Skocz do zawartości

Wziąć się za siebie


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

Zapoznawczo, chcę zacząć od opisania siebie, swoich przemyśleń. Czytałem tu parę tematów i stwierdziłem, że może nie wszystko stracone, a jakakolwiek opinia powinna pomóc mi pójść w odpowiednim kierunku, co by nie było. Przerobiłem też Kobietopedię, m.in. dlatego zdecydowałem się tu wpisać, może to zła kolej rzeczy, choć nie przepadam za czytaniem książek, to jednak konkrety lubię i mnie zaciekawiła i dała do pomyślenia. Będę się odnosił do paru spraw o których wyczytałem też tutaj jak na mój krótki staż.

 

Rozpiszę się w miarę dokładnie i w miarę rzeczowo, na ogół, jestem dość kreatywną, staranną osobą, i raczej za dużo myślę (po części taki zawód). Dalej historia i parę "doświadczeń"
W młodości trądzik sporo mi namieszał, miałem nieduże zainteresowanie dziewczyn, samoocena leci na łeb (dosłownie), ale wbrew pozorom tu chyba najwięcej miałem z nimi styczności, dyskoteki, spotkania po szkole i mogę być niepoważny, ale tu się wszystko zaczęło, po tym jak dostałem kopa po roku "chodzenia", niedojrzały, dotknięty tym gówniarz został chyba we mnie do dziś, jako, że to była mała miejscowość, plota szybko się rozniosła, wyszedłem na nieogarniętego.

Później w technikum mieszkałem w internacie, chciałem zmienić otoczenie, wyjechać z tej dziury, przynajmniej w pewnym stopniu się oderwać od rodziców, a nie przepadam za nimi. Tu podobnie bez większych efektów, szybko zwątpiłem, zdecydowałem wtedy, że obieram konkretny kierunek i idę w niego dalej, sporo czasu siedziałem przed kompem zrobiłem z tego pasję ucząc się po prostu tematów zawodowych, więc młodość mnie ominęła, bo się skupiałem na marzeniu "bycia specjalistą", pożerało mi to sporo czasu. Domyślacie się jacy są stereotypowi informatycy w kwestiach socjalnych... Może nie było tragedii bo z współlokatorami często wychodziłem na różne sporty, fajnie było pokazać się z tej strony, gdy cała szkoła kibicuje, czy poodwiedzać koleżanki. Mimo, że sporo było ładnych dziewczyn byłem w opór nieśmiały, bywało, że potrafiłem iść i słuchać, bo to koledzy mieli gadane, a w sumie którą interesują kompy, częściej się otwierałem będąc samemu, ale żeby się wybrać samemu w odwiedziny był nie lada problem. Wyjątkiem była jedna, która przychodziła do mnie na seriale, po paru razach były jakieś pieszczoty, dotykanie, nic więcej się nie rozwinęło, bo podobnie nie byłem zbyt zainteresowany, była tępa, nie było to żadne wyzwanie, jako taki ambitny typ przecież stawiałem sobie próg wysoko, a nie umiałem skakać, wylali ją niedługo później, na tym zakończyła się znajomość.


Później wyprowadziłem się na studia, kierunek informatyka, czyli to co mi się podoba, pierwsza praca zdalna za jakieś grosze.. i tu dziewczyn jak na lekarstwo, na całym roku były 4, w mojej grupie 2, o ile do rozmowy ok, tak nie pociągała mnie żadna, ot zwykłe brzydkie koleżanki z podobnymi zainteresowaniami. Łaziłem po klubach, w co szybko zwątpiłem, jako gołodupiec (wynajem mieszkania zabierał sporą część ówczesnego zarobku) i introwertyk, nie szło to najlepiej, w dodatku wierzyłem, że w klubie nie znajdzie się godna uwagi dziewczyna, znowu ta poprzeczka w głowie, no tak, do tej pory w sumie cały czas myślałem o czymś co dopiero ma sens na dłużej, więc w takim błędzie ciężko się zainteresować klubowiczkami. To chcę zmienić, ale już wiem, że czeka mnie długa batalia z samym sobą. Wierzący nigdy za specjalnie nie byłem, to nie ma uwarunkowania, że patrząc na innych biorę ślub i jestem szczęśliwy, bo w aktualnym wieku, już większość jest po ślubie (a nawet rozwodach) bardziej problem jest w tym, że głęboko gdzieś tam siedzi we mnie ten gówniarz z gimbazy, który ma wizję konsekwencji przy porażce i cóż wychodzę najczęściej na miłego chłopca, co mnie gubi. Raczej unikam, łagodzę konflikty niż wywołuje.

Aktualnie mam 24 lata, pracuję w zawodzie, szybko dostałem awans, ale jestem leszczem w związkach. Czasem mam myśli, żeby brać co popadnie, ale szybko się to zmienia, bo jednak uważam, że stać mnie na coś lepszego, końcowo wychodzi, że nie mam nic. W ciągu ostatniego roku odnowiłem stare kontakty z koleżankami, ale to raczej już takie, co złapały się gałęzi, znam ich mężów/chłopaków więc nie startuję do nich, ale dobrze się z nimi gada. Na pewno po tych spotkaniach wiem, że nie mam wstydu do kobiet i jestem wygadany (i nie próbuję się powstrzymywać), nawet powiedziałbym, że sporo się zmieniło na lepsze. Kolegów mam paru do wspólnych wyjść od czasu do czasu, ale niewielu, jak tak popatrzeć mało wychodzę. Niedługo na koncercie poznałem dziewczynę, takie 5/10, zapatrzona jak w obrazek, tu już był krok w przód, całowałem się wtedy po długiej przerwie w sprawach związkowych, spotykałem się z nią miesiąc, to był też pierwszy raz, kiedy nie miałem zahamowań by spróbować potraktować kobietę przedmiotowo, m.in. przez okoliczności w jakich się poznaliśmy, nie było tam tak naprawdę uczucia, zapraszałem ją do siebie w jednym celu, ale bezskutecznie, różnica wieku, raczej jej obawy, w miarę szybko stwierdziłem, że to dalej nie ma sensu. Rozeszliśmy się, nie myślałem o niej. Dało mi to do myślenia, przecież ja taki nigdy nie byłem, ale nie zareagowała przecież wcale na to jakoś źle.. więc czemu? Raczej tylko dlatego, że pierwszy raz kończę bliższą znajomość nie przejmując się tym, taki lekki szok, nawet pozytywny. 

Tymczasem mąci mi w głowie koleżanka z pracy, w porównaniu z tą opisaną przed chwilą ładniejsza, wydaje się dużo ciekawsza, ale nie widać z jej strony zainteresowania, zwykłe wzajemne dogryzanie, wymiana wiedzy, czasem zahaczam o bardziej prywatne tematy czy gdzieś tam śmielej jej dotknę, połaskoczę, ale tyle to nic więcej niż po prostu długie koleżeństwo. Jest singielką, o co biłem się z myślami dość długo, bo miała jeszcze niedawno chłopaka, ale w końcu przełamałem się zapytać wprost, głupio mi było, że może wywęszyć, że jestem nią zainteresowany, a właśnie to ona mnie nawet kręci. Rzadko kiedy jestem z nią sam na sam, wtedy się bardziej otwieramy na siebie. Tu mam opory, bo chcę w tej pracy zostać dłużej, a ona i tak już ma dłuższy staż, lepsze kontakty i z moim nieogarnięciem to spieprzę i zniszczę sobie przyjemność z pracy, czytając forum widzę, że to praktycznie nigdy nie jest dobry pomysł. Tym bardziej jest jeszcze paru orbiterów, więc to ja jestem na przegranej pozycji i bez braku koła ratunkowego jak coś pójdzie nie tak, dużo musiałbym się wysilić, aż tak wysoka jednak ta poprzeczka nie wisi. To raczej odpada, chyba, że to ona faktycznie okaże zainteresowanie mną, tak to jedynie widzę, inaczej pcham się na minę. Niby blisko, a daleko.

Z wyglądem nie mam zbyt wielkiego problemu, widząc tu kilka tematów, gdzie sporo osób wątpi w swój wygląd, nie mam aż tak źle, ale co prawda jest co poprawić.

Twarz już pod koniec gimnazjum ogarnąłem po parunastu wizytach u dermatologa, choć ten kompleks z gimbazy na pewno się mi zdążył udzielić. Za modą nie gonię, starych ciuchów nie mam.

Kłócące się z FAQ, zostaje to, że na siłkę nie chodzę, a i może parę zębów jest do poprawy, za to się już wziąłem, zostały mi do zrobienia 2 (tam gdzie pokruszyły się plomby), jest umówione, nie ma co się rozwodzić, to jest do ogarnięcia dość szybko. Formę jako tako mam, nie jestem ulańcem, w technikum ćwiczyłem, ale efekt był niewielki, brak diety, amatorka, całe dzieciństwo to była harówa w lesie. Po przeczytaniu wielu opinii chcę wrócić na siłkę, ale poczekam jeszcze chwilę po urlopie, na który niedługo jadę, tym razem zaplanowałem kupić dietę i trening, po powrocie zmówiłem się już wspólnie z kumplem.


Zdaje sobie sprawę z wielu błędów, że budzę się z ręką w nocniku, chcę coś z tym zacząć robić póki jest późno, a nie później.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.