Skocz do zawartości

Subiektywny

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    83
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Subiektywny

  1. Dzień dobry Marysiu, Wiosna co prawda nie chce przyjść do nas na stałe za to na Twój energiczny udział w kształtowaniu forum, jak widać, można liczyć niezawodnie. Ja tam kocham swoją Matkę, co prawda nie mógłbym już na dłużej z nią mieszkać ale kto jak kto - Matka zaopiekuje się idealnie. Wspominam bardzo dobrze czas w domu spędzony z rodzicami A tak, długo robiła mi kanapki. Skarpetek chyba nie kupowała, ale szczerze - nie pamiętam. Dzięki Mamo ! A teraz zrób czary-mary, hokus-pokus, trzpenij rzęsami i sprowadź Wiosnę. Bo znowu kurtkę zimową 3/4 z szafy wyciągnąć musiałem... S.
  2. Mnie Quizas, na pierwszy rzut oka zaintrygowało to Twoje rozdarcie pomiędzy niesieniem pomocy a skorzystaniem z tego dramatu. Jakbyś miał podjąć decyzję, która wymusza przyjęcia radykalnie różnych postaw moralnych. I nie możesz jej podjąć - nie jesteś w stanie (bierność, bezczynność, bezradność- symbolizowana przez leżenie w trawie) a na końcu próba schronienia się przed padającymi odłamkami, jakby życiowymi efektami-skutkami braku zdecydowania co do obrania ścieżki życia (archetypicznie dobra, archetypicznie zła-naganna moralnie). Interesujące. Dupa ze mnie nie interpretator snów, w starożytnym Babilonie pewnie grosza bym nie zarobił ale jakoś tak mi się układa... A czasem, raz na kilka lat, mam sny, które śniły mi się już kiedyś. Mam nawet wówczas coś jak 'świadomo śnienie' tj. czuję radochę na zasadzie 'o! ja to znam, wiem co będzie dalej!'. S.
  3. Ostrzeżenie - będzie zakręcenie. I rozszerzenie tytułem wyjaśnienia - generalnie NIC mi sie nie śni. Zamykam oczy, otwieram rano. I tyle. Bardzo, bardzo rzadko śnią mi się rzeczy, które zmuszają mnie do reflekcji, zastanowienia i są intrygujące. Jakby podświadomość coś uwalaniała po przetrawieniu. Co ciekawe - sny te pojawiają się z dość dużym opóźnieniem w stosunku do wydarzeń w świecie rzeczywistym, z którymi mógłbym je połączyć. Dziś miałem seans składający się kilku snów, pozornie różnych ale układających się w coś co mogę określić jako 'powrót do domu'. Kilka klisz, które pamiętam. Idę po chodniku przy ulicy. Wiem że jest bardzo, bardzo rano - świeci słońce, ciepło. To pora kiedy ruszają ludzie do fabryki a w głowie rodzi się, że to właśnie wychodzą czarnoskórzy robotnicy do pracy w fabrykach na pierwszą zmianę, jak w Detroit. Akcja dzieje się w moim rodzinnym mieście. Obok brat i jego kolega. Nagle mija nas pierwsza panna, która tak mi zalazła za skórę te naście lat temu. Idzie w zwiewnej, kwiecistej sukience naprzeciw nas. Zamyślona twarz, smutna, jakby nieobecna. Wpadamy na siebie zza rogu, tak nagle. Brat i kolega mówią jej cześć, ja milczę i tylko patrzę. I pojawia się nagle reflekcja, że jest mi jej żal i jakoś smutno - że musi o tej czwartej rano wstać i iść do fabryki razem z murzynami... Potem piwnica w bloku. Stoję. Wszystkie piwnice obok po włamaniu, mają przeciete kłódki, schodzą się sąsiedzi, oglądają, komentują. Moja piwnica nieruszona, ma solidne drzwi i solidną kłódkę... Czuję dumę, zadbałem i jako jedyny zostałem nieokradziony. Blok z czasów dzieciństwa. Wychodzę z pociągu i trafiam na regularną bójkę dwóch grup kibiców, licznych grup. Biegają, krzyczą. Idę lawirując między nimi. Nie boję się. Nagle, już po minięciu nich zaczynam biec, uciekać trzymając rękę w tyłu głowy - jakbym obawiał się, że ktoś rzuci za mną kamieniem a ja tego nie zauważę. Biegnę. Nie boję się bijących kibiców, boję się tego ewentualnego kamienia, który trafi mnie w tył głowy. Idę. To droga do domu. Prawdziwa, realna jako miejsce i jednocześnie symboliczna. Napotykam kobietę, ma długie, konopiane jasne włosy, niby dredy-niby nie. Usmiecha się, zachęca niemo, niewerbalnie bym poszedł za nią, jest ciepła, atrakcyjna. Wchodzę do jej klatki w bloku. Podążam za nią na ostatnie piętro. Milczymy. Sam tłumaczę sobie, że tylko ją odprowadzam ale czuję się ewidentnie kuszony, coś wisi w powietrzu. Na jej czwartym piętrze widzę stojąca pralkę i głosy małych dzieci - jej dzieci. Nagle czuję się niezręcznie w tym miejscu. Wychodzi jej mąż. Ma do mnie jakieś pretensje, jakbym był którymś z kolei gościem, na którego musi reagować. Jest mi głupio - te dzieci..., niezręcznie, coś staram się mu wytłumaczyć, że ją tylko odprowadzam ale nieskutecznie. W oczach ma żal. Nie boję się konfrontacji siłowej ale czuję się fatalnie niezręcznie, niekomfortowo. Uciekam. Nie zbiegam po schodach - zeskakuje w wąską 'otchłań' między schodami prowadzącą do parteru - ale opadam wolno, bardzo wolno, klinuje się w tej odchłani między schodami co chwila barkami, nie widzę parteru.... Nie spadam ze schodów - po prostu zeskakuję w lukę między nimi i wolno, z trudnością i klinując się - opadam w dół. Dół, którego nie widzę. Huh...
  4. Mi również, długo trzyma świeżość i smak. Właściwie 'bieganie' to nadużycie. Truchtanie, truchtam sobie tą dychę. Jakieś 7,5-8 km/h. Mniej obciąża stawy, mniej nadwyręża organizm. A też działa S.
  5. Prawie identycznie - bochenek bodajże 0,5 kg starcza na około 5 dni. Zawijam w lnianą sciereczkę i mniej wysycha. Co do rotacji to owszem, ani tak szybko nie spada ani tak szybko nie przybywa - jednak takie mam odczucie. Odczucie bycia 'pełniejszym'. I paski od spodni, zapinane od niepamiętnych lat na tę samą dziurkę, też to potwierdzają Ciekawe mam również spostrzeżenie po bieganiu. Robię przykładową dychę i pierwsze rezultaty pojawiają się mniej,więcej na trzeci dzień po - chodzi o sam obwód w talii. Test identyczny - spodniowo paskowy. Tu też raczej nie następuje błyskawicza redukcja tkanki ale spięcie mięści czy coś w tym rodzaju. Tak czy inaczej tej wiosny 5kg mam do pożegnania S.
  6. Pojeździłem sobie wczoraj samochodem, z 4 godziny. Wszystko ok, poszedłem spać a dziś rano nie mogłem prawie wstać z łóżka. Łupie krzyżu aż trzeszczy i wióry lecą! Ani niczego dźwigać ani nic, człowiek ledwo się rusza, psia mać! Dostałem tabletkę przeciwbólową od babek z pracy, siedze i wcale a wcale mi się nie podoba. Boli, rwie, promieniuje na lewą nogę, jakby rwały żyły albo nerwy. Generalnie nie mam problemu ale raz na jakiś czas potrafi tak przyłożyć. Ostatni raz, ze dwa lata temu gdy nachylałem się do nisko położonej szafki to wręcz cisnęło mną z nienacka o podłogę. Poleżałem, poleżałem i wstałem. Nie wiem czy to już powoli syndrom PESEL nie zaczyna wchodzić w rachubę... Znacie jakieś ćwiczenia na to? Wzmocnienie mięśni kręgosłupa przy krzyżu ? Pracę mam siedzącą, 8 godzin non stop walczę z cudzymi problemami... Fotel taki: Ależ boli, no niech to &%#^$@(^$%!^%! !!!! Zaraz sobie jaką nakładkę ergonomiczną pod plecy sprawę...
  7. Od chleba od razu idą mi centymetry w pasie. Takiego białego, chrupkiego czy nawet od tych fit chlebków. Jak folguję, raz-dwa-trzy, wszystkie spodnie jak zaczarowane robię się z lekka przyciasne. Identycznie mam z frytkami, wszelką smażeniną, wcinaniem ziemniaków. Jeśli chleb to wyłącznie razowy na zakwasie. Mam taką piekarenkę małą, robią taki że och-ach. Ale też ne mogę przesadzać. Generalnie, pamiętam że kiedyś radykalnie przez miesiąc czy dwa (już nie pamiętam bo to dawno temu było) ograniczyłem węglowodany (przetwory mączne, ryże, cukier itd). Jadłem, ale znikome ilości. Sam z siebie schudłem tak, że pasek zapinałem o jedna dziurkę mniej (z 4-5 cm). Generalnie - mi nadpodaż węglowodanych, w tym z chleba, szkodzi, bardzo szybko wbija na boczki (kilka dni i już niestety czuć efekty). S.
  8. Mniej więcej o to właśnie mi chodzi ! Nowe doświadczenia, wyrobienie nowych umiejętności i ich utrwalenie do poziomu nawyku, satysfakcja - 'umiem, wiem jak i nie ma problemu gdyby-przyszło-co-do-czego' wpływająca na podbicie samooceny. O 'łóżko' nawet mi nie chodzi, jak się trafi taka sytuacja to wyłącznie posłuży do nabycia skilla, konsumować nie zamierza (bo nie czuję na dzień dzisiejszy potrzeby). Ja lubię taki klimat luźnej, włoskiej sprezzatury. S.
  9. Z deka zniechęcająco. Ale cóż, kto nie ryzykuje ten szampana nie pije
  10. Odświeżę temat. Ktoś bierze się za czyszczenie wątroby metodą oliwa+cytryna w tą wiosnę? Bo mnie korci. Pewnie zostanę uznany w domu za świra, ale nie mój problem @Marku, próbowałeś - jakieś wskazówki? Na co warto uważać? Jaki czas później człowiek 'nie nadaje się do życia'? Kilka godzin? Dzień? Pewnie zrobię z piątku na sobotę lub z soboty na niedzielę. Pić oliwę/olej mogę. Codziennie pociągam sobie solidny łyk oleju lnianego (budwigowy) z butelki 0,5 litra i wchodzi jak zły, nawet go specjalnie nie czuje Wiem że wypić łyk a 200ml to różnica, ale generalnie problemu być nie powinno. S.
  11. Interesujące. Mnie, gdy zacząłem dobijać do czterdziestki, dręczy i napawa smutkiem przemijanie. Własna śmierć - nie. Ale przemijanie tego co znam, elementów które uważam za cenne, za wnoszące pozytywny wkład, istotnych dla mnie - już tak. I świadomość coraz szybciej pędzącego czasu, nad którym jakbym stracił może nie tyle kontrolę (bo tej nigdy nie mamy) ile poczucie, że moje subiektywne doznanie jego upływu z rzeczywistym - zaczynają się jakby rozjeżdżać. Zadam bardziej osobiste pytanie, ile masz lat ? S.
  12. Kurcze, i komórek nie było ... A o dziwno i pod koniec 80tych i w 90tych zawsze dało rady spotkać się z ludźmi, wiadomo, gdzie ich szukać. Stare czasy... No, nostalgio co się nagle napatoczyłaś - sio, idź sobie.... S.
  13. Panowie, Lektura Waszych postów inspiruje i poszerza horyzonty. Dobrze, że jesteście. Na marginesie uściślę, bo być może niezbyt wyraźnie napisałem - nie chodzi o proces 'uszczęśliwiania się za pomocą kobiety' bo całkowita zgoda, to tak nie działa (podobnie jak za pomocą auta, używek, jakiegoś hobby etc). Szczęśliwym, prawdziwie, można być wyłącznie wewnętrznie, z samopoczucia i poniekąd wdrożonego, zaprogramowanego nawyku. Na obecnym etapie życiowym (podkreślę - na obecnym, co będzie za lat dwa, pięć czy dziesięć - tego nie wiem) wydaje się być pigularzem purpurowym. I równie popieram, że tu gdzie jesteśmy jest miejsce i dla niebieskiech, i dla purpurowych i dla czerwonych jak bycza krew. Twoje życie, twój wybór, twoje późniejsze konsekwencje - zarówno pozytywne jak i nie. Szanuje w pełni poglądy innych, mogę się z nimi nie zgadzać czy częściowo polemizować - ale szanuję. Bo to ich wybór, ich święte prawo do samostanowienia. Tak Vincent, piramida społeczna nie może stać do góry nogami, nie utrzyma się. W obecnych czasach co prawda nie ma aż tak bezpośredniego bata i bezpośredniego trzymania za ryj ale nadal w cenie, dla tych na górze, jest trzymanie masy w niewiedzy i ignorancji. Bezpośredni bat i stricte zamordyzm zamieniono na odgórne sterowanie pragnieniami, celami życiowymi mas oraz usilnym wmówieniem 'że Szatana nie ma a ty możesz wyszstko' - taka mantra dla szczurów w kołowrotku. I piramida społeczna jak funkcjonowała za czasów panowanie Ramzesydów, tak nadal funkcjonuje. Tylko metody na utrzymywanie posłuchu z lekka ucywilizowane, ale jak zaczniesz bardziej fikać - pojawi się i bacik i zamordyzm. Poza tym większość nie chce oświecenia i wiedzy. Im jest wygodnie tak jak jest. Dając im wiedzę, zabierasz im komfort i burzysz poukładaną wizję życia. Wiedza to niebezpieczny, zatruty owoc. Już w biblijnym Raju wiedza wynikająca z poznania była zaczątkiem zmian i późniejszych kłopotów. Jak napisałem w którymś z powyższych postów. Jestem w trakcie zmian. Niosą one dla mnie, co już zaobserwowałem, zauważalną dawkę stresu i gorszego samopoczucia - ale mam świadomość, że jest to cena którą muszę ponieść by wykorzenić nabyte przez lata nawyki. To jak z rezygnacją z palenia czy codziennych 'trzech piwek po pracy' - jest niemiłe dla organizmu (umysłu, ego) ale w dłuższym rezultacie - przynosi olbrzymi bonus i wyraźną poprawę funkcjonowania. Proces trwa. Ponadto, jak tylko zrobi się cieplej by można było rozwinąć życie towarzyskie 'na mieście' - za pomocą technik bazujących m.in. PUA (jestem w trakcie lektury) zawrzeć nowej jakości kontakty z kobietami. Bo na brak 'znajomych kobiet z którymi żyję na miłej, koleżeńsko-sympatycznej relacji' narzekać nie mogę ale zauważyłem, że od jakichś 4-5 lat nastąpił istotny spadek nowopoznanych i utrzymywanych znajomości. I trzeba to zmienić, najwyższa pora - nie ma na co czekać. I może warto tak ukierunkowywać te znajomości, by z koleżeńsko-towarzyskich były w stanie, gdy zajdzie taka potrzeba, zmienić się w pożądanym kierunku. Coś jak stworzenie siatki, zabrzmi to śmiesznie ale porównanie jest adekwatne, agentek-śpiochów Dzięki za inspirujące posty, S.
  14. Ani mi to w głowie. Chciałem zobaczyć jak to jest dać plastyczny, kwiecisty opis. I tyle Zmykam, czas nagli. S.
  15. Nie wiedziałem, szukałem nawet wątku Return of Kings na forum ale okazało się, że to strona www Tak czy inaczej - osobiście wdrażam, właściwie jestem już w trakcie. Mam tzw. pierwszy plan oraz kwestie drugoplanowe. Pierwszy dotyczy relacji małżeńskich, drugi - ogólnego podejścia do kobiet. I w jednym i w drugim - mam to i owo do zupgreadowania, trzeba odrzucić pewne wyuczone schematy postępowania, zmienić pewne rzeczy w sobie (tu będzie ciężej, bo dotyczy do dość mocno zakorzenionych reakcji, reakcji de facto obronnych np. lęku przed odrzuceniem/krytyką. Zakorzenione bardzo, bardzo dawno temu...). Używać świadomie nowych technik podejścia z pełną konsekwencją - tu widzę już widoczną poprawę od pewnego czasu, lektura forum mi w tym zdecydowanie pomogła i otworzyła szerzej oczy. Jestem za. I bardzo zainteresowany. Tu również widzę polę do popisu w instalacji nowego softu samemu sobie. Gdzieś też cały czas wychodzi zakorzeniona nieśmiałość w podejściu do obcych, szczególnie kobiet i podświadome mówienie tego, co uważam że w danej chwili ludzie chcą usłyszeć. Taki quasi-serwilizm i pewnego rodzaju próba przypodobania się. Też mam sporo do zrobienia. Późno już na to, złych nawyków nabrałem przeż życie sporo i się zakorzeniły, ale lepiej późno niż wcale Podsumowałbym to tak: więcej działania, mnie rozmyslania co-i-jak oraz nie zwracanie uwagi na kwestie 'no i co sobie pomyślą...', 'ale będzie przypał...', 'kurde, wstydzę się'. Bo czasami łapię się na tym, że zachowuje się jak piętnastolatek
  16. Arox, Bo to nie musi być akurat dziennik. Samo 'zawezwanie' jest luźne, pozostawia otwarta furtkę dla różnych koncepcji. Wyznaczenie celów można zrobić nawet na kartce papieru, a później konrtolować proces ich realizacji choćby poprzez zadawanie pytań na forum. Cokolwiek. Byle z tego zgromadzonego na forum materiału wykrzesać solidny ogień. Poza tym wszyscy cenimy swoją anonimowość S.
  17. Wiesz @Passion, starałem się oddać to co czuję tak jak zrobiłaby to kobieta. Uczuciowo, sensorycznie, zmysłowo, oddziaływując na wyobraźnię. Powiedzmy, że powoli wdrażam w życie pewne nauki wyniesione z lektury tego forum A i tak - jestem kawoszem. S.
  18. Panowie, Koledzy forumowicze. Naszła mnie pewna myśl. Idea ta, pędząc przez niezmierzoną pustkę kosmosu dziwnym zbiegiem okoliczności trafiła w mą głowę i zakorzeniła się wypuszczając liczne plącza. A dotyczy głebszego, jak mi się wydaje, sensu istnienia tego forum oraz naszych zbiorowych doświadczeń, doświadczeń o wspólnym mianowniku, któremu na imię "relacje z kobietami". Przebywając wśród Was od pewnego czasu zauważam, że większość uświadamia sobie ramy Matrixu społecznych i kulturowych konotacju układów damsko-męskich. Aspektu biologicznego, naturalnie zwierzęcego - który jest oczywistym fundamentem i podstawą dla nałożonych na niego ograniczeń, nakazów i zakazów wynikających z wtórnego zjawiska kultury i funkcjonowania społeczeństwa. Przytaczamy opowieści z życia, znajdujemy wspólne cechy łączące wszystkie te wydarzenia. Identyfikujemy, opisujemy i staramy się wyciągać wnioski. Część z nas podjęła (lub znajduje się blisko podjęcia) decyzji o nie braniu udziału w tej społeczno-kulturowo-biologicznej grze, część uczestniczy i szuka odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Z pewnością nie brak też osób, które tak jak ja, szukają metod na ulepszenia i poprawienie relacji damsko-męskich poprzez dokonanie optymalizacji w zakresie podejścia, wzorców, myślenia oraz własnego zachowania. Tak, by było jeszcze lepiej niż jest. Nazwijmy to pokrótce aktualizacją oprogramowania. I tu pojawia się ta Idea! Czy nie należy pójść o krok dalej? Zamiast myśli o przucaniu 'damsko-męskij gry' - dołączyć do niej świadomie. Każdego dnia dorzucać na miarę swoich skromnych możliwości drobne cegiełki na cokół pomnika 'nowoczesnego mężczyzny ery postindustrialnej'. Mężczyzny świadomego reguł gry. Przekuwać wiedzę zaczerpniętą choćby na forum do ulepszania relacji! Uszczęśliwiając siebie i będąc dumnym z odpowiedniego podejścia - uszczęśliwiać swoje partnerki, te aktualne i te przyszłe. Jednym zdaniem - przejść od zajęć teoretycznych do praktyki na całym polu. Każdy z nas ma jakieś cele, cele objęte wspólnym mianowniekiem 'lepszej relacji z kobietami'. Wyznaczyć sobie te cele, jasne i przede wszystkim - możliwe do realizacji. Opisać je a później zaprowadzić dzienniki, w których opiszemy jak nam idzie. Dzięki życzliwej postawie Bardziej Doświadczonych Kolegów będziemy mogli liczyć na wskazówki oraz wsparcie, a gdy trzeba - motywujące szturchniecie w bok! Przed nami Wiosna, jedna z najpiękniejszych pór roku. Otwarcie, początek nowego. Niech to będzie symboliczne zawezwanie do podjęcia aktywności z naszej strony. Niech ta wiedza, którą zakumulowaliśmy jako kolektyw stanie się energią i motywacją do wdrażenia jej wskazówek w codziennym życiu. Co­kol­wiek za­mie­rzasz zro­bić, o czym­kolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość za­wiera w so­bie ge­niusz, siłę i magię. Johann Wolfgang Goethe. S.
  19. Kawa. Mocna. Czarna jak niezmierzona czeluść Tartaru, choć równie dobrze pieści oczy kolorem wpadającym w miedziany brąz. I świdrujący, pobudzający z rana zapach uderzający bezlitośnie w nozdrza. Tylko fusiasta, tylko na mielonych palonych ziarnach. Tylko ona oddaje sobą całą namiętność palącego słońca, chłodzącego liście deszczu i żyznej, brunatnej ziemi. I ten zapach, który mówisz wszystko. Obiecuje, otwiera wrota wyobraźni. To. Jest. Kawa. Reszta to podróbka.
  20. Subiektywny

    Serwus Samcy

    Zelmer przejęty przez grupę Bosch i Siemens Powitał.
  21. Jeszcze z 6-7 lat temu jak najbardziej. Zaczynałem o 19-20 a z ostatniego miejsca wychodziłem po wschodzie słońca, swoją drogą lubiłem te klimaty. Później odsypiałem do 13ej. Teraz z uwagi na rodzinę, dzieci - już nie za bardzo. Odsypiać również się nie da, bo nie ma kiedy. I tak człowiek, chcąc niechcąc - stabilizuje się. S.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.