Bracia forumowi, oto moja historia:
Jakieś 4 lata temu poznałem w Polsce dziewczynę i się strasznie w sobie zakochaliśmy. Jako, że ja mieszkam w UK, dosyć szybko moja ukochana do mnie dołączyła. Do pracy się jakoś nie garnęła, ale byliśmy mega szczęśliwi - zakochani. Wydawało się super. Mówiła tylko, że ona chce ślubu + dziecko/ dzieci. Mówię, ok, w sumie też chciałem założyć rodzinę. Nie byłem co do tego wszystkiego aż tak skory, ale cóż, zakochanie, wszystko cudownie itd, zaszła w ciążę, urodziła się córeczka. Potem ślub niecałe 2 lata temu. Problemy zaczęły się oczywiście już w ciąży, potem po urodzeniu dziecka. Teraz wydaje mi się to oczywiste (już trochę czytam forum), ale zainteresowanie moją osobą drastycznie spadło ze strony małżonki. Ileż to razy ja się z nią kłóciłem, że jest tylko zapatrzona w córkę, że całe uczucie przelała na nią (tak się czułem). Tłumaczenie było takie, że nie mogę przecież być zazdrosny o własne dziecko, to takie niedorzeczne i ... egoistyczne.
Naczytałem się różnych rzeczy n/t spadku libido u kobiety po ciąży itd itd. Mówię, ok przetrzymam (seks był, ale nie taki i nie tyle jak wcześniej). No i oczywiście tylko z mojej inicjatywy.... Minęły 2 lata od porodu, myślę, że już ten spadek libido powinien być dawno za nami, i w sumie powinna mnie zaczepiać, inicjować jak kiedyś. A tu teksty, że na tym etapie to seks już nie jest taki najważniejszy, że to inny etap w związku it. Ja sfrustrowany, kłótnia za kłótnią. W końcu mówi, że się wyprowadzi do PL. Za ktrórymś razem pociągnąłem temat, i mówię ok, wyjeżdżaj. Oczywiscie płacz i przepraszanie (teraz widzę że to taki shit-test był chyba).
Niemniej teraz jest tak, że ja widzę że ona nie jest we mnie zakochana (już wiem że mnie potrzebuje po prostu), natomiast wcześniej tego nie widziałem, gdyż byłem oczywiście zaślepiony zakochaniem... Teraz po tym wszystkim mi przeszło i widzę... jak jest. I po prostu jak to ma tak wyglądać, to ja to pier... Na codzień w związku z tym jest raczej średnio, nie ma weekendu bez nerwów (w tyg człowiek w pracy, więc ok).
Raczej słabo to wygląda co? Terapie dla par i inne takie, to mają w ogóle sens?