Skocz do zawartości

Rafał80

Użytkownik
  • Postów

    62
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Rafał80

  1. Miałem podobnie, ale u mnie się poprawiło po ostrych słowach i reakcjach z mojej strony.
  2. Dziwnym trafem wypowiadają się tylko ci, co dojeżdżali do szkoły 20-30km. Ja np. miałem zawsze szkołę 15 min na nogach. I nikt mi nie powie, że to nie jest wygodniejsze i lepsze rozwiązanie, niż tłuczenie się autobusami i łażenie po dworcach zawsze na w pół biegiem. rocznikowo tyle ma, wg. daty urodzenia jeszcze nie. Ale spoko, przejrzałeś mnie. 1:0 dla ciebie.
  3. W dużej mierze tak, z resztą sam to przyznałem powyżej. Dobrze to określiłeś mianem "rycia". Naprawdę mam dość. To, co jeszcze 7 czy 10 lat temu robiłem z przyjemnością, dziś już jest dla mnie męczące. Zwłaszcza, że 90% czynności przy domu wiąże się z pracą fizyczną. 6 lat temu miałem wypadek komunikacyjny, mam do dziś jego skutki. Zdrowie się posypało, a obowiązki ogrodnika i budowlańca w domu pozostały. Nie stać mnie na zatrudnienie do wszystkiego ludzi, stąd wiele rzeczy robiłem zawsze sam.
  4. Dla mnie dom to sterta cegieł, która przyjechała na 2 tirach. Nic niepowtarzalnego. Sam z rodzicami za młodu przeprowadzałem się 3 razy, ojciec miał taki zawód, że jeździło się za pracą. Ogólnie dom jest tam, gdzie praca, centrum życia codziennego. Powoli przestaje mi pasować scenariusz, że wracam na wioskę do swojego domku codziennie po 19,00 , a rano o 7.00 wyjeżdżam. Owszem, dobrze ktoś z was napisał. Dzieci mam już odchowane, za kilka lat z domu wyjdą. I właśnie dlatego nie chcę żyć na 5 pokojowej chałupie, gdzie w zimie płacę 900zł za ogrzewanie co miesiąc. Lubię ruch, gwar. Lubię pójść do kina, na basen, do teatru. Aktualnie wszędzie muszę dojechać minimum 20km w jedną stronę. Na starość mogę już np. nie być w stanie jeździć autem i co wtedy? Kto mi zakupy zwiezie?
  5. Ja nie pytałem o poradę w zakresie edukacji moich dzieci, bo tutaj akurat mamy wspólne, już ustalone plany.
  6. Widzę z kilometra, że jesteś z blokowiska ? U mnie koszenie trawnika to raz w tygodniu minimum. Powierzchnia działki 850mkw. Samą trawę koszę 2,5-3h. Chwasty wzdłuż płotu z zewnątrz i na zewnątrz drugie tyle. Naprawy to nie tylko te, które wynikają ze zużycia ale również np. efekty burz, nawałnic, gradu. Jak tu mieszkamy 14 lat to : 1) 5 razy poleciały dachówki przy mega wiatrach - teraz szukaj dekarza, dogrywaj terminy, kupuj nowe dachówki, których już nie ma w produkcji; 2) 2 razy grad zrąbał mi samochód i elewację - elewacja do ponownego położenia (leciały gradziny 4cm) - tu na szczęście ubezpieczenie 3) 2 zalania poddasza 4) 1 pożar komina (sadze) Wiesz, jestem coraz starszy i mam też pewne problemy zdrowotne nasilające się z wiekiem. Cenię sobie coraz bardziej komfort i święty spokój. Pochodzę z bloku, z 3 pokojowego mieszkania. Chciałaś ciepło, odkręcalas kaloryfer i było ciepło. tutaj najpierw trzeba wyczyścić i załadować piec, rozpalić i tak codziennie. Plecy siadają mi już od dźwigania worków z ekogroszkiem. Naprawdę upierdliwości w mieszkaniu we własnej nieruchomości jest sporo. Ale to się wie dopiero wtedy jak się ją ma.
  7. Niestety mam trochę inne wyobrażenie na temat wychowania dzieci. Nie uważam, by wiek 15 lat był wiekiem, w którym syn czy córka ma się wyprowadzić z domu. Sam z domu rodzinnego wyniosłem się w wieku 24 lat, zaraz po studiach i ślubie. Nie uważam, by było to coś nienormalnego. Internat jest dla ludzi bez wyjścia. My wyjścia mamy, wspólne zdanie również. Problem pojawia się jedynie na etapie realizacji.
  8. Hipoteki najpewniej nie wezmę, bo wobec braku chęci żony na sprzedaż domu byłbym kretynem. Na utrzymywanie 2 nieruchomości nas nie stać. Wieś, w której mieszkamy ma 600 mieszkańców. Poza kościołem, sklepem i szkołą nie ma tu nic. Dzieci coraz starsze i dopominają się o jakieś rozrywki czy kontakty ze znajomymi. Wszędzie mam je wozić do 18 r.ż?
  9. Tak, bo nie jest w mojej ocenie potrzebny na starość. Sorry, ale 160mkw utrzymać może być ciężko z emerytury. Ja od początku mówiłem, że na starość się na mieszkanie w domku na wsi nie piszę. A do tego dochodzi fakt, że nie jest on mój. Moja żona od początku o tym wie, zna moje zdanie. Dzieci były małe, dom był gotowy i nowy - spoko. Ale nie jest moją ambicją wieczne koszenie trawnika, odśnieżanie zimą czy nieustanne remonty, których będzie coraz więcej. Do pracy dojeżdżam dziennie 70km w obie strony, żona 40. Dzieci wozimy na dodatkowe lekcje 40km 2 razy w tygodniu. To też kosztuje. Ogólnie w 80% chodzi o redukcję kosztów.
  10. Nie wiem czy to tekst na poważnie? Sugerujesz mi bym dzieciom dał wykształcenie podstawowe i nic nadto?
  11. ...w teorii proste, gorzej z praktyką. Jestem kilkanaście lat po ślubie. Od startu mieszkamy z żoną w jej domu jednorodzinnym. Żona jest po rozwodzie, dom budowała z pierwszym mężem, doszli do stanu deweloperskiego, rozwiedli się. Nie zdążyli zamieszkać (mieszkali u jej rodziców). Jako, że ziemia i dom od początku była własnością mojej żony (zakupiła działkę przed zawarciem pierwszego małżeństwa) to po rozwodzie wzięła kredyt, spłaciła męża w zakresie kosztów poczynionych na budowę i po temacie. Została z prawie wykończonym domem. Domem na wsi, 20km od miasta powiatowego i 45km od wojewódzkiego. Dom wykończyła, wprowadziła się sama. Po roku się poznaliśmy. Minął rok z hakiem, wzięliśmy ślub, pojawiło się dziecko, potem drugie. Naturalną koleją rzeczy (choć nie bez moich oporów) zamieszkałem po ślubie w tym nowym i pięknym domku no i tak mieszkam(y) do dziś. Pojawia się jednak od kilku lat temat nieunikniony, o którym mówiłem od startu czyli edukacja dzieci. Dalsza edukacja. Otóż dzieci są w 5 i 6 klasie podstawówki, chodzą póki co do lokalnej szkoły. Jednakże jakakolwiek szkoła ponadpodstawowa to kwestia dojazdu autobusem 20km do miasta powiatowego. Zarówno ja jak i żona jesteśmy zgodni, że będzie trzeba się przeprowadzić, bo najpierw liceum dzieci, potem studia - chcielibyśmy im zaoszczędzić dojazdów, a i nasze życie zawodowe jest związane z miastem i codziennie dojeżdżamy. No i do tego momentu jesteśmy zgodni, a dalej pojawia się problem. Otóż moja żona ani myśli sprzedać dom, by dołożyć do zakupu większego mieszkania w mieście (3-4pokojowe) i właściwie nie przedstawia mi żadnego planu poza wynajmem lub kredytem na 25 lat, na który ja ani myślę zaciągać, bo mam już 40tkę na karku, żona ciut więcej. Z prostych kalkulacji wychodzi nam, że zdolność kredytową mamy na góra 2 pokoje, co przy dorastających dzieciach jest słabym pomysłem. Żona wzbrania się i kategorycznie odmawia jakichkolwiek rozmów nt. sprzedaży domu, bo to jest jej i koniec. Przy tej okazji wyłania mi się również jej podejście do mojej osoby - wg. mnie nie traktuje mnie poważnie. Na moje pytanie co zrobić z domem, jeśli nawet kupimy te 2 pokoje i tam się wyniesiemy - żona mówi, że wynajmie. Tak, wynajmie. Na zadupiu, co najwyżej ukraińcom jako hotel robotniczy. I po pół roku dom do kapitalnego remontu. Kolejna sprawa to fakt, iż dom nie jest jeszcze w 100% wykończony (na górze druga łazienka w stanie deweloperskim, brak podbitki dachowej). Wymaga też już pewnych remontów, typu płytki na tarasie zerwać i położyć nowe, drzwi wejściowe, w najbliższych latach wymiana kotła CO na taki, co spełni wymogi ustawy antysmogowej). Z moich wyliczeń wynika, że wszystko w/w pochłonie lekko 40kpln. To są pieniądze, na które przynajmniej w części musielibyśmy (głównie ja) wziąć kredyt. Powiedziałem wprost, parę lat temu mojej żonie, że nie uśmiecha mi się ładować kasy w coś , co nie jest moje i nigdy nie będzie. Nie wdając się w szczegóły, przez ~~ naście lat małżeństwa były akcje, które otworzyły mi oczy, że warto wykazać się pewną dozą nieufności wobec małżonki i dążyć do tego, by mieć cos swojego na tzw. starość lub gorsze czasy. Przez wszystkie lata co tu mieszkamy, umeblowałem cały dom, robiłem malowania, jakieś płytki, naprawy czy konserwacje - wszystko ze swoich dochodów. Żona sprawiała wrażenie, że jej to zwisa i np. jak rozciekł się parę lat temu komin (wada obróbki blacharskiej) to ja szukałem dekarza, płaciłem za usługę, dowoziłem materiały. Pamiętam, że nawet nie miała czasu/ochoty usiąść do stołu ze mną, by porozmawiać jaki mamy budżet, by wspólnie poszukać fachowca (jej kuzyn jej budowlańcem, mogła się odezwać). Powiedziała mi tylko, że ona się na tym nie zna i "jak coś chcesz to sobie to załatw i zapłać". Wtedy wkurwiło mnie to na maxa, załatwiłem sprawę, opłaciłem fachowca. Ale od tamtego czasu powiedziałem sobie, że za ch*ja nie wsadzę w ten dom złotówki poza najpilniejszym bieżącymi naprawami. Dlatego teraz doszedłem powoli do ściany. Za 2 lata dzieci kończą podstawówkę i trzeba podjąć decyzję jak w tytule wóz albo przewóz. Nie zamierzam tu mieszkać dłużej, niż owe 2 lata. Mam zdolność kredytową na 2 pokoje w mieście i zastanawiam się czy już teraz kupić to mieszkanie i je od razu wynająć na te 2 lata czy czekać aż żonie coś się odwidzi, w co szczerze wątpię. Dodam tylko jeszcze, że opcja pt. idziemy na 2 pokoje, a dom wynajmujemy w KAŻDYM aspekcie odbije się na mnie i moich finansach. Jeśli najemcy zrujnują ten dom, to remont będzie na moich barkach zarówno fizycznie (umiem sporo we własnym zakresie) jak i finansowym, bo znam żony podejście do sprawy - ona ma zawsze inne wydatki. Jedyna co mnie przeraża, to jak położę lachę na ten dom i się wyniosę (sam, czy z żoną i dziećmi) to ta chałupa popadnie w taką ruinę, że wtedy żeby to sprzedać trzebaby opuścić 50%. I co byście radzili ? A może od razu pomyśleć o rozwodzie , wszak dzieci mają już 12 i 13 lat, więc za parę lat będą pełnoletnie. Tak, rozważam różna opcje.
  12. Zupełnie szczerze odpiszę - tak, jest to dla mnie trudne jeśli chodzi o samoocenę. To znaczy, nie że od rana do nocy chodzę kanałami, ludzi się boję i unikam. Absolutnie nie, jestem bardzo towarzyski i zawsze byłem. Ale jednak świadomość, że w lustrze to już nie ten Rafał co 15 lat temu zaczyna mnie powoli smucić.
  13. Szczerze? Masz faktycznie rację. Generalnie mam w dupie co i kto powie na moją łysinę, bo to będzie w dużej mierze wyłącznie opinia ludzi, którzy mnie znają "od zawsze" i nigdy nie widzieli łyso. Gdybym natomiast poszedł w miasto główną ulicą, to nikt obcy nawet nie spojrzy, bo to dziś zupełnie normalna sprawa. Bardziej chodziło mi właśnie o takie totalnie obiektywne opinie obcych mi ludzi, wszak na ulicy pytać obcych jakoś tak nie wypada ?
  14. Profesjonalna rada i opis - dzięki. Nie, aż tak jak William jeszcze nie wyglądam ale dokładnie ten sam typ łysienia. Mam tylko trochę u góry gęściej, niż on ale linia czoła w dokładnie tym samym miejscu co u niego. Do tej pory miałem u góry dłuższe włosy, niż on na tym zdjeciu to aż tak nie było tego widać bo można było trochę "pożyczyć" z jednej strony głowy na drugą. Niestety im włosy są rzadsze tym bardziej to widać i tym mniejszy sens w ich zapuszczaniu na długosć
  15. Mam 183 cm i 91kg. W bicepsie 38cm. Przynajmniej w teorii więc spelniam warunek bycia dość dużym
  16. Jestem przed 40tką, niestety zakola przestały być już tylko zakolami i czółko cofnęło się za połowę głowy ? Boki i tył rosną jak szalone, dlatego już od kilku lat chodzę ostrzyżony na max 6mm z boku i 3-4 cm u góry, to co zostało. Niestety wygląda to już od m/w roku coraz bardziej komicznie, zwłaszcza jak wiatr zawieje i te przerzedzone włosy mi podwieje w górę ? Dlatego też postanowiłem się zgolić testowo na zero. Nigdy nie byłem kompletnie łysy, czaszkę mam foremną bo na tyle krótko bywałem obcięty, by to zauważyć. Żona, rodzina jakoś ma mieszane uczucia ale zbytnio nie prostestuje - w razie czego wyhoduję od nowa, to tylko włosy. Ja problemu z tym nie mam również zbytnio, bo to tylko włosy ? Pytanie następujące - jak w zasadzie dziś postrzegany jest łysy facet w moim wieku? Jakieś plusy, minusy możecie podać? Przy czym bardziej te plusy i minusy nie w sensie oszczędzania na fryzjerach itp. tylko bardziej w aspekcie społecznym - czy wzrasta "szacun na dzielni", czy w pewnych kręgach (jeśli tak to jakich ?) nie jest się lekko na cenzurowanym na zasadzie przyszedł jakiś dresiarz... Jak panie patrzą na totalnie łysych? W pracy pracuję z 3 babami i 4 facetami w dziale i jak dwie babki podpytałem o tę kwestię to powiedziały, że im się łysi podobają i nie mają nic przeciwko. Pytałem kolegów to jeden stwierdził, że by się w życiu nie zgolił (akurat on nie rozumie problemów bo ma czuprynę jak ja za młodu), a drugi nie stwierdził nic odkrywczego tylko skwitował na zasadzie, że co się zastanawiam przecież pełno łysych dziś na ulicach, w różnych warstwach społecznych. Ogólnie chcę to zrobić na dniach i przydałaby się jakaś opinia od was, totalnie obiektywna, bo odnoszę wrażenie, że w moim środowisku ludzie z życzliwości nie powiedzą co o tym myślą wprost, by nie urazić. Chyba, że mam złe wrażenie i jednak mówią prawdę szczerą. Co sądzicie?
  17. Dla mnie to w sumie już nieistotne, bo od ~~ nastu lat jestem zonaty ale wcześniej miałem kilka epizodów związkowych (raczej mało poważnych) i tak sobie czasem, przeważnie przy kielichu rozmyślam nad taką kwestią. Otóż nigdy nie usłyszałem od żadnej kobiety czy to partnerki, koleżanki (tych miałem sporo) czy nawet (!!!) własnej żony bezpośrednio oceny mojego wyglądu w jej oczach. Owszem, trafiały się komplementy typu "masz ładne buty lub koszulę czy zegarek" ale stricte dotyczące wyglądu - nie przypominam sobie. Dodam, że nie jestem na pewno tzw. Chadem ale sam siebie oceniam w okolicach 7/10. Wzrost powyżej 183cm, waga w okolicach 90kg, kiedyś (przed ślubem) miałem z 7kg mniej:) Podaję te parametry tylko dlatego, by was nakierunkować, że raczej nie jestem gościem typu "metr pięćdziesiąt w kapeluszu", żeby kobiety z litości się nie wypowiadały na temat mojego wyglądu. Zastanawia mnie ta ich dyplomacja w tym zakresie w stosunku do mojej osoby, bo ja np. jak któraś mi się podobała to mówiłem , że masz ładne nogi, włosy, twarz itp. - szczerze i bez konwenansów. Sam komentarza na swój temat wyglądu nie usłyszałem nigdy. Żony o to nie pytam bo zaraz uruchomi się lawina domysłów i pytań, a do czego mi to, czy wybieram się na podryw it. ? Powiem wam, że zastanawia mnie to czy wszystkie panny są takie powściągliwe w komplementowaniu facetów czy tylko ja tak trafiałem? W gruncie rzeczy najpewniej już do śmierci pozostanie to dla mnie tajemnicą jak w kwestii wyglądu byłem/jestem postrzegany przez płeć przeciwną?
  18. Ja, jeszcze kilkanaście lat temu jak bawiłem się w podrywy (przed ślubem) to o wiek pytałem w dość dyskretny sposób. Np. w którym roku skończyłaś studia/szkołę średnią itp. Można sobie dodać i wychodzi wiek. Przy okazji gdybym spotkał się z odmową udzielenia odpowiedzi to zlałbym pannę w przedbiegach, bo sugerowałoby to jakieś mega zaburzenia. Proste pytanie - prosta odpowiedź. Jednakże moje zdanie na ten temat jest nieco podzielone. Uważam, że wiek z wyglądu można +, - ocenić z marginesem błędu 3-4 lata. Jeśli dana babka mi się podoba, mamy o czym z sobą rozmawiać i czujemy się dobrze w swoim towarzystwie to tak naprawdę co zmienia wiek? Co zmienia fakt, że dowiem się, że ma 3 lata więcej, niż myślałem? Nic. Nadal będę się z nią spotykał i dążył do tego, co zaplanowałem (o ile). Podobnie rzecz ma się w przypadku wagi. Jeśli widzę , że pacjentka jest lekko ulana to żeby nawet podała mi wagę, która mieści się w jakiejś tam normie dla wzrostu i płci - nie przekona mnie to. Dlatego chyba nigdy nie zdarzyło mi się pytać o wagę jakiejkolwiek kobiety, z którą miałem do czynienia. Wagę mam w oku, jak chyba każdy facet.
  19. Moje odczucia są dość mieszane. Problem w waszym związku mam wrażenie nie jest wyłącznie po stronie wybranki ale również po Twojej. Nie wiem jak można oczekiwać od kogoś, a w zasadzie nakazywać mu "masz być szczęśliwy/a" ? To trochę chore stary. Ma iść do pracy? Nie napisałeś jakie jest tło tego, że nie pracuje, może sam jej nie kazałeś bo narodzeniu dziecka? Może zarobi gówno nie pieniadz, a niańka/żłobek kosztuje? Po drugie wydaje mi się, że oboje zwyczajnie nie dojrzeliście do roli rodziców, a najdobitniej świadczy o tym Twój rozbudowany opis waszego hulaszczego trybu życia wcześniej. To jest charakterystyczne dla par, które były bardzo zabawowe, aż nagle cyk i 2 kreski na teście ciążowym - świat się wali. Niestety zaczęło się wam prawdziwe życie, a to nie polega na chlaniu, jeżdżeniu na motorze i chodzeniu po górach jak dzieci kwiaty. To przede wszystkim obowiązki. Zabawa w rodzinę nie jest dla wszystkich. Po trzecie - nie muszę uzasadniać swojej wypowiedzi. Sam napisałeś: " Szczerze to szybko złamałem swoją psychę i mam wywalone na nią na potomka i wszystko co kojarzy mi się z nią. Rodzina mi jeździ po łbie jaki to ze mnie itp." W ten sposób może napisać tylko niedojrzały gówniarz. Mi jako ojcu w życiu, by mi przez myśl takie hasło nie przeszło, a co dopiero pisanie tego publicznie. Ty się zwyczajnie chcesz uwolnić z kajdan jakimi stała się dla Ciebie rodzina i obowiązki. no u niego to raczej on rozdaje karty, a baba siedzi w domu. Ona nie ma żadnej siły przebicia bo stała się kurą domową. Nie wiem zatem o jakiej uległości po stronie faceta mówisz.
  20. Może wozem asenizacyjnym któraś pani chce pojeździć? Kumpel szuka do pracy kierowcy wozu asenizacyjnego do odbioru nieczystości płynnych (cóż za eufemizm).
  21. Sfrustrowany? Nie używajmy słów, których nie rozumiemy. Ja jestem zwyczajnie, tak po ludzku wkurwiony tym, o czytam. Nigdy z babami nie miałem problemów, bo nigdy od nich niczego nie oczekiwałem. Pogadać sobie z nimi lubię i owszem, a kto mi zabroni? Wkurwia mnie tylko jak ktoś mi się tak niezdarnie odgryza, bo wie, że sam wdupił po całości chwaląc się związkiem z rozwielitką umysłową. Swoje przeżyłem swoje wiem. Na pewno żadna baba mnie w życiu do niczego nie zmuszała, bo zawsze inicjatywa (ewentualna) była po mojej stronie i to moja decyzja tak/nie . W chwili obecnej zakończyłem kontakt (ponad tydzień temu) z ową panią z cyt. wątku powyżej więc odzyskałem przed samym sobą szacunek, którego mi na pewnym etapie zaczęło brakować przez stworzenie chorej sytuacji. Za swoje błędy i rachunki płacę sam, sam się przyznaję do błędu jeśli był ewidentnie po mojej stronie, a tutaj był. Bardzo wpienia mnie sytuacja, w której wytykam komuś ewidentny błąd i skuchę, a ten ktoś zamiast wziąć to na klatę odwraca kota ogonem i broni się poprzez atak. Trzeba być naprawdę bezpardonowym, by wklejać tu screeny z takich prymitywnych rozmów. A na forum gość rżnie inteligenta prima sort. Ja bym się sam przed sobą wstydził, gdybym z kimś na tym poziomie korespondował bo to świadczy tylko i wyłącznie o mnie. Tej drugiej stronie już nic nie pomoże, była głupia, jest i będzie.
  22. O czym ty pierdzielisz złośliwcu, bo inaczej cie nazwać nie umiem? Posuwałeś amebę i byłeś z nią w związku i porównujesz mnie do siebie? Żeby to miało sens to porównać to byś musiał do mojej żony, o której nic nie wiesz. Ja w tej relacji, o której piszesz nie posuwałem, nie dotykałem, nie całowałem, nie flirtowałem tylko rozmawiałem. Żeś sobie porównanie z d*py wynalazł wobec braku argumentów. Jednak przyznać się do zdymania idiotki jest trudno niektórym.
  23. Z tym się już prędzej zgodzę. Ładne/bardzo ładne kobiety pozwalają sobie o wiele częściej na o wiele więcej patologicznych zachowań. Bo wiedzą, że ujdzie im to płazem. A nawet jak nie ujdzie, to kandydatów ma pełno na wyciągnięcie palca. I w ten oto sposób zataczamy koło w tej dyskusji - nie są winne bowiem kobiety, którę się tak zachowują, tylko my, mężczyźni. Gdyby faceci się szanowali to żadna kobieta, nawet o urodzie 11/10 nie byłaby w stanie odwalać takich cyrków , bo zwyczajnie byłaby olana przez facetów.
  24. Z Twojej wypowiedzi wynika, że generalizujesz. Nie każda kobieta/dziewczyna ma taki przeciag w głowie jak Twoja ex. P.S. Swoją drogą nie chwaliłbym się tym - świadczy to tylko o Tobie, że taką Karynę sobie wybrałeś swego czasu. No i w zasadzie piszesz z nią dalej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.