Skocz do zawartości

Maciejos

Starszy Użytkownik
  • Postów

    449
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Maciejos

  1. Jako ktoś, kto nie jest ojcem, ale za to dobrze pamięta, gdy był dzieckiem.

     

    Górnej granicy pewnie i nie ma, ale trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników. Wiadomo, że na samolubne decyzje rodziców nie mamy wpływu, a tym bardziej przed naszym urodzeniem, ale ewolucja tak nami pokierowała, że posiadamy rozum. Jeśli decydujemy się na potomstwo, to najlepiej byłoby też pomyśleć o przyszłości tego potomstwa. 50-latek zalewający formę, znaczy, że 20-letni syn/córka będzie mieć 70-letniego ojca, być może już schorowanego i jedną nogą bliżej tamtego świata. Jeśli ja w wieku 20 lat miałbym dodatkowe zmartwienie w postaci starego rodzica, to chyba posiwiałbym przed 30-tką. Biorąc pod uwagę z iloma problemami boryka się "młody dorosły", tym bardziej jeśli ma trochę oleju w głowie, a pochodził z bardzo przeciętnej rodziny, to naprawdę może być bardzo dużo niepotrzebnego stresu.

     

    To kwestia mocno indywidualna, ale wkraczając w dorosłość wolałbym nie mieć takich zmartwień. Na szczęście mój papi jest przed 60-tką, a ja po 30-tce.

    • Like 1
  2. Internet dostosował się do technologii i potrzeb. Jeszcze 20 lat temu nawet nie przyszło mi przez myśl, że na allegro/amazonie będę kupował i płacił z poziomu telefonu, a paczkę odbiorę sobie w dogodnym momencie, bo wleci do paczkomatu. Nie muszę drukować polecenia przelewu, wystania na poczcie z 20 minut, a potem trzymać kciuki czy kurier zastanie mnie w domu.

     

    Musimy też wziąć pod uwagę jeden bardzo ważny element - Polska, chcecie lub nie, była (i do pewnego stopnia wciąż jest) zacofana technologicznie. Odbija się to na tym, że pewnego rodzaju naturalny proces technologiczny jest u nas odbierany negatywnie, bo ludzie za tym nie nadążają. Facebook, Instagram, Tinder - szczyt popularności w PL te portale/usługi osiągnęły kilka lat po tym jak osiągnęły go globalnie.

     

    Polska to specyficzny rynek.

  3. Problem w tym, że takie "królowe życia", czyli butne baby z targowiska, to obiekt do naśladowania dla SM i innych elementów z marginesu. Chamstwo, darcie ryja i wywoływanie presji to bardzo pożądane cechy, które są mylone z pewnością siebie - cechą, która w Polsce jest jakimś taboo, bo pewność siebie często idzie w parze z prostactwem i innym wywyższaniem się.

     

    Cokolwiek ta baba nie robiła w przeszłości - zostanie społecznie z tego usprawiedliwiona. Nie zapominajmy gdzie żyjemy. Tu łatwiej jest kogoś oszukać niż uświadomić te osobę, że jest oszukiwana. Samotna matka, choćby zajebała kogoś widelcem w imię jakiejś drobnostki, będzie wciąż chodzącą cnotą, bo jak to tak na kogoś najeżdżać, skoro jest to osoba walcząca z przeciwnościami losu i innymi pierdoletami.

     

    Cieszę się, że nie oglądam TV ❤️ 

    • Like 3
    • Dzięki 1
  4. 9 godzin temu, castillo20 napisał(a):

    Też rzucaliście się na wszystko na raz czy to przyswajanie trwa latami ?

    To tak jak z siłownią/sportami walki/sztuką i wszelkimi aktywnościami.

     

    Jak pomachasz sztangą przez 10h dzisiaj, to nie wyjdziesz wyrzeźbiony jak Frank Zane. Życie to nie GTA:SA.

     

    Uważam, że chcesz na szybko nadrobić stracony czas, a to może być równie destruktywne. Popierdolisz fakty, bo w żaden sposób sobie tego nie utrwalisz. To jak z nauką języków obcych - wszystko ma swoje etapy.

     

    Redpill (i około) u mnie? Bardzo prosta sprawa. Kilka lat temu, pod koniec roku, po prawie 5 latach razem rozstała się ze mną moja witaminka. Byłem w rozsypce, bo mój maleńki móżdżek nie potrafił tego przetrawić. Miałem wtedy chyba 27 lat, pracowałem i zarabiałem nawet nie najgorzej jak na tamten czas, chociaż to była praca bez przyszłości (bez przyszłości w Polsce). To rozstanie na początku mną wstrząsnęło, a potem próbowałem sobie wmawiać, że pewnie mysia się zgrywa jak to było do tej pory. Gdy życie mnie zweryfikowało, to zrezygnowałem z pracy i wróciłem do rodzinnego miasta po prawie 2 miesiącach mieszkania z byłą dziewczyną pod jednym dachem. Miałem trochę oszczędności, a życie w rodzinnym mieście kosztowało mnie grosze. 

     

    Było ze mną krucho. Miałem jakieś dziwne napady paniki, które potem przechodziły w jakieś ataki niekontrolowanego (i nie podpartego niczym) szlochania. To trochę tak, gdy umrze ktoś bliski - konfliktujące uczucie, w którym wiemy, że nie zobaczymy już tej osoby, ale też nie potrafimy pogodzić się z tym, że już się tej osoby nie spotka. To był bardzo nieprzyjemny okres, bo w takim stanie byłem w ciągu swojego życia może 3-4 razy, i niestety - te 3-4 razy były przez kobiety.

     

    Zaszyłem się w domu na prawie miesiąc. Nie miałem jakiegoś celu ani pomysłu, po prostu grałem na plejce. Tak wyszło, że pewnego dnia trafiłem na audycję MK o Projekcie Klaudiusz. To było dla mnie oświeceniem. Trafiłem na forum, poczytałem posty i doszło do mnie, że nie tylko ja miałem takiego rodzaju przygody z kobietami. Nieszczęście innych podbudowało mnie na duchu, że to nie ze mną jest coś nie tak, a po prostu świat bywa na tyle okrutny i niesprawiedliwy. Od tamtej pory w miarę regularnie wchodzę na BS, a moje życie nabrało kolorytu.

     

    Gdyby ktoś mi powiedział kilka lat temu jak będzie wyglądało moje życie teraz, to wyśmiałbym te osobę, że tak nie może być. Życie z przeciętnie wyglądającą laską, która na dodatek miała chory mental, wprawiło mnie w poczucie, że nic ciekawego sobą nie reprezentuje. Temat opisywałem kilkukrotnie, ale chętnie wracam do tych wspomnień, bo moje wewnętrzne skurwysyństwo dodaje mi energii na myśl, że taki "nieudacznik" jak ja od momentu rozstania z mysią-pysią odwiedził prawie 10 krajów, był w dłuższych (lub krótszych) relacjach z pięknymi kobietami, a do tego pnął się w górę w swojej branży.

     

    Życie jest piękne.

    • Like 3
    • Dzięki 2
  5. @Arghor ujął to najlepiej.

     

    "Spójność celów życiowych" - bez tego nie ma w miarę udanego LTR-a.

     

    Taka śmieszna sytuacja z wczoraj.

     

    Byłem na drinkach ze znajomymi z pracy. Była tam też taka hiszpanka, która już na jednej z zakrapianych imprez mi mówiła, że od 1-go dnia na mnie leci i w ogóle prawiła same komplementy. Laska niczego sobie, ale...ma chłopaka :D Wczoraj po kilku drinach znowu zaczęło się mizdrzenie, ale tym bardziej nieco bardziej bezpośrednie. Usłyszałem najdziwniejszy komplement-obelgę jak do tej pory:

     

    "Lubię Cię, jesteś przystojny i po prostu mam na Ciebie ochotę, ale mam chłopaka, a do tego nie oferujesz stabilnego życia" xD

     

    O mnie: obieżyświat z otwartą głową, niezainteresowany zakładaniem rodziny (co nie wyklucza bycia w długim związku) czy pakowaniem się w kredyty na dom.

     

    O temacie myślałem całkiem niedawno. Doszedłem do wniosku, że po 30-tce ciężko wejść w relację, w której jedna ze stron nie miałaby jakiegoś ukrytego celu. Zwiążesz się z młodszą - być może widzi w Tobie providera. Zwiążesz się z laską w okolicy swojego wieku (+/- 2 lata) - ładnie zapakowana (seks)bomba, która pewnie już chce prosto z kobierca na porodówkę, a potem do notariusza. Ze starszymi to bywa różnie: jak wyglądasz dobrze, to jesteś zabawką do ruchania, jak średnio/słabo, to pewnie kończysz jako przegryw i wychowujesz bękarta.

     

    Na obecnym etapie życia chyba potrzebuję takiej flower-power hipiski. Szkoda, że Broodstocku już nie ma, bo tam takich pełno bywało.

    • Like 3
  6. W dniu 29.04.2024 o 22:54, Strusprawa1 napisał(a):

    Nigdy nie przyznawaj się, że jesteś Polakiem. Mów, że jesteś Czechem. Jeśli jesteś ciemniejszy, to Włochem.

     

    Ten komentarz jest zbyt mało razy polubiony. Jako ktoś kto mieszkał w dwóch różnych krajach (poza PL), a do tego jeździ w takie czy inne miejsca, mogę stwierdzić - że Polacy mają bardzo dziwaczną opinię w innych krajach. I żeby nie było - w żadnym wypadku nie była to intrygująca informacja, a raczej szok.

     

    Na Islandii dało się to odczuć najbardziej. Polacy to największa mniejszość narodowa na tej wyspie, a z mniejszościami jest jak jest - do jakiegoś stopnia zasymilowani z lokalsami, ale niesmak pozostaje. Mam całkiem dobry angielski i do tego nie mam jakiegoś wschodnioeuropejskiego akcentu, więc nikt nie domyślał się skąd jestem. Jak pytali skąd i słyszeli, że z Polski - ło panie, ale zniesmaczenie się budowało na ich twarzach.

     

    To samo z laskami na tinderze - z profilem po angielsku i imieniem, które jest jakaś zangielszczoną wersją mojego imienia, masz kilka razy więcej par. Potem wystarczy, że napiszesz coś po polsku i hooy - czar pryska, a Ty jesteś nudnym polakiem robakiem, a nie wyluzowanym gościem z otwartą głową. 

     

    Chyba kiedyś J. Stuhr był mocno krytykowany za to, że za granicą nie przyznawał się do bycia Polakiem, a podobno nawet unikał rozmawiania po polsku.

     

    Tak już jest. Jest to dosyć przykre, że mamy taką mierną opinię za granicą. Budzimy ambiwalentne uczucia, chociaż ludzie generalnie są ciekawi Polski.

    • Like 2
    • Smutny 1
  7. Argumentow silowych to bym nie uzywal, bo potem moze sie okazac, ze zamiast jednego agresora pojawi sie 5-ciu. Zaciagna dzieciaka na jakis pustostan i kaza mu lizac buty czy inne gowno, a to oczywiscie bedzie nagrane telefonem. Niestety, ale zycie to nie "Powrot do przyszlosci", gdzie popychadlo znokautuje szkolnego chuligana i potem tego chuligana bedzie gnoil do konca zycia. Jesli mlody nie ma paczki znajomych, ktora moglaby za nim isc, to typek jest sam przeciw wszystkim, a to nie konczy sie dobrze. Raz ofiara sie odegra, a potem nie bedzie mial wystarczajaco silnej psychy, zeby odgrywac sie za kazdym razem i co wtedy?

     

    Pamietam takich szkolnych wirazkow z czasow podstawowki, potem gimnazjum. W liceum juz ich bylo mniej, ale to dlatego, ze nauczyciele sie nie pierdolili w tancu i byle eksces konczyl sie wyjebka z placowki. To byly pozne lata 90 i kilka lat z kolejnego tysiaclecia. Bylem takim szarakiem, nie wchodzilem nikomu w droge, czasami sie ze mnie nasmiewali, ale na poziomie klasy. Nigdy mnie nikt nie uderzyl czy tam fizycznie nie gnebil, ale tez czasy byly troszke inne. Potem z wiekiem to jakos przycichlo. Jedno trzeba wziac pod uwage - dzieciaki nie mysla tak jak mysla dorosli i sposoby doroslych nie zawsze zadzialaja na dzieci. Mialem okazje byc nauczycielem przez jakis czas i niestety tylko mnie to utwierdzilo w przekonaniu. 

     

    Takie sprawy szkolne sa przejebane. Rozwiazania rodzicow czasem dzialaja, czasem tylko szkodza. Po latach obserwowania patoli sam nie jestem pewien czy po prostu czasem nie warto zamknac mordy i nie dawac komus pozywki, czy po prostu walic w ryj. Tak mocno ambiwalentnie do tego podchodze.

    • Like 2
    • Dzięki 1
  8. A ja dodam cos innego od siebie. 

     

    Mniej wiecej przez 3 lata mieszkalem z grupka znajomych podczas studiow. Poznalismy sie na wspolnej stancji i potem (w roznych konfiguracjach) mieszkalismy ze soba jeszcze przez kilka lat. Zrzutki na prezenty byly, czasami sam sie z nich wykruszalem, zeby sprezentowac cos nie-kreatywnego czy nie-bekowego. Znajomi zawsze zadowoleni z moich prezentow, bo albo byly praktyczne, albo nietuzinkowe, choc zwiazane z zainteresowaniami.

     

    Tymczasem ja dostawalem wielkie gowno. Cos totalnie odklejonego, dla beki. Cos, co dalbys raczej na wieczorze kawalerskim, chociaz pewnie tez nie.

     

    Co rok bylo mi z tego powodu bardzo przykro, bo to nie bylo tak, ze nie mialem zainteresowan/hobby, z ktorymi ciezko byloby mi cos sprezentowac. Kolezka z tej grupy byl takim nieco nerdem, troche jak ja, i pamietam jak pewnego roku wrzyscy zrzucilismy mu sie na jakas gierke, ktora chcial, a ja tego samego roku dostalem jakis szmelc, ktory odlozylem do szuflady i o nim zapomnialem, pomimo, ze z tym typkiem dzielilismy te same zainteresowania. Nikt nie wkladal tyle samo energii w wymyslenie mi czegos sympatycznego ile ja wkladalem w prezenty dla znajomych.

     

    Po latach moi znajomi sie zreflektowali i sami mi powiedzieli, ze kiedys dawali mi takie szmelce, ze az mi jest teraz glupio.

     

    Uprzedze komentarze - to byli, w sumie wciaz sa, moi bardzo bliscy znajomi/przyjaciele, wiec stad tez moje rozczarowanie i przykrosc. Od jakis kolezkow z pracy to mialbym w to wywalone. Dostalem raz jakis kubek z moim zdjeciem i jakims dziwacznym dopiskiem. Nawet nie wiem gdzie go mam, moze nawet wyjebalem.

    • Like 1
    • Dzięki 1
  9. 14 godzin temu, Tajski Wojownik napisał(a):

    A wy co myślicie o Polsce? Czy gdybyście mieli możliwość zamieszkania w Tajlandii lub innym Azjatyckim kraju jak ja, to byście z tej szansy skorzystali?

     

    Z Polski wyjechalem w 2015 i od tamtej pory sie tulacze. Ostatni raz mieszkalem tam w 2020-2021. Odwiedzam okazjonalnie.

     

    Stwierdzilem to juz jakis czas temu, ale ja do tego kraju kompletnie nie pasuje. Swiat jest zbyt maly, zeby gnic w miejscu, ktore niekoniecznie sie lubi. Geograficznie Polska jest przepiekna - jest gorzyscie, ale tez jest morze, no i do tego lasy i parki narodowe. Mozna fajnie sie realizowac, jak ktos lubi kamping/wedrowki czy fotografie, ale dla mnie to za malo, zeby zdecydowac sie tam wrocic.

     

    Obecnie trwa zbieranie srodkow i ksztalcenie sie (poza granicami PL) ,ale jak tylko domkne wszystkie tematy, moze za max rok uda mi sie wyjechac gdzies daleko w Azje. Potrzebuje bodzcow, ktore da mi wlasnie taka daleka przeprowadzka zdala od nieco toksycznej rodziny. Pewnie padnie na Japonie albo Taiwan, zalezy gdzie lepiej zaplaca.

    • Like 1
  10. Muzułmanka muzułmance nie równa. Spotkałem się kilka razy z Indonezyjkami. Niby Islam, ale pod kołderką Allah nie widzi. 

     

    Nieco gorzej jest w krajach arabskich. Piszę z pewną Libijką i z jej opowiadań, to tam nieźle są trzymane na smyczy xD Podobno nie kobiety nie mogą podróżować za granicę samemu. Mogą tylko w towarzystwie brata, ojca lub męża.

     

    Cóż, internetowe czasy sprawiają, że pewne kultury/wyznania będą musiały przejść pewną reformę lub będą musiały zaadaptować się do nowych czasów. W inny przypadku państwa wyznaniowe będą postrzegane jako prymitywne i zacofane wioski.

    • Like 1
  11. "Wkraczajac w pustke" (Enter the Void) Wkraczając w pustkę (2009) - Filmweb

     

    Bardzo specyficzny film. Polecilem go jednemu kolezce ze studiow, co to sie okrzyknal wielkim kinomaniakiem, ktory obejrzal ponad 1000 filmow - stwierdzil, ze umiesci go w top 10.

     

    Z takich mniej komercyjnych tytulow to polece jeszcze:


    "Miasto Boga" (2002)

    "Slon" (2003)

     

    Ktos wczesniej polecil "Kiel" z 2009 (Kynodontas), bardzo dobry film.

  12. Bardziej ciekawostka, która wyskoczyła mi dzisiaj w proponowanych:

     

     

    Wiadomo, że to wszystko jest wyreżyserowane, nawet do pewnego stopnia. Odpada element "kandydat tu i teraz", bo osoby widzą kto jest będzie następny. Całkiem ciekawe zestawienie tych "matchy". W miarę klasycznie - czekoladki razem, woo-hoo flower power też, w skrócie - podobieństwa (stylowe/rasowe) się przyciągają.

     

     

  13. 16 godzin temu, Brat Jan napisał(a):

    Czyli nie miał problemu, że mu będziesz rodaczki bzykał?

    Trochę to dziwne, zwłaszcza, że jak czarny bzyka Polki to się spory szum robi.

     

    Gosciu i tak jest ekspatem, bo wyemigrowal z malzonka i dziecmi do UK. Znajac jego i jego goscinnosc, to pewnie zalatwialby mi zajebiste dupy i to kompletnie za nic, bo zaczelismy jako dobrzy ziomkowie z pracy, a potem bylem dla niego dobrym szefem.

     

    W Ghanie akurat praktykowali poliamoryzm, wiec cos czuje, ze moze byc tam fajnie ruchable. Oczywiscie z guma, bo AdIDaSow nie chcialbym nosic. 

     

    Kuszaca opcja, ale wiem z doswiadczenia jak to srednio idzie zorganizowac we 2 niezalezne osoby, do tego koszty przelotow...juz wolalbym sobie poleciec do Japonii/Indonezji w te miejsce, lub ewentualnie na jakies foto-safari na poludnie Afryki.

  14. W dniu 16.02.2024 o 08:12, tony86 napisał(a):

     

    A ja wręcz odwrotnie, i z tego powodu właśnie Ghanę rozważam, obok Kenii. Jakieś tipy od kolegi? ;)

     

    Jego tipy to były - "bede jechał na urlop to wbijaj ze mną". W sumie bez lokalsa niezbyt by mi się chciało coś tam działać.

     

    Jak się orientowałem, to bilety lotnicze były nieco drogie, coś koło £1000.

  15. Biali są popularni w Afryce i to nie jest jakaś sekretna wiedza. Sam chętnie bym się wybrał w jakieś ciekawe miejsce w Afryce. Mój dawny współpracownik poleca mi swój kraj - Ghanę, wręcz zapewniał mnie, że się nie zawiodę, ale ja jednak preferuję nieco szczuplejsze Afrykanki. 

     

    Czas coś zaplanować ;>

  16. Prawo to nieco zdradliwy kierunek. Z moich znajomych, którzy studiowali lub ukończyli ten kierunek - żaden nie poszedł dalej w tym kierunku. Jeden przerwał na 3 roku (a to był całkiem bystry i ułożony gosciu), drugi skończył i zamiast pójść na aplikacje to poszedł do pracy w jakimś para-korpo (do tego sam mówił, ze nie pasuje do tego bananowego towarzystwa), inna skończyła i robi jako zarobas w jakiejś kancelarii w stolicy - typowe „przynieś, wynieś, pozamiataj” (a jest z całkiem dobrego domu, chyba nawet ma prawników w rodzinie), inna skończyła i została lewicową aktywistką.

     

    Którą uczelnie wybierzesz, może mieć znaczenie tylko w jakiś topowych firmach. Bezpłatna wyższa edukacja jest jednak warta prawie tyle samo co każda inna, nie tak jak za granicą gdzie masz płatne szkoły.

     

    Ktos Ci dobrze napisał - wiedza akademicka i zawodowa to są dwie różne dziedziny. Jedna przyda Ci sie przy zdobywaniu tej drugiej, ale w niektórych przypadkach to tez nie jest reguła.

     

    Pozdro.

    • Like 2
  17. Godzinę temu, TomZy napisał(a):

    Przyjąłeś ekstremalne założenie. Co do green gianta, to polecam spróbować z glow drinkiem od ostrovita - https://ostrovit.com/pl/products/ostrovit-glow-drink-390-g-26771.html tylko kreatynę musiałbyś dodać. Jadę już prawie miesiąc na nim i powiedzmy pierwsze rezultaty już są. Poczekam jednak do pełnych 3 miesięcy z wyrokiem.

     

    Po prostu mój organizm musiał jakoś dziwnie zareagować, bo w pewnym momencie po prostu przestałem być głodny.

     

    Miałem taką "blokadę" kilka lat temu jak robiłem siłownie + dietę. W pewnym momencie czułem jakby moje jelita przestały pracować.

  18. Godzinę temu, TomZy napisał(a):

    Czy wprowadzałeś, któryś z elementów blueprint? Jeśli tak, to jak to oceniasz?

     

    Tak.

     

    Przez dłuższy czas chodziło za mną, żeby nie jeść mięsa, bo po prostu mi się przejadło. Postanowiłem sprawdzić ten protokół i zastosowałem dietę tegoż Pana.

     

    3-4 posiłki dziennie, dosyć wąskie okno żywieniowe (4h, bo pracuję w nocy). On stosuje dietę wegańską, ja wybrałem wegetariańską wersje.

     

    Po przebudzeniu piłem coś co nazywa "green giant":

    - 2 łyżki chlorelli

    - 20g peptydów kolagenowych

    - 2-3g kreatyny

    - 6-7g aminokwasów

    - cynamon

    - opcjonalnie dawałem trochę ashwaghandy

     

    Pierwszy posiłek to warzywna papka "super veggie":

    -250g brokułu

    -150g kalafiora

    -50g grzybów shitake

    -ząbek czosnku

    -3g imbiru

    -czarna soczewica

    -sok z limonki

    -ocet jabłkowy

    -oliwa z oliwek 

     

    Potem owocowy pudding "nutty pudding":

    - 70g mrożonych owoców leśnych

    - 20-35g odżywki białkowej (miałem "pea protein")

    - cynamon

    - 3 łyżki orzechów macadamia

    - 2 łyżeczki orzechów włoskich

    - czekolada (ja używałem ziaren kakaowca)

    - len

    - nasiona chia

    - orzech brazylijski

    - 100ml mleka roślinnego/orzechowego

    - 50ml soku z granatu

     

    Ostatni posiłek jaki jadłem to 150-200g pomidorów, kulka mozarelli light i 1 małe awokado. Do tego łyżka oliwy i zamiennik soli.

     

    Miałem zaplanowane (i obliczone) wszystko na miesiąc. Wytrzymałem tylko tydzień i do tego nabawiłem się jakiejś psychologicznej bariery przed w/w produktami.

     

    Dni 1-4 czułem się ŚWIETNIE, budziłem się wyspany, byłem pełem energii, czułem się niesamowicie lekko. Żeby nie było - smakowało mi to co jadłem. Lubię warzywa i owoce, a posiłki były dobrze zbalansowane. Łącznie wychodziło jakoś ponad 2000kcal. Nie miałem problemów z trawieniem - wypróżniałem się bez większego kłopotu. Oczywiście przez chlorelle (glony) - w kiblu było nieco zielono.

     

    Dnia 5-go musiałem w siebie wmuszać jedzenie - po prostu nie byłem głodny, czułem się pełny (aż do zakończenia testu) i nawet pijąc miałem problem, żeby mi się nie ulało.

     

    Dnia 6-go lub 7-go zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałem niedługo po wypiciu tego pierwszego "koktajlu".

     

    Potem chyba nie jadłem nic przez cały dzień lub też dopychałem się byle czym dla kalorii.

     

     

    Obecnie mam nieco uraz do w/w potraw. Tego Green Giant nie jestem w stanie już przełknąć, bo na samą myśl zbiera mi się na wymioty.

     

    • Like 1
    • Dzięki 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.