Skocz do zawartości

Kairos

Użytkownik
  • Postów

    50
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Kairos

  1. 5 godzin temu, StatusQuo napisał:

    Słucham sobie tego ostatnio, to jest taki opis całej sytuacji z z niby punktu widzenia teorii spiskowej Qanon.

    Że niby jakiś gość którzy się nazywa Q, który współpracuje z Trumpem gdzieś na samej górze, post-uje gdzieś jakieś twity, z niby zaszyfrowanymi

    informacjami, według których Trump niby kontroluje całą sytuacje i rozgrywa DeepState, bo zna ich "playbook". Wie co zrobią i wykorzystuje ich ruchy przeciwko nim..

    Słucham tego po prostu dla przyjemności, bo  w całym tym burdelu zastraszenia, dla odmiany przyjemnie się słucha tego, że niby wszystko zmierza w dobrą stronę..

    Słuchanie tego robi niezłego mindfucka..


    Ale do rzeczy, według niego, deepstate forsuje wybory korespondencyjne, bo wie jak je sfałszować.. eee.. mam dejavu..

    Ale w ogóle, jak się trochę posłucha, to wychodzi na to, że wszystko co Pisiory robią, to "playbook" deepstate-u..

    Czyli według tej teorii, PISiory robią dokładnie według scenariuszy deepstate-u.. tak jak grzeczne pieski, które czekają jak pan wróci

    do domu i pogłaska ich ze słowami "good boy".. Daje do myślenia..

    Tak czy inaczej, to jest o tyle fajne, że niektóre rzeczy, o których jest tu mowa, w bardzo krótkim czasie się powinny zrealizować..

     

    Tak mi się skojarzyło, że niektórzy czasami zastanawiają się, o czym myśli laska posuwana przez jakiegoś typa, który wyrwał ją na niewyobrażalnie głupi tekst i jak ona sobie tę sytuację racjonalizuje. Podejrzewam, że właśnie analogicznie.

    Jakie znowu PISiory w komitywie z deepstate?! Od trzydziestu lat Polska rządzona jest głównie przez durniów i/lub zdrajców, których podmiotowość i zdolność do samostanowienia - podobnie jak całego państwa - równa jest zeru. Naród - nie istnieje. Państwo - nie istnieje. Elity - nie istnieją. A my tu ha, ha, hi, hi na Pis, ha, ha, hi, hi na PO, ha, ha, hi, hi na jakichś innych wyciąganych z kapelusza pozorantów.    

  2. W dniu 15.02.2020 o 21:05, wrotycz napisał:

    Skąd ty możesz wiedzieć o co chodziło poecie?

    Jak to skąd?

     

    Miałem lekcje polskiego i tam całymi latami interpretowałem, co poeta miał na myśli.

    Na lekcjach historii na ocenę bardzo dobrą wywodziłem, dlaczego chociaż zginęliśmy, to przeżyliśmy, chociaż straciliśmy, to zyskaliśmy i chociaż przegraliśmy, to jednak wygraliśmy.

    Przydały się też lekcje religii gdzie byłem uczony, co tak naprawdę Jezus miał na myśli i jak nie oszaleć godząc te nauki z rzeczywistością.

     

    Jestem więc wszechstronnie przygotowany do każdej interpretacji. Wystarczy mi tylko podać jej pożądany wynik i voila ;-)     

  3. "Czy żeby było dobrze w związku trzeba udawać cały czas?"

     

    Nie zauważasz wewnętrznej sprzeczności w tym pytaniu? Czy udawanie czegokolwiek przez dłuższy czas może być receptą na szczęście? 

    Warto też rozdzielić dwie zupełnie różne kwestie: udawanie i właściwe postępowanie. 

     

    Uważam jednak, że to z czym się w istocie mierzysz, to zderzenie Twoich przyjętych kulturowo oczekiwań wobec kobiet z dalece mniej różową rzeczywistością. Po prostu nie otrzymasz od nich wszystkiego, co myślałeś, że otrzymasz, bo to po prostu z definicji niemożliwe.     

  4. 5 godzin temu, Imiennik napisał:

    Gardzę typem, jak tak można zrobić? Co za śmieć! Zwykły pedał bez zasad i szacunku!

     

     

    Ja od razu bym jej wyjebał prostego. Miałem na myśli szacunek do siebie.

     

    4 godziny temu, Zatarra napisał:

    "Wejszła" na ring i dostała w ryj. Wot co.

     

    1 godzinę temu, Kasownik napisał:

    Zuch!

     

    1 godzinę temu, mirek_handlarz_ludzmi napisał:

    Na ten komentarz czekałem ? Później pewnie było "buhuhu, mężczyzna mnie bije"

     

    Warto też może zwrócić uwagę na taki aspekt, że to prawdopodobnie jakiś toksyczno-dramatyczny układ, w którym nie potrafiący inaczej wyrazić uczuć ludzie, realizują się we wzajemnym napierdalaniu się. A to akurat dość słaba recepta.   

    • Like 1
  5. W dniu 6.02.2020 o 23:57, wrotycz napisał:

    Powtórzę się.

    W dniu 5.02.2020 o 22:13, Boromir napisał:

    Tajemnica poliszynela jest, gdyby polska sama stawiała or zaciekł;e najeźdźcy, sojusznicy Francja, Wielka Brytania, mógłby nam pomóc, jednak trzeba byłoby sprawdzić Francuskie Archiwa, i Brytyjskie, wiele jest niedostępnych

    Możesz to przetłumaczyć na polski?

     

    Ja przetłumaczę

     

    Wszyscy wiedzą, że gdyby Polska sama przez 100 lat stawiała zaciekły opór najeźdźcom ze wszystkich stron oraz inwazji z Marsa, to nasi sprawdzeni sojusznicy jak Francja i Anglia mogłyby wtedy rozważyć pomoc dla nas, gdyby nie fakt, że nie mają w tym żadnego interesu, ani tym bardziej ku temu chęci. Sojusznicze archiwa pozostają zaś zamknięte ze względów sanitarnych, ponieważ w 1939 zostały one zanieczyszczone przez tych, którzy obsrali się ze śmiechu, że udało im się rozśpiewanych polskich matołów wepchnąć pod niemiecko - sowiecką lokomotywę. 

    Wkrótce amerykańskie archiwa zostaną zamknięte z tych samych powodów.     

    • Haha 1
  6. Jak zwykle, w praktycznie wszystkich dyskusjach na temat Boga, człowieka itp., popełniany jest fundamentalny błąd, który powoduje, że wszystkie te dywagacje nie mają żadnego sensu, ponieważ przystępując do jakichkolwiek rozważań, musimy wyjść z pewnych przekonań, które przyjmujemy za prawdziwe, których jednak ani my, ani nikt inny udowodnić nie jest w stanie.

     

    Wszystko - bez żadnego wyjątku - co potem następuje, to ekwiwalent psiego ujadania. Nie ma też żadnego znaczenia, czy rozważania te prowadził będzie żul, profesor czy Ojciec Święty. Wszystkie jednakowo są gówno warte, z tych samych powodów i w tym samym stopniu.

     

    "Bóg" jest tylko i wyłącznie konceptem, z którym Bóg - o ile istnieje - nie ma nic wspólnego. Nic. Gadanie o Bogu jest więc niczym innym, jak gadaniem dziada do obrazu, który on sam sobie nabazgrał.

     

    Po co też od razu sięgać po Boga? 

    Tak naprawdę gówno wiemy też o sobie samych i nigdy się nie dowiemy, bo nie da się przekroczyć poziomu własnej świadomości, o której też nic nie wiemy. 

    Gówno też wiemy o "zwykłym" liściu na drzewie czy dżdżownicy.     

     

    To co ludzie nazywają wiedzą, a co wyznacza sposób i zakres postrzegania przez nich rzeczywistości, to wyłącznie nieuświadomiony stan niewiedzy. Dlatego też w praktyce nie istnieje nic takiego jak konflikt - rozumiany jako przeciwieństwo - pomiędzy nauką i religią. Oba te systemy są bowiem systemami religijnymi w tym samym stopniu.

     

    To samo - bardzo mi przykro - z tymi wszystkimi, którzy ujadają na Kościół Katolicki w takiej narracji, że uosabia on jakoby całkowicie niezależną strukturę, która wyrządza określone zło i którą należy zwalczać, a wtedy nastąpi pokój ? Otóż "pokój" nie nastąpi, ponieważ (np) Kościół jest tylko i wyłącznie (!) lustrzanym odbiciem ludzkiej - naszej - mordy, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Chcę być dobrze zrozumiany, nie przesądzam tutaj o wartości Kościoła, zwracam tylko uwagę, że jedyne co możesz w istocie zrobić, to przejść z jednego Kościoła do innego.  I chociażbyś zjadł tysiąc kotletów i nie wiadomo jak się wytężał ? to nigdy tak rozumianego kościoła - czyli usystematyzowanego i sformalizowanego systemu wierzeń - nie opuścisz. Nigdy. Bo nim jesteś.   

    • Like 2
  7. (po pięciu latach utrzymywania na wysokim poziomie, w czasie których sama nie kiwnęła palcem) "Wszystko to, co dla mnie zrobiłeś, jest po prostu normalne. Taki chleb z masłem" (ja się rozstałem, choć nie było to łatwe)

     

    "Muszę się teraz zająć tylko sobą" (po niecałym roku od tego samozajęcia zobaczyłem ją na ulicy w końcowej fazie ciąży) 

     

    "Wkurwia mnie to, że traktujesz mnie tak, jak ja chciałabym traktować ciebie !"

    • Like 2
  8. @Dodarek

    Doczytałem Twój wcześniejszy post i widzę, że prawdopodobnie nie rozmawiam z teoretykiem ? Jeśli zaś dobrze zrozumiałem, jesteś zwolennikiem podejścia biologicznego w psychologii, czyli oddziaływania na człowieka poprzez metody chemiczne czy ingerencje fizyczne. Nie wykluczam wcale, że są przypadki, w których jest to wskazane, ale uważam, że jest to jednak margines.

     

    9 minut temu, Dodarek napisał:

    ktoś miał lęki z atakami paniki i nagle rozwiązał jakiś problem i wszystko przeszło?

    Nie wiem czy dobrze, ale zakładam, że ten "ktoś" to Ty?

    Lęki i ataki paniki w bardzo prawdopodobnym scenariuszu są wynikiem stłumionych i wypartych emocji, które się już w ciele "nie mieszczą". Pełnią więc analogiczną rolę jak choćby tiki nerwowe na poziomie fizycznym.

    Nie potrafię sobie wyobrazić tak pozytywnego scenariusza, ale załóżmy, że leki tłumią te ataki i wszystko jest nagle ok. Bardziej prawdopodobny scenariusz jest jednak taki, że te stłumienia albo znajdą sobie inne formy manifestacji albo wpłyną katastrofalnie na nasze życie w inny sposób.

     

    Tak to widząc, jedynym kluczem do ustania lęku i napadów paniki, będzie dotarcie do stłumionych emocji oraz ich właściwe wyrażenie. Ponieważ emocje te nie zostały stłumione przypadkiem, tylko pod wpływem wielkiego bólu, otwarcie się na nie wymaga sporej odwagi. W istocie nie jest to wcale trudne, problem głównie leży w tym, że postrzegamy te emocje z poziomu dziecka, które nie było w stanie im sprostać, a więc wciąż widzimy je jako przerażające i nie do udźwignięcia. 

     

    Sam np grałem przez blisko dwadzieścia lat w gry video. Może nawet nie tyle grałem, co napierdalałem całymi dniami. Były to wyłącznie gdy FPS i TPS. Mam na koncie pewnie setki tysięcy, a może miliony zamordowanych ofiar, w tym tysiące przechodniów ? Wtedy odczuwałem i przymus i satysfakcję z mordowania, dzisiaj się z tego śmieję. I przestałem grać może nie z dnia na dzień, ale nie zrobiłem w tym kierunku absolutnie nic, poza wyrażeniem stłumionego gniewu, który poza olbrzymim i nieustającym bólem powodował także silne stany depresyjne i objawy psychosomatyczne.

     

    I to wszystko co wydawało się być tak dojmująco realne, zniknęło nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, nawet jednej rysy, jakby nigdy nie istniało. To jest prawdziwy cud nieporównywalny z niczym, co się może ukazać na niebie czy zamanifestować w jakikolwiek inny sposób na zewnątrz.     

    • Like 1
  9. @Dodarek

    Nie chcę rozwiązywać żadnych problemów, bo nikt za nikogo niczego nie rozwiąże. Niestety.

    To co nazywam "problemem", to zawsze i nieodmiennie przyczyna objawów, które nam doskwierają. Jeżeli operujemy wyłącznie na poziomie objawów, to w ten sposób postrzeganych zagadnień są tysiące, o ile nie miliony, podobnie jak w istocie pokrewnych wątków na forum. Faktycznych przyczyn zaś jest w najlepszym razie kilka.

     

    9 minut temu, Dodarek napisał:

    Co wiesz na ten temat?

    To co wiem na ten temat, mówię wyłącznie z własnego doświadczenia. Nie głoszę żadnych prawd objawionych, ani ich nie przyjmuję. 

    Wedle swojej najlepszej wiedzy, pozwalam sobie jedynie zwrócić uwagę na pewne rzeczy, aby zaoszczędzić komuś cierpienia czy straty kolejnych lat życia. Wybór jest zawsze po stronie zainteresowanego.

  10. Skandynawia jest mi bliska, bo w ciągu ostatnich kilku lat rozmawiałem z kilkoma różnymi osobami, które po kilkunastu - kilkudziesięciu latach pobytu uciekły ze Szwecji rączym kłusem. Umykały przed bogactwem kulturowym i możliwością przekazania im niechcianej donacji w postaci materiału genetycznego, aplikacji porcji ołowiu lub przygodnej operacji plastycznej za pomocą zakrzywionego noża.     

     

    20 godzin temu, rycerz76 napisał:

    Ludzkie systemy zawsze będą prowadziły do totalitaryzmu tak już jest w genach. Czy to liberalizm, kapitalizm, socjalizm jedne gówno.

    Nie mam wcale pewności, czy powód leży w genach, może częściowo, natomiast z konkluzją się jak najbardziej zgadzam, choć "totalitaryzm" rozumiem szerzej, jak tylko system rządów.

     

    20 godzin temu, rycerz76 napisał:

    Tylko personalistyczna wizja człowieka może coś zmienić.

    Uważam jednak, że żadna "wizja człowieka" niczego nie zmieni, bo zmienia się tylko punkt startu błędnego koła. 

     

    Nie jest więc żadną tajemnicą, co się stanie w Skandynawii, w Afryce, na Księżycu czy Antarktydzie. Ani co zrobią Niemcy. Ani co się wydarzy sto kilometrów pod ziemią, czy sto ponad nią. Ani za tysiąc lat. Stanie się to, co zawsze się dzieje, bo dzieje się w kółko to samo, ponieważ człowiek (czy też raczej to, co nim nazywamy) zmienić się nie może.

  11. 13 godzin temu, StatusQuo napisał:
    17 godzin temu, Kairos napisał:

    Jeżeli zaś chodzi, że "przestało zależeć", to raczej się w tym oszukujesz. Po prostu wyparłeś kolejne emocje

    Wiesz co, nie jestem pewien czy się do końca z tym zgodzę.

    Problem polegał na tym, że marnowałem swoją emocjonalną energie, na to żeby coś zmienić, a ponieważ mi się to nie udawało to cierpiałem.

    Ale ponieważ tak na prawdę, to chciałem zmieć drugiego człowieka, to było skazane na porażkę. Jeśli druga strona nie będzie chciała,

    to i tak nic z tego nie wyjdzie. Po prostu podjąłem decyzje, że nie będę marnował więcej energii i przestałem być aktywny w tej relacji.

    Ten tok myślenia jest prawidłowy w większości sytuacji, nie jest jednak prawdziwy w relacji dziecko - matka. Powód, dla którego odstąpiłeś od relacji z matką jest permanentna frustracja i ból, ale pragnienie tej relacji nigdzie nie wyparowało, tylko zostało wyparte (stłumione). Koszt tego wyparcia jednak ponosisz i ponosić będziesz, dopóki nie dotrzesz do tych emocji w głębi siebie i sam nie zaopiekujesz się swoim "wewnętrznym dzieckiem", uwalniając je w ten sposób od traumy odrzucenia. Patrz książka, którą poleciłem i YouTube. 

     

    13 godzin temu, StatusQuo napisał:

    Po pierwsze, zyskałem spokój, bo teraz mogłem zająć się sobą, po drugie, teraz piłeczka była po drugiej stronie i mogłem dzięki temu

    zobaczyć jak się rzeczywiście sprawy mają.

    Czasem, zamiast spojrzeć na rzeczywistość, patrzymy na to jakbyśmy chcieli, żeby świat wyglądał i cierpimy próbując budować swoją

    rzeczywistość na wzór tego wyobrażenia.

    Więc to nie jest tak, że wyparłem coś, ja to bardziej traktuje jak, bezterminowe wakacje, w tej konkretnej materii. Po prostu przestałem

    marnować swoją energie. Jeśli, po drugiej stronie będzie jakaś chęć, żeby poprawić relacje, to ja to i tak zauważę i jedyne na co teraz

    wydatkuje swoja energie jest to obserwacja.

    Ale też, zrozumiałem ile energii mi zabierała ta relacja, bo zacząłem bardziej wtedy patrzeć na siebie i dotarło do mnie, że zmarnowałem

    na to bardzo dużo czasu, który już nie wróci i tak na prawdę mam ogrom rzeczy do ogarnięcia w swoim własnym życiu.

    Wychodzi na to, że rodzic może być osobą, która Ci pomoże nieść bagaż w życiu, ale też może Ci go więcej dołożyć..

    Nie tylko w totalnej patologii ludzie mogą ci marnować energie..

    Rozumiem co piszesz lepiej, niż możesz przypuszczać. Jest to jednak tylko (i aż) pierwszy etap, czyli zauważenie i spotkanie się z faktami na poziomie intelektualnym. To już ogarnąłeś i wielki szacunek za to, ale to jeszcze niczego nie zmienia. Drugi niezbędny etap, to zmierzenie się z tym na poziomie emocjonalnym (patrz książka i YouTube). 

     

    Pójdziesz teraz w taką stronę w jaką czujesz się na siłach pójść. Gdyby jednak sprawy szły w złym kierunku, zapamiętaj na wszelki wypadek to, co napisałem, bo innej drogi niestety nie ma. Mówię to jako mistrz olimpijski w poszukiwaniu nieistniejących skrótów i wszelkich uników ?   

  12. W dniu 7.02.2020 o 21:46, jankowalski1727 napisał:

    Psychoterapie mam za sobą. Nic nie dała.

    Jaki miałeś rodzaj terapii ? Jeżeli nie znasz nazwy metody, podaj jak to mniej więcej wyglądało.

     

    W dniu 7.02.2020 o 21:46, jankowalski1727 napisał:

    Prochy srednio mnie interesują, bo zaniknie popęd plus masa skutkow ubocznych...

    Prochy to głównie sposób na tłumienie, a nie rozwiązywanie problemów.

  13. W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

    Kiedyś odkryłem, że jak dużo gadam, to daje mi święty spokój, więc przez wiele lat wygadywałem się do niej.

    Dużo do niej gadałeś dlatego, że w głębi serca próbowałeś z całych sił do niej dotrzeć, przypodobać się, zasłużyć na miłość.

     

    W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

    Ale też jak nikt inny, a w zasadzie, jest jedyną osobą na świecie, która jest mnie w stanie doprowadzić

    do wrzenia w ciągu sekund. Niejednokrotnie, mając dobry humor, po minucie darłem się na cały regulator,

    po czym ten wkurw potrafił mnie trzymać nawet dwa, trzy dni.

    Wyparte emocje - gniew + smutek - skrzywdzone wewnętrzne dziecko.

     

    W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

    Standardem było kłócenie się i pretensje przez pierwszą godzinę, tylko po to, żeby na spokojnie porozmawiać 10 minut. Standardem, było też wieczne

    kłócenie się o to samo.

    Jak wyżej.

     

    W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

    Przyszedł dzień, że postanowiłem, że sobie więcej nie pozwolę na denerwowanie się.

    Byłem taki wypalony i tak bardzo potrzebowałem świętego spokoju, że stwierdziłem, że nigdy więcej..

    Odpuściłem. Przestałem do niej dzwonić, przestałem się starać, przestało mi zależeć. Przestałem jej tłumaczyć

    coś dwa razy, a jak mnie irytowała, to jej to mówiłem i się rozłączałem. Mija trzeci rok, jak mamy minimalny kontakt.

    Na pewno - szczerze - szacunek za tą decyzję. Jeżeli zaś chodzi, że "przestało zależeć", to raczej się w tym oszukujesz. Po prostu wyparłeś kolejne emocje. 

     

    W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

    Miałem w międzyczasie taki epizod, że potrzebowałem wsparcia, wiadomo, poradził bym sobie sam,

    ale po prostu było mi źle i chciałem kurwa, coś dobrego na swój temat usłyszeć, tak po prostu, bo żyje.

    Dotarło do mnie, że ona nie potrafi powiedzieć nic dobrego ani nic miłego. Dotarło do mnie, że jej poziom

    zrozumienia mojej osoby wynosi absolutne zero.. Nawet jakbym chciał się targnąć na własne życie to by

    do niej nie dotarło, że potrzebuje pomocy.. Czuje się bardziej samotny z nią niż bez..

    Takie są po prostu fakty.

     

    W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

    Problem jest taki, że jak jeszcze nałożyłem na to wszystko swoją wiedzę o kobietach, swoje oczekiwania,

    to przestałem odczuwać jakikolwiek motywacje, żeby utrzymywać z nią kontakt. Jak widzę, kiedy dzwoni

    to pierwsze co myślę to "ja pierdolę"..

    Nie mieszałbym tego z "wiedzą o kobietach", bo relacja z matką nie jest relacją intelektualną i kluczem do niej nie jest w zasadzie wiedza, tylko emocje i świadomość. Jest to relacja fundamentalna, nieporównywalna z żadną inną.

     

    W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

    Czekam, aż do niej dotrą pewne sprawy, aż poczuje się samotna i zrozumie,

    o co chodzi w relacjach, aż zdejmie koronę i spróbuje zauważyć, co jest ważne, a co ważniejsze.

    Można mieć przypuszczenie graniczące z pewnością, że to się nigdy nie wydarzy. Możesz więc iść dalej w wypieranie, racjonalizowanie, albo możesz też w pewnym momencie pójść w oszukiwanie się i "zobaczyć" rzeczy, których nie ma.

     

    Możesz też zająć się swoim dzieckiem wewnętrznym, wpisując to właśnie hasło w YouTube oraz kupić sobie książkę  https://lubimyczytac.pl/ksiazka/87856/powrot-do-swego-wewnetrznego-domu-jak-odzyskac-i-otoczyc-opieka-swoje-wewnetrzne-dziecko

    Tam znajdziesz wszystkie adekwatne do swojej sytuacji odpowiedzi.

     

     

     

    • Like 1
  14. 4 godziny temu, Bombas napisał:

    mój problem polega na tym że przerastają mnie już fantazje na temat tej jedynej.

    Panowie, jak się wyleczyć?

    Każdego kiedyś mocno pojebało, to norma ?

    Jak się potem z perspektywy czasu spogląda na te wszystkie "jedyne", to się człowiek za głowę łapie i wznosi oczy ku niebiosom. Szczególnie interesujące są tego typu "objawienia" w przypadku, gdy tej "jedynej" zdobyć się nie udało, a potem sobie uświadamiamy co by się stało, gdyby się jednak udało...

    A jak się uda, to już Ci ona sama wszystko wkrótce  wyjaśni... ?  

    • Like 1
  15. 2 godziny temu, Mosze Red napisał:

    Reasumując wegetarianizm jestem na tak, weganizm jestem na nie. 

    Mam bardzo podobne zdanie.

    Kilkukrotnie na przestrzeni wegetariańskich dziesięciu lat miałem niezbyt długie okresy wegańskie. Czułem się w jakiś sposób jeszcze "lżejszy", ale wyraźnie słabłem i miałem przeczucie, że to nie zmierza w dobrym kierunku. Tak więc weganizmu nie polecam, mam wrażenie, że jest zbyt wymagający jeżeli nie ma być biletem na tamten świat... ?   

  16. 8 godzin temu, SinisterPrime napisał:

    Czuję ,że zmarnowałem całe życie ,chciałbym nadrobić stracony czas.Chciałbym się zmienić ,czytam poradniki o samorozwoju,staram się otwierać na ludzi i poprawiać swoje umiejętności.Zapisałem się nawet na psychoterapie i czekam na efekty.Oprócz tego straciłem motywacje do nauki, zawalam studia.Nie wiem co mam robić.

     

    8 godzin temu, SinisterPrime napisał:

    Na 1 roku zdiagnozowano u mnie epizod depresyjny , przez rok brałem antydepresanty

     

    To co opisujesz wyraźnie wskazuje na to, że "dziewczyna" funkcjonuje w Twojej rzeczywistości jako wymarzony wybawiciel, który odmieni Twoje życie. Nie ma nic złego w tym, że tak to widzisz, chociaż jest to nieprawda - niczego nie odmieni, poszerzy się tylko i pogłębi spektrum możliwych dramatów.

     

    W mojej ocenie musisz się zwrócić ku swojemu wnętrzu, rozpoznać i uzdrowić problemy, które tam się znajdują, bo prochy tego nie załatwią. Najlepiej w takiej sytuacji przyjrzeć się własnej rodzinie, funkcjonującym w jej obrębie wzorcom oraz własnej w tym roli. Wiem, że jest to teraz przerażające i trudne, ale jest to też na szczęście możliwe. W twoim wieku możesz stosunkowo łatwo naprostować jeszcze bardzo wiele, póki wszystko jest jeszcze "na wierzchu".

     

    Oczywiście zamiast tego możesz dalej czekać na "uzdrawiający" pocałunek (dziewczyny, Jezusa, Matki Boskiej itp itd), ale wtedy będziesz ponosił dalsze straty. 

  17. 4 minuty temu, Androgeniczna napisał:

    Chodzi o to że jeśli ktoś Cię kocha to troszczy się o Ciebie, podziwia Cię, szanuje i reszta tych cech które wypisałam. Jeśli jest miłość to ty odpłacasz się tym samym a więc troszczysz się o tą osobę, podziwiasz, szanujesz itp.

    No i masz jak na tacy definicję "oświeconego" egoizmu. Miłość = korzystnie obustronna transakcja. Takie widzenie sytuacji ma nie tylko wymiar akademicki, ale i praktyczny. Wszystkie nieporozumienia z "miłością" biorą się właśnie z tego, że nie jest ona widziana jako forma egoizmu - tylko błędnie - jako jego przeciwieństwo.

     

    Choć jest to niemożliwe, to wszyscy chcemy być przez kogoś zbawieni i "miłość" została pomyślana jako jedna z form tego zbawienia. Jakie są skutki tej wiary, to chyba widać gołym okiem. Fundamentalnym usprawiedliwieniem takiej ludzkiej strategii jest fakt, że z sytuacji w której się znajdujemy nie ma żadnego wybawienia. Wszystkie wyjścia są iluzoryczne. Tak więc, "kochajmy się" ! ? 

     

  18. 18 minut temu, azagoth napisał:

    Uważam, iż "pragnienie miłości" zostało nam wmontowane do głów przez społeczne warunkowanie. Szczególnie mężczyznom. 

    I tak, i nie.

    Tak, jeżeli używamy słowa "miłość" - a najczęściej tak właśnie jest - w potocznym rozumieniu, gdy jest ono po prostu ładniejszą odmianą egoizmu. Niczym więcej.

    Przypuszczam, że jest jeszcze Miłość będąca stanem istnienia i tej właśnie Miłości bezskutecznie poszukujemy poprzez brnięcie w egoizm zwany "miłością". I stąd te wszystkie, niezliczone zawody.

    Miłość przychodzi z wnętrza człowieka, a "miłość" z zewnątrz.  

     

     

  19. 14 minut temu, Piter_1982 napisał:

    Zdecydowałem się przez 10 dni (na początek) zrezygnować ze wszystkich produktów od zwierzęcych.

     

    Dziś dzień drugi. 

     

    Jestem cały czas głodny. Nie chcę jeść co 1,5 godziny posiłku. Rano nie mogłem zjeść całej torebki kaszy gryczanej z kiszoną kapustą. Wydawało mi się, że jestem pełny.  Po godzinie czuję głód. Na szczęście zabezpieczyłem się w banany. Obiad podobnie jak śniadanie. W międzyczasie zjadłem chyba 5 bananów do chwili obecnej. Zaraz kolacja a mnie wykręca do mięska. Ssie normalnie.  

    Zostałem wegetarianinem jakieś dziesięć lat temu, w ciągu kilku sekund, nie planując tego uprzednio. 

    Wcześniej naśmiewałem się z wegetarian i robiłem im wesołe żarciki ?

     

    Ten głód, który teraz odczuwasz szybko przeminie - pamiętam go bardzo dokładnie z czasów, kiedy jadłem mięso. "Sałata" trawiła się wtedy w ciągu minut i ssało w żołądku. Z perspektywy czasu mogę napisać, że nigdy w życiu nie będziesz czuł się tak zadowolony i syty jedząc mięso, jak będąc na "diecie" wegetariańskiej. Wiem, że teraz ciężko w to uwierzyć, ale właśnie tak jest.   

    • Like 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.