Skocz do zawartości

Rafał80

Użytkownik
  • Postów

    62
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Rafał80

  1. 8 minut temu, Leniwiec napisał:

    Mam starszego znajomego, któremu żona po urodzeniu syna oznajmiła to samo-białe małżeństwo. Dostała jakiegoś pierdolca na punkcie kościoła i wiecznie tam siedziała. Przed ślubem oczywiście nie wychodzili z łóżka.

     

    Facet nie rozwiódł się z nią, po prostu odszedł i nigdy nie wrócił. Całe życie na lewiźnie, dziwkach. Mógł od razu się rozwieść, ale chyba nie miał odwagi, z resztą to były inne czasy, prawie nikt się wtedy 

    Miałem podobnie, ale u mnie się poprawiło po ostrych słowach i reakcjach z mojej strony.

  2. 9 minut temu, sargon napisał:

    Ludzie Ci doradzają, ale Ty trochę wydziwiasz.

    To wygląda trochę na to, że założyłeś ten temat, tylko żeby ktoś potwierdził decyzje, które już podjąłeś.

     

    1. Żona nie weźmie kredytu na mieszkanie, domu nie sprzeda, remontów nie zrobi ani nic nie dołoży i ogólnie ma w dupie.

    Co, mamy wpaść do niej i jej pogrozić, żeby zgodziła się na Twoje warunki ?  xD xD xD

     

    2. Ty nie masz nic, wszystko łożyłeś w dom, stać Cię najwyżej na 2-pokojowe mieszkanie, ale nie chcesz brać kredytu, bo masz 40.

     

    3. Ja dojeżdżałem do liceum 30km. 4 lata. Plus 1 rok studiów. Dało się. Wielu piszących tak samo.

    Twoje dzieci chcesz trzymać pod kloszem, tak że : żadnych dojazdów, żadnej bursy, żadnego internatu.

    Ok. Zostaje wam nauczanie domowe. Też wykonalne.

     

    Mówiąc w skrócie - nie myślałeś o przyszłości, i obudziłeś się z ręką w nocniku.

    A ponieważ jesteś bardzo zasadniczy, żadna opcja Ci teraz nie pasuje.

     

    Nie ma lekko.

    Jedyne, co może pasować do tak mało elastycznej postawy, to:

    a. wrzucasz intercyzę (o ile jeszcze nie masz)

    b. kupujesz na siebie to mieszkanie 2 pokoje

    c. wynajmujesz dopóki dzieci nie wejdą w dorosłość.

    Mówisz im, że jak będą się dobrze uczyć, i dostaną na studia, to będą mogły tam mieszkać na studiach (ale rachunki będą musieli sami opłacać).

    d. dzieci normalnie dojeżdżają do szkoły, albo ta bursa. Tak wygląda dorosłość.

    e. po studiach dzieci na swoje, albo jak będziesz uważać. Mieszkanie zostaje jako zabezpieczenie dla Ciebie

    f. żonie mówisz, że jak chce mieszkać potem w mieście, to niech się podzieli sprzedażą domu. Sytuacja będzie rozwojowa i nieprzewidywalna, więc to spekulacyjny punkt.

     

    Ewentualnie :

    Znajdujesz nową, zajebistą pracę i kupujesz po 2 latach za gotówkę ;)

    Dziwnym trafem wypowiadają się tylko ci, co dojeżdżali do szkoły 20-30km. Ja np. miałem zawsze szkołę 15 min na nogach. I nikt mi nie powie, że to nie jest wygodniejsze i lepsze rozwiązanie, niż tłuczenie się autobusami i łażenie po dworcach zawsze na w pół biegiem.

    2 minuty temu, MMorda napisał:

    To jak to jest rafałku? Coś słabo krecisz w internetach

    rocznikowo tyle ma, wg. daty urodzenia jeszcze nie. Ale spoko, przejrzałeś mnie. 1:0 dla ciebie.

  3. 2 minuty temu, karhu napisał:

    Dlatego ja dom na wsi sprzedaje,a kupuje mieszkanie. Tyle ze ja jestem po rozwodzie,a dom jest moj. Jestem przed piecdziesiatka i starczy tego rycia przy domu,dzieciaki i tak nie wroca. I mysle ze tu bardziej o to Tobie chodzi,bo same dojazdy do szkoly z tego co napisales nie sa problemem. Sam majac 15 lat mieszkalem w internacie,zyje o dziwo i w wiezieniu nie bylem.

    W dużej mierze tak, z resztą sam to przyznałem powyżej. Dobrze to określiłeś mianem "rycia". Naprawdę mam dość. To, co jeszcze 7 czy 10 lat temu robiłem z przyjemnością, dziś już jest dla mnie męczące. Zwłaszcza, że 90% czynności przy domu wiąże się z pracą fizyczną.

     

    6 lat temu miałem wypadek komunikacyjny, mam do dziś jego skutki. Zdrowie się posypało, a obowiązki ogrodnika i budowlańca w domu pozostały. Nie stać mnie na zatrudnienie do wszystkiego ludzi, stąd wiele rzeczy robiłem zawsze sam.

  4. 1 minutę temu, Quo Vadis? napisał:

    Sam dojeżdzałem :) nic strasznego, nauczą się planować swój dzień.

    Jak autobus im kilka razy spierdoli to będą wiedziały, że lepiej przyjść wcześniej niż za późno czyli uczymy punktualności :D

    Także nie tyle Ci chodzi lub Wam o to, aby oszczędzić dzieciom dojazdów co o to, że Ty chcesz mieszkać w innym miejscu.

     

    Moim zdaniem zadłużanie się w obecnej sytuacji jest zdecydowanie głupie.

     

    Dla mnie dom to sterta cegieł, która przyjechała na 2 tirach. Nic niepowtarzalnego. Sam z rodzicami za młodu przeprowadzałem się 3 razy, ojciec miał taki zawód, że jeździło się za pracą. Ogólnie dom jest tam, gdzie praca, centrum życia codziennego. 

    Powoli przestaje mi pasować scenariusz, że wracam na wioskę do swojego domku codziennie po 19,00 , a rano o 7.00 wyjeżdżam. 

     

    Owszem, dobrze ktoś z was napisał. Dzieci mam już odchowane, za kilka lat z domu wyjdą. I właśnie dlatego nie chcę żyć na 5 pokojowej chałupie, gdzie w zimie płacę 900zł za ogrzewanie co miesiąc.

    Lubię ruch, gwar. Lubię pójść do kina, na basen, do teatru.

     

    Aktualnie wszędzie muszę dojechać minimum 20km w jedną stronę. Na starość mogę już np. nie być w stanie jeździć autem i co wtedy? Kto mi zakupy zwiezie?

  5. 1 minutę temu, CzikaBoom napisał:

    @Rafał80 Daj dzieciakom wybór - dojazdy albo bursa. Może nie wyrosną na miernoty.

    Generalnie wasz dom może być w cenie za jakieś 10-15lat.

    Rozumiem, że odśnieżanie jest czasochłonne, ale koszenie trawy to jeden dzień w miesiącu, a naprawy może raz w roku (chyba, że dom jest z kartonu).

    Widzę z kilometra, że jesteś z blokowiska ?

     

    U mnie koszenie trawnika to raz w tygodniu minimum. Powierzchnia działki 850mkw. Samą trawę koszę 2,5-3h. Chwasty wzdłuż płotu z zewnątrz i na zewnątrz drugie tyle. Naprawy to nie tylko te, które wynikają ze zużycia ale również np. efekty burz, nawałnic, gradu. Jak tu mieszkamy 14 lat to :

     

    1) 5 razy poleciały dachówki przy mega wiatrach - teraz szukaj dekarza, dogrywaj terminy, kupuj nowe dachówki, których już nie ma w produkcji;

    2) 2 razy grad zrąbał mi samochód i elewację - elewacja do ponownego położenia (leciały gradziny 4cm) - tu na szczęście ubezpieczenie

    3) 2 zalania poddasza

    4) 1 pożar komina (sadze)

     

     

    Wiesz, jestem coraz starszy i mam też pewne problemy zdrowotne nasilające się z wiekiem. Cenię sobie coraz bardziej komfort i święty spokój. Pochodzę z bloku, z 3 pokojowego mieszkania. Chciałaś ciepło, odkręcalas kaloryfer i było ciepło. tutaj najpierw trzeba wyczyścić i załadować piec, rozpalić i tak codziennie. 

    Plecy siadają mi już od dźwigania worków z ekogroszkiem.

     

    Naprawdę upierdliwości w mieszkaniu we własnej nieruchomości jest sporo. Ale to się wie dopiero wtedy jak się ją ma.

  6. Teraz, SławomirP napisał:

    Liceum z internatem. 

    Niestety mam trochę inne wyobrażenie na temat wychowania dzieci. Nie uważam, by wiek 15 lat był wiekiem, w którym syn czy córka ma się wyprowadzić z domu. Sam z domu rodzinnego wyniosłem się w wieku 24 lat, zaraz po studiach i ślubie. Nie uważam, by było to coś nienormalnego.

     

    Internat jest dla ludzi bez wyjścia. My wyjścia mamy, wspólne zdanie również. Problem pojawia się jedynie na etapie realizacji.

  7. Teraz, giorgio napisał:

    Usiądź sobie i przelicz ile Cię wyjdzie miesięczny, a ile hipoteka na 18-25 lat na 2 pokojową metę. Miesięczny 150-200? 

     

    Przecież to tylko 20km, nie 120. Po drugie zawsze są bursy szkolne, które możesz im opłacić.

    Hipoteki najpewniej nie wezmę, bo wobec braku chęci żony na sprzedaż domu byłbym kretynem. Na utrzymywanie 2 nieruchomości nas nie stać.

     

    Wieś, w której mieszkamy ma 600 mieszkańców. Poza kościołem, sklepem i szkołą nie ma tu nic.  Dzieci coraz starsze i dopominają się o jakieś rozrywki czy kontakty ze znajomymi. Wszędzie mam je wozić do 18 r.ż?

  8. Teraz, SławomirP napisał:

    To jakiś żart? Mieszkam w małej miejscowości ponad 20km od dużego miasta. Wszyscy znajomi, którzy mieli ambicje pójść do lepszego liceum niż nasze miejscowe dojeżdżali. Jeśli kogoś wydział znajduje się zaraz po wjeździe do tego miasta nie przeprowadza się nawet jako student.

     

    A wy chcecie dom sprzedawać? 

    Tak, bo nie jest w mojej ocenie potrzebny na starość. Sorry, ale 160mkw utrzymać może być ciężko z emerytury. Ja od początku mówiłem, że na starość się na mieszkanie w domku na wsi nie piszę. A do tego dochodzi fakt, że nie jest on mój. 

    Moja żona od początku o tym wie, zna moje zdanie. Dzieci były małe, dom był gotowy i nowy - spoko. Ale nie jest moją ambicją wieczne koszenie trawnika, odśnieżanie zimą czy nieustanne remonty, których będzie coraz więcej.

     

    Do pracy dojeżdżam dziennie 70km w obie strony, żona 40. Dzieci wozimy na dodatkowe lekcje 40km 2 razy w tygodniu. To też kosztuje. 

     

    Ogólnie w 80% chodzi o redukcję kosztów.

  9. Teraz, Adolf napisał:

       Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to chuj ze szkołą, przecież to tylko papier a nie wykształcenie,

    Wykształcenie nie czyni inteligentnym, twórczym, nie uczy rzemiosła, generalnie jest tylko potrzebne do CV.

    Właściciela fabryki, zakładu rzemieślniczego nie obchodzą papiery, interesują go wyłącznie umiejętności.

     

       Szkoła to przeżytek, dzieci będą miały ukończoną obowiązkową podstawówkę i chwatit. 

    Daj im szansę wyboru, porozmawiaj o tym że szkoła nic im nie da. Osobiście teraz patrząc na moich dorosłych

    synów, jeden inż., drugi technik, chuj im dała szkoła jak pracują w zupełnie innym zawodzie nie związanym z wykształceniem.

    Wykształcenie to dla niektórych prestiż społeczny, bo tak, bo inni, wydasz na dzieciaki dodatkowe 200 koła,

    a i tak pójdą inną drogą.

     

       Wiem że jestem kontrowersyjny, ale przemyśl to. Co do Twojej wife i JEJ domu, już wiesz, teraz tylko równia pochyła.

     

    Pozdro.

    Nie wiem czy to tekst na poważnie? Sugerujesz mi bym dzieciom dał wykształcenie podstawowe i nic nadto? 

  10. ...w teorii proste, gorzej z praktyką.

     

    Jestem kilkanaście lat po ślubie. Od startu mieszkamy z żoną w jej domu jednorodzinnym. Żona jest po rozwodzie, dom budowała z pierwszym mężem, doszli do stanu deweloperskiego, rozwiedli się. Nie zdążyli zamieszkać (mieszkali u jej rodziców).

    Jako, że ziemia i dom od początku była własnością mojej żony (zakupiła działkę przed zawarciem pierwszego małżeństwa) to po rozwodzie wzięła kredyt, spłaciła męża w zakresie kosztów poczynionych na budowę i po temacie. Została z prawie wykończonym domem. Domem na wsi, 20km od miasta powiatowego i 45km od wojewódzkiego.

     

    Dom wykończyła, wprowadziła się sama. Po roku się poznaliśmy. Minął rok z hakiem, wzięliśmy ślub, pojawiło się dziecko, potem drugie. Naturalną koleją rzeczy (choć nie bez moich oporów) zamieszkałem po ślubie w tym nowym i pięknym domku no i tak mieszkam(y) do dziś.

     

    Pojawia się jednak od kilku lat temat nieunikniony, o którym mówiłem od startu czyli edukacja dzieci. Dalsza edukacja. Otóż dzieci są w 5 i 6 klasie podstawówki, chodzą póki co do lokalnej szkoły. Jednakże jakakolwiek szkoła ponadpodstawowa to kwestia dojazdu autobusem 20km do miasta powiatowego.

     

    Zarówno ja jak i żona jesteśmy zgodni, że będzie trzeba się przeprowadzić, bo najpierw liceum dzieci, potem studia - chcielibyśmy im zaoszczędzić dojazdów, a i nasze życie zawodowe jest związane z miastem i codziennie dojeżdżamy.

     

    No i do tego momentu jesteśmy zgodni, a dalej pojawia się problem.

     

    Otóż moja żona ani myśli sprzedać dom, by dołożyć do zakupu większego mieszkania w mieście (3-4pokojowe) i właściwie nie przedstawia mi żadnego planu poza wynajmem lub kredytem na 25 lat, na który ja ani myślę zaciągać, bo mam już 40tkę na karku, żona ciut więcej.

    Z prostych kalkulacji wychodzi nam, że zdolność kredytową mamy na góra 2 pokoje, co przy dorastających dzieciach jest słabym pomysłem. Żona wzbrania się i kategorycznie odmawia jakichkolwiek rozmów nt. sprzedaży domu, bo to jest jej i koniec. Przy tej okazji wyłania mi się również jej podejście do mojej osoby - wg. mnie nie traktuje mnie poważnie.

     

    Na moje pytanie co zrobić z domem, jeśli nawet kupimy te 2 pokoje i tam się wyniesiemy - żona mówi, że wynajmie. Tak, wynajmie. Na zadupiu, co najwyżej ukraińcom jako hotel robotniczy. I po pół roku dom do kapitalnego remontu.

    Kolejna sprawa to fakt, iż dom nie jest jeszcze w 100% wykończony (na górze druga łazienka w stanie deweloperskim, brak podbitki dachowej). Wymaga też już pewnych remontów, typu płytki na tarasie zerwać i położyć nowe, drzwi wejściowe, w najbliższych latach wymiana kotła CO na taki, co spełni wymogi ustawy antysmogowej). Z moich wyliczeń wynika, że wszystko w/w pochłonie lekko 40kpln. To są pieniądze, na które przynajmniej w części musielibyśmy (głównie ja) wziąć kredyt.

     

    Powiedziałem wprost, parę lat temu mojej żonie, że nie uśmiecha mi się ładować kasy w coś , co nie jest moje i nigdy nie będzie. Nie wdając się w szczegóły, przez ~~ naście lat małżeństwa były akcje, które otworzyły mi oczy, że warto wykazać się pewną dozą nieufności wobec małżonki i dążyć do tego, by mieć cos swojego na tzw. starość lub gorsze czasy.

     

    Przez wszystkie lata co tu mieszkamy, umeblowałem cały dom, robiłem malowania, jakieś płytki, naprawy czy konserwacje - wszystko ze swoich dochodów. Żona sprawiała wrażenie, że jej to zwisa i np. jak rozciekł się parę lat temu komin (wada obróbki blacharskiej) to ja szukałem dekarza, płaciłem za usługę, dowoziłem materiały. Pamiętam, że nawet nie miała czasu/ochoty usiąść do stołu ze mną, by porozmawiać jaki mamy budżet, by wspólnie poszukać fachowca (jej kuzyn jej budowlańcem, mogła się odezwać). Powiedziała mi tylko, że ona się na tym nie zna i "jak coś chcesz to sobie to załatw i zapłać". Wtedy wkurwiło mnie to na maxa, załatwiłem sprawę, opłaciłem fachowca. Ale od tamtego czasu powiedziałem sobie, że za ch*ja nie wsadzę w ten dom złotówki poza najpilniejszym bieżącymi naprawami.

     

    Dlatego teraz doszedłem powoli do ściany. Za 2 lata dzieci kończą podstawówkę i trzeba podjąć decyzję jak w tytule wóz albo przewóz. Nie zamierzam tu mieszkać dłużej, niż owe 2 lata. Mam zdolność kredytową na 2 pokoje w mieście i zastanawiam się czy już teraz kupić to mieszkanie i je od razu wynająć na te 2 lata czy czekać aż żonie coś się odwidzi, w co szczerze wątpię.

     

    Dodam tylko jeszcze, że opcja pt. idziemy na 2 pokoje, a dom wynajmujemy w KAŻDYM aspekcie odbije się na mnie i moich finansach. Jeśli najemcy zrujnują ten dom, to remont będzie na moich barkach zarówno fizycznie (umiem sporo we własnym zakresie) jak i finansowym, bo znam żony podejście do sprawy - ona ma zawsze inne wydatki.

     

    Jedyna co mnie przeraża, to jak położę lachę na ten dom i się wyniosę (sam, czy z żoną i dziećmi) to ta chałupa popadnie w taką ruinę, że wtedy żeby to sprzedać trzebaby opuścić 50%. 

     

     

    I co byście radzili ? A może od razu pomyśleć o rozwodzie , wszak dzieci mają już 12 i 13 lat, więc za parę lat będą pełnoletnie. Tak, rozważam różna opcje.

     

     

     

  11. 3 minuty temu, Pancernik napisał:

    Też kiedyś goliłem się prawie na zero, tylko co innego, gdy robisz to bo tak, a co innego jak nie masz za bardzo wyjścia. Mi w pewnym momencie się odwidziało, stwierdziłem, że jednak porobię sobie te "fantazyjne loczki" i znowu miałem dłuższe. Kolega @Rafał80, takiego wyboru nie ma, także tego.

     

    Po prostu dla niektórych, to ciężka decyzja i tyle. Dla wielu facetów, łysienie to jednak jest, jakaś tam zadra w samoocenie.

    Zupełnie szczerze odpiszę - tak, jest to dla mnie trudne jeśli chodzi o samoocenę. To znaczy, nie że od rana do nocy chodzę kanałami, ludzi się boję i unikam. Absolutnie nie, jestem bardzo towarzyski i zawsze byłem. Ale jednak świadomość, że w lustrze to już nie ten Rafał co 15 lat temu zaczyna mnie powoli smucić.

  12. 2 minuty temu, MaxMen napisał:

    Serio ? Ścięcie włosów na łyso w twoim przypadku stawiasz do takiej rangi i roztrząsasz na forum ? Pytasz ludzi w pracy ?

    Jak na moje to jesteśmy ten sam rocznik, mimo wieku mam nadal gęste i w pełni czarne włosy a mimo to ze dwa lata temu zgoliłem się na łyso maszynką, potem golarką do skóry od tamtej pory zrobiłem to ze 4 razy ogólnie super wygodna sprawa i w dupie miałem to co kto o tym pomyśli. Ale biorąc pod uwagę, że jestem kawalerem a włosy gęste i czarne to jednak preferuję jakąś tam fryzurę. Jakbyś poszperał w moich postach to znajdziesz w którymś temacie foty przed i po, a jak sam znajdę to wstawię ;) Gol głowę i się nie przejmuj ;)

    Szczerze? Masz faktycznie rację. Generalnie mam w dupie co i kto powie na moją łysinę, bo to będzie w dużej mierze wyłącznie opinia ludzi, którzy mnie znają "od zawsze" i nigdy nie widzieli łyso.

    Gdybym natomiast poszedł w miasto główną ulicą, to nikt obcy nawet nie spojrzy, bo to dziś zupełnie normalna sprawa.

     

    Bardziej chodziło mi właśnie o takie totalnie obiektywne opinie obcych mi ludzi, wszak na ulicy pytać obcych jakoś tak nie wypada ?

    • Like 1
  13. 26 minut temu, Ważniak napisał:

    Z opisu wnioskuję, że z włosami przypominasz coś na wzór tego jegomościa (ewentualnie masz trochę "bujniejszą" czuprynę):

    prince-william-smiling-t.jpg

    Wg mnie takie coś od razu powinno się golić na zero, bo wygląda tragicznie.

     

    Wszelkie podobne wariacje tak samo.

     

    Ba, nawet nie powinno się pozwolić na dojście do takiego etapu; w momencie, gdy zauważasz, że linia włosów zaczyna się cofać (androgenetic alopecia; male-pattern baldness), windows peak zamienia się no-windows-at-all lub prześwity na koronie głowy są już widoczne nawet przy niewielkim oświetleniu, to są dwa albo:

    - przeszczep włosów;

    - zgolenie się na łyso.

     

    IMHO wszystko pomiędzy jest po prostu godne politowania. Tzw. reanimowanie trupa.

     

    Jeśli o mnie chodzi, to od razu pójdę sobie przeszczepić włosy, gdy tylko zacznę łysieć, i to polecam każdemu mężczyźnie, którego włosy chcą powiedzieć bye-bye.

     

    Są faceci, którym łysy łeb pasuje - The Rock, Joe Rogan, Jason Statham, Łysy z Brazzers, ale jeśli już idziesz w łysinę, to musi być konkretna masa z rzeźbą i najlepiej broda. Tak jak w przypadku wyżej wymienionych. #KratosStyle.

     

    Wizualnie najgorsze, co może być, to łysy, otyły facet z twarzą soyboya.

     

    Mike Thurston przeszedł przeszczep włosów i opowiada o całej historii na swoim kanale: https://www.youtube.com/watch?v=kYqSfeVV-To - w najnowszych video ma już bujną czuprynę i sam możesz ocenić, że różnica jest gigantyczna na korzyść włosów.

     

    Zapewne w przeszczep nie będziesz chciał się bawić, bo to kosztowne, tak więc komisja w jednoosobowym składzie podjęła decyzję: GOLIĆ. xD

    Profesjonalna rada i opis - dzięki.

    Nie, aż tak jak William jeszcze nie wyglądam ale dokładnie ten sam typ łysienia. Mam tylko trochę u góry gęściej, niż on ale linia czoła w dokładnie tym samym miejscu co u niego. Do tej pory miałem u góry dłuższe włosy, niż on na tym zdjeciu to aż tak nie było tego widać bo można było trochę "pożyczyć" z jednej strony głowy na drugą. Niestety im włosy są rzadsze tym bardziej to widać i tym mniejszy sens w ich zapuszczaniu na długosć

  14. Teraz, dobryziomek napisał:

    Generalnie większość kobiet, które znam twierdzą, że nie lubią lysych

     

    Łysym można być w dwóch przypadkach. 

    1)Jak masz odpowiedni kształt czaszki. 

    Jak nie masz odpowiedniego kształtu lepetyny to:

    2) musisz być dobrze dopierdolony i zapuscic brodę. 

     

    Sam jestem zakolakiem i nie wyobrażam sobie, żeby ściąć się na lyso nie mając brody i dużej masy. 

     

    Wyglądałbym na chorego... 

     

     

     

    Mam 183 cm i 91kg. W bicepsie 38cm. Przynajmniej w teorii więc spelniam warunek bycia dość dużym

  15. Jestem przed 40tką, niestety zakola przestały być już tylko zakolami i czółko cofnęło się za połowę głowy ?

    Boki i tył rosną jak szalone, dlatego już od kilku lat chodzę ostrzyżony na max 6mm z boku i 3-4 cm u góry, to co zostało.

    Niestety wygląda to już od m/w roku coraz bardziej komicznie, zwłaszcza jak wiatr zawieje i te przerzedzone włosy mi podwieje w górę ?

     

    Dlatego też postanowiłem się zgolić testowo na zero. Nigdy nie byłem kompletnie łysy, czaszkę mam foremną bo na tyle krótko bywałem obcięty, by to zauważyć.

     

    Żona, rodzina jakoś ma mieszane uczucia ale zbytnio nie prostestuje - w razie czego wyhoduję od nowa, to tylko włosy. Ja problemu z tym nie mam również zbytnio, bo to tylko włosy ?

     

    Pytanie następujące - jak w zasadzie dziś postrzegany jest łysy facet w moim wieku? Jakieś plusy, minusy możecie podać? Przy czym bardziej te plusy i minusy nie w sensie oszczędzania na fryzjerach itp. tylko bardziej w aspekcie społecznym - czy wzrasta "szacun na dzielni", czy w pewnych kręgach (jeśli tak to jakich ?) nie jest się lekko na cenzurowanym na zasadzie przyszedł jakiś dresiarz... Jak panie patrzą na totalnie łysych?

    W pracy pracuję z 3 babami i 4 facetami w dziale i jak dwie babki podpytałem o tę kwestię to powiedziały, że im się łysi podobają i nie mają nic przeciwko. Pytałem kolegów to jeden stwierdził, że by się w życiu nie zgolił (akurat on nie rozumie problemów bo ma czuprynę jak ja za młodu), a drugi nie stwierdził nic odkrywczego tylko skwitował na zasadzie, że co się zastanawiam przecież pełno łysych dziś na ulicach, w różnych warstwach społecznych.

     

     

    Ogólnie chcę to zrobić na dniach i przydałaby się jakaś opinia od was, totalnie obiektywna, bo odnoszę wrażenie, że w moim środowisku ludzie z życzliwości nie powiedzą co o tym myślą wprost, by nie urazić. Chyba, że mam złe wrażenie i jednak mówią prawdę szczerą.

     

    Co sądzicie?

  16. Dla mnie to w sumie już nieistotne, bo od ~~ nastu lat jestem zonaty ale wcześniej miałem kilka epizodów związkowych (raczej mało poważnych) i tak sobie czasem, przeważnie przy kielichu rozmyślam nad taką kwestią.

    Otóż nigdy nie usłyszałem od żadnej kobiety czy to partnerki, koleżanki (tych miałem sporo) czy nawet (!!!) własnej żony bezpośrednio oceny mojego wyglądu w jej oczach.

    Owszem, trafiały się komplementy typu "masz ładne buty lub koszulę czy zegarek" ale stricte dotyczące wyglądu - nie przypominam sobie. Dodam, że nie jestem na pewno tzw. Chadem ale sam siebie oceniam w okolicach 7/10. Wzrost powyżej 183cm, waga w okolicach 90kg, kiedyś (przed ślubem)  miałem z 7kg mniej:) Podaję te parametry tylko dlatego, by was nakierunkować, że raczej nie jestem gościem typu "metr pięćdziesiąt w kapeluszu", żeby kobiety z litości się nie wypowiadały na temat mojego wyglądu.

     

    Zastanawia mnie ta ich dyplomacja w tym zakresie w stosunku do mojej osoby, bo ja np. jak któraś mi się podobała to mówiłem , że masz ładne nogi, włosy, twarz itp. - szczerze i bez konwenansów. Sam komentarza na swój temat wyglądu nie usłyszałem nigdy. Żony o to nie pytam bo zaraz uruchomi się lawina domysłów i pytań, a do czego mi to, czy wybieram się na podryw it. ?

    Powiem wam, że zastanawia mnie to czy wszystkie panny są takie powściągliwe w komplementowaniu facetów czy tylko ja tak trafiałem?

     

    W gruncie rzeczy najpewniej już do śmierci pozostanie to dla mnie tajemnicą jak w kwestii wyglądu byłem/jestem postrzegany przez płeć przeciwną?

  17. Ja, jeszcze kilkanaście lat temu jak bawiłem się w podrywy (przed ślubem) to o wiek pytałem w dość dyskretny sposób. Np. w którym roku skończyłaś studia/szkołę średnią itp. Można sobie dodać i wychodzi wiek.

    Przy okazji gdybym spotkał się z odmową udzielenia odpowiedzi to zlałbym  pannę w przedbiegach, bo sugerowałoby to jakieś mega zaburzenia. Proste pytanie - prosta odpowiedź.

     

    Jednakże moje zdanie na ten temat jest nieco podzielone.

     

    Uważam, że wiek z wyglądu można +, - ocenić z marginesem błędu 3-4 lata. Jeśli dana babka mi się podoba, mamy o czym z sobą rozmawiać i czujemy się dobrze w swoim towarzystwie to tak naprawdę co zmienia wiek? Co zmienia fakt, że dowiem się, że ma 3 lata więcej, niż myślałem? Nic. Nadal będę się z nią spotykał i dążył do tego, co zaplanowałem (o ile).

     

    Podobnie rzecz ma się w przypadku wagi. Jeśli widzę , że pacjentka jest lekko ulana to żeby nawet podała mi wagę, która mieści się w jakiejś tam normie dla wzrostu i płci - nie przekona mnie to. Dlatego chyba nigdy nie zdarzyło mi się pytać o wagę jakiejkolwiek kobiety, z którą miałem do czynienia. Wagę mam w oku, jak chyba każdy facet.

  18. W dniu 22.05.2020 o 09:52, Shit test odbiłem rozwodem napisał:

    Cześć pierwsza - stan obecny / otoczenie

    (Postaram się nie uskuteczniać wodolejstwa a raczej upcham fakty w jakiejś chronologii, żeby Was tu nie zanudzić telenowel

     

     

     

    [CIACH] przeczytałem.

     

    Moje 

    odczucia są dość mieszane. 

     

    Problem w waszym związku mam wrażenie nie jest wyłącznie po stronie wybranki ale również po Twojej.  Nie wiem jak można oczekiwać od kogoś, a w zasadzie nakazywać mu "masz być szczęśliwy/a" ? To trochę chore stary. Ma iść do pracy? Nie napisałeś jakie jest tło tego, że nie pracuje, może sam jej nie kazałeś bo narodzeniu dziecka? Może zarobi gówno nie pieniadz, a niańka/żłobek kosztuje?

     

    Po drugie wydaje mi się, że oboje zwyczajnie nie dojrzeliście do roli rodziców, a najdobitniej świadczy o tym Twój rozbudowany opis waszego hulaszczego trybu życia wcześniej. To jest charakterystyczne dla par, które były bardzo zabawowe, aż nagle cyk i 2 kreski na teście ciążowym - świat się wali.

     

    Niestety zaczęło się wam prawdziwe życie, a to nie polega na chlaniu, jeżdżeniu na motorze i chodzeniu po górach jak dzieci kwiaty. To przede wszystkim obowiązki. Zabawa w rodzinę nie jest dla wszystkich.

     

     

    Po trzecie - nie muszę uzasadniać swojej wypowiedzi. Sam napisałeś:

     

    " Szczerze to szybko złamałem swoją psychę i mam wywalone na nią na potomka i wszystko co kojarzy mi się z nią. Rodzina mi jeździ po łbie jaki to ze mnie itp."

     

    W ten sposób może napisać tylko niedojrzały gówniarz. Mi jako ojcu w życiu, by mi przez myśl takie hasło nie przeszło, a co dopiero pisanie tego publicznie. Ty się zwyczajnie chcesz uwolnić z kajdan jakimi stała się dla Ciebie rodzina i obowiązki.

    3 godziny temu, balin napisał:

    Warto pamiętać, jaki wzorzec rodziny dziewczyna wyniosła z domu. Męska część jest uległa, robi za pantofle.  

    no u niego to raczej on rozdaje karty, a baba siedzi w domu. Ona nie ma żadnej siły przebicia bo stała się kurą domową. Nie wiem zatem o jakiej uległości po stronie faceta mówisz.

    • Like 1
  19. 21 godzin temu, Morfeusz napisał:

    Bracie @Still chyba wiesz skąd ten atak @Rafał80, za pisanie prawy o paniach. ;)

    Właśnie uświadomiłeś @Rafał80, że jego myszka może nie być "inna niż wszystkie" i jego rolę w tym związku.

    Co w połączeniu z tym, że nie zamoczył w kuzynce (wątek niżej), robiąc za jej tampon emocjonalny. Spowodowało dość dużą frustrację, którą tutaj wyładowuje.:D

     

    Sfrustrowany? Nie używajmy słów, których nie rozumiemy. Ja jestem zwyczajnie, tak po ludzku wkurwiony tym, o czytam. Nigdy z babami nie miałem problemów, bo nigdy od nich niczego nie oczekiwałem. 

    Pogadać sobie z nimi lubię i owszem, a kto mi zabroni?

    Wkurwia mnie tylko jak ktoś mi się tak niezdarnie odgryza, bo wie, że sam wdupił po całości chwaląc się związkiem z rozwielitką umysłową.

     

     

    Swoje przeżyłem swoje wiem. Na pewno żadna baba mnie w życiu do niczego nie zmuszała, bo zawsze inicjatywa (ewentualna) była po mojej stronie i to moja decyzja tak/nie . W chwili obecnej zakończyłem kontakt (ponad tydzień temu) z ową panią z cyt. wątku powyżej więc odzyskałem przed samym sobą szacunek, którego mi na pewnym etapie zaczęło brakować przez stworzenie chorej sytuacji.

     

    Za swoje błędy i rachunki płacę sam, sam się przyznaję do błędu jeśli był ewidentnie po mojej stronie, a tutaj był.

     

     

    Bardzo wpienia mnie sytuacja, w której wytykam komuś ewidentny błąd i skuchę, a ten ktoś zamiast wziąć to na klatę odwraca kota ogonem i broni się poprzez atak. 

    Trzeba być naprawdę bezpardonowym, by wklejać tu screeny z takich prymitywnych rozmów. A na forum gość rżnie inteligenta prima sort. Ja bym się sam przed sobą wstydził, gdybym z kimś na tym poziomie korespondował bo to świadczy tylko i wyłącznie o mnie. Tej drugiej stronie już nic nie pomoże, była głupia, jest i będzie.

     

     

    4 minuty temu, Rafał80 napisał:

    Sfrustrowany? Nie używajmy słów, których nie rozumiemy. Ja jestem zwyczajnie, tak po ludzku wkurzony tym, o czytam. Nigdy z babami nie miałem problemów, bo nigdy od nich niczego nie oczekiwałem. 

    Pogadać sobie z nimi lubię i owszem, a kto mi zabroni?

    Wkurwia mnie tylko jak ktoś mi się tak niezdarnie odgryza, bo wie, że sam wdupił po całości chwaląc się związkiem z rozwielitką umysłową.

     

     

    Swoje przeżyłem swoje wiem. Na pewno żadna baba mnie w życiu do niczego nie zmuszała, bo zawsze inicjatywa (ewentualna) była po mojej stronie i to moja decyzja tak/nie . W chwili obecnej zakończyłem kontakt (ponad tydzień temu) z ową panią z cyt. wątku powyżej więc odzyskałem przed samym sobą szacunek, którego mi na pewnym etapie zaczęło brakować przez stworzenie chorej sytuacji.

     

    Za swoje błędy i rachunki płacę sam, sam się przyznaję do błędu jeśli był ewidentnie po mojej stronie, a tutaj był.

     

     

    Bardzo wpienia mnie sytuacja, w której wytykam komuś ewidentny błąd i skuchę, a ten ktoś zamiast wziąć to na klatę odwraca kota ogonem i broni się poprzez atak. 

    Trzeba być naprawdę bezpardonowym, by wklejać tu screeny z takich prymitywnych rozmów. A na forum gość rżnie inteligenta prima sort. Ja bym się sam przed sobą wstydził, gdybym z kimś na tym poziomie korespondował bo to świadczy tylko i wyłącznie o mnie. Tej drugiej stronie już nic nie pomoże, była głupia, jest i będzie.

     

     

     

  20. 51 minut temu, Still napisał:

    I piszę to facet, który robi za tamponik emocjonalny, u kuzynki żonki :) Litości.... 

     

     

    O czym ty pierdzielisz złośliwcu, bo inaczej cie nazwać nie umiem?

    Posuwałeś amebę i byłeś z nią w związku i porównujesz mnie do siebie?

    Żeby to miało sens to porównać to byś musiał do mojej żony, o której nic nie wiesz.

     

    Ja w tej relacji, o której piszesz nie posuwałem, nie dotykałem, nie całowałem, nie flirtowałem tylko rozmawiałem.

     

    Żeś sobie porównanie z d*py wynalazł wobec braku argumentów. Jednak przyznać się do zdymania idiotki jest trudno niektórym.

     

     

  21. 3 minuty temu, thyr napisał:

    Sęk w tym że takich Karyn to spora cześć populacji. Te które czują się "piękne" tak funkcjonują bo wiedzą że mogą. 

     

     

    Z tym się już prędzej zgodzę. Ładne/bardzo ładne kobiety pozwalają sobie o wiele częściej na o wiele więcej patologicznych zachowań. Bo wiedzą, że ujdzie im to płazem. A nawet jak nie ujdzie, to kandydatów ma pełno na wyciągnięcie palca.

     

    I w ten oto sposób zataczamy koło w tej dyskusji - nie są winne bowiem kobiety, którę się tak zachowują, tylko my, mężczyźni. Gdyby faceci się szanowali to żadna kobieta, nawet o urodzie 11/10 nie byłaby w stanie odwalać takich cyrków , bo zwyczajnie byłaby olana przez facetów.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.