W moich poszukiwaniach i rozmyślaniach szachowych trafiłem na artykuł: Zagraj ze mną w szachy, a powiem Ci kim jesteś. napisy przez kobietę o jej przygodach szachowych. Pewnie oceniłbym go jako dobry, gdyby nie pewien szczegół.
Na samym początku bije po oczach tekst:
"Pozwólcie, że opowiem Wam, jak MĘŻCZYŹNI reagują na przegraną w szachy."
Nie wiem jak Wy, ale ja poczułem się dyskryminowany. Bardzo wątpię, aby kobiety zachowywały się inaczej dostrzegając ich osiągnięcia na innych polach, lecz chyba oczywistym jest, że nikt nie lubi przegrywać. Człowiek jest człowiekiem i niczym niezwykłym nie jest, że naszej psychiki dotyczą takie mechanizmy jak autowaloryzacja czy samoutwierdzanie się. Nie należą one może do tej w pełni racjonalnej części naszej psychiki, ale są jak najbardziej zdrowymi reakcjami.
Skąd więc to pragnienie skrytykowania mężczyzn? Czyżby z braku pomysłów na ciekawy wpis, celowy atak w ramach podniesienia czytelności? Nie wiem i nie zamierzam już wnikać w ten temat.
Nie miałem za często okazji obserwować kobiet w szachowej akcji. Przeważnie wiedząc, że potrafię co nie co grać nie podejmują wyzwania, czy choćby uchylają się od nauki. Rozpatruję to pod takim kątem, że kobiety nie wchodzą po prostu w sytuacje, w których nie mogą "błyszczeć". Kobieta z powyższego linku sama się przyznaje, że pod względem poziomu gry nie stoi najlepiej, więc czemu zatem gra - Leon Twoja argumentacja nie trzyma się kupy? Gra bo jest jedyną kobietą w towarzystwie, która to robi i w ten sposób jest w stanie zwrócić na siebie uwagę i zainteresowanie = zyskuje.
Nie opuści jednak odnotowania faktu choćby najmniejszego zwycięstwa z mężczyzną. Pierwszą wspomnianą partię z wpisu blogowego naszej koleżance "udało się wygrać", "bo przeciwnik nie spodziewał się, że będzie taka słaba i nie umiał odpowiedzieć na ruchy kogoś kto rusza się nielogicznie" - say what?! Czyżby koleżance nie przyszło na myśl, że wspomniany Pan przegrał specjalnie, aby się ona - kobieta zjawisko rzadkie w szachach - nie zniechęciła do dalszej gry? Sam nieraz tak robię grając z dziećmi, które się uczą, albo ze słabszymi zawodnikami.
Czy granie bez jednej figury ma być formą wyżycia się na dużo słabszym przeciwniku? Raczej wątpię, sam nie raz gram, nie tyle bez wieży, ale i bez damki zwyczajnie dlatego, że szanse się wyrównują, gra się wtedy wydaje ciekawsza.
Wrócę jeszcze na moment do tematu udziału kobiet w grach. Zauważyłem, że kobiety lubią bardzo wszelkiego rodzaju gry, to, że na przykład nie kojarzą nam się z grami komputerowymi powoli staje się mitem, ale wynika bardziej z uwarunkowań kulturowych niż samej niechęci kobiet do gier. Jeśli już jakaś kobieta gra to potrafi się mocno zaangażować. Zatem można przyjąć, że kobiety są graczami. Teraz tylko pytanie w co kobiety grają. Tutaj już mogą pojawić się różnicę między płciami, ale nie zamierzam tutaj się rozpisywać. Bardziej mi chodzi o przedstawienie tego jak to wygląda w perspektywie szachów.
Kobiety zamiast szachów zdaje mi się wolą gry karciane. Nie są one tak konkurencyjne, przebiegają liniowo, zależą trochę od szczęścia, no i opierają się o coś co kobitki mają opanowane do perfekcji - przeliczanie wartości. Karty też mają większy stopień bycia atrakcją towarzyską. Wymienię kilka powodów dlaczego szachy nie są dla nich tak atrakcyjne.
- W czasie partii się przeważnie nie rozmawia.
- Gra nie polega na zwykłym przeliczaniu, ale wymaga kreatywności połączonej precyzyjnym myśleniem.
- Dotyczą wysokiego stopnia abstrakcji.
- Szachy są grą w której percepcja przestrzenna może mieć znaczenie.
- Brakuje im ambicji "aby pokonać przeciwnika", tzn. nie motywuje ich to do rozwoju. Wolą patrzeć jakie ich bierki piękne są - och, ach.
Nie chcę przez to powiedzieć, że kobiety nie nadają się do gry w szachy, albo że nie potrafią w nie grać. Mózg to taki biokomputer, który potrafi symulować różne wyuczone rzeczy, tak więc kobieta też może być świetnym graczem. Jednak pod kątem społecznym, a to jest dziedzina, w której kobiety najwięcej się wykazują, szachy są dla nich aktywnością mniej atrakcyjną od innych.
Nasunęła mi się dziś pewna idea. Jeśli życie potraktować jak szachy, to powiedziałbym, że kobiety są świetnymi życiowymi szachistkami, wyssały reguły gry z mlekiem matki i szybko są również przez własne grono wtajemniczane w zagrywki jakie mogą stosować wobec "przeciwnika" - czyli nas mężczyzn. Kiedyś przynajmniej z pozoru. My mężczyźni mieliśmy biały kolor bierek i inicjatywę. Dzisiaj jesteśmy "czarnuchami" na światowej szachownicy i chyba jeszcze nie odnaleźliśmy się w tej roli, a tym bardziej nie jesteśmy gotowi do wymiany kolorów.
Chciałbym was zaprosić na serię luźnych wpisów, gdzie przedstawię relację między kobietami i mężczyznami oraz ogólnie strategie życiowe w formie metafory szachowej. Będą to wpisy raczej rozrywkowe, gdyż nie jestem specjalistą ani w dziedzinie kobiet, ani w dziedzinie szachowej. Zastrzegam sobie prawo do pisania głupot i uzewnętrzniania swojej irracjonalnej grafomańskiej "duszy". Jesteście zainteresowani? Napiszcie mi o tym w komentarzach. Może nawet moje amatorskie podejście będzie nawet lepsze w kontekście mojej życiowej misji, aby poruszać w ludziach myślenie. Jeśli znajdziecie jakieś błędy lub wymyślicie lepsze analogie, pod wpływem napływającej refleksji, to tylko napełni moje serce przyjemnym uczuciem spełnienia.
Zatem do napisania!
ps. wybaczcie formę stylistyczną wpisu. Jest on wystrzeloną na prędko torpedą, z mojej podświadomości, nie chciałem wydłużać czasu zaprezentowania tego dzieła światu. W sensie albo napiszę cokolwiek, albo wcale. Wybrałem pierwszą opcje. Postaram się jednak bardziej w kolejnych już planowanych wpisach.
- 4
10 komentarzy
Rekomendowane komentarze