Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'słabość' .
-
Czy spotkały Was ostatnio sytuacje, które być może potwierdziły Wasze wewnętrzne przeświadczenie na temat własnej męskości, odwagi, waleczności, bystrości umysłu, itp., czy może wręcz przeciwnie, jakaś sytuacja Was przerosła, wszystko weryfikując, powodując lekkie zwątpienie oraz spadek samczej pewności siebie? Czy jeżeli oblaliście test, podjęliście jakieś kroki zaradcze i jeżeli tak to jakie? Podzielmy się swoimi historiami.
-
Panowie. Odnośnie założenia tematu, zainspirował mnie wykład Dr. Jaśkowskiego, wybaczcie nie przytoczę. W skrócie, wykład, zwrócenie się do Pań, odnośnie diagnozy raka prostaty i wspomaganie partnera. Otóż mężczyzna sam sobie w tej kwestii nie pomoże, ręka za krótka. Potrzebna jest pomoc, zazwyczaj partnerki. Przerost prostaty, to nic innego jak złogi starego nasienia ( jak zrozumiałem nie wszystko strzela na zewnątrz). To co nie wystrzeliło odkłada się przy gruczole prostaty. Rośnie coś w rodzaju pęcherza które zawiera ten śmietnik. Wystarczy co dwa tyg. pomasować okolice gruczołu i sprawa z głowy bez farmakologii. Jeszcze w latach 70-tych, był etat pielęgniarki która to robiła z funkcji pracy. Tak że ten, rozmawiajcie o tym ze swoimi kobietami, naturalnie, bo kurwa mamy z tym problem. Czy ktoś słyszał o programie: 'rak prostaty zabija mi męża?' Nie mam przerostu 'prostaty', nie rozmawiałem o takiej konieczności z Kobietą, mam zamiar. W ramach zdrowia polecam rozważyć. Wzywam medyków w tym temacie. Pozdro.
-
- 4
-
- zdrowie mężczyzny
- słabość
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Co zmienić?
Rusałka opublikował(a) temat w Niedojrzali emocjonalnie faceci - ploty - dupoobrabialnia ;)
Dobry wieczór. Chciałam zapytać o radę mężczyzn i panie Otóż nie potrafię wyrwać się z pewnego schematu i układu ról w związku. Zawsze mi w mężczyznach imponowała siła, ambicje, samodyscyplina (jeśli się u mężczyzny pojawia to jest dla mnie niezwykle atrakcyjny), wytrzymałość itd. Wiem, że mężczyzna nie jest robotem tylko człowiekiem i ma prawo do słabości czy gorszego stanu psychicznego, ale ja mam pecha trafiać na ekstremalne przypadki słabych mężczyzn. Na początku wszystko wygląda bez zarzutu albo wręcz cudownie, a potem się okazuje, że: a) facet płacze więcej niż ja, z byle powodu głos zaczyna się trząść, łzy i gluty lecieć b ) okazuje się że ma jakiś poważny, destrukcyjny nałóg, który wcześniej ukrywał albo problem który powoduje dużo syfu c) okazuje się osobą która wiecznie szuka wymówek, usprawiedliwień, regularnie przegrywa z lenistwem lub żądzami d) okazuje się kruchym, małym chłopcem który potrzebuje czułości i atencji aż do przesady, to znaczy na każdym kroku i w takim stopniu, że gdyby laska wam tak robiła, to byście powiedzieli że opętana przylepa, maruda i jęczydupa. Jeśli nie powiem "kocham Cię" na każde 5 minut mojego życia, źle. Jeśli ośmielam się zajmować się życiem codziennym, czyli jedzeniem czy spaniem i nie napiszę to też źle. I niestety dochodzi do tego, że taka osoba przelewa na mnie swoje frustracje i problemy i zaczynam zawalać swoje sprawy, zdrowie, obowiązki, psychikę bo dźwigam cudze problemy i załatwiam cudze rzeczy. Z powodu mojego poprzedniego faceta dostałam ekstremalnej anemii i skończyłam na kozetce u psychiatry, bo do tego stopnia zaniedbałam siebie, "ratując" jego. Kolejny zmyślił sobie dwa nowotwory i szantażował mnie próbą samobójczą (i konsekwentnie kłamał), tuż przed ważnymi egzaminami. Oboje płaczliwi i wrażliwi jak jajka. Okej, pomagam osobie na której mi zależy i odczuwam smutek kiedy ta osoba go odczuwa. Ale taki facet przestaje mi się kojarzyć z obiektem seksualnym i zaczynam czuć do niego instynkt macierzyński, libido spada mi tak drastycznie że robię to tylko żeby im nie było przykro. Przestaję się też z takim czuć jak przy samcu. Ewentualnie sama staję się mniej wrażliwa na różne rzeczy i nadrabiam spokojem za ich zachowania (albo staram się trzymać pozory). To niby tylko seks, ale jestem nieszczęśliwa w takim czymś i nie wiem jak sprawić by moje stosunki z mężczyznami zaczęły być zdrowe i przestały mnie dołować. To nie tak, że nie chcę wspierać mężczyzny. Chciałabym w nagrodę za stresy w pracy i bycie dzielnym przynieść facetowi piwo przed TV, podać ulubione danie, wyściskać i zrobić masaż pleców, ale tak, by dalej kojarzył mi się z samcem. Liczę się z tym, że sama muszę być nienormalna skoro takie sytuacje mi się zdarzają, ale jestem zdezorientowana i nie wiem jak postępować. Czy to możliwe żeby kobieta wyssała z faceta testosteron chociaż jest dla niego miła? Czy po prostu powinnam być bardziej uważna zanim się zakocham? Jak wspierać męskość, tak żeby nie zrobić z własnego faceta miękkiej fajki? Nie oczekuję współczucia ani pocieszania, proszę jednak byście nie zakładali z góry, że WSZYSTKO jest moją winą. Nie chcę też się chwalić że jestem supermenką, bo nie jestem. I wyprzedzam ewentualne pytania o moją osobę: Nie jestem brzydka i zakompleksiona ani zdesperowana. Nie jestem też wredna, raczej wesoła i niekonfliktowa. Nie zdradzałam, chociaż byłam mocno sfrustrowana. Coś innego musi być problemem -
Jestem słabym człowiekiem
Marek Kotoński opublikował(a) temat w Moje doświadczenia ze związku, małżeństwa
Ze zgrozą obserwuję swój umysł i emocje - widzę wyraźnie jak w słabszych chwilach (np. teraz, przysięgałem nie pisać na stronach i nie nagrywać na YT a mnie potężnie "ciśnie", muszę też stworzyć nagranie motywacyjne a to olbrzymia ilość ciężkiej pracy) mój umysł ucieka ku źródłom przyjemności: 1. Chciałbym się naćpać, chociaż próbowałem i wiem że mimo euforii narkotycznej, Duszę nadal ćmi jak bolący ząb po lekach przeciwbólowych. To niesamowite, ale nawet opiat nie daje uwolnienia od bólu Duszy. To straszny stan, z jednej strony ciało wibruje przyjemnością, a z drugiej coś mocno w środku nie gra i rodzi się silne poczucie niestabilności, że odbywa się proces nad którym nie mam kontroli i jestem tym zdezorientowany. Właśnie dlatego nie biorę, chociaż mógłbym. 2. Najebać się. Jest wesoło, są pomysły, ale też emocje których nie kontroluję, dziwne stany emocjonalne które nie pilnowane, uciekają w cudacznych kierunkach. Jestem zawsze przyjazny po alkoholu, ale dla mnie kiepski to przyjaciel - niewiele daje, bardzo dużo zabiera. O zmęczeniu i słabości po piciu nie wspominam, o kacu też nie bo go nie miewam... nie kładę się spać pijany, więc budzę się trzeźwy. Jak umierasz (w sensie świadomości), tak się odradzasz w następnym życiu (podobno). 3. Najstraszniejsze. Umysł chce związku, przytulenia, seksu znacznie mniej, jestem romantykiem... moja największa słabość, to pewien typ oczu. Dziś mnie pierdolnęło z całą siłą, gdy przypadkiem obejrzałem klip Pani Seleny Gomez. Wiedziałem że to jakaś małolata, kolejna gwiazdka co dawała Biberowi, ale jej oczy... głębokie, ciemne, skrywające tajemnicę i lekko drwiąco uśmiechnięte... oczywiście pod nimi kryje się znany nam system operacyjny, ale Dusza jest zafascynowana, oczarowana. Właśnie tu gdzie jestem, jest pewna kobieta, która nie ma cycków, jej ciało mi się nie podoba, charakter nawet miły ale poglądy to zgroza... ale ma właśnie takie oczy. Ciemne, lekko drwiące, może ironiczne, głębokie. No i od dwóch lat o niej myślę, chociaż nie wzbudza we mnie pożądania. Nie wiem czy byłbym w stanie ją przelecieć - pewnie tak, wyobraziłbym sobie inną, złapał za włosy jedną ręką, drugą mocno za twarz żeby wiedziała że posiadł ją samiec... musiałbym ją brutalnie potraktować, zerżnąć jak ostatnią szmatę, ale to z miłości dla tego typu oczu, fascynacji. I to jest straszne, bo mimo lat uczenia ludzi o co chodzi, ja nadal jestem słaby jak dziecko. Mam potężne ograniczenia, słabe punkty i rysy na psychice, które można bezwzględnie wykorzystać. Może dlatego prowadzę ascetyczny, samotniczy tryb życia, chowam się. Zanim nie zdobędę pełnej mocy miłości do siebie, jeśli z tej latami rozbijanej skały nie wypłynie miłość i szacunek do siebie (czyli przyjemność), jestem bezbronny jak dziecię, jak liść na silnym wietrze. Warto znać swoje ograniczenia - bo to pozwala unikać nam tego, co nas zniszczy. Tak więc - jestem słaby. Akceptuję to z życzliwością. Pewne zmiany w osobowości muszą trwać - daję sobie spokojnie i z miłością na to czas. Zero presji, tylko praca nad sobą i szacunek do tego, co się we mnie pojawia. Tak to widzę. Już nigdy nie dam się nabrać na gwałt na sobie, zmuszanie się, presję, wewnętrzne wrzaski na swe emocje, czyli wewnętrzne dziecko, podświadomość, Duszę. Tylko życzliwość, miłość i zdecydowanie w kierowaniu tym dzieciaczkiem. Wychowano mi go w bardzo zły sposób, gdy jeszcze mój umysł był za młody by zrozumieć co mi robią - teraz mój umysł jest na tyle jasny, że ja sam mogę wychować swoje własne, wewnętrzne dziecko, i żadnych doradców mi nie trzeba. Niech zajmą się sami sobą. Dopóki jest cierpienie wewnątrz mnie - dopóty doświadczam owoców złego wychowania mojego wewnętrznego dziecka przez innych (księża, rodzice, otoczenie, media, mody itd). Szkoda że nie jestem władcą w dawnych czasach - porwałbym sobie taką Panią i trzymał w haremie, odwiedzał wedle potrzeb. Czasem popatrzył, może porozmawiał przy dobrym alkoholu, a może bezlitośnie zerżnął? Czemu nie? To te oczy: -
Czołem kamraci. Chciałbym poznać Waszą opinię na pewien temat. Kilka różnych grup naukowych, w badaniach psychologiczno socjologicznych na parach damsko-męskich (w tym małżeńskich) wykazało tezę, że im bardziej idealizujemy partnera, tym czujemy się bardziej usatysfakcjonowani ze związku oraz mamy dużo większą szansę na to by związek dłużej przetrwał i więcej dobrego przyniósł. Jesteśmy wtedy bardziej wdzięczni i wyrozumiali, a odrealnienie/idealizowanie partnera pozwala nam niejako "wbrew rozsądkowi chwili", żyć długo z jego wadami, ułatwia wybaczać czy wręcz nie widzieć błędów oraz przede wszystkim pozwala czerpać ogromną dawkę pozytywnych emocji i satysfakcję ze związku. Innymi słowy nawet jeśli jest to częściowo nieświadome (często, przynajmniej na początku, na dopingu naturalnej burzy chemicznej w organizmie), częściowo świadome (wola bycia z drugim człowiekiem, wspólne dzieci, bezpieczeństwo emocjonalne lub finansowe, sposób na samotność etc.etc.) oszukiwanie siebie to póki trwa i zakładając szczerą chęć długotrwałej relacji z tym człowiekiem wychodzi nam to jakoś na dobre. Proszę na potrzeby tej dyskusji załóżmy, że te naukowe tezy są słuszne, akurat moje osobiste obserwacje zdają się to potwierdzać - mam 36 lat i kilka bardzo różnych i bardzo poważnych związków za sobą. Z drugiej strony trudno nie zgodzić się z Markiem, że pewnego rodzaju okazywanie słabości (emocjonalnej, psychicznej, fizycznej, wydaje się, że również, w tym również sygnały, że jesteśmy "ślepi" na błędy i wady) jest czynnikiem nieświadomie odstraszającym kobiety, niezależnie od ich światopoglądu. Utrzymywanie własnej pewności siebie, psychiczna (i czasem fizyczna) dominacja oraz pewnego rodzaju zazdrość, realne widmo utraty, również pewien rodzaj permanentnego konfliktu (tj. brak u niej pełnej strefy komfortu) u kobiety powodują, że jest w relację emocjonalnie silniej zaangażowana, lojalna no i generalnie bardziej zadowolona, a sex faktycznie często wtedy smakuje obu stronom lepiej (nie jest to deterministyczną regułą, bo odczuwanie satysfakcji zależy od zbyt wielu chwilowych czynników i cech osobowych, ale osobiście ja również oceniam, że nie wchodząc w szczegóły, to częściej pomaga). Teraz chciałbym poznać opinię innych na temat tego czy da się obie powyższe sprawy jakoś pogodzić. W moim subiektywnym doświadczeniu i pojmowaniu tego z perspektywy czasu, jeśli idealizowałem to automatycznie pokazywałem, że jestem "słabszy". Jeśli podchodziłem bardziej realistycznie i krytycznie to czułem się pod pewnym względem mniej usatysfakcjonowany całą relacją, bo częściej wchodziłem w niechciane konflikty (i częściej musiałem pokazywać niezadowolenie), ponieważ ciężej mi było zaakceptować wady i wybaczyć błędy oraz czerpałem mniejszą satysfakcję ze wspólnego spędzania czasu. Oczywiście prowadziło to też do sytuacji, w których np. z premedytacją "nie dawałem z siebie zbyt wiele". A generalnie "nie dawanie" i brak "hojności" w związku również (według naukowców) czyni nas mniej zadowolonymi i zwiększa prawdopodobieństwo rychłego zakończenia relacji. Pozdrawiam.
- 14 odpowiedzi
-
- idealizowanie
- związek
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami: