Skocz do zawartości

Songohan

Użytkownik
  • Postów

    217
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Songohan

  1. 8 minut temu, dyletant napisał:

    Jest tyyyyyle zainteresowań a ty tylko seksie - zwal sobie a gwarantuje że ci przejdzie. Mało tego - znienawidzisz tą sukę.

    To jest dział o seksie , więc o to pytam . Mam inne problemy, ale tu pytam tylko o seks. 

    5 minut temu, MMorda napisał:

    Już jesteś. Obserwuj to co piszesz!

    Masz rację :(

    Jestem w kropce bracia. Tak jakby nie wiem co teraz zrobić. W głowie mam burze myśli , mętlik totalny . 

    Zrozumcie, że nie zawsze łatwo jest się spakować i odejść , zostawić dzieci . Przynajmniej do mnie to jeszcze nie dotarło , do tego nie dojrzałem, albo jestem taka cipką. 

  2. 50 minut temu, wojkr napisał:

    To chyba jakiś troll... 

    Ale jak nie to ..... spierdoliłeś sprawę koncertowo, przy czym obrazowy opis tego aktu miłości dużo o tobie mówi...

    Nie nie troll. Zagubiony albo wrobiony samiec. Więc daruj sobie sugestie.

      A co mówi o mnie ten obraz miłości ?  Że mnie rozpierdala od wewnątrz chęć seksu i staram się wykorzystać każdą okazję (a ich mam baaardzooo mało)? Mógłbym walić się na boku , ale to nie jest zgodne z moim charakterem. Ale cierpliwości zaczyna mi brakować i chyba innej opcji nie ma. Inaczej będę uschniętym , zmarnowanym i markotny facetem .

  3. 57 minut temu, Ramzes napisał:

    Teoretycznie. Zajmij się sobą i rodziną.(dziećmi jeśli masz) Nie naciskaj na seks. 

    Taka postawę staram się przyjmować. Grać obojętnego i twardego, mimo że taki nie jestem . Może jeszcze za wcześnie na efekty

     Zabieram się za czytanie co podesłałeś. 

    58 minut temu, RealLife napisał:

    Macie dzieci? Jeśli nie to bym już w poniedziałek rano o 8:00 całował klamkę od kancelarii adwokackiej z bananem na ustach i erekcja spodniach. 

     

    Idzie wiosna. Czas na zmiany.

    Właśnie mamy i ja za nimi świata nie widzę. Żebym nie miał to bym dawno poszedł na łatwiznę i powiedział nara. 

    58 minut temu, Kimas87 napisał:

    Nie ma seksu, bo ona myśli że ma Cię w garści to bardzo proste. Kobieta czuje kiedy facet jest od niej uzależniony sexualnie, materialnie, psychologicznie. Piszesz

    Dla inteligentnej kobiety to jest sygnał: mam go, jest mój, bezemnie nic nie zrobi. 

     

    Tak jak brat wyżej napisał siłownia, spacery, bieganie zmiana ubioru a najlepiej działa nowa kobieta w okolicy. Ciężko jest utrzymać żar w małżeństwie, które trwa 10-15 lat natomiast jak kobieta ma w głowie, że Ty bez niej sobie poradzisz, jesteś przystojny, kobiety się kręcą obok to jest inne podejście. Takie właśnie gierki brak sexu, sex raz na pół roku wymuszony są wtedy gdy ona ma Cię w garści, bo wie że bez niej nic nie zrobisz. Jak Cię nosi strzęp sobie zacznij się inaczej ubierać, elegancko siłownia. 

    Wodzi mnie za nos tym seksem . Nie ma seksu to nie ma nastroju , nie ma bo się wczoraj kłóciliśmy , nie ma bo jest zmęczona itd. A mnie rozpierdala chęć. Żeby kurwa czekać, aż wróci pijana , bo wtedy jest szansa , że mnie nie odepchnie. Chory związek. A jak czytam tutaj jakie Wy macie życie seksualne to jestem zwyczajnie zazdrosny. 

    Ogólnie jestem na no fapie, więc nie chce za bardzo walić konia , ale jednak raz na dwa tygodnie se pozwalam . Chore....

  4. 1 godzinę temu, zuckerfrei napisał:

    Brakło Ci wiedzy, nawarzyłes piwa i teraz musisz je pić.  Do kogo masz pretensje? No właśnie. 

    Masz na myśli małżeństwo, czy to że chciałem spróbować nowych rzeczy ?

    54 minuty temu, Imiennik napisał:

    No jak gdzie, w związek małżeński.

    Tak, rozwód. 

     

    Weź dobrego prawnika, najlepiej niech to będzie rozwód za porozumieniem stron.

    Jeśli żonka będzie się stawiać to zbieraj materiały dowodowe na nią, z resztą było o tym na forum tysiąc razy.

    Żadnych ślubów, wybij to sobie z głowy na przyszłość.

    Za porozumieniem stron odpada , bo jej dzieci nie oddam !!! Więc jak coś to będzie walka do upadłego . 

    Ślubu to ja już nigdy nie wezmę i nikomu nie będę polecał. 

    1 godzinę temu, Normalny napisał:

    Nie ma seksu bo ona nie musi już. Po co? Jesteś uwiązany ślubem, robisz na rodzinę - to są twoje role.

    Może i jej się tam chce ale niekoniecznie z tobą. 

     

    Wiesz kiedy się jej zachce? Gdy zobaczy, że na poważnie odchodzisz i zabierasz majątek obecny i przyszły, zabierasz swoją energię i swój czas wkładany w dom i rodzinę. 

    No chyba, że ma na horyzoncie innego tyraj misia - wtedy możesz sobie odchodzić. 

    To jest chore. Sex dopiero że strachu, gdy będzie się bała, że ja zostawię. Nie ogarniam życia i związków chyba. Zawsze zdawało mi się, że miłość jest najważniejsza i trzeba dbać o swoją żonę , starać się jej uchylić nieba. Możecie zacząć się śmiać że mnie ;(

    • Haha 9
    • Smutny 1
  5. Cześć samcy. 

    Co jest ze mną nie tak? Jestem w małżeństwie od ponad 10 lat. Seks teraz mam raz na pół roku, jak się mocno postawie i nie odpuszczę , często czekam aż małża wróci wstawiona , wtedy łatwiej. Ostatnio udało mi się dopaść do niej, oczywiście po wstępnych odmowach, to byłem tak napalony , że chciałem wyruchać ja w każdą dziurę. Oczywiście skończyło się aferą, inwektywami , że co ja odpierdala itp. Moje życie seksualne to jakaś porażka . Czy naprawdę w małżeństwie nie może być dobrego seksu i muszę szukać dupy na boku ? Czy to coś strasznego, że chce spróbować innych zabaw , jak wieku ludzi tutaj na forum jak wielu moich znajomych ? Czuję się podle. Małża obrażona , że 'nie trafiłem' do tej co trzeba dziury, ja czuję się podle, w sumie czuje się wręcz wkurwiony , że raz na pół roku popuści, to jeszcze skończyło się aferą. Eh kurwa gdzie ja się wjebałem. Poradzicie coś? 

    • Haha 8
    • Zdziwiony 2
    • Smutny 7
  6. 3 godziny temu, The Motha napisał:

    Bardzo dużo zależy od temperamentu, ludziom o wybuchowym i żywiołowym usposobieniu gorzej się z tego wygrzebać, do tego dochodzi umysł, jak ktoś ma umysł który drąży, wszystko bada, analizuje, docieka to takiemu człowiekowi jeszcze gorzej z tego wyjść, ja niestety mam jedno i drugie, co skumulowało się kilka lat temu do takiego stopnia że bałem się zamknąć oczy, coś przerażającego, masz tak wyczulony słuch i wzrok(sytuacja zagrożenia), w dodatku dochodzą różne zwidy że można pierdolnąć,  jakbym dla przykładu w takim stanie wypił coś alkoholowego, mógłbym się ''wyłączyć'' albo trafiłbym do psychiatryka, psychika mogłaby wtedy sfiksować.

     

    Kiedyś kiedyś, jak wpadłem w taki stan to umysł postanowił ze mnie zadrwić całkowicie, uruchomił wtedy całą machinę religijną ( a miałem dość silną indoktrynacje ) w momencie silnego napadu nerwicy, to już kuźwa nie przelewki, nikomu czegoś takiego nie życzę, dusza wtedy tak boli jakbyś przechadzał się po samym piekle na bosaka.

     

    Dziś jest znacznie znacznie lepiej, jakbym badał skale to jestem 9/10, czyli zostaje mi jeden etapik do przekroczenia tego, to jest etap o którym w Biblii była mowa o ''Nowym narodzeniu'' z Ducha.

    Czasami mam przebłyski tego stanu, muszę przyznać że wszystkie pieniądze które zarobiłem, dupy które przeleciałem, państwa które zwiedziłem, to jest 10% tego co odczuwasz w takim momencie :) .

     

    Paradoksalnie, największa tragedia Twojego życia po czasie może okazać się największym błogosławieństwem.

     

     

     

    Ja jestem tym typem analizującym. Wszystko rozkładam na czynniki pierwsze. Zastanawiam się 100 jak się odezwać by nikogo nie urazic , a potem i tak to analizuje. 

    Mam rodzinę i najgorsze jazdy miałem właśnie w związku z nimi. Nie wiem czy ty masz, ale myśli były straszne . Czasem już nie wiedziałem w co wierzyć. I tu nie było wyjścia , bo przecież nie ucieknę od nich, bo mam atak natrętnych myśli. Oj.... To były straszne chwilę , których nikomu nie życzę. 

    Na szczęście, teraz jest dużo lepiej. Ale cały czas  mam taką niepewność w głowie. I to przeszkadza w osiągnięciu pełni szczęścia , bo człowiek nie jest do końca sobą, cały czas jest gdzieś z boku myślami , analiza trwa ... 

  7. Dnia 15.07.2018 o 23:54, Themotha napisał:

    Jakiś czas temu obiecałem że napisze temat o historii mojej nerwicy, tak więc dotrzymuje słowa. Będzie krótko, na temat, nie jestem tak dobrym pisarzem jak @Marek Kotoński więc nie spodziewajcie się porywającego tekstu.

     

    Do rzeczy

     

    Pierwsze symptomy nerwicy zaczęły się jak miałem 15 lat, jako że jestem człowiekiem pozbawionym męskiego wzorca to ratunku szukałem w religii. Na moje nieszczęście trafiłem na chujowych pasterzy co wyszło dopiero po latach.

     

     W wieku 20 lat, zaczęły dziać się dziwne rzeczy, jako że byłem ministrantem i stałem się religijnym człowiekiem nabawiłem się tzw nerwicy eklezjologicznej, to specyficzny rodzaj nerwicy który bazuje na lękach, karze piekielnej i potępieniu. Z bardziej znanych symptomów które mnie nawiedzały to;

     

     

    -Poczucie panicznego lęku

    -Wykręcanie ciała ze strachu

    -Nadmierna potliwość

    -Strach

     

    Somatyczne

     

    -kołatanie serca ( do dziś jako pozostałość mam lekką arytmie)

    -Duszności

    -Nadmierna potliwość j.w

    -Drgawki

    -Bóle w brzuchu i w okolicach wątroby

     

    Do tego doszła faza aby iść na księdza, co tylko napędzało lęk i karę przed Bogiem jeśli śmiem się przeciwstawić, do tego dochodziło potężne poczucie winy po seksie, masturbacji itp

    A że byłem i jestem człowiekiem o wybujałym temperamencie-zakaz robienia tego to była jedna sprawa, a organizm i hormony to druga sprawa, więc dochodziło do ostrego konfliktu, to odbiło się na mojej psychice do takiego stopnia że wiele miesięcy miałem wyjęte z życiorysu, siedziałem i czytałem religijne książki nakręcając się jeszcze bardziej, co powodowało jeszcze więcej lęku.

     

    Po dwóch latach, trafiłem na forum gdzie ludzie opisywali podobne problemy, poczułem ulgę, wreszcie po dwóch latach spadł mi kamień z serca, popisałem o swoich objawach i doszedłem do wniosku że to banał, wkręcili mi to, choć bałem się tak myśleć, głęboko w sercu wiedziałem że jestem na dobrej drodze.

     

    W wieku 23 lat mogłem śmiało powiedzieć że wylazłem z tego, w tym czasie odeszłam od kościoła, uświadomiłem sobie swoją chorą religijność która później zrozumiałem i niestety atmosfera w domu i srogi Bóg którego mi przedstawili idealnie się pokrywało, co spowodowało że wobec takiej siły autorytetu byłem bezradny...

     

    Ale spoko, po walce i wymianie doświadczenia z innymi ''chorymi'' uświadomiłem sobie że dałem sobie z tym radę :) ale nie do końca...

     

    Nerwica i lęki tak łatwo nie odpuszczały, po dwóch latach pojawił się atak, wtedy uświadomiłem sobie że tak naprawdę chuja wyleczyłem to chorobę, ona po prostu przeniosła sie na inny motyw.

    W wieku 25, może 26 lat pewnej nocy przyśniło mi się że schodzę po schodach w domu otworzyć komuś drzwi,  w szybie widzę że stoi jakaś czarna postać, sporych rozmiarów, wtedy się obudziłem zlany potem, bałem się jak dziecko, skuliłem się w poduszkę i trzęsłem jak zmarznięty pies, przerażające uczucie.

     

    W takich sytuacjach dochodzi do niesamowitego wyostrzenia zmysłów, słyszałem nawet komara który chodzi po ścianie, oczy jak pięć złotych, nie dałem rady zasnąć, rano byłem wrakiem człowieka, bez życia, blady i zmęczony jakbym całą noc ciężko pracował...

     

    W tym momencie straciłem pracę, nie powodziło mi się, to tylko nakręcało spierdolenie, lęki były tak silne że nie dałem rady normalnie funkcjonować..

    Wrócił temat Boga i religii, jakby tylko czychali żeby mnie dobić, pojawiły się myśli depresyjne, samobójcze, nie mogłem się pozbierać.

     

    Oszczędzę wam dalszych perypetii...

     

    Jak poradziłem sobie z nerwica

     

    Poprzez poznanie siebie samego, wbrew pozorom nerwica wskazuję drogę, odkłamią Ciebie, wracasz z powrotem i zaczynasz od nowa, boli jak diabli ale jest to konieczne, bo etap po etapie pokazuje Ci co ją spowodowało w Twoim życiu.

    Poznajesz siebie, swoje emocje, uczucia, wracasz do sytuacji które podbudowały nerwice, teraz masz szanse zacząć od nowa, uświadomienie sobie tego jest cholernie istotne, etap po etapie, dzień po dniu powoli, powoli przejmowałem nad tym władzę, nerwica traciła kontrolę nademną.

    Dziś mogę powiedzieć że na 99% jestem zdrowy, po wielu wielu latach odbudowałem swoją samoocenę, poczucie wartości, etap po etapie zobaczyłem całą swoje konstrukcje osobowości, zrozumiałem mechanizmy i warownie obronne, zrozumiałem że nerwica nie musi być karą, ale może być wyzwaniem.

     

    Najgorsze co może zrobić w nerwicy to swobodny wypoczynek, szczególnie w fazie głównej tego zjawiska, w chwili ciszy nie dasz rady opanować swoich myśli i będą się one natrętnie kierować w stronę zagrożenia. Pętla strachu zacznie narastać. Głownem czynnikiem jest akceptacja nerwicy, nie możesz jej odrzucać, musisz ją zrozumieć nie uciekać od niej.

     

     

    No dobrze skoro to takie proste to czemu tak trudno z nerwicy wyjść? Czemu po zrozumieniu przyczyn nerwicy nie mija ona od ręki? Przecież nie chcemy się bać. Nawet rozumowo wiemy, że nie powinniśmy.

    Dzieje się tak dlatego, że nasz organizm w skutek ciągłego napięcia uwrażliwił się  i przyzwyczaił do pewnych reakcji. Wąska ścieżka pomiędzy postrzeganiem zagrożenia, a układem ‚walcz – uciekaj’ zmieniła się w autostradę. Nasze myśli ciągle biegną w jednym kierunku. Koncentrujemy się na zagrożeniu. Ciągle pobudzane neurony w autonomicznym układzie nerwowym zapierdalają  nieustannie. Nawet jeśli przerwiemy pętlę strachu to zajmie nam miesiące, zanim je uspokoimy. Zanim autostrada opustoszeje i zarośnie krzakami. Mózg ma genialną funkcję zapominania, trzeba jednak na to trochę czasu. Nawyki zmieniają się powoli. (Zwłaszcza jeśli trochę zżyliśmy się z chorobą i czasem nam z nią wygodnie.

     

    Nerwica wbrew pozorom odbudowała mnie, zacząłem cieszyć się życiem, polubiłem wyzwania, mam więcej zapału, i co najważniejsze odkłamałem się.

     

    :)

     

    Garść ciekawostek

     

    W czasie powyższych opisów używałem określenia przerwać pętlę strachu. Choć było ono przydatne, żeby zobrazować istotę to jednak nie jest do końca precyzyjne i chciałbym je uzupełnić. Nie chodzi o bowiem o przerwanie w sensie: stop, przerwane i już. Może to i jest możliwe, ale w każdym razie nie było moim udziałem. Chodzi raczej o stopniowe poluzowanie. Tak jak z rozwiązywaniem supła z wielu niteczek. Trzeba najpierw poluzować jedna, żeby z kolei popuścić drugą i trzecią, żeby znów z móc poluzować tę pierwszą jeszcze bardziej, itd aż węzeł się rozwiązuje.. Akceptując i ignorując uczucia lęku, zmniejszamy napięcie wyczekiwania, to powoduje, że mamy mniej złych, natrętnych  myśli i wizji, i przez to mniej okazji do wytworzenia lęku. Jeśli do tego dołożymy aktywność umysłu w innych w innych obszarach, zmniejszając czas jaki mamy na złe wyobrażenia to nasz mózg stopniowo zacznie się uspokajać.

     

    Wszystko co wciąga cię w jakieś mroczne nieracjonalne rozważania jest niebezpieczne. Jesteś zbyt słaby, aby sobie poradzić z wyobraźnią, która może zostać uwolniona przez tego typu impulsy. Unikaj za wszelką cenę!

     

     

     

    Cześć.

    Ponieważ jestem nowy to nie mogę napisać priv. Możesz powiedzieć jakimi forami podpierałeś się w walce  z nerwicą ? Ja też to przechodziłem i w sumie jeszcze czuje pozostałości. Tak jakby nie do końca czuje się wolny od niej. A miałem jakieś dwa lata temu straszne jazdy OCD. Generalnie teraz  , pewnie przez pierdolący się związek, sporo wraca. Czyli nie do końca się z tym uporałem.  Ja korzystałem z fora zaburzeni. Czy Ty też z niego korzystałeś ? Może jakieś inne fora przerabiałeś ? Będę wdzięczny za odpowiedzi, może być na priv - wtedy będę miał  możliwość odpowiedzi.

    Dzięki.

     

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.