Panowie,
Mam znajomego który kupił łącznie 3 mieszkania pod wynajem. Jedno dostał od rodziców, dwóch się dorobił oszczędnym życiem. Domu swojego nie ma wolał kupić mieszkania, obecnie mieszka w swoim domu rodzinnym którego część należy też do niego i żyje z wynajmu. Nie pracuje. Z wynajmu co miesiąc wpada mu około 4500 na rękę czyli więcej niż polska średnia krajowa.
Mam też znajomych którzy kasę ulokowali w dom pod miastem. Łącznie za całość włącznie z działką zapłacili 600 tys., z czego 400 tys. kredytowanych. Gdy spłacą daj Boże kredyt za te 20 lat, będą mieli 20-letni dom, którego oczywiście wynająć się nie da, bo niby jak, a chodzić do pracy dalej trzeba, bo przecież prąd, ogrzewanie (5000 zł rocznie), woda i rachunki się same nie opłacą.
Dochodu pasywnego mieć raczej nie będą, bo dopiero co spłacą dom, a więc co tu mówić o jakimś dochodzie pasywnym.
Jak to jest, kto jest naprawdę wolny? Bo nie raz powtarza się, że to dom daje wolność. Tylko, że znajomy nie ma nawet 40-tki a właściwie on już pracować nie musi. Mówił mi, że planuję wycieczkę do Tajlandii na laski i seksturystykę.
Praktycznie do końca życia gość może robić co chce.
Znajomi natomiast 20 lat spłacania kredytu, a potem dalsza praca, bo jak pisałem, dopiero spłacą kredyt. No ale umordowani po tygodniu dojazdów i roboty w sobotę siadają na werandę i mówią, że dom dał im wolność.
Chyba nie rozumiem ich pojęcia wolności. Moim zdaniem to znajomy jest wolni, a oni są uwiązani praktycznie pracą do końca swoich dni.