Drodzy Panowie i (Panie).
Wspominałem o tym w jednym z wątków na forum, ale z uwagi na charakter tego bloga powtórzę to jeszcze raz. Mam do Was duży żal o podejście do spraw związanych bezpośrednio ze sprawami rodzinnymi (rozwód, alimenty, etc.), a dokładniej o stosunek do sal sądowych i szeroko rozumianej jurysdykcji (sędziów;). I nie mam tu na myśli haseł wygłaszanych przez poszczególnych Braci, dotkliwie skrzywdzonych na sali sądowej, ale o to co widzę na własne oczy i słyszę na własne uszy. Z racji wykonywanych obowiązków niezwykle często uczestniczę w bezpośrednim poradnictwie procesowym dot. spraw rodzinnych. W kontekście podejścia i przygotowania się do spraw sądowych Nasze Panie biją Nas na głowę. I nie mam tu na myśli nic złego! One się po prostu Sądu nie boją, nie unikają i dobrze przygotowują do batalii. A my? Hm. Najczęstszym słyszanym frazesem ze strony męskiej jest: w d..ie ich mam, Sądy są przekupne, tam są same baby i tak przegram.
Drodzy Panowie, a wiecie czego w tych sprawach boi się druga strona, zwłaszcza w sytuacji gdy wiecie że niejedno ma na sumieniu? Pozwolicie, że wytłuszczę, bo słyszałem i widziałem to wielokrotnie: PRAWNIKÓW. Adwokatów i Radców Prawnych. Zaznaczam, że chodzi o te dwie grupy zawodowe bo (o zgrozo!) okazuje się, że wiele osób myśli, że sprawami rodzinnymi zajmują się tylko adwokaci, którzy nota bene są drożsi, choć merytorycznie przygotowani tak samo jak radcy prawni. Odnosi się to zwłaszcza do małych i średnich miast, gdzie bardzo trudno się wyspecjalizować i obie te grupy zawodowe, czy chcą czy nie, muszą zajmować się sprawami rodzinnymi.
Wracając do meritum. Apeluję do Was by nigdy, ale to przenigdy nie lekceważyć spraw sądowych! Nigdy, ale to przenigdy nie zostawiać tych spraw swojemu biegowi! Albowiem jak mawiają mądrzy ludzie jeżeli nie weźmiesz życia w swoje ręce, weźmie je ktoś inny. W przypadku spraw sądowych jest to po prostu druga strona sporu. Dlaczego o tym mówię? Wbijcie sobie to głowy: Sąd (Sędzia) nie jest omnibusem i nie uwierzy Wam na słowo, że to zła kobieta była. Sąd wszystkich faktów o drugiej stronie dowiaduje się od Was i jeżeli tego nie zrobicie, to sam nie postara się o tzw. środki dowodowe. Sędzia takich spraw rocznie przerabia dziesiątki, więc ich stosunek do Nas jest co najmniej ambiwalentny.
Wiem, że wielu z Was jest zła na jednego czy drugiego Sędziego o taki, a nie inny wyrok. Wiem, że nieraz pomimo szczerych chęci, kupy wydanej kasy na pełnomocnika, nic nie udało się wskórać. Ale pamiętajcie, że zawsze istnieje możliwość odwołania się (apelacja, zażalenie) i uwierzcie mi, że Sądy drugiej instancji w żaden sposób nie patrzą łagodnym okiem na orzeczenie z pierwszej instancji. Z tego co ja widzę, choć nie ma dużego doświadczenia, to Sądy drugiej instancji często zmieniają lub uchylają orzeczenia, od których się odwołaliśmy. Należy więc pamiętać o fakcie, że dopóki orzeczenie się nie uprawomocni nadzieja nie umarła.
Skąd więc tak złe statystyki dla męskiej części populacji w sprawach rodzinnych. Kwestia norm prawnych nierówno traktujących kobiety i mężczyzn? Na pewno! Kwestia klimatu pro-kobiecego? Na pewno. Ale dotyczy to tylko pewnej części spraw. Z moich obserwacji wynika jasno, że: mężczyźni przegrywają większość spraw sądowych bo się nie bronią lub robią to bardzo nieumiejętnie. Kładę ten fakt na karb tego, że mężczyźni zawsze mają gdzieś z tyłu głowy, że sobie poradzą. Myśl podsycona społecznym imperatywem pomagania i pracowania na rodzinę. Mimo wszystko Kobiety jednak zdecydowanie lepiej wiedzą jak trudno zdobyć majątek, słuchając przy okazji historii o uciemiężonej matce - Polce, w której rolę i one chętnie wchodzą.
I tu dochodzimy do clou programu. Drodzy Panowie, moi mili Samczykowie. Apeluję do Was: w przypadku spraw sądowych bezwzględnie należy się bronić, a nawet atakować. Jeżeli nie wiecie jak - wynajmijcie profesjonalnego pełnomocnika (adwokata lub radce prawnego). Do spraw rodzinnych trzeba się dobrze przygotować, zebrać dowody, ustalić taktykę działania. Że koszty duże? Uwiercie mi, że koszt pełnomocnika to kropla w morzu środków finansowych i majątku, którego możecie zostać pozbawieni. Wielu z Was jest zła, że wydała kokosy na papugę, a nie uwzględnia tego jak bardzo udało się ograniczyć straty. Np.:
1. Czy 3-6 k w trudnej sprawie o alimenty to dużo w sytuacji gdy zamiast 1 tysiąca na potomka Sąd orzekł 500 zł? Łatwo przeliczyć, że w ciągu tylko jednego roku jesteście 6.000 zł na plus. Te pieniądze jeżeli będziecie chcieli, to dacie swojemu dziecku, ale nie musicie. Możecie mu odłożyć na lokatę (zabezpieczenie na przyszłość dla Niego), pojechać z Nim na wakacje (fajny czas spędzony bez mamusi) albo sobie na czarną godzinę (słynna szklanka wody - if You know what I mean . Czy gdyby Sąd przyłożył Wam ten tysiąc coś z tych środków by zostało? Nie. A nawet więcej. Taki syn czy córka byliby święcie przekonani, że wpłacane środki to jest zwykły obowiązek, a rzeczy, jedzenie i uciechy życia finansuje mama. Nie wymagajcie od kilkulatka żeby zrozumiał różnicę. A mając te 500 zł w swojej kieszeni to Wy jesteście Panem sytuacji.
2. Czy 4-10 k za trudny rozwód to dużo? W porównaniu do tego, że uda się wybronić Was z roli przemocowca, a nawet zrobić z siebie ofiarę złej i bezwzględnej kobiety, co potrafi uratować jeśli nie cały to przynajmniej połowę majątku o wartości od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych, o alimentach na ex w kwocie 1.000 lub 2.000 zł nie wspomnę.
Także, rozważając różne sprawy z Waszego życia codziennego rozważajcie ponoszone koszty przeliczając czy przypadkiem duży wydatek finansowy i nakład własnej pracy dziś, nie przełoży się na duże oszczędności w przyszłości. Rozważajcie nie tylko to co Wam z portfela ucieka, ale też to co z niego nie wypływa. Nie mam w cale za złe kobietom, że próbują zagarnąć dodatkowy majątek dla siebie. Po prostu dbają o sfinansowanie swojego i dziecka bytu. Dobrze wiecie, że życie w tej sferze czysto przyziemnej, to walka. A im wyższy poziom majątku tym lepiej. My też chcemy dobrze żyć.
Pozdrawiam:)
- 4
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze