Skocz do zawartości

janciow0dnik

Użytkownik
  • Postów

    31
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez janciow0dnik

  1. Chyba musisz lepiej doczytać uzasadnienie tej tzw. 'matczynej miłości'. Tę 'matczyną miłość' mają także stawonogi, owady, krowy, antylopy, itd. To biologia, nic więcej. Operujesz na zwykłej nomenklaturze. Co to znaczy, że nauka sugeruje, że kolory nie istnieją? Czy to znaczy, że nauka sugeruje, że ODCZUCIE koloru przez człowieka nie istnieje? NIE. A więc mylisz pojęcia i definicje. Odczucie, a realne istnienie to różne sprawy. A Ty mylisz definicję odczucia od definicji istnienia. Nauka zawiera obie te definicje, Ty sugerujesz, że tylko jedną. Naukowcy z powodzeniem wyjaśnią co czujesz, a także czy to co czujesz naprawdę istnieje. To co piszesz to trochę paranoiczny solipsyzm, który jest tylko dziwaczną filozofią, niczym realnym. Prawda istnieje jedna i jest niezależna od percepcji. Ja nie stosuję mechanizmu projekcji, bo życie które ja rzekomo proponuję (załóżmy, że tak jest na potrzeby wyjaśnień), czyli życie singla - też jest ułomne. Oba życia są ułomne, natomiast ja w przeciwieństwie do Ciebie nie kreuje urojeń, że któreś z nich jest znacznie bardziej ułomne. Ty kreujesz, bo piszesz, że jesteśmy istotami stadnymi, że Ci którzy promują życie singla to ludzie skrzywdzeni - że tak zauważyłeś. Tymczasem w USA już ponad 50% ludzi to single, a ludzie 'skrzywdzeni' to większość tego świata. Dlatego właśnie, operując na statystycznych większościach i mniejszość wynika z tego, że coś rzadkiego podajesz nam w szufladce z napisem 'normalne', a coś częstego jako nienormalne. Niedługo dowiemy się od Ciebie, że cały świat jest skrzywdzony i nieobiektywny. Czyli obiektywne i nieskrzywdzone będą chyba tylko dzieci. Sam więc widzisz, że Twoje teorie sprowadzają się do sprzeczności i śmieszności. Zdecydowanie jesteśmy na innym poziomie świadomości, ja nie mam żadnej nienawiści do ludzi, ja po prostu większości ludzi nie lubię, bo nie są ze mną kompatybilni charakterologicznie. Dlatego właśnie nie żyję złudzeniami jak Ty, tylko wiem, że mniejsza część do mnie pasuje, pozostała nie pasuje i mogłaby mi mocno zaszkodzić, bo taka jest natura ludzka. Ale to nie znaczy, że ich nienawidzę. Nikt mi nie przeszkadza swoim istnieniem i nikomu nie życzę źle - mogę zapewnić i przysiąc. Nie wiem komu można mówić takie teksty, wiem, że te teksty są prawdziwe. Większość ludzi została skrzywdzonych, żyje po rozwodach, itp. Ty coś rzadkiego i niespotykanego propagujesz jako normalność, a pozostałych ludzi - większość nazywasz 'skrzywdzonymi' i przez to nieobiektywnymi. Jak więc sam widzisz, ja stoję po stronie statystyki i rzeczywistości, Ty stoisz po stronie paranoi i urojeń. Nie mówię, że nie można mieć szczęśliwego związku - mówię, że to bardzo rzadkie, tak samo jak rzadkie jest bycie milionerem. A nawet jeśli już masz ten rzekomy 'szczęśliwy' związek, to co Cię tak bardzo w nim 'uszczęśliwia'? Kobieta za Ciebie stanie na Sądzie Ostatecznym? A może kobieta za Ciebie się wysra i zje za Ciebie? Kobieta to tylko osobny, oddzielny człowiek - można z nią mieć seks i swego rodzaj przyjaźń, ale to tylko człowiek z takimi samymi ułomnościami jak każdy. Nie jest ona żadną cudowną kobietą z plaży z Dnia Świra która 'wszystko zrozumie'. Co więcej - ta kobieta TEŻ CHCIAŁABY TAKIEGO CUDOWNEGO MĘŻCZYZNĘ Z PLAŻY który WSZYSTKO ZROZUMIE. Dochodzimy więc do sytuacji dwóch paranoików i żebraków którzy oczekują od siebie zaspokojenia jakichś swoich urojonych wizji. I znów oszukujesz ludzi. Człowiek większość swojego życia jest STARY. Ta 'przyjemna część życia' dotyczy czego? Okresu 4-5 lat, jak kobieta jest młoda, jeszcze nie urodzi dziecka? I widzisz - coś rzadkiego, chwilowego określasz jako normalność, a coś dużo częstszego czyli starość (kobieta 35-letnia i później) nazywasz czymś 'nienormalnym'. Znów dochodzimy do sedna. Znów stosujesz ten sam chwyt. Coś okazjonalnego nazywasz normalnością i przekonujesz jakie to fajne, a coś bardzo częstego i trwającego 90% naszego życia jako nienormalnego. Jesteś jak sprzedawca telewizorów na raty. Nie mówisz o ratach, Ty mówisz tylko o tej fajnej chwili pierwszego roku jak telewizor będzie nowy i zajebisty. I próbujesz insynuować to jako 'normalność'. To mi się nie podoba w Twoich wypowiedziach. Ty po prostu kłamiesz. Mnie można odcinać od kobiet - i nie czułbym, że jestem na lodzie. Może dlatego, że doskonale rozumiem to co napisałem powyżej, a nie roję sobie marzeń sennych jak Ty. A co do bycia szczęśliwym - też nie jestem, bo to nawyk i praca nad sobą. Nigdy nie będę szczęśliwy, bo moja budowa mózgu na to nie pozwoli. Nie da się być cały czas szczęśliwym, to kwestia biologii a nie filozofii. Musiałbyś zaprojektować mózg ludzki na nowo. Można być jednak względnie szczęśliwym. I ja taki jestem. Przynajmniej na dziś, na teraz.
  2. Widać, że nie masz pojęcia o czym mówisz. Haj hormonalny a niedługo później chęć urobienia faceta nijak się ma do pociągu seksualnego. Jeśli eksperyment Klaudiusz, fakt o 30% dzieciach nieswoich ojców oraz dowód, że jedynie 30-40% mężczyzn przekazało swoje geny w czasach przed erą nowożytną niczego Ci nie tłumaczą, to jesteś zwyczajnie niereformowalny. Nie ma żadnych wyjątkowych kobiet, którym by się autor wątku super seksualnie podobał. Seksualnie nie podoba się ani swojej żonie ani żadnej innej.
  3. No bo to na tym polega. Każdy czuje, że gdyby tylko INNA (kluczowe słowo) kobieta się pojawiła, to by to szczęście było. INNA - słowo klucz Zawsze to jest takie zepchnięcie na jakąś 'inną', na jakąś wyimaginowaną kobietę - dobrą, cierpliwą, łagodną, uczynną, itd. Zawsze to jest ta imaginacja podobno do tej którą miał bohater Dnia Świra z tą 'wymarzoną' na plaży która 'wszystko rozumie'. To jest tak naprawdę swego rodzaju tęsknota za Bogiem - tak uważam. Dla mnie szczęście to poranna kawa, to, że jestem zdrowy i to, że wyzbyłem się urojeń o tej INNEJ. Mógłbym chętnie wejść w związek z ładną dziewczyną - czemu nie, ale nie jest to dla mnie żadnym celem ani marzeniem życiowym. Bo wiem, że jaka by to nie była kobieta, będzie tylko człowiekiem ze swoimi ułomnościami, a nie żadną wymarzoną Arweną z Władcy Pierścieni. Szczęście dla mnie to to, że mam sporo kasy, pełną lodówkę i robię sobie właśnie całodniowy maraton serialowy na Netflixie. Szczęście to mądrość pozwalająca mi filtrować urojenia i nie dopuszczać ich do siebie, a cieszyć się realnym rzeczywistym życiem. Szczęście to dla mnie nawet to, że miewam odczuwanie braku szczęścia - bo nie mam dzięki temu pustki, coś mi się chce zaplanować, przemyśleć, ogarnąć. Wielu ludzi całe swoje życie goni za urojeniami, za tym co im wmówiono. To co mnie najbardziej cieszy od jakiegoś czasu to to, że jestem jakby poza tymi ludzkimi ułomnościami w tym sensie, że naprawdę nie mam żadnej, zupełnie żadnej potrzeby bycia w związku. Poważnie mówię. A ciekawe jest to, że nie jest to zachłyśnięcie się - ponad rok minął od ostatniego mojego związku. To, że te problemy o tym, że kobieta idzie sama na dyskotekę z koleżankami, że kobieta to, kobieta tamto - to, że te problemy są dla mnie już czymś tak strasznie odległym - to jest dla mnie szczęście. Czuje się wolny od tego. Tak naprawdę obecnie jestem w niesamowitym położeniu. Mam mnóstwo oszczędności, jestem względnie młody (przed 30-tką), mam dobrą pracę, nie mam żadnych zobowiązań, żyję całkowicie sam. Dawno nie czułem się tak wolny, tak silny. Jedyne co mogłoby mnie złamać to jakaś choroba - ale tego nie życzę sobie ani nikomu. Bądźmy zdrowi jak najdłużej panowie - KASA I ZDROWIE, tylko to się liczy. Wszystko inne to kwestia mindsetu.
  4. Przecież informowało nie raz forum, że szczęście to nawyk i wyćwiczenie go w sobie. Nie czytałeś? Czyli olewasz forum ale chcesz aby Ciebie nie olewano? Ciekawe podejście. Chyba nie rozumiem tego tekstu. Byłem w kilku związkach i w każdym miałem dużo więcej stresu niż jako singiel. Właściwie ciężko mi zrozumieć co masz na myśli, bo obecnie jako singiel ja nie czuję zupełnie żadnego stresu. Mam oszczędności, dobrą pracę - czym mam się stresować? Że mnie ktoś wyrzuci z pracy? Mam tyle oszczędności, że zupełnie mnie to nie rusza. Ja natomiast jestem żywym przykładem, że rozumiem tę drogę. Jestem ponad rok po rozstaniu i dawno nie byłem tak szczęśliwy. Na obecną chwilę wystarcza mi okazjonalny kontakt z kobietami - żadnego innego nie chcę. A już na samo przypomnienie kłopotów jakie za sobą niesie związek, tej zależności, przejmowania się - dostaję drgawek. Forum nie uczy bycia pustelnikiem. Forum uczy, że nic nie musisz - ani się ożenić, ani spłodzić dzieciaka, ani szukać mitycznego szczęścia w związku. Związek po kilku latach jest niczym innym jak układem. Niedawno dowiedziałem się, że żona mojego szefa poszła na dyskotekę - sama z koleżankami. Widziałem ten niepokój w jego oczach. Na samą myśl Bogu dziękowałem, że nie jestem w związku i nie mam żony Jak sobie przypomnę jeszcze raz takie rozkminy - masakra. Znam wiele związków i albo są koszmarnym polem wojny, albo ludzie są względnie wspierający się i im ze sobą 'dobrze', ale to już coś w rodzaju układu. Kobieta jest odrębnym człowiekiem, bytem, upatrywanie szczęścia w tym, że masz z nią dobrą relację i z czymś się zgadzasz jest idiotyczne. No ok, masz tę dobrą relację - ale co z tego? Jeśli istnieje Bóg - ta kobieta przecież do Nieba Cię nie wprowadzi. Będziecie rozliczani całkowicie osobno. Kobieta to tylko swego rodzaju towarzyszka, zwykle bardzo uciążliwa, ale czasem nie. Ale żeby robić z tego jakieś wielkie szczęście? Idiotyzm. Po kilku latach związek to układ z kobietą w którym wzajemnie się możecie wspierać lub kłócić. Natomiast ja nie potrzebuję niczyjego wsparcia do niczego - zupełnie mi to do niczego nie potrzebne. Co ciekawe, piszesz te słowa Ty - a czytałem Twój inny temat w którym żaliłeś się, że już dawno byś żonę zostawił gdyby nie coś tam i że w ogóle nie ma chemii, dusisz się w tym związku. Jak więc widzisz, najbardziej w te imaginacje i bajki wierzą Ci, którzy tego nie mają ale którzy głęboko wierzą, że 'gdzieś to jest'. Nigdzie tego nie ma. Kłopot w Twoim rozumowaniu polega na tym, że niejako zakładasz, że jakaś garstka wykluczonych mówi, że szczęście jest w Tobie. Tymczasem pod kryteria o jakich piszesz (rozwód, zdrada, bolesne rozstanie) podpada większość ludzi. Niejako tworzysz nam tutaj wizję anielskiej bajki której jakimś cudem większość społeczeństwa nie trafiło. Tak trochę stosujesz marchewkę i kijek - staraj się a dostąpisz tego 'szczęścia'. Próbujesz z czegoś co jest rzadkością zrobić coś normalnego, a z czegoś co jest normą jakąś rzadkość. W swoim rozumowaniu kreujesz nam jakieś takie cieplarniane warunki w których kobieta idealna, bez pokusy zdrady, itd. jest w relacji z mężczyzną idealnym i tak sobie nawzajem dają wsparcie, miłość, dobroć. To tak nie działa, bo mózg ludzki nie jest fizycznie przystosowany do Twoich wyimaginowanych teorii. Mózg ludzki działa sinusoidalnie - góra, dół, problemy, radość, problemy, radość. Pokusa zdrady - pojawia się nawet u najbardziej wspierającej i rzekomo ukochanej kobiecie z himalajów. Tak samo w każdym mężczyźnie. Nuda i porównywanie pojawia się w KAŻDYM związku. Jeśli zrozumie się to, jak i ułomność związków z natury rzeczy, to nie wierzy się w Twoje bajkowe wizje. Po prostu - może być całkiem nieźle z kobietą, ale to żadne cuda i żadna bajka, a zwykłe ułomne życie.
  5. Wyjaśnienie Twojego problemu jest bardzo proste. Twoja żona jest z generacji, kiedy kobiety były dobrze ukształtowane kulturowo - dlatego wspiera, dlatego jest 'dobra'. Natomiast kultura swoje a biologia swoje. Ty po prostu swojej żony nie podniecasz i gdyby na Ciebie trafiła będąc młoda w dzisiejszych czasach, prawdopodobnie nic by z tego nie było. Jesteś niski, nieciekawy z wyglądu jak sam piszesz. Nie rozumiem skąd u Ciebie pomysł, że miałbyś swoją żonę czymkolwiek podniecać. Przecież jesteś nieatrakcyjny. Skąd to dziwne założenie, że nieatrakcyjny mężczyzna może kobietę podniecać? Nie może i jest to bezdyskusyjne. Gdybyś jeszcze był w miarę, powiedzmy 6,5/10, to przy odpowiednim ukulturowieniu mógłbyś tą kobietę podniecać. Tak samo gdybyś miał ogromną władzę. Natomiast w Twoim przypadku nic takiego nie występuje. A te kobiety o których pisałeś - przecież nie podniecasz ich ani trochę seksualnie, jedynie chciałyby się sprzedać za Twój status i pieniądze. Ciesz się z tego co masz i doceń, bo w innych czasach, jak np. dzisiejsze, nie miałbyś na to żadnych szans lub bardzo małe - mam na myśli na prawdziwie wspierającą, wierną kobietę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.