Skocz do zawartości

harryhole

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez harryhole

  1. Dorzucam mój komentarz. Uważam, że okolice 30 to dobry wiek na decyzję o dzieciach [i konsekwentne działanie w tym kierunku 🙂 ], do 35 warto już temat zrealizować. 1. Miałeś kilkanaście lat dorosłego życia na zdobycie wykształcenia, zawodu, zebranie majątku, znalezienie partnerki i ogarnięcie samego siebie. Nie jest to bardzo długo, ale jest to pewne minimum, które powinno wystarczyć. 2. Wiek 50+ lat to czas gdy wiele osób przechodzi ciężkie choroby (zawały, udary, nowotwory), a w wieku 60 ludzie już nierzadko umierają. Nie chciałbym narażać nastolatka na przeżywanie mojego zgonu czy długotrwałego leczenia. W wieku 50 lat warto mieć już dorosłe lub prawie dorosłe dzieci. 3. W wieku 50 lat masz przed sobą jeszcze 15 lat pracy (za jakiś czas może więcej) do emerytury. Wystarczająco dużo, żeby zrealizować poważne plany samorozwojowe, ale niech to będzie zadanie fakultatywne, jeżeli utrzymasz motywację i zdrowie, które w razie potrzeby możesz porzucić. 4. W wieku 30-40 lat jesteś w stanie łatwiej jest nadążyć za rozwojem młodego człowieka (sport, wyjazdy, aktualne trendy wśród młodzieży, rozumienie jego świata). Im jesteś starszy tym mniej jesteś w stanie zrobić. 5. Im wcześniej masz dzieci tym większe prawdopodobieństwo, że dzieci przeżyją swoją młodość z pełnym zestawem babć i dziadków. 6. Sam masz szansę zostać dziadkiem 🙂 Tak, dziecko "odmładza" i sprawia, że bardziej się chce. Są jednostki, które podołają późnemu ojcostwu i wszystko odbędzie się zgodnie z sensownym planem. Jednak statystyka jest taka, że sił i zdrowia z czasem ubywa. Obserwuję ojców 30, 40, 50 i 60 letnich i to ci młodsi lepiej znoszą kumulację różnych zadań w życiu. Można oczywiście zdobywać dodatkowe punkty w tej grze: - za posiadanie tylko jednego dziecka - za rodziców, którzy mieszkają blisko i zajmują się wnukami - za żonę, która nie pracuje - za żonę, która jest istotnie młodsza - za ogólnie dobry stan zdrowia - za elastyczną pracę, do tego zdalną - za dobrą sytuację majątkową - za dobrze wykorzystany wcześniej czas (zdobyłeś świetne wykształcenie, zawód, stanowisko, prowadzisz biznes, co zaprocentuje w przyszłości) - itd., itp. Natomiast jeśli wiodłeś przeciętne życie i w wieku 40 lub 50 lat zdecydujesz się na posiadanie 2-3 dzieci, opiekę nad nimi sprawujesz głównie z żoną, do tego musisz/chcesz intensywnie pracować, zarobić i kupić lub wybudować dom, jednocześnie zadbać o zdrowie, sport, samorozwój, mieć kumpli i hobby, to istnieje spore ryzyko, że na którymś polu będziesz niedomagał, a finał będzie taki, że wypuścisz dzieci z domu, za moment dojedziesz do emerytury i niedługo potem (oby szczęśliwy) umrzesz.
  2. Trochę siedzę w temacie. Moja kobieta jest ode mnie ok. 20kg cięższa, 10 lat temu urodziła dzieci i już nie wróciła do pierwotnej wagi (czyli 30kg mniej). Przez ten czas nie udało mi się spowodować, aby poważnie wzięła się za odchudzanie. Prośby, groźby, zachęty nigdy nie zadziałały trwale. - wysyłałem na ćwiczenia, wykupowałem karnety do fitness klubów (dla obojga, ja kontynuowałem, ona kończyła po 2-3 miesiącach) - wysyłałem do dietetyków (po 2-3 miesiącach był koniec diety, kilka kg w dół i potem powrót w górę) - zawsze staram wspierać (powiedz jak mam się zachowywać i tak będzie - np. nie kupować określonych produktów, gotować zdrowo) - sama wynajdowała sobie diety "z Internetu", które kończyła po kilku tygodniach (zawsze jakiś ważny powód - święta, wakacje, choroba jej lub dzieci, itp.) - nie byłem w stanie zmotywować jej żadną moją postawą (własnym przykładem, zachęcaniem, pilnowaniem regularności posiłków czy ćwiczeń, wskazywaniem problemów zdrowotnych, itd.) - sam staram się regularnie ćwiczyć, nie przejadać, BMI w normie, nic własnym przykładem nie wpłynąłem - nie wspominając, że musiałem twardo przejść przez rozmaite kłótnie (bo chciałem, żeby się zważyła, w restauracji sugerowałem bardziej dietetyczne potrawy, itp.) Aktualny stan jest taki, że: - ma podwyższony cholesterol i ciśnienie - nie jeździ na wycieczki w góry, nie dałaby rady wydajnościowo - rzadko jeździ na rowerze, rzadko chodzi na basen - ja tylko może dużo śpi, chrapie, łatwo się męczy - przez otyłość wiele wspólnych aktywności jest trudniejszych (taniec, sex, wspólny sport, wyjazdy, dalszy spacer) Podsumowując - jak ja widzę moją sytuację: - zmęczyłem się próbami odchudzania jej i kombinowaniem jak ją zmotywować - co mogłem pomóc to pomogłem. Jeśli będę widział, że działa z tematem, to będę wspierał, ale inicjatywa należy do niej. - czuję się niewarty wysiłku związanego ze zrzuceniem wagi (kiedyś bardziej dokuczało, ale chyba już to przepracowałem - sam w sobie buduję poczucie właśnej wartości ) - rozmijają nam się światy - waga ogranicza wiele wspólnych aktywności Rad jak schudnąć nie będę dawał, sama pewnie wiesz co potencjalnie najlepiej zadziała. Natomiast polecam poważnie wziąć się za odchudzanie. Jesteś młoda, jeszcze znajdujesz siłę, żeby funkcjonować z otyłością. Za 10 lat schudnąć będzie tylko trudniej, większe będą też szkody w organizmie wywołane otyłością. Otyłość to nie tylko obniżona atrakcyjność fizyczna.
  3. Moje sposoby: - stawianie sensownych granic i konsekwentne ich wymaganie - jeśli coś obiecam to tak ma się wydarzyć - dużo czasu spędzam z dziećmi aktywnie/sportowo - dużo czasu spędzam z dziećmi sam lub nawet sam na sam z jednym dzieckiem - dzieci wtedy mają jednego dorosłego do wyznaczania zasad, nie lawirują między dorosłymi - czas z dziećmi staram się spędzać na zasadzie 0-1, tj. albo zajmuję się dziećmi i robię to z pełnym zaangażowaniem albo zajmuję się innymi tematami. - jeśli muszę jednoczeście pracować (nieważne czy to praca zawodowa czy prace domowe) i zajmować się dziećmi, wtedy staram się dzieci zaangażować w moje prace (nawet kosztem wydłużonego czasu wykonywania pracy) lub na zmianę zajmować się dzieckiem i zajmować się własną pracą (np. 10 minut układamy razem klocki, a potem 20 minut tata pracuje). - często "znikam" - zazwyczaj kawałek weekendu i ze dwa wieczory na tygodniu spędzam w samotności zajmując się sobą. Wtedy mam czas na zajęcie się własnym rozwojem, pracą, autami, sportem itp., ewentualnie spotykam się ze znajomymi) W efekcie: - dzieci wolą czas spędzać ze mną bardziej niż z kimkolwiek innym - ja się nie wypalam, bo dzieci nie wchodzą na głowę oraz mam czas dla siebie - najważniejsze - widzę pozytywne efekty mojego wychowania, to bardzo motywuje
  4. Bracia już omówili wiele kwestii, ja dopowiem o swoim doświadczeniu. Mam żonę, u której jest przeciętnie z chęcią rozwoju, dbaniem o siebie, zainteresowaniami czy własnymi pomysłami na własne życie. Przeciętnie to znaczy, że nie ma tragedii, ale też nie jest wybitnie dobrze. Gdy byłem w Twoim wieku wydawało mi się, że wystarczy, że żona będzie wierną towarzyszką mojego życia, a ja sobie wtedy bez przeszkód pokieruję moim życiem tak, jak będę chciał. Wtedy miałem kumpli, studia, pracę (nawet dwie czy trzy naraz) mnóstwo zainteresować i pomysłów i to czego nie otrzymywałem od (wtedy jeszcze nie)żony zapewniałem sobie w inny sposób. Po latach, gdy pojawiają się dzieci, kończą się studia i zaczyna intensywna praca i życie rodzinne, żona zaczyna stanowić bardzo dużą część Twojego życia i to bardzo, ale to bardzo męczy, że nie jest równą intelektualnie Tobie partnerką. To z nią spędzasz wieczory, z nią jeździsz na wakacje, z nią wychowujesz wspólne dzieci. Żona nie musi Cię nawet jakoś szczególnie separować od świata - to następuje samoczynnie - kumple wyjeżdżają z kraju, Ci którzy zostają mają również zony i dzieci, automatycznie wiodącym życiem staje się życie rodzinne. I Ona, która nie rozumie Twojego świata, tego do czego dążysz, nie jest w stanie sensownie Cię dopingować, stymulować Cię intelektualnie. A Ty powoli wypalasz się, mając nadzieję, że im więcej poświęcisz jej czasu i im mocniej będziesz ją motywował to ona piękniej rozkwitnie i będzie tym wspaniałym kwiatem, o którym zawsze marzyłeś. Nic z tych rzeczy. Tak daje się żyć, ale ciągle będzie "tego czegoś" brakowało.
  5. harryhole

    Witajcie

    Cześć, Od roku jestem anonimowym czytelnikiem forum, czas wreszcie zacząć tworzyć oraz dzielić się własnymi doświadczeniami. Jestem bardzo wdzięczny za istnienie tego forum - pomogło mi przestawić priorytety w moim życiu oraz zapomnieć o białorycerstwie. Pozdrawiam, Harry
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.