Don't worry... be hippie! :)
Ahoj!
Dawno mnie tu nie było. W końcu znalazłam wenę by coś tu naskrobać
Na wstępie jeszcze tylko dodam, że będzie z mojej strony mały bełkot i i miszmasz tematów, więc jeśli nie jesteś na to gotowy/a - radzę Ci zakończyć lekturę w tym miejscu.
U mnie się troszkę podziało od ostatniego wpisu. Wiec pozwólcie, że chociaż trochę nadrobię swoją nieobecność na tym blogu.
Podziało się przede wszystkim w moim życiu zawodowym. W końcu po 3,5 roku pobytu w Anglii dostałam stały kontrakt! Może nie jest to moja wymarzona praca, ale póki co nie wybrzydzam. Ważne, że atmosfera w pracy jest w miarę przyjazna, pracuje tu stosunkowo mało samic ( ) więc pracuje się praktycznie bezkonfliktowo, praca nie jest ciężka, płaca przyzwoita... no i pracuję w dużej mierze z anglikami, więc szlifuję angielski, który i tak już jest całkiem niezły (ach ta moja skromność... ). Porównując z tym co było na początku...niebo a ziemia! Więc czegoż chcieć więcej?
Dla niektórych to może i żaden sukces, mnie jednak ten fakt niezmiernie ucieszył i sprawił, że czuję teraz stabilniejszy grunt pod nogami. Przybliża mnie to również do realizacji moich planów i to mnie najbardziej raduje
Nie zamierzam też tutaj jakoś bardzo długo zostać, bo na pewno w końcu będę chciała zmienić pracę na taką, która będzie mi dawać więcej satysfakcji. Ten "przystanek" jednak da mi możliwość ustabilizowania swojej sytuacji finansowej i zebrania wystarczającej sumy by porobić kursy (m.in językowy) i podwyższyć swoje kwalifikacje.
Póki co mam wrażenie, że przez to w jakimś sensie wkroczyłam w strefę komfortu i stoję w miejscu ale wierzę, że w momencie gdy cierpliwie uzbieram daną sumę mobilizacja przyjdzie automatycznie i ruszę do przodu. Potrzebuję teraz w szczególności dużej ilości cierpliwości i wytrwałości. Jestem bardzo uczulona na nudę i "stanie dłużej w jednym miejscu". Jednak z drugiej strony nie mogę się doczekać aż zrealizuję swoje marzenia i to jest głęboko we mnie zakorzenione.
Następna rzecz, która mnie niezmiernie cieszy to to, że widzę progres w moich treningach.
Oczywiście, nie próżnuję, ćwiczę regularnie w domu, od czasu do czasu zawitam na siłownię i przynajmniej raz w tygodniu trenuję z tą panią:
Choć zwykle omijałam taką formę ćwiczeń z daleka, bo nadzwyczajnie w świecie nie widziałam się w tym z powodu swojej koordynacji ruchowej (czy też raczej jej braku), tak jednak ta pani jakoś mnie przekonała. Czasem zdarza się, że jakieś ćwiczenia pomijam bo ciężko mi je wykonać, wtedy więc zastępuje je jakimiś innymi sprawdzonymi, również na daną partię. Ogólnie te filmiki oceniam na jeden wielki plus i polecam każdemu, kto chce zacząć swoją przygodę z treningami tego typu.
Następną aktywność na jaką powoli się nastawiam bo wiosna tuż tuż to... tripy rowerowe po okolicy. Już nie mogę się doczekać aż się ciut bardziej ociepli by móc wyciągnąć swój rower ze schowka i go "odkurzyć"
~*~
Jest też jedna kwestia którą chciałam dzisiaj w tym wpisie poruszyć (może nie tak optymistyczna jak wcześniejsza część wypocin) jednak czuję, że muszę to wylać na papier razem z tą goryczą, którą poczułam po raz kolejny...i zapewne nie ostatni, poznawszy już nie co realia dzisiejszego świata.
Dzisiejsze spotkanie z moją znajomą z pracy utwierdziło mnie jeszcze bardziej w przekonaniu, że ciężko... bardzo ciężko jest w tych czasach dobrać sobie przyjaciół. Zwłaszcza gdy jest się typem obserwatora, ma się tendencję do zbytniego analizowania ludzkich zachowań, dostrzega się te wszystkie schematy jakie naprawdę rządzą światem i jest się dość wyczulonym na wszelkie przejawy bezczelności, nawet tej niewinnej i mało widocznej na pierwszy rzut oka, jak też braku empatii względem drugiej osoby... Eh...
A może to ze mną coś jest nie tak? Może jednak łatwiej by było jakbym miała dalej klapki na oczach i cieszyła się z najbardziej powierzchownych relacji i nie analizowała tak? A może to ja jestem przeczulona na swoim punkcie i źle to wszystko odbieram?
W takich chwilach zwykłam zadawać sobie takie pytania...
Jak radzić sobie ze świadomością, że wyszło się z matrixa a ludzie którzy mnie otaczają dalej w nim siedzą? Bardzo ciężko jest mi znaleźć kogokolwiek kto jest w podobnym położeniu do mnie i złapać wspólny kontakt. Brakuje mi tutaj ludzi, z którymi mogę porozmawiać czasem na ciut głębsze tematy niż praca, sprawy miłosne czy też zwykłe plotkowanie o innych. Zauważyłam, że mało kto lubi zagłębiać się w siebie, rozmawiać na tematy psychologiczne, duchowe... Tutaj w Anglii na całą masę znajomych (głownie z pracy) znam tylko 2 osoby (w tym mój partner) z którymi mogę rozmawiać o wszystkim, przy tym móc się czegoś ciekawego dowiedzieć, nauczyć. W Polsce mam takich osób tylko 2 - ale jako, że teraz bywam dość rzadko w kraju, kontakt jest dość ograniczony.
Wszystkie inne relacje z ludźmi (te bardziej powierzchowne) mnie nużą bo cały czas dostrzegam te same schematy zachowań...Nie mówię... może czasem można się z takimi ludźmi pośmiać, poimprezować... ale mnie to na dłuższą metę nie wystarcza a wręcz większość zachowań mnie irytuje i jedyne co chce zrobić to oddalić się jak najszybciej od tych osób i nie mieć z nimi nic wspólnego. Jednak to proste nie jest, gdyż takich ludzi wokół jest multum i chcąc nie chcąc muszę z nimi przebywać i współpracować pod jednym dachem firmy... A w momencie gdy ja zacznę się uzewnętrzniać, poruszać jakieś mniej przyziemne tematy... ludzie w tym momencie mają mnie za nudziarę i po prostu się odsuwają albo stwierdzają, że się czegoś "nawąchałam i pierdolę farmazony"
Pytanie ode mnie więc... jak żyć?
Wiem już po wielu doświadczeniach, że należy liczyć tylko na siebie, i też nie należy być zanadto bezinteresownym i pomocnym. A w tym drugim aspekcie szczególnie mam problem. Z natury lubię pomagać i uszczęśliwiać ludzi... niestety często jest to wykorzystywane aż za nadto. "Dasz palec, a wezmą całą rękę" - powiadają... Jednak zauważyłam, że mało jest ludzi, którzy potrafią się odwdzięczyć może nie tym samym ale chociaż jakimś innym miłym gestem. Dla mnie to jest wręcz oczywiste i niemal automatyczna reakcja gdy otrzymam od kogoś pomoc. Dlaczego inni tak nie mają?
Dzisiaj spotkawszy się z ową znajomą nie dość, że poczułam się po raz kolejny jak tampon emocjonalny, nie mogąc nawet nic powiedzieć, bo nie dopuszczano mnie do słowa to też zauważyłam, że dość popularne teraz podczas spotkań jest olewanie rozmówcy poprzez czatowanie z inną osobą na fejsbuku albo siedzenie na instagramie i to w momencie kiedy ja zaczęłam opowiadać o sobie i swoich sprawach.
Przypomniała mi się wówczas jedna z najgorszych imprez sylwestrowych tutaj w UK, gdzie pierwsze pytanie jakie mnie i mojemu partnerowi zadano to : "Jakie macie hasło do wifi?" Po czym połowa gości siedziała przez większą część imprezy na telefonach) . Wiec nie jest to odosobniony przypadek...
Nie byłoby problemu, gdybym była jakąś introwertyczką i umiała ładować baterie w samotności. W jakimś stopniu umiem, ale z drugiej strony też potrzebuję większego kontaktu z ludźmi, móc się wyszaleć i miło spędzić czas z innymi. Jednak widząc podejście i zachowania innych, dystansuję się coraz bardziej i czuję coraz większy niedosyt towarzystwa.
Jak sobie z tym poradzić?
Już od dłuższego czasu cały czas zadaje sobie te same pytania i dalej odpowiedzi nie znam.
Jednak dalej mam nadzieję, że w końcu przestanę mieć takie dylematy...Może to ja muszę jeszcze szerzej oczy i sama znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Potrzebuję po prostu więcej czasu.
Jednak mimo takich refleksji nie tracę nadziei i swojego optymizmu. Te dwie rzeczy są nieodłączną częścią mnie Czasem po prostu muszę się oczyścić z tych złych myśli, które mi się kłębią za bardzo w mojej głowie. Jutro już mnie to dręczyć nie będzie.
Po prostu Don't worry be Happy (or hippie)!
Jeśli więc drogi czytelniku dotarłeś do tego momentu... to bardzo Ci dziękuję, że poświęciłeś swój czas i jestem pełna podziwu, że udało Ci się przebrnąć przez tę ścianę tekstu pełnego bełkotu i żali.
Następnym razem obiecuję, że będzie bardziej "hippie"
Tymaczasem życzę Wam miłego dnia, samych miłych doznań. Trzymajcie się! Do następnego!
- 2
14 komentarzy
Rekomendowane komentarze