim - zrobiła gałe innemu koledze z roku. Oczywiście kłamała, że nie, że on to wymyślił, że tak nie było. Grała ofiare i była w tym bardzo przekonywująca, płakała, szlochała. Za kilka miesięcy spotkaliśmy ją na imprezie pijaną i powiedzieliśmy (no dobra, ja powiedziałem) że XYZ (ten kolega od gały), powiedział że robi to najlepiej w tym mieście i ma zajebiste cycki. Zgadnijcie jaka była reakcja? Duma i szczery uśmiech. .
  6. @Taboo, również nie byłem w stanie. Pozwalała mi na zbyt dużo, od razu. Czułem, ze to nie jest normalne. W myślach miałem sceny co musiała robić z innymi. Mi też opowiadała, na początku - dlatego, że udawałem pewność siebie. Zachowywałem się jakby to był dla mnie dzień jak codzień i dziewczyna chciała rozmawiać po prostu o doświadczeniach seksualnych - tj. kto czego próbował, itd.. Słuchałem, komentowałem, śmiałem się, a w kieszeni się nóż otwierał z frustracji i zazdrości. Teraz patrze na tą rozmowę dość normalnie.. chyba nie ma nic złego w rozmowach o doświadczeniach z osobą z którą zamierza się ten seks uprawiać? A może jest? W każdym razie mnie to frustrowało, a jednak grałem że wszystko jest ok. Do czasu. Tak naprawdę nie wiem jak ją traktowali inni. Wiem jak ja ją traktowałem - podświadomie nią gardziłem i dawałem temu upust w seksie. Jej to nie przeszkadzało, podobało się jej, chciała tak - więc podświadomie czułem, że z każdym tak robiła i każdemu dawała się w taki sam sposób. Nie wiem czy tak było. Raz zapytałem, odpowiedziała że "jeszcze nigdy aż tak nikomu nie pozwalałam" - ale, skoro wewnętrznie czułem się jak gówno, i tak jej nie uwierzyłem. Też czułem, że to toksyczne. Od samego początku. Pamiętam jak mi powiedziała teksty: "nigdy wcześniej się nie przytulalałam po orgaźmie", "seks w samochodzie jest niewygodny", "już nigdy nie zgodze się na anala, to była moja życiowa porażka", "kiedyś robiłam loda z godzinę, bo chłopak nie mógł dojść". Takie drobne teksty z jej strony pojawiały się co jakiś czas i składane w całość w moim umyśle tworzyły obraz szmaty. Nie odchodziłem jednak od niej, a wręcz się uzależniłem. Jednocześnie mnie to podniecało, jednocześnie obrzydzało. Nie mówiłem jej jednak, że mi to przeszkadza.. udawałem, ze jest ok. Dopiero później wyszło, ze nie wytrzymuje z tym nerwowo. Nigdy więcej nic nie zaczynała, a ja i owszem... gnębiłem ją tym emocjonalnie i wbudzałem poczucie winy. Pamiętam, że sugerowałem że z takim przebiegiem już jej nikt nie będzie chciał. Jak widać się myliłem, a sam zostałem z palcem w ****. Sam ją podpuszczałem do takich rozmów, a później to wykorzystywałem przeciwko niej. Dopiero teraz widzę jak ta sytuacja wyglądała i jak ją atakowałem. Pewnie ciężko uwierzyć, ale takie rzeczy robi się całkowicie podświadomie - ze strachu, żeby utrzymać kontrolę. W takich związkach chodzi o kontrolę. Co do tematu: dzisiaj znowu około 4h (2x2) spędziłem sam ze sobą. Wyszły kolejne urazy z dzieciństwa. Ciężko to wszystko sobie wpuszczać do głowy, przy niektórych myślach mam nawet objawy somatyczne - ale czuję się po tym lżej. Nie pamiętam czy już to napisałem - zawsze miałem podwyższony puls. Z tym pulsem byłem u niejednego lekarza i nikt nie wiedział o co chodzi.. po tych kilku dniach "medytacji" przestałem czuć napięcie nerwowe i spadł mi puls. Wiem, że mi to odradzicie - ale odezwe się do tej dziewczyny niedługo i ją przeproszę. To będzie totalnie bezinteresowne, po prostu chcę to zrobić. Nie wiem na ile ona jest świadoma odgrywania ról, przemocy emocjonalnej, wzorców z dzieciństwa... najwyżej nie zrozumie, ale czuję się w obowiązku to zrobić. Byłem z tą dziewczyną 3 lata i dopiero teraz zrozumiałem jak ona się mogła czuć. Nie napisałem, że się czuła - bo tego nie wiem. Ja miałem przez cały związek wyłączoną empatię, dopiero niedawno przeżyłem te uczucia na nowo - być może ona nawet nie wie jak się czuła. A może ma to totalnie gdzieś i przeczyta wiadomość jednocześnie oglądając film, odpisując: "Ok spoko!" ?;P Co o tym myślicie? Swoją drogą, jest tutaj jakiś dział w którym możnaby prowadzić coś w rodzaju dziennika pracy nad sobą? Czy tego typu wzmianki po prostu pisać w tym temacie?
  7. @Spuchnięta_moszna_Stefana Co do pasji, mam pasję i zawsze miałem. Ona nie miała i nie ma. Tak, byłem toksyczny. Staram się to przepracowywać od dnia publikacji tego tematu. Nie wiem czy dobrze się za to zabrałem.. ale pierwsze efekty już są. Zacząłem od obejrzenia kilkudziesięciu filmików dot. związku z narcystami. W między czasie robiłem sobie "sesje bez bodźców", tj. leżałem na łóżku z zamkniętymi oczami i stoperami w uszach. Starałem się nie skupiać na żadnej myśli, a tylko starać się odprężyć - tak aby myśli swobodnie przepływały. Odgrzebałem "wiele ran" starając się pozwolić sobie poczuć te uczucia - nic nie wypierałem, a tylko dbałem o rozluźnienie mięśni i umysłu. Wydaje się jakby to się działo samo, tj. "mózg" leczył się sam. Pewnie tak właśnie działa medytacja? Ktoś powyżej wspomniał o triggerach, zapoznałem się z tym tematem. W momencie gdy ta dziewczyna mnie porzucała, czułem się jak małe dziecko - które zrobi wszystko, by tylko została. To było silniejsze ode mnie, dziewczyna wydawała mi się wtedy "boginią" z nadludzką siłą psychiczną. Udało mi się ustalić, że to samo uczucie czułem jako dziecko w stusunku do jednego z rodziców. Tak samo zazdrość. To dlatego te dwa uczucia przeżywam nieproporcjonalnie do sytuacji. Ogólnie ta dziewczyna wzbudzała we mnie sporo uczuć z dzieciństwa, które tłumiłem w sobie cały czas. Jestem na etapie w którym uświadomiłem sobie, że to istotnie ja byłem toksyczny przede wszystkim. Ona też - ale zupełnie inaczej niż myślałem. To ja byłem agresorem, a ona ofiarą. Zadziwiające jest to, że w ogóle się tego nie spodziewałem. Wydaje się, że projektowałem swoje zachowania na nią. Głęboko wierzyłem, że tak jest, że to ona krzywdzi mnie - a prawda jest taka, że sam krzywdziłem ją i siebie. Dopiero po trzech dniach, spędzonych prawie w całości na tej pracy nad sobą - zauważyłem prawdę. Piękne uczucie, takiego wyzwolenia. Fascynujące jest móc "poczuć" wyparte uczucia. Nigdy wcześniej tak nie robiłem, raczej zawsze się broniłem przed czuciem bólu - i na siłę zajmowałem się czymś innym, tłumiąc wszystko w sobie. Teraz wszystko "puszczam" i obserwuję. Mam wrażenie, że to dopiero wierzchołek góry lodowej, a ja się już czuję się znacznie spokojniejszy. Od kiedy pamiętam, wiecznie byłem podenerwowany, czułem jakieś wewnętrzne napięcie. Teraz się znacznie zmniejszyło. Czuje się dużo lepiej ogółem - tak jakby odblokowały mi się dotychczas nieużywane siły życiowe. Co najważniejsze, coraz więcej rozumiem z własnych uczuć, tego czym są i jakie mają pochodzenie. Odczuwam współczucie do tej dziewczyny i chęć pomocy. Zwłaszcza dzisiaj gdy uświadomiłem sobie jak musiałem ją męczyć psychicznie. Czuję się z tym źle. Założyłem sobie jednak, że nie odezwę się do niej przez co najmniej miesiąc - dlatego, że mogę znów zmienić pogląd na tą sytuacje.. i to nie raz. Dalej sobie do końca nie ufam i nie chcę robić pochopnych ruchów. Oprócz tego współczucia, wydaje mi się być obojętna - przestałem czuć to przyciąganie i tęksnotę. Przez ten miesiąc chcę codziennie spędzać sporo czasu na tego typu "sesjach medytacyjnych". To zupełnie inne uczucie, niż to białorycerstwo pod koniec naszego związku - to takie normalne, szczere współczucie. Także nie atakujcie od razu W porównaniu do tego jak się czułem kilka dni temu, dzisiaj jest o niebo lepiej. Jak widzicie wygląda na to, że pogląd na sytuacje zmienił się o 180 stopni. Czy jest coś jeszcze co powinienem robić oprócz zagłębiania się w siebie i edukacji co do toksycznych relacji i relacji z kobietami ogółem? Co do wytykania przeszłości seksualnej.. uważam, że to moja niska samoocena i brak poczucia własnej wartości. Byłem (przy niej, tylko na osobności) na tyle silny by ją tym "karać" i sprawiać ból i na tyle słaby by od niej nie odchodzić. Niszczyłem ją i siebie. Udawałem sam przed sobą i przed nią, że jestem pewny siebie - a wewnętrzne czułem się jak przestraszone małe dziecko. Wstydzę się tego, ale nie będe już nic wypierał. Wydaje się, że otworzyłem się sam przed sobą i chcę by już tak zostało.
  8. W sumie nie wiem czy to nerwica. U mnie wyglądało to tak, że myśl o tym że moja dziewczyna mogła się zachowywać tak z kimś innym mnie rozsadzała od środka. Byłem strasznie zazdrosny o jej byłych partnerów i zły na nią, że im na to pozwalała. Myślę, że tu chodzi o poczucie własnej wartości. Po prostu mam je tak niskie, że z góry uznawałem że pewnie oni byli ode mnie w jakiś sposób lepsi, im pozwalała na więcej, itd. Przypuszczam, że gdybym czuł się super, nawet bym się tym nie przejmował. Podświadomie miałem więc ją za dziwkę i traktowałem właśnie tak żeby podbić swoje ego. Uwielbiałem nad nią dominować i nienawidziłem jednocześnie. To było bardzo niszczące uczucie, więc rozumiem Ksantiego. Myślę jednak, że to jest problem osoby która tak odczuwa. Sami się karmimy tymi emocjami i sami sobie wyobrażamy jak ktoś ją traktował i co z nią robił - a przecież nie wiem do końca jak to było. Z góry zakładamy, że ktoś mógł więcej i bardziej się jej to podobało. Na żadnej podstawie. Nie jestem już z tą dziewczyną.. a dokładnie taką samą zazdrość odczuwałem (po 6 miesiącach od zerwania) jeszcze 2-3 dni temu z powodu jej nowego partnera. Też mnie rozsadzało, wyobrażałem sobie czego to ona teraz z nim nie robi. Dużo pracy przede mną, myślę że chodzi o samoocenę i poczucie wartości, tylko albo aż o to. Nie sądze, że to nerwica - chociaż objawia się niesamowitymi nerwami. Swoją drogą, dokładniej całość opisałem tutaj: https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/14163-tak-kończą-słabeusze-a-może-borderline-atakuje/ . Tu jest więcej zmiennych, wydaje się że ta dziewczyna lubiła i dalej lubi gdy tak wariuje na tym punkcie - ale zjawisko dokładnie to samo. także podsumowując uważam, że pogarda w takiej syt. to problem mężczyzny.
  9. Mam tak samo, ale uważam to za mój problem. Lubię gdy dziewczyna klęka przede mną, jednocześnie nie mogę znieść myśli że robiła tak też z innymi. Ty nie widzisz w tym problemu?
  10. Tak. To już wyjaśnione.. zazdrość, frustracja, poczucie niskiej wartości, przeświadczenia że sam bym tak nie miał. Traktowanie przedmiotowe, to moja próba podwyższenia ego. Ktoś mógł tak ją traktować, to czemu nie ja. Tak to zapewne zadziałało. Widzę, że dużo pracy przede mną - ale cieszę się, że dzięki Waszym odpowiedziom posuwam się na przód. Naprawdę pomagacie! @Rnext Myślę, że jest gorzej i nawet nigdy wcześniej sobie tego nie uświadomiłem
  11. @SennaRot Ja to czuję, że nie spełniałem standardów męskości i siły, do której lgną kobiety. O borderline napisałem to samo.. ale sam nie umiem ocenić jak dokładnie było w tej relacji. Dzięki za komentarz! Biorę się do roboty.
  12. Muszę się Wam przyznać, że trochę przekłamałem terminy. Tak naprawdę pisałem na świeżo po tej syt. z wyjściem na jaw że kogoś ma. Pozmieniałem kilka rzeczy, m.in. ten termin. Chciałem uniknąć rozpoznania, a widzę że wpakowałem się na minę - bo w Waszych oczach wyszło jeszcze gorzej niż jest. Im dalej od tego "szoku", tym jaśniej myślę. Tak naprawdę urwałem z nią kontakt 2 dni po tym zdarzeniu. Tak, dużo racjonalizuję. Nie mogę znieść sprzeczności, męczę się bez konkretnego rozwiązania - więc staram się zawsze dojść do jakiegoś wniosku. Właśnie obejrzałem ten filmik: i muszę przyznać, że wyjątkowo trafnie określa cały ten związek. Ja się czuje wydrenowany, najgorzej było bezpośrednio po zerwaniu - wtedy czułem się jakbym nie miał osobowości, bo cały czas żyłem jej życiem i zachciankami. Po 6 miesiącach od zerwania było dużo lepiej, prawie normalnie (gdyby nie to że miałem nadzieję na powrót - bo sama się odzywała i nic, a nic nie wspominała że z kimś jest od KILKU miesięcy), ale jak tylko przyjechała - wróciło jak bumerang z wielką siłą. Odruch Pawłowa mam na jej widok. Myślę, że mogę mieć osobowość zależną, ona narcystyczną. Takie wyjaśnienie wydaje się być prawdopodobne (w tej chwili.. do wieczora mogę zmienić zdanie ;p). Oleję ją i zajmę się pracą nad swoją "zależnością". Faktycznie teraz nie dam rady ustalić dokładnie jak i co. Jeśli macie jakieś rady dla osób, które są wykorzystywane w związkach - chętnie je usłyszę. Chodzi tu o brak umiejętności powiedzenia "nie", ja się źle czuję gdy ktoś się źle czuje. Źle się czułem, gdy ona się źle czuła. Źle się czułem odmawiając. Jak mnie o coś obwiniała, w końcu przepraszałem - nawet jeśli wiedziałem, że to jej wina. Nad tym chcę popracować. Zacznę od rad z tego kanału, który wyżej podlinkowałem. Może jednak macie jakieś lepsze porady? Dodam jeszcze w ramach ciekawostki, że po mnie nie widać tych problemów. Znajomi myślą, że rozstanie zniosłem wyjątkowo dobrze. Związek patrząc z zewnątrz też wydawał się być normalny, a wewnątrz szalały skrajne emocje. Jakbym się z Wami umówił na piwo, nic byście nie zauważyli. W głowie za to mam bałagan do potęgi entej. Bardzo mi ten temat pomaga w uporządkowaniu myśli. Dziękuję wszystkim za odpowiedzi!
  13. Nie mam nic, jeśli nie dotyczy to dziewczyn na których mi zależy. Słuchaj, serio chciałbym żeby to było takie proste - dla mnie nie jest, ale zerwę z nia kontakt i zajmę się sobą. Właściwie już ten kontakt zerwałem.
  14. Te role ratownika, ofiary i kata przyjmowaliśmy razem, przez cały związek. Jak ona była ofiarą, ja katem lub ratownikiem. Jak ja byłem ofiarą, ona była katem lub ratownikiem. Najczęściej z roli kata przechodzi się szybko do roli ratownika (ale rownie dobrze mozna przejsc do ofiary). Tak samo było w naszej pierwszej rozmowie po dowiedzeniu się, że kogoś ma. Myślę, że ona chciała żebym w końcu zapytał - właśnie po to, żebym był zły, dla tych emocji. Od razu zacząłem być katem, a ona ofiarą. Za jakiś czas już byłem ratownikiem i przepraszałem. Później stałem się ofiarą, a ona katem. Tak to się może ciągnąć w nieskończoność. To bardzo silne i skrajne emocji odczuwane na przemian. Tymi rolami mogliśmy się wymieniać kilka razy w ciągu dnia. Jak się dłużej nie widzieliśmy, na początku odpoczywałem, ale po kilku dniach już mi tego brakowało. Uzależniłem się od tego. Najczesciej ona była ofiarą, a ja ratownikiem. W drugiej kolejnosci ona katem, a ja ofiara. W trzeciej ona ratownikiem, a ja ofiarą. W czwartej ja katem, ona ofiarą. Przynajmniej tak mi się wydaje. W ramach wyjasnienia: Nie chodzi tu o czywiście o żadną przemoc, do takiej nigdy nie doszło. Chodzi o kata w sensie psychicznym - czyli tego kto "atakuje" słownie i emocjonalnie. Nie wiem jak to możliwe, że mnie to wykończyło - a ona zdaje się nie odczuwa nawet, że coś jest nie tak. Ucieka od problemów, wypiera, swoje problemy projektuje na mnie. Najgorsze jest to, że nie wiem czy ja tak samo nie robię z nią. Nie raz z nią rozmawiałem i mówiłem, że to nienormalne. Winę zwalałem na nią - stąd uważam, że mogę mieć w sobie coś z narcyza. Mam jednak tak namieszane w głowie, że mogę uargumentować że nim jestem i nie jestem. Oba stanowiska byłyby spójne, wiarygodne.. i przypuszczam, że prawdziwe. W roli kata byłem narcystyczny, w roli ratownika wręcz odwrotnie. Zgredek to mój stary alias mailowy którego użyłem do rejestracji, stąd nick. Nie ma w tym żadnej symboliki - po prostu nick i avatar dobrane na szybko.
  15. @Heniek Nie chcę mieć takiej syt. raz jeszcze, taki już jestem że chciałbym wszystko zrozumieć. Nie mam kogo o to zapytać, niestety nie ma żadnego obserwatora naszego związku który mógłby mi pomóc zrozumieć. Mam tylko jej wersje i swoją. Obie subiektywne.. więc nic nie wnoszą. Co do zmiany i pracy nad sobą.. chodzi o pokazanie jej, że się myliła. Niestety taka jest główna motywacja. Co Wam będę ściemniał... no tak właśnie jest. Nie chodzi o to by wróciła, tylko żeby zaczęła żałować że odeszła. @Pytonga Sieczke to mało powiedziane. W ogóle nie wiem o co tu chodzi i jak to się stało. Nie wiem co mam myśleć o niej, ani o sobie. Totalna sieczka w mózgu. Mógłbyś rozszerzyć ten komentarz dot. własnych problemów "wykrytych" na podstawie rozpoczęcia związku? Chętnie się nimi zajmę, ale nie wiem co dokładnie widzisz w tym opisie @blck.shp Dzięki za komentarz! Jest dokładnie tak jak mówisz, oprócz wyżalania - wydaje się, że chce żebym był zazdrosny. Nie mówi mi nic wprost, najczęściej rzuca półsłówkami tak żebym się domyslał i denerwował - np. "Ale mam kaca moralnego po wczoraj.. ". Jednocześnie słysze słowa dot. jak to ona mnie lubi i jak lubi ze mną rozmawiać, a w rozmowach wtrąca takie wstawki. To też może być nadinterpretacja z mojej strony, bo nie jest mi obojętna - możliwe, że dokładnie tak samo rozmawia z innymi kolegami. @developers Może źle to opisałem, oczywiście w pieszczotach nie chodziło o jakieś macanki przez ubranie, tylko normalny petting - robótki ręczne + oral. Ten oral bardzo często. Seks po prostu doszedł później. Tak jak napisałem to było bardzo dziwne (jej pożądanie, impulsywność, ciągłe chęci), ale z nadmiaru pozytywnych emocji.. nie zadawałem zbędnych pytań. Po prostu czułem, że coś tu jest nie tak. Zwłaszcza jej wybuchy płaczu nad malutkimi problemikami - ale zwalałem to na wrażliwość i dalej cieszyłem się "benefitami". To niekoniecznie jest borderline, może jakaś forma narcyzmu.. w każdym razie coś wydawało się być "nie tak". Pytanie tylko czy z nią, czy ze mną. Myślę że z obojgiem - zaburzone przyciąga zaburzone. Niestety, pomimo takiego zakończenia, po 3 latach i tak jestem zniszczony. Pewnie mogło być gorzej, ale jednak jestem. No i tego białego rycerza nie zrobiłem z siebie planowo. Nie wiem czemu tak się stało. Panowie, dziękuję za Wasze komentarze. Napisaliście dokładnie to o czym sam myślałem. Wiedziałem od zerwania, że powinienem zerwać kontakt - a jednak z jakiś względów się bałem. Zrobię to i pójdę dalej zostawiając przeszłość.
  16. Myślałem, że to tylko opłata dla chętnych. Ja kupiłem wszystkie Twoje książki, ale w tej pierwszej z tego co pamiętam było napisane że jest "za darmo". Na chomikuj też chyba jest Tak czy inaczej, możesz podzielić tą książkę na fragmenty i opisać na patronite w taki sposób, że im większa dotacja, tym większy fragment się otrzyma. Patronite dostanie co chce. Albo przygotuj jakiś PDF z artykułami których nie masz w żadnej książce.. i będzie dostępny tylko na patronite? Ew. zdjęcie z augrafem wysłane na maila - ale to pewnie nie przejdzie
  17. Coś wirtualnego - może Twojego perwszego ebooka który i tak jest darmowy?
  18. Cześć! Podwójny tytuł wynika z faktu, że sam nie wiem z czym miałem do końca do czynienia Każdy będzie musiał sobie sam wyrobić opinię. Mam 26 lat, od 8 miesięcy nie mam dziewczyny - chociaż nadal mam z nią kontakt. Byliśmy razem 3 lata, mieszkaliśmy razem rok, to ona zerwała. Całość postaram się opisać jak najbardziej obiektywnie (edit: pod koniec niestety jest już subiektywnie... z wnioskami mogę się mylić). Będę wdzięczny za Wasze komentarze, uwagi i przemyślenia. Wyszło bardzo długo.. ale wszystko stanowi większą całość, wyrywkowo odradzam czytać bo nie zrozumiecie całej sytuacji. Poznaliśmy się przypadkiem na imprezie. Znajomość zaczęła się od normalnego rozmawiania przy piwie, na koniec się pocałowaliśmy - i to tyle. Przez następne kilka dni pisaliśmy ze sobą, aż w końcu zaczęliśmy się spotykać. Te spotkania bazowały na seksie - tj. był ich integralną częścią. Nie pamiętam czy kiedykolwiek się z nią spotykałem bez żadnej fizyczności w tamtym okresie, raczej nie. Zaczęliśmy od pieszczot (na każdym spotkaniu), seks był dopiero po kilku miesiącach. Taki stan trwał z dobry rok. Czułem wewnętrznie, że pomimo pozorów normalności "coś tu jest nie tak", "to bardzo dziwne", "co ona we mnie widzi?". To jedno z tych uczuć, gdy czujesz że nie powinieneś tego robić, a jednak nie znajdujesz żadnego racjonalnego wyjaśnienia dlaczego. Dziewczyna od samego początku wydawała się być bardzo zakochana. Ja w ogóle, nie starałem się, nie organizowałem czasu.. traktowałem ją drugoplanowo i przedmiotowo - do seksu. Dodatkowo jej wcześniejsze doświadczenia seksualne były znacząco bujniejsze od moich... była ze mną bardzo szczera i powiedziała mi wszystko (na pewno wszystko, więc tego się nie czepiajcie - nie opiszę skąd to wiem, bo chce pozostac anonimowy). Przede mną miała 6 partnerów (jeden to relacja "friends with benefits"), z dwoma doszło do pełnego seksu, z 4 skończyło się na pieszczotach. Zdaje sobie sprawę, że mogłem trafić gorzej - ale nie dawało mi to spokoju i co jakiś czas wybuchałem nazywając ją "dziwką". Jak można przypuszczać, chodziło o "friends with benefits". Sam nigdy takiej relacji nie miałem i byłem strasznie zazdrosny - nie mogłem znieść, że moja dziewczyna mogła do kogoś chodzić "od tak, tylko na seks". Nigdy wcześniej nie miałem z tym do czynienia i kilka razy (raz na 3-4 miesiące) wybuchałem "złością, nienawiścią i pogardą". Za każdym razem wtedy przepraszałem, a później znów wybuchałem. Każda większa kłótnia kończyła się oskarżeniami o bycie dziwką i wypominanie "przebiegu". Pomimo tego drugoplanowego traktowania i ostrych kłótni, cały czas dziewczyna była zakochana.. i poniecona, aż do do przesady. Ogólnie związek wywoływał w niej i we mnie skrajne emocje każdego typu - od zakochania, do nienawiści. Taka relacja przyszła mi bardzo łatwo. Za łatwo i podejrzanie łatwo. Dziewczyna miała bardzo dziwne "akcje" - wybuchy złości/płaczu, wybuchy przy znajomych/rodzinie. Nie wiem czy to było spowodowane moim "olewactwem związku" i tym, że ona podejmowała 90% inicjatyw (wakacje, wyjscia ze znajomymi, itd.). W każdym razie coraz cześciej płakała, robiła z siebie ofiarę i uwielbiała jak się ją przytula i pociesza. Takie zachowania spowodowały, że dosłownie zacząłem w końcu żyć jej problemami - tak jak ja na początku miałem kontrolę nad jej emocjami i ciałem, tak teraz ona miała nade mną. Nigdy nie wiedziałem czy jak się zobaczymy będzie w dobrym humorze, czy złym. Wszystko jej we mnie przeszkadzało i taki stan rzeczy, tj. ciągłe kłótnie, doczepanie się o wszystko, ośmieszanie mnie (na szczeście bez świadków) ciągnał się z coraz większym natężeniem aż do końca. W tym czasie strasznie przytyłem, zamknąłem się właściwie towarzysko, codziennie piłem piwo i czułem się po prostu źle. Nie chciałem z nią już być, a jednocześnie nie chciałem zerwać. Uzależniłem się od tych zmian nastroju. To było trochę jak gra - albo miałem szczeście i była w dobrym humorze, albo pecha - i robiła wielką aferę o nieumytą szklankę. Nie wiem czy moje zapuszczenie się - brak siłowni, śmieciowe jedzenie, ciągła praca przy komputerze, coraz słabsze libido - było wynikiem jej humorków, czy też odwrotnie - jej humorki wynikały z mojego zapuszczania się i stawnia się coraz bardziej słabym. Niestety nie jestem w stanie tego ustalić chronologicznie. Na pewno jedno drugie napędzało. Zacząłem się starać, mam wrażenie że tylko pogorszyłem tym sprawę. Generalnie przez cały związek zawsze się zgadzałem na wszystkie drobne przysługi w stylu - podaj to, podaj tamto, podwieziesz mnie?, mozesz mi tu pomoc bo nie umiem?. Teraz jednak dołożyłem do tego jeszcze co jakiś czas prezenciki. Nagradzałem ją za bycie wredną. Było coraz gorzej. Doszło do tego, że traktowała mnie jak małe dziecko. Czułem od niej pogardę, brak pożądania. W końcu przestała mnie zapraszać na spotkania ze swoimi znajomymi, wychodziła sama. Jej kolezanki nie zapraszały mnie na urodziny - a dawniej tak. Przez ostatnie kilka miesięcy może z 2x doszło do seksu. Nie przeszkadzało mi to, nie miałem nawet libido - żyliśmy jak znajomi, którzy śpią w jednym łózku. Wszystko nieuchronnie zmierzało do końca. W końcu ze mną zerwała i wyjechała do innego kraju. Wówczas uświadomiłem sobie, że przez długi okres czasu dosłownie żyłem jej życiem - jej zachciankami i humorkami. Strasznie się zaniedbałem w tym związku, a po zakończeniu czułem jakby świat mi się załamał. Nie ukrywam - płakałem. Zaczęło mi na niej nagle zależeć z 100x mocniej (chociaż wcześniej czułem, że to super że się rozstajemy), dopiero jak mnie zostawiłem. Przypadkiem trafiłem na opis związków z osobami z "borderline". Pomyslalem, ze miała borderline - stad na poczatku pełne oddanie, duzo seksu, zakochanie na maxa - a pozniej "szmacenie" i przejmowanie kontroli. Na pewno czułem się kompletnie zniszczony emocjonalnie, więc wszystko pasowało do opisu takich związków. Możliwe, że tak było. Ciężko powiedzieć, czy jej skakanki nastrojów wynikały z mojego "zapuszczania się", czy odwrotnie. Nie umiem tego obiektywnie ustalić. Pamiętam, że jak związek się skończył - czułem się jakby wracała moja prawdziwa osobowość, która wcześniej była stłamszona. Czułem się fatalnie, bardziej niż tęsknote, odczuwałem "what the fuck" - nie mogąc się nadziwić jak bardzo żyłem jej życiem i kiedy to się stało. To uczucie mogę opisać jako totalne rozbicie - nie wiedziałem czy to ja jestem nienormalny, czy ona, czy nikt i to tylko wynik "wstrząsu emocjonalnego". Swoją drogą dalej tego nie wiem. Wówczas kupiłem "Kobietopedię" i zacząłem słuchać Marka. Przesłuchałem dosłownie wszystkie audycje. Schudłem ponad 15kg, zmieniłem dietę na bardzo zdrową, regularnie chodziłem na siłownię, spacery i bardzo dużo analizowałem cały ten związek. Chciałem to gruntownie zrozumieć - jak to możliwe, że ta sama dziewczyna zachowuje się inaczej w takich samych sytuacjach. Na początku byłem pewny, że to borderline.. jednak z czasem zacząłem zauważać, że od początku zachowywałem się jak narcyz któremu "się należy". Swojego czasu za jej spadek libido obwiniałem ją, nawet do głowy mi nie przyszło że może chodzić o brak libido w stosunku do mnie, a nie ogółem. Następnie za rozstanie obwiniałem ją, z góry założyłem, że pewnie miała borderline - a w sobie nie widziałem żadnej winy. Słuchając o słabości mężczyzn w audycjach radia samiec, doszedłem do wniosku że ja po prostu byłem bardziej niż słaby. Byłem bardziej niż słaby i jej zachowania mogły w pełni wynikać z mojej słabości. Im byłem słabszy, tym bardziej była nerwowa. Równie dobrze moja słabość mogla wynikać z jej wahań nastrojów - tego się już nie dowiem. Z tą samą dziewczyną spotkałem się po 6 miesiącach. Chciała mnie odwiedzić, i powiedziałem że może. To była zła decyzja, nie odkochałem się z niej. Cały ten czas analizowałem przyczyny rozpadu związku, nie miałem w między czasie nawet jednej "przygody". Przyjechała m.in. do mnie - bo objechała też całą rodzinę w PL. Spędziliśmy spoko czas. Moja zmiana (a była wielka) zdawała się niezauważona. Jakby 15kg roznicy bylo niewidoczne. Oczywiście starałem się o seks, odmawiała. Miałem jednak wrażenie, że się waha.. nie odmawia kategorycznie. W mojej głowie była jednak "moim skarbem" którym się długo opiekowałem, przytulałem i pocieszałem. Nie chciałem na nic naciskać. Ona na pewno widziała po mnie, że mi na niej wciąż zależy - myślę, że gdyby nie to, byłby seks, nawet z jej inicjatywy. Po prostu widziała, że pomimo zmian w wyglądzie, dalej się nie ogarnąłem psychicznie i ją rozpamietuję. To na nią nie działa. Czułem też, że czegoś mi nie mówi - ale nie chciałem pytać jak teraz wygląda jej życie, bo bałem się odpowiedzi. Dopiero przed samym jej wyjazdem zapytałem wprost - czy uprawia z kimś seks. Odpowiedziała, że tak, od 3 miesięcy bierze tabletki antykoncepcyjne. Nie wiem chłopaki czy mnie zrozumiecie, ale to było dla mnie strasznie - gniew, smutek, nienawiść, pogarda - w jednej chwili. Powiedziała w dodatku, że nie chciała o tym mówić bo to nic pewnego. To już wiedziałem o co chodzi.. po związku ze mną, grubym leniwym słabeuszem, znalazła sobie nowego "sex frienda". To nic pewnego, a bierze dla niego tabletki - chodzi więc wyłącznie o seks. Nie mogłem tego znieść, po prostu nie mogłem. Powiedziałem jej, że chcę całkowicie zerwać znajomość. Miałem dysonans poznawczy, tak mocno że nie mogłem zasnąć. Znowu płakałem, czułem ciągłe "nabuzowanie złością". Po kilku dniach uświadomiłem sobie jednak - a może tylko wkręciłem? - że tak naprawdę nie ma w tym nic dziwnego. Laska była długo zaniedbywana w związku z zapuszczonym słabym samcem (mną) i teraz rucha ją ktoś silniejszy. Naturalna kolej rzeczy. Być może wkręciłem sobie tego "sex frienda" może faktycznie się normalnie umawiają i spotykają.. w sumie z kimś pisała podczas naszego "wspólnego dnia", pewnie z nim. Tylko dlaczego wahała się w sprawie seksu? Skoro byłaby z nim, na pewno by ze mną nic nie zrobiła. Nawet przez myśl by to jej nie przeszło - tymczasem wydawało się, że się wahała. Tutaj znowu, nie atakujcie mnie za to - tego po prostu jestem pewien, ale nie opiszę dlaczego bo chcę być anonimowy. Napisałem jej to, tak jak teraz Wam, że nie oceniam jej i że to całkowicie normalne. Dlatego dalej mamy kontakt.. i dalej co jakiś czas rozmawiamy, bez poruszania tematów związków/seksu. Dziewczyna ma mnie emocjalnie gdzieś i żyje własnym, nowym, życiem. Mówi jednak, że lubi ze mną rozmawiać i co jakiś czas się odzywa. Bierze dla kogoś tabletki, tak samo jak kiedyś brała je dla mnie. Przypuszczam, że ktoś ma nad nią taką samą kontrolę, jak ja miałem kiedyś - na początku naszej znajomości. To uczucie mnie rozwalało od wewnątrz. Czułem straszną zazdrość. Na szczęście tak samo jak nagle się pojawiło, tak nagle zniknęło. Czuję się po prostu odpowiedzialny za to, że tak się stało - ale nie mam pewności czy to moja wina. Moja wina miałaby polegać na byciu słabym. Teraz przechodze do moich przemyśleń na ten temat. Uważam, że dziewczyny analizują nie tylko psychike - ale całokształt. Moim zdaniem silna psychika jest wynikiem prawidłowego odżywiania, odpowiedniej ilości snu, brakiem stresów. Do najważniejszych atrybutów siły zaliczam: - gospodarkę hormonalną - odżywienie jakościowo i ilościowo (silny samiec zapewnia dziecku pożywienie w odpowiedniej ilości i jakości - dlatego uważam to za ważne) - brak stresu (skoro samiec nie czuje sie zagrozony, potomswo będzie bezpieczne) - wysypianie się (samiec zapewnia warunki do bezpiecznego przetrwania nocy) - geny - ale na to niestety nie mamy wpływu Na pewno będę dalej kontynuował swoją przemianę i "budowanie siły". Zacząłem umawiać się z innymi dziewczynami - wcześniej nie robiłem tego z nadziei na powrót do opisywanej dziewczyny. Skoro jednak ona się nie przejmowała tym ani trochę i była zdecydowane na całkowite zerwanie znajomości - ja też nie mogę siedzieć i tęsknić. Niestety cały czas czuję się jak "przegrany". Panowie.. dziewczyna która od Was odchodzi, z wyraźnym brakiem współczucia, odczuwa ulgę po rozstaniu (jej słowa) i ma nowego "kochanka" dla którego bierze tabletki i odczuwa pożądanie - jest strzałem w serce poczucia własnej wartości. Wcześniej nie wiedziałem jak to wszystko działa, teraz starałbym się nie dopuścić do takiej sytuacji, starałbym się zachować siłę w związku przede wszystkim. Niestety czasu już nie cofnę.. ale nie mogę się oprzeć pokusie by zagrać w tą grę raz jeszcze i tym razem ją wygrać. Po prostu chcę by ta sama dziewczyna znów zaczeła mnie pożądać, na zasadzie "sprawdzianu" czy faktycznie stałem się silny. To silniejsze ode mnie. Zrozumiałem jak bardzo się na początku starała, a ja tego nie doceniałem. Zrozumiałem, że chciała ze mną być i tworzyć normalny związek, a ja się nie starałem ani trochę. Chcę to jakoś odpokutować, chcę się zmienić i udowodnić sobie i jej że "teraz już rozumiem i wiem jak to wszystko działa". Byłem narcystyczny i obwiniałem ją za wszystko, w ogóle nie widząc swoich win. Skłaniam się do opinii, że to ja wszystko zepsułem poprzez coraz większą słabość - ale być może padłem ofiarą borderki, która teraz ma nową ofiarę "tak samo bajerowaną" na początku seksem w dużej ilości? Musicie to rozsądzić sami, bo nie mam ani rozeznania, ani racjonalnego spojrzenia na tą sprawę. Do tej dziewczyny podchodzę bardzo emocjonalnie. Myślę, że "borderline" jest na tym forum trochę nadużywany. Równie dobrze może chodzić o kobiece reakcje na słabość. To ja przegrałem, czy ona mnie zniszczyła? Jest ze mną dużo lepiej, ale po rozstaniu dosłownie byłem zniszczony jakby ktoś mi zabrał całe życie Będę wdzięczny za komentarze i pomoc w zrozumieniu sytuacji. W razie czego mogę coś doprecyzować.
  19. Cześć! Słucham Marka od pół roku.. właściwie to wysłuchałem wszystkie audycje - niestety dopiero po tym gdy zostawiła mnie dziewczyna. Kobietopedia i nagrania otworzyły mi oczy. Myślę, że to co Marek promuje jest prawdą, według wszystkich moich doświadczeń dokładnie takie są kobiety. Mam też sporo własnych przemyśleń dot. słabości i siły mężczyzn w związkach, ciekaw jestem co o nich powiecie Długo się tylko przyglądałem, a teraz chcę coś dołożyć od siebie. Nick jest oczywiście wymyślony tylko na potrzeby tego forum, jakakolwiek zbieżność z innymi "zgredkami57" jest przypadkowa. Nie mam 57lat, mam 26.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.