Bywam na Tinderze i to sporo. Nie nazwałbym się jednak typowym bywalcem Tindera.
Patrzę na wygląd. Ładna to nie wszystko. Odrzucam też Kariny, tipsiary, oczy pozbawione głębi, pusty wyraz twarzy.
Nie klikam dalej, jeśli widzę, że samica celuje w gwiazdę programu You Can Dance albo przynajmniej z własnym jachtem.
Zwracam uwagę na wykształcenie. Lubię uczelnie ekonomiczne i medyczne, tutaj przeważnie kryje się wiedza i namiastka intelektu. Potem czekam na matcha.
Rozmawiamy i to dużo, bardzo dużo. Szukam chemii. Tutaj jest największy problem. Są matche, ale nie ma rozmowy i chemii. Nie mam problemu, by rozmawiać w ten sposób nawet przez kilka tygodni przed spotkaniem. Zwykle to kobiety proszą mnie o spotkanie. Czasem się zgadzam.
Piękne, lecz głupie, znikają szybko i same nie wiedzą co się mogło wydarzyć. Mądre, lecz brzydkie, nigdy nawet nie dostają szans na rozmowę.
Tinder jest w porządku, ale znalezienie tam czegoś wartościowego to czasochłonna, trudna i wymagająca praca. Potem i tak zwykle rzeczywistość prędzej lub później rozczarowuje.