Skocz do zawartości
  • wpisów
    14
  • komentarzy
    101
  • wyświetleń
    5519

Don't worry... be hippie! :)


deleteduser150

2750 wyświetleń

Ahoj! 

Dawno mnie tu nie było. :) W końcu znalazłam wenę by coś tu naskrobać ;) 

Na wstępie jeszcze tylko dodam, że będzie z mojej strony mały bełkot i i miszmasz tematów, więc jeśli nie jesteś na to gotowy/a - radzę Ci zakończyć lekturę w tym miejscu. :D 

 

U mnie się troszkę podziało od ostatniego wpisu. Wiec pozwólcie, że chociaż trochę nadrobię swoją nieobecność na tym blogu. :)

Podziało się przede wszystkim w moim życiu zawodowym. W końcu po 3,5 roku pobytu w Anglii dostałam stały kontrakt! Może nie jest to moja wymarzona praca, ale póki co nie wybrzydzam. Ważne, że atmosfera w pracy jest w miarę przyjazna, pracuje tu stosunkowo mało samic ( :P ) więc pracuje się praktycznie bezkonfliktowo, praca nie jest ciężka, płaca przyzwoita... no i pracuję w dużej mierze z anglikami, więc szlifuję angielski, który i tak już jest całkiem niezły (ach ta moja skromność... :P). Porównując z tym co było na początku...niebo a ziemia! Więc czegoż chcieć więcej?

Dla niektórych to może i żaden sukces, mnie jednak ten fakt niezmiernie ucieszył i sprawił, że czuję teraz stabilniejszy grunt pod nogami. Przybliża mnie to również do realizacji moich planów i to mnie najbardziej raduje :)

Nie zamierzam też tutaj jakoś bardzo długo zostać, bo na pewno w końcu będę chciała zmienić pracę na taką, która będzie mi dawać więcej satysfakcji. Ten "przystanek" jednak da mi możliwość ustabilizowania swojej sytuacji finansowej i zebrania wystarczającej sumy by porobić kursy (m.in językowy) i podwyższyć swoje kwalifikacje. :)

Póki co mam wrażenie, że przez to w jakimś sensie wkroczyłam w strefę komfortu i stoję w miejscu ale wierzę, że w momencie gdy cierpliwie uzbieram daną sumę mobilizacja przyjdzie automatycznie i ruszę do przodu. Potrzebuję teraz w szczególności dużej ilości cierpliwości i wytrwałości. Jestem bardzo uczulona na nudę i "stanie dłużej w jednym miejscu". Jednak z drugiej strony nie mogę się doczekać aż zrealizuję swoje marzenia i to jest głęboko we mnie zakorzenione. :)

 

Następna rzecz, która mnie niezmiernie cieszy to to, że widzę progres w moich treningach.

Oczywiście, nie próżnuję, ćwiczę regularnie w domu, od czasu do czasu zawitam na siłownię i przynajmniej raz w tygodniu trenuję z tą panią: 

 

Choć zwykle omijałam taką formę ćwiczeń z daleka, bo nadzwyczajnie w świecie nie widziałam się w tym z powodu swojej koordynacji ruchowej (czy też raczej jej braku), tak jednak ta pani jakoś mnie przekonała. Czasem zdarza się, że jakieś ćwiczenia pomijam bo ciężko mi je wykonać, wtedy więc zastępuje je jakimiś innymi sprawdzonymi, również na daną partię. :) Ogólnie te filmiki oceniam na jeden wielki plus i polecam każdemu, kto chce zacząć swoją przygodę z treningami tego typu.

Następną aktywność na jaką powoli się nastawiam bo wiosna tuż tuż to... tripy rowerowe po okolicy. Już nie mogę się doczekać aż się ciut bardziej ociepli by móc wyciągnąć swój rower ze schowka i go "odkurzyć" :)

~*~

Jest też jedna kwestia którą chciałam dzisiaj w tym wpisie poruszyć (może nie tak optymistyczna jak wcześniejsza część wypocin) jednak czuję, że muszę to wylać na papier razem z tą goryczą, którą poczułam po raz kolejny...i zapewne nie ostatni, poznawszy już nie co realia dzisiejszego świata.

Dzisiejsze spotkanie z moją znajomą z pracy utwierdziło mnie jeszcze bardziej w przekonaniu, że ciężko... bardzo ciężko jest w tych czasach dobrać sobie przyjaciół. Zwłaszcza gdy jest się typem obserwatora, ma się tendencję do zbytniego analizowania ludzkich zachowań, dostrzega się te wszystkie schematy jakie naprawdę rządzą światem i jest się dość wyczulonym na wszelkie przejawy bezczelności, nawet tej niewinnej i mało widocznej na pierwszy rzut oka, jak też braku empatii względem drugiej osoby... Eh...

A może to ze mną coś jest nie tak? Może jednak łatwiej by było jakbym miała dalej klapki na oczach i cieszyła się z najbardziej powierzchownych relacji i nie analizowała tak? A może to ja jestem przeczulona na swoim punkcie i źle to wszystko odbieram?

W takich chwilach zwykłam zadawać sobie takie pytania...

Jak radzić sobie ze świadomością, że wyszło się z matrixa a ludzie którzy mnie otaczają dalej w nim siedzą? Bardzo ciężko jest mi znaleźć kogokolwiek kto jest w podobnym położeniu do mnie i złapać wspólny kontakt. Brakuje mi tutaj ludzi, z którymi mogę porozmawiać czasem na ciut głębsze tematy niż praca, sprawy miłosne czy też zwykłe plotkowanie o innych. Zauważyłam, że mało kto lubi zagłębiać się w siebie, rozmawiać na tematy psychologiczne, duchowe... Tutaj w Anglii na całą masę znajomych (głownie z pracy) znam tylko 2 osoby (w tym mój partner) z którymi mogę rozmawiać o wszystkim, przy tym móc się czegoś ciekawego dowiedzieć, nauczyć. W Polsce mam takich osób tylko 2 - ale jako, że teraz bywam dość rzadko w kraju, kontakt jest dość ograniczony.

Wszystkie inne relacje z ludźmi (te bardziej powierzchowne) mnie nużą bo cały czas dostrzegam te same schematy zachowań...Nie mówię... może czasem można się z takimi ludźmi pośmiać, poimprezować... ale mnie to na dłuższą metę nie wystarcza a wręcz większość zachowań mnie irytuje i jedyne co chce zrobić to oddalić się jak najszybciej od tych osób i nie mieć z nimi nic wspólnego. Jednak to proste nie jest, gdyż takich ludzi wokół jest multum i chcąc nie chcąc muszę z nimi przebywać i współpracować pod jednym dachem firmy... A w momencie gdy ja zacznę się uzewnętrzniać, poruszać jakieś mniej przyziemne tematy... ludzie w tym momencie mają mnie za nudziarę i po prostu się odsuwają albo stwierdzają, że się czegoś "nawąchałam i pierdolę farmazony"

Pytanie ode mnie więc... jak żyć?

Wiem już po wielu doświadczeniach, że należy liczyć tylko na siebie, i też nie należy być zanadto bezinteresownym i pomocnym. A w tym drugim aspekcie szczególnie mam problem. Z natury lubię pomagać i uszczęśliwiać ludzi... niestety często jest to wykorzystywane aż za nadto. "Dasz palec, a wezmą całą rękę" - powiadają... Jednak zauważyłam, że mało jest ludzi, którzy potrafią się odwdzięczyć może nie tym samym ale chociaż jakimś innym miłym gestem. Dla mnie to jest wręcz oczywiste i niemal automatyczna reakcja gdy otrzymam od kogoś pomoc. Dlaczego inni tak nie mają?

Dzisiaj spotkawszy się z ową znajomą nie dość, że poczułam się po raz kolejny jak tampon emocjonalny, nie mogąc nawet nic powiedzieć, bo nie dopuszczano mnie do słowa to też zauważyłam, że dość popularne teraz podczas spotkań jest olewanie rozmówcy poprzez czatowanie z inną osobą na fejsbuku albo siedzenie na instagramie i to w momencie kiedy ja zaczęłam opowiadać o sobie i swoich sprawach.

Przypomniała mi się wówczas jedna z najgorszych imprez sylwestrowych tutaj w UK, gdzie pierwsze pytanie jakie mnie i mojemu partnerowi zadano to : "Jakie macie hasło do wifi?" Po czym połowa gości siedziała przez większą część imprezy na telefonach) . Wiec nie jest to odosobniony przypadek...

 

Nie byłoby problemu, gdybym była jakąś introwertyczką i umiała ładować baterie w samotności. W jakimś stopniu umiem, ale z drugiej strony też potrzebuję większego kontaktu z ludźmi, móc się wyszaleć i miło spędzić czas z innymi. Jednak widząc podejście i zachowania innych, dystansuję się coraz bardziej i czuję coraz większy niedosyt towarzystwa. 

Jak sobie z tym poradzić? 

Już od dłuższego czasu cały czas zadaje sobie te same pytania i dalej odpowiedzi nie znam.

 

Jednak dalej mam nadzieję, że w końcu przestanę mieć takie dylematy...Może to ja muszę jeszcze szerzej oczy i sama znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Potrzebuję po prostu więcej czasu.  

Jednak mimo takich refleksji nie tracę nadziei i swojego optymizmu. Te dwie rzeczy są nieodłączną częścią mnie :) Czasem po prostu muszę się oczyścić z tych złych myśli, które mi się kłębią za bardzo w mojej głowie. Jutro już mnie to dręczyć nie będzie.

Po prostu Don't worry be Happy (or hippie)! :)

 

Jeśli więc drogi czytelniku dotarłeś do tego momentu... to bardzo Ci dziękuję, że poświęciłeś swój czas i jestem pełna podziwu, że udało Ci się przebrnąć przez tę ścianę tekstu pełnego bełkotu i żali.:P

1309007053_by_panCHUDY.gif

Następnym razem obiecuję, że będzie bardziej "hippie" :P

 

Tymaczasem życzę Wam miłego dnia, samych miłych doznań. Trzymajcie się! Do następnego! :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 2

14 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Mam nadzieję, że chodzi o pierwszy kontrakt od momentu przyjazdu do Anglii, a nie o pierwszy kontrakt od przepracowania 3,5 roku w owej pracy, bo to by były jakieś żarty.

 

Co do ludzi wybudzonych z matriksa, w żadnym wypadku nie szukałbym ich w pracy i ogólnie byłbym daleki do nawiązywania jakichkolwiek poważniejszych znajomości w miejscu pracy. "Cześć, cześć, co tam, co tam, leci, aha, ok", zwykły small-talk, potem odbębnić swoje godziny i znikać stamtąd.

 

Znajomą olać - egocentryczny wampir emocjonalny, na co to komu.

 

Gratulacje wytrwałości w treningach.

 

Keep it Hippie! :D

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

@Ważniak nie nie nie, oczywiście pierwszy kontrakt ogólnie w Anglii jak i też w mojej historii zawodowej. Umowę w obecnej firmie dostałam po prawie równych 3 miesiącach (czyli tak jak zwykle powinni dawać, jednak tutaj w uk jest to często dość naginane i zdarzają się przypadki, gdzie ludzie dopiero po 2 latach dostają) ;)  Zakładów w Anglii zwiedziłam w sumie 20 (liczę też te dwudniowe zatrudnienia ofc). :lol: Stąd też moja euforia. Po prostu miałam pecha do pracodawców + mało doświadczenia + brak własnego transportu przez dłuższy okres pobytu tutaj.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza

@Hippie pozdrawiam Ciebie ciepło i czasem trzeba trochę pomarudzić i nie zawsze być Happy @Hippi. 
Tak jak pisze @Ważniak  wampiry emocjonalne są i będą jak ta koleżanka. Olać ją.   Gratki za stały kontrakt i pozdrowienia jeszcze raz  serdeczne. Sama nigdy nie wyjeżdżam do pracy bardzo podziwiam takie  odważne osoby - jak Ty  :)

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Z cyklu "rady wujka TheFloratora":

 

" pracuję w dużej mierze z anglikami, więc szlifuję angielski"

 

Bardzo dobrze, jedna z najważniejszych rzeczy.

Wg mnie osoba która nie zna dobrze języka będzie zawsze 2giej kategorii. Chodzi mi o to, że się po prostu nie obroni jak ją ktoś będzie chciał wyrolować.

 

"Dla niektórych to może i żaden sukces, mnie jednak ten fakt niezmiernie ucieszył i sprawił, że czuję teraz stabilniejszy grunt pod nogami. Przybliża mnie to również do realizacji moich planów i to mnie najbardziej raduje"

 

Prawidłowe myślenie

 

" Jestem bardzo uczulona na nudę i "stanie dłużej w jednym miejscu". Jednak z drugiej strony nie mogę się doczekać aż zrealizuję swoje marzenia i to jest głęboko we mnie zakorzenione "

 

Wytrzymasz. Nauka odkładania w czasie gratyfikacji nie jest łatwa ale jest to dobry nawyk do wyuczenia. Pozwoli ci osiągać cele bardziej odłożone w czasie.

 

" tripy rowerowe "

Ładniej by było wycieczki rowerowe. Nie zapominaj o swoim języku. :)

 

" Zauważyłam, że mało kto lubi zagłębiać się w siebie, rozmawiać na tematy psychologiczne, duchowe... Tutaj w Anglii na całą masę znajomych (głownie z pracy) znam tylko 2 osoby (w tym mój partner) z którymi mogę rozmawiać o wszystkim, przy tym móc się czegoś ciekawego dowiedzieć, nauczyć "

 

Generalnie Anglicy  ( oczywiście są wyjątki) to nie jest naród zastanawiający się nad duchowością i sensem życia. Pieniądz i praca to nadrzędna wartość. Rodzina i reszta jest niżej na drabince. Zaakceptuj to, pogódź się z tym. Znajdź takie osoby z którymi możesz takie rozmowy prowadzić na takie tematy (jest ich sporo nawet na forum). Normalnym ludziom nie zawracaj dupy, tracisz czas i się będziesz frustrować. Ktoś mi kiedys powiedział "you don't make friends here, you make acquaintances". Zwróć uwagę na pozytywne cechy Anglików których w PL jest mało (przedsiębiorczość, konsekwentne dążenie do celu, dążenie do bogacenia się, podejmowanie ryzyka, samowystarczalność, maksymalne opanowanie emocji, pragmatyzm, cierpliwość, dobre maniery). Wybierz, te które uważasz za potrzebne tobie i staraj się kopiować.                                                                            " Z natury lubię pomagać i uszczęśliwiać ludzi "                                                                                                                                                                                                 Cecha niby dobra (miałem to) ale można się tego oduczyć bo cię ludzie zjedzą. Poczytaj o asertywnośći. Marek miał dużo audycji o  tym pomaganiu.  

 

"

W jakimś stopniu umiem, ale z drugiej strony też potrzebuję większego kontaktu z ludźmi, móc się wyszaleć i miło spędzić czas z innymi. Jednak widząc podejście i zachowania innych, dystansuję się coraz bardziej i czuję coraz większy niedosyt towarzystwa. 

Jak sobie z tym poradzić? 

Już od dłuższego czasu cały czas zadaje sobie te same pytania i dalej odpowiedzi nie znam."

 

Jesteś odważną osobą a zwłaszcza jako dziewczyna, że zdecydowałaś się wyjechać za granicę. Poklep się po plecach i bądź dumna. Wyjazdy nie są dla każdego. Dłuższy pobyt za granicą jest jak sinusoida w czasie która powoli się stabilizuje i przekształca w spokojną falę. Najpierw ekscytacja, później tęsknota za domem/rodziną/PL, później znów podniecenie czymś nowym, później dół i chęć powrotu, później pewne przyzwyczajenie i fala się uspokaja. To takie okresy każdego nastroju 6/12/24 miesiące zależnie od osoby. I może uważasz że "pierdolę farmazony" to widziałem taki wykres na studiach i śmiałem się z tego a później życie pokazało że jednak dużo w tym było prawdy.  Proponowałbym regularne powroty do PL w celach "duchowych" i utrzymanie kontaktów ze "stara paką" przyjaciól jeśli masz takich od serca. Będzie to coraz rzadsze i bedziesz musiała tuy o to dbać ale da ci to pewien spokój psychiczny i równowage. Znajomości też się poluźnią przez dystans niestety. Albo znajdź 1 lub 2 osobę na miejscu taką od serca chociaż wiem że będzie trudno.

                                                                                   

 

 

To tylko tyle i aż tyle.

TF

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

@TheFlorator Dziękuję za Twoj komentarz, dał mi dużo do myślenia. :) 

Nigdy nie sądziłam, że mój wyjazd do UK był odważnym krokiem. Nie patrzyłam na to w ten sposób. Po prostu marzyłam o tym by wylecieć zagranicę, "chcę spróbować takiego życia i już" - mówiłam. "Co będzie to będzie". I co? Po paru latach fantazjowania o tym, intensywnego myślenia o wyprowadzce z domu - w końcu się ziściło. 

 Nie miałam też raczej żadnych obaw związanych z wyjazdem...albo raczej też się nie zastanawiałam nad tym głęboko. Po prostu się spakowałam i poleciałam. 

Przede wszystkim nie byłam sama, bo na wyjazd zdecydowałam się z moim facetem po 3 miesiącach bycia razem (w sumie to jedynie to uważam za odważny krok ale całkowicie nie żałuję, bo był to strzał w dziesiątkę i jesteśmy ze sobą szczęśliwi do teraz:)) Może miałam pewne wątpliwości, że nie dostanę pracy w Anglii i będę musiała przez to wrócić do kraju ...Ale to m.in przez to, że miałam taka sytuację w Holandii u siostry, chcąc sobie dorobić na wakacjach - nie wyszło, więc wróciłam do polski po 2 tygodniach. Tutaj jednak była ciut inna sytuacja - bo zdecydowałam się na wyjazd na czas nieokreślony, czyt. z możliwością zostania na stałe więc uznałam, że nie ma opcji, może nie od razu bedzie kolorowo, ale po jakimś czasie, powolutku się ułoży. :) Po za tym jestem bardzo ciekawskim stworzeniem. Moja ciekawość świata i poznania nowego miejsca przyćmiła jakiekolwiek obawy i lęki. 

 

Nawet jeśli były nie wielkie te moje wątpliwości to szybko się rozwiały jak wylądowałam na "wyspie" i zaczęłam szukać pracy. Mieliśmy też pomoc na starcie od kuzynki (pomogła nam znaleźć zakwaterowanie a później chwile u niej mieszkaliśmy) ale też szybko zerwaliśmy z nią kontakt..." bo z rodziną jest dobrze tylko na zdjęciu" :). 

Generalnie okazało się, że ofert w naszych okolicach jest mnóstwo, nawet dla młodych ludzi bez doświadczenia w pracy, i już po tygodniu dostałam pierwszą pracę, więc jakoś tragedii nie było i strasznego startu tutaj nie miałam.  Dużo w moich okolicach jest fabryk z mięsem, magazynów ( do których nie potrzebują szczególnych kwalifikacji w porównaniu do tego co jest w PL) - więc też od tego zaczęłam.

Jednak nie jest to jakaś zachwycająca praca zwłaszcza, że większość ofert jest tymczasowych, "na telefon", sezonowych... więc miewało się często przerwy od pracy i szukało innej.

Najgorszym okresem tutaj w Anglii jest styczeń, luty, marzec - jak chodzi się po w tym okresie po agencjach pracy najczęściej się słyszy że jest zastój. "Proszę przyjść za jakiś czas", "zadzwonimy".

Ja przez dłuższy okres nie miałam też transportu i przez to też mi było ciężko załapać lepszą pracę. 

Przed tym co rusz chodziłam po agencjach za pracą, pierwsze pytanie jakie mi zadawano to czy mam własny transport. Rozmowa się kończyła jak mówiłam, że nie. Ale po jakimś czasie zdecydowałam się na naukę jazdy i własne auto - i od tego momentu sprawa ruszyła do przodu.

Było trochę tych przygód... było dużo upadków na początku a teraz... w końcu się stabilizuje. :) Ale najważniejsze - nigdy nie traciłam nadziei. Nigdy mnie mój optymizm nie opuszczał i możliwe, że to własnie dzięki temu wszystko idzie w dobrą stronę. :)

 

Co do ludzi tutaj. Jako, że mieszkam w miasteczku, gdzie jest miszmasz obcokrajowców (w tym najwięcej polaków) więcej mam tu "znajomych" polaków. Większości typowa cebula, którą z daleka omijamy. Mentalności większości ludzi tutaj nie jestem w stanie zdzierżyć. Dlatego z każdym "niewypałem" nabieram większego dystansu. 

Swoją drogą tutaj życie powiewa rutyną i głównie żyje się tu pracą. Tak samo ludzi głównie poznałam tułając się po zakładach.

Tutaj nie ma też takich spontanicznych imprez jak w Polsce (przynajmniej nie w wiosce w której mieszkamy...) Ludzie tutaj też są mniej spontaniczni, zabawowi, również pochłonięci rutyną. Ciężko się z kimkolwiek nawet ugadać na zwykłe piwo. Zawsze jakieś wymówki, odkładanie spotkania po 5 razy...

 

Mało miałam też okazji (nawet mimo tak częstych zmian pracy) spotkać jakichś rówieśników brytyjskiego pochodzenia. Większości w zakładach w których pracowałam, spotykałam ludzi w średnim wieku, małżeństwa z dziećmi - więc też mi ciężko było złapać z nimi kontakt. Często było czuć tę różnicę wiekową, ograniczone tematy do rozmów etc. Gdybyśmy mieszkali np w takim Cambridge, Oxford - typowo studenckim miasteczku - byłoby łatwiej spotkać nawet w pubach, na jakichś koncertach, wszelakich wydarzeniach ludzi w swoim wieku. 

 

Generalnie da się przeżyć i nie jest tak tragicznie, jednak czasami nachodzi taka tęsknota za tym co było w Polsce i za czasów tej beztroski...Oczywiście jak mamy możliwość to jedziemy "naładować baterie" do Polski. Jednak nasza emigracja też przyczyniła się do tego, że z wieloma osobami w Polsce urwał się kontakt. Można uznać, że to jest swego rodzaju selekcja znajomych. Z całej masy moich znajomych zostały w sumie ze 2,3 osoby, które się cieszą, że przylatuję i pytają kiedy się z nimi spotkam. Dla reszty jakbym już nie istniała. :) Ale i tak staram się cieszyć z tego co mam teraz .:)

 

Odnośnik do komentarza
6 minutes ago, Hippie said:

Dziękuję za Twoj komentarz, dał mi dużo do myślenia

No miło, że odpisujesz bo myślałem, że olałaś moją pracę włożoną w napisanie postu.

Nie zagłębiając się w szczegóły napisałem ci pewną "instrukcję obsługi pobytu za granicą" opartą o wieloletnie doświadczenie i obserwacje. To tak żebyś miała łatwiej i wiedziała no co się przygotować psychicznie.

 

12 minutes ago, Hippie said:

Nigdy nie sądziłam, że mój wyjazd do UK był odważnym krokiem. Nie patrzyłam na to w ten sposób. Po prostu marzyłam o tym by wylecieć zagranicę, "chcę spróbować takiego życia i już" - mówiłam. "Co będzie to będzie". I co? Po paru latach fantazjowania o tym, intensywnego myślenia o wyprowadzce z domu - w końcu się ziściło. 

 Nie miałam też raczej żadnych obaw związanych z wyjazdem...albo raczej też się nie zastanawiałam nad tym głęboko. Po prostu się spakowałam i poleciałam

Rozumiem. Tak czy inaczej jest to dowód twojej odwagi i siły charakteru i chęci podejmowania ryzyka. Jak będziesz miała gorszy dzień to przypomnij sobie ta myśl i poklep sie po plecach.

 

14 minutes ago, Hippie said:

Przede wszystkim nie byłam sama, bo na wyjazd zdecydowałam się z moim facetem po 3 miesiącach bycia razem (w sumie to jedynie to uważam za odważny krok ale całkowicie nie żałuję, bo był to strzał w dziesiątkę i jesteśmy ze sobą szczęśliwi do teraz:))

Polak?

 

15 minutes ago, Hippie said:

Moja ciekawość świata i poznania nowego miejsca przyćmiła jakiekolwiek obawy i lęki

Kolejna dobra cecha. Z wiekiem może się to zmieniać ale spokojnie.

 

19 minutes ago, Hippie said:

Ale najważniejsze - nigdy nie traciłam nadziei. Nigdy mnie mój optymizm nie opuszczał i możliwe, że to własnie dzięki temu wszystko idzie w dobrą stronę.

Optymizm optymizmem, widać masz jakies swoje cele (byćmoze podswiadome) i do nich dążysz. Tak trzymać. Kolejne klepnięcie w plecy się należy.

Jak możesz to podaj mi też mniej więcej twój przedział wiekowy to mi będzie łatwiej doradzić i sie ustosunkować do twojej sytuacji.

 

23 minutes ago, Hippie said:

Co do ludzi tutaj. Jako, że mieszkam w miasteczku, gdzie jest miszmasz obcokrajowców (w tym najwięcej polaków) więcej mam tu "znajomych" polaków. Większości typowa cebula, którą z daleka omijamy. Mentalności większości ludzi tutaj nie jestem w stanie zdzierżyć. Dlatego z każdym "niewypałem" nabieram większego dystansu.

Jakie miasteczko albo jaka okolica jak nie chcesz pisac? Moja rada - baaaardzo ostrożnie z Polakami. Stosuj mocną selekcję i wybieraj tylko wartościowe osoby. Mnie na kasę oszukali Polacy oczywiście kiedyś tam. Szlifować angielski (ty + chłopak), walić do anglików ile się da (chyba, że pojechałas siedziec w polskim gettcie). Poznasz ich bardziej i sama zobaczysz jacy są. No i oczywiście inne nacje i sama sobie będziesz oceniała czy są fajni czy niefajni a nie to co ci powie TV lub prawilne chłopaki w PL. Własne myślenie.

Jak się wmieszasz w towarzystwo na odpowiednim poziomie, lub wyżej od ciebie to wtedy popatrz jacy są tam Polacy na tym poziomie i selekcja bedzie z automatu.

 

31 minutes ago, Hippie said:

Swoją drogą tutaj życie wieje bardzo rutyną i głównie żyje się pracą. Tak samo ludzie, których głównie znam z zakładów, firm

Tak jak mówiłem w pierwszym wykładzie.

Wracając do tematu pracy: masz skończona szkołe w PL, jaką, jakie masz kwalifikacje, pracowałaś w PL, co lubisz robić?

Byćmoże w tej chwili nie jest ci w głowie kariera, ale jakbyś angielski doprowadziła do bardzo dobrego poziomu i ciężko pracujesz i masz lokalne doświadczenie to UK daje ci duże pole do popisu jeśli chodzi o dobra pracę/kariere a co za tym idzie pieniądze. Zastanów się tak przyszłościowo.

 

35 minutes ago, Hippie said:

Tutaj nie ma też takich spontanicznych imprez jak w Polsce (przynajmniej nie w wiosce w której mieszkamy...) Ludzie tutaj też są mniej spontaniczni, zabawowi, również pochłonięci rutyną. Ciężko się z kimkolwiek nawet ugadać na zwykłe piwo. Zawsze jakieś wymówki, odkładanie spotkania po 5 razy...

 Jak sie ustabilizujecie, zastanówcie sie na przeprowadzką do innego miejsca. W UK przeprowadzka to normalna sprawa, ludzie młodzi robią to co 2/3 lata. Zwykle idą za pracą.

Anglicy się dopiero luzują po 4 piwach w pubie ale jak się wyluzują to są niezłe jaja.

39 minutes ago, Hippie said:

Mało miałam też okazji (nawet mimo tak częstych zmian pracy) spotkać jakichś rówieśników brytyjskiego pochodzenia. Większości w zakładach w których pracowałam, spotykałam ludzi w średnim wieku, małżeństwa z dziećmi - więc też mi ciężko było złapać z nimi kontakt. Często było czuć tę różnicę wiekową, ograniczone tematy do rozmów etc. Gdybyśmy mieszkali np w takim Cambridge, Oxford - typowo studenckim miasteczku - byłoby łatwiej spotkać nawet w pubach, na jakichś eventach ludzi w swoim wieku.

Opanuj angielski, zdobądz kwalifikacje i doświadczenie, zmień pracę, przeprowadź się.

Licz się z podwyżką czynszu i kosztów po przeprowadzce.

Nie mówiłem, że będzie łatwo ale opłaci sie :)

 

42 minutes ago, Hippie said:

Generalnie da się przeżyć i nie jest tak tragicznie, jednak czasami nachodzi taka tęsknota za tym co było w Polsce i za czasów tej beztroski...Oczywiście jak mamy możliwość to jedziemy "naładować baterie" do Polski.

Wiem i to jest ta sinusoida o której pisałem. Pociesz się kursem funta w kantorze jak jesteś w PL :) i czy mogłabyś tyle zaoszczędzić będąc w PL. Beztroska-znajomym twoim pewnie też się kończy jak idą do pracy...

 

44 minutes ago, Hippie said:

Jednak nasza emigracja też przyczyniła się do tego, że z wieloma osobami w Polsce urwał się kontakt. Można uznać, że to jest swego rodzaju selekcja znajomych. Z całej masy moich znajomych zostały w sumie ze 2,3 osoby, które się cieszą, że przylatuję i pytają kiedy się z nimi spotkam

To trochę mało. Ja mam w miarę niezłe kontakty ale ludzie o to dbają i to jest klucz do wszystkiego. Ale byćmoże nastąpiła po prostu naturalna selekcja? Lepiej mieć paru wartościowych niż dużo cienkich.

 

46 minutes ago, Hippie said:

Dla reszty jakbym już nie istniała.

Poczekaj aż będą mieli dzieci i pozakładają rodziny, to ich dopiero wtedy będziesz często widywać.

Jesteś w UK, szukaj tu nowych znajomości. Dbaj o te w PL (sama inicjuj kontakt bo ludzie często oczekują, że to jak ty przyjeżdżasz to ty masz się umówić i wszystko zorganizować bo jesteś na wakacjach a oni na miejscu za taacy zajęci ;).Dzwoń przez skype do znajomych. Niestety ty musisz to inicjować bo oni nie będą. Pogadaj z innymi znajomymi którzy też wyjechali i wracają do PL na krótkie przyjazdy. Ja a nimi zawsze dużo bardziej się rozumiałem (mimo że widzieliśmy się tylko 2 godziny np). Nie było żadnych pretensji, dąsów i marudzenia. Każdy wiedział, że czas ma ograniczony.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, TheFlorator napisał:

No miło, że odpisujesz bo myślałem, że olałaś moją pracę włożoną w napisanie postu.

Nie, nie olałam. :) Wybacz, że dopiero teraz odpisuję. Jestem po 12h pracy i dopiero pod wieczór wchodzę tutaj i odpisuję, o ile mam jeszcze energię :P Teraz jeszcze mogę na szybko Ci odpisać. :)

Godzinę temu, TheFlorator napisał:

Tak czy inaczej jest to dowód twojej odwagi i siły charakteru i chęci podejmowania ryzyka. Jak będziesz miała gorszy dzień to przypomnij sobie ta myśl i poklep sie po plecach.

Tak czy inaczej dziękuję. :) Będę pamiętać! 

 

Godzinę temu, TheFlorator napisał:

Polak?

Tak. Polak. 

 

Godzinę temu, TheFlorator napisał:

Jak możesz to podaj mi też mniej więcej twój przedział wiekowy to mi będzie łatwiej doradzić i sie ustosunkować do twojej sytuacji.

Mam 24 lata. W maju skończę 25. ;) 

 

Godzinę temu, TheFlorator napisał:

Jak sie ustabilizujecie, zastanówcie sie na przeprowadzką do innego miejsca. W UK przeprowadzka to normalna sprawa, ludzie młodzi robią to co 2/3 lata. Zwykle idą za pracą.

Anglicy się dopiero luzują po 4 piwach w pubie ale jak się wyluzują to są niezłe jaja.

Rozmawialiśmy o tym niejednokrotnie i myślimy o przeprowadzce na południe Anglii, bliżej Londynu. Chelmsford, myślimy też o Peterborough (podobno tam jest najmniej polaków i ogólnie obcokrajowców a więcej rodowitych angoli. po głowie chodzi też Cambridge - piękne urokliwe miasto.  Ale najpierw stabilizacja. Liczę się z kosztami takiej przeprowadzki :) 

Póki co wynajmujemy mieszkanie w małej mieścince we wschodniej części Anglii. hrabstwo Norfolk

Godzinę temu, TheFlorator napisał:

 Moja rada - baaaardzo ostrożnie z Polakami. Stosuj mocną selekcję i wybieraj tylko wartościowe osoby. Mnie na kasę oszukali Polacy oczywiście kiedyś tam. Szlifować angielski (ty + chłopak), walić do anglików ile się da (chyba, że pojechałas siedziec w polskim gettcie). Poznasz ich bardziej i sama zobaczysz jacy są. No i oczywiście inne nacje i sama sobie będziesz oceniała czy są fajni czy niefajni a nie to co ci powie TV lub prawilne chłopaki w PL. Własne myślenie.

Jak się wmieszasz w towarzystwo na odpowiednim poziomie, lub wyżej od ciebie to wtedy popatrz jacy są tam Polacy na tym poziomie i selekcja bedzie z automatu.

 

Też się przekonaliśmy wystarczająco jacy są tutaj nasi rodacy. Mieliśmy "ciekawe" historie wynajmując u jednych pokój. Ja pracowałam w paru mordowniach ( fabrykach mięsnych) z dużą liczbą polaków (w tym na stanowiskach decyzyjnych) - tragedia ale przynajmniej wiem czego unikać.  Przejechaliśmy się srogo na  mechaniku - polaku i wiele innych historii. W tym też koleżanka o której wspomniałam tu na blogu, która się okazała bardzo "słowna" i "wdzięczna". Fajnie się odwdzięczyła mojemu facetowi za naprawę tableta... czyli wcale. Zwykle ludzie za usługę informatyczną płacą, bo to chyba jasne, że jak się prosi fachowca o naprawę  to coś się w zamian należy... ;) A ludzie nauczyli się teraz brać na litość na słynny tekst "kumplowi nie pomożesz (za darmo)? Wymuszając bezinteresowną pomoc, robiąc z tej osoby frajera. Ja może zrobiłam błąd, że nie nakreśliłam tego jasno na początku " że ta usługa nie będzie za darmo" Bo zwykle jak jakiś kolega z pracy potrzebował pomocy informatycznej to na wstępie się pytał "za ile" albo pod koniec jak klient otrzymywał z powrotem sprzęt bez problemu dochodziło do negocjacji. A ona to uznała za pomoc przyjacielską (pomijając, że mojego faceta jeszcze nie widziała na oczy i nie zna) Podziękowała tylko mnie przytulając przyjacielsko i mówiąc "dzięki, ma ode mnie piwo". minęło parę tygodni, nawet tego piwa dalej nie ma :) Powiedziałam o wszystkim mojemu bo nie chciałam interweniować bez jego wiedzy. Powiedział, bym odpuściła. Przywykł do takiego chamstwa... 

 

Co do innych nacji... troche poznałam ludzi z innych krajów i generalnie jako powierzchowne relacje w pracy miło się spędza z takimi czas, śmieszkuje itd, chociaż też do niektórych też trzymamy  szczególny dystans gdyż przejechaliśmy się kilka razy, zwłaszcza jak mieszkaliśmy na pokoju. Oczywiście nie zrażam się całkowicie i nie wkładam wszystkich do jednego wora ale dystans tak czy siak należyty trzymam. 

 

Odnośnik do komentarza
44 minutes ago, Hippie said:

Tak. Polak.

Czym się zajmuje, ma pracę?

 

45 minutes ago, Hippie said:

Chelmsford, myślimy też o Peterborough (podobno tam jest najmniej polaków i ogólnie obcokrajowców a więcej rodowitych angoli. po głowie chodzi też Cambridge - piękne urokliwe miasto

Chelmsford to Essex troche takie dresiarstwo ale musicie sie przejechać i zobaczyć.

Peterborough - z tego co mi Angol jeden mówił pełno Polaków.

Z resztą nie ma juz miejsc bez Polaków

 

Cambridge/ Oxford no piękne wiadomo. Prosta zasada chcesz ładne miasto/dzielnicę - bedziesz płacić. Nie ma od tego wyjątków ani okazji.

Chrabstwa Kent/Surrey/Hampshire/Oxforshire/East i West Sussex sa ok. Ale wiadomo im bliżej Londynu tym drożej.

Na pólnoc od Londynu jest taniej,

 

50 minutes ago, Hippie said:

A ludzie nauczyli się teraz brać na litość na słynny tekst "kumplowi nie pomożesz (za darmo)? Wymuszając bezinteresowną pomoc, robiąc z tej osoby frajera. Ja może zrobiłam błąd, że nie nakreśliłam tego jasno na początku "

Traktuj to jako lekcję. Ja też kiedyś kumpla wykorzystywałem a kompem ale ostatnio mu coś zapłaciłem bo się w sumie zastanowiłem że powinienem :)

Najlepiej z góry ustalić a znajomym prawdziwym mozna pomagać czemu nie.

 

53 minutes ago, Hippie said:

Oczywiście nie zrażam się całkowicie i nie wkładam wszystkich do jednego wora

Dobrze. To tyczy się wszystkich nacji, naszej też :). Musimy być mniej dla siebie krytyczni a własnym przykładem zmieniać stereotypy które o nas krążą jeszcze troche po Europie.

 

nara

 

Odnośnik do komentarza
23 godziny temu, TheFlorator napisał:

Wracając do tematu pracy: masz skończona szkołe w PL, jaką, jakie masz kwalifikacje, pracowałaś w PL, co lubisz robić?

Byćmoże w tej chwili nie jest ci w głowie kariera, ale jakbyś angielski doprowadziła do bardzo dobrego poziomu i ciężko pracujesz i masz lokalne doświadczenie to UK daje ci duże pole do popisu jeśli chodzi o dobra pracę/kariere a co za tym idzie pieniądze. Zastanów się tak przyszłościowo.

Wybacz, że wcześniej nie odpisałam na te pytanie jak i też parę innych. :) Takie książki piszemy tutaj, że aż mi czasu brakło, żeby jeszcze coś dopisać. 

Jestem po liceum ogólnokształcącym. Zaraz po szkole zdecydowałam się znaleźć pracę bo cały czas intensywnie myślałam o wyprowadzce z domu i chciałam jak najszybciej się usamodzielnić i zacząć zarabiać na start. Niestety w Polsce wybić siębez żadnego doświadczenia wcześniejszego jest ciężko w większości przykładów. Pracowałam na wykładaniu towarów w supermarkecie, raz na kasie, odbyłam 3 miesięczny staż z urzędu pracy jako "magazynier" ale wtedy pracowałam w sekretariacie szkolnym (Specjalny Ośrodek dla Dzieci Niedowidzących) i generalnie robiłam zamówienia do szkoły, robiłam inwetaryzacje, bardziej administracja niż "magazyn".:P Po tym długi zastój bo nie było dla mnie ofert, aż w końcu nadarzyła się okazja by wyemigrować.

W UK tak jak pisałam wcześniej - fabryki z mięsem (praca liniowa), magazyny, pracowało się przy kosmetykach, w polskim sklepie prowadzonym przez Kurdów, przy produkcji żarówek, produkcji przycisków, włączników do sprzętów medycznych, maszyn etc. A teraz pracuję przy amunicji, głównie robię inspekcję, obsługuję jedną z prostszych maszyn na hali, która pakuje pociski do pudełek. :P Więc tego... żadna praca mi nie straszna + jestem dość elastycznym pracownikiem i raczej łatwo dostosowuję się do nowych warunków:P

 

Zainteresowania: wszystko po trochu. Jak już wcześniej wspomniałam, jestem ciekawa świata i wszystkiego co mnie otacza. Jednak najbardziej interesuję się psychologią, . Mam również duszę podróżniczki i jest mnóstwo miejsc, które chciałabym zwiedzić. M.in Stany i  kraje orientu. Kocham chodzić po górach... Interesuję się również fotografią (o której już wspominałam we wcześniejszych wpisach + odkładam na lustrzankę teraz :)) Chciałabym tę pasję szczególnie połączyć z podróżami jak już w końcu się dorobię tyle, bym mogła się zatracić w tym.:) Od czasu do czasu lubię się relaksowac przy decoupage'u i innych formach rękodzielnictwa. Lubię tworzyć "coś" z "niczego", swego czasu dużo śpiewałam, brzdękoliłam na gitarze... Mam generalnie mam duszę podróżniczki i artystki zarazem. No i trenuję i weszło mi to głęboko w nawyk :) Nie ma nic lepszego na rozładowanie nerwów jak porządny trening! :)

próbki moich twórczości znajdziesz w tym wątku: 

 

Co do zawodu... myślałam dość intensywnie o kursie masażu i rozwijać się w tym kierunku. Masowałam już wiele ludzi i słyszałam wiele opinii, że dobrze mi idzie. Chciałabym spróbować jakbym się sprawdziła w tym :) Ale najpierw kurs języka i certyfikat językowy. 

21 godzin temu, TheFlorator napisał:

Czym się zajmuje, ma pracę?

Z wykształcenia jest informatykiem a pracuje jako operator produkcji obudów do elektroniki itp, obsługuje maszyny, obrabia plastikowe detale.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

 

Odnośnik do komentarza

@Hippie

No więc mam takie przemyślenia (powoli zaczynam wchodzić butami w nieswoje sprawy więc uwaga, ignoruj to co chcesz).

 

1. język, język i jeszcze raz język. A zwłaszcza jak ci chodzą podróże po głowach.

2. myślałaś może o zrobieniu sobie jakiś dodatkowych kursów/kwalifikacji później w UK? Pomyśl o tym. Może z samej fabryki przeniesiesz się później do biura w fabryce (oczywiście jeśli chcesz) jako jakaś ścieżka kariery? Oczywiście myśle o pieniądzach bo musisz je mieś na swoje pasje (fotografia, podróże itp). Taka niestety rzeczywistość. Wyjechalaś z domu zeby się usamodzielnić czyli nie zapominaj o pieniądzach. Rozumiem, że masz duszę artystyczną ale myśle, że powinnaś znależć jakieś połaczenie pracy/pieniędzy/pasji w życiu.

3. masaże ok , nie wiem jakie są zarobki.

 

37 minutes ago, Hippie said:

Z wykształcenia jest informatykiem a pracuje jako operator produkcji obudów do elektroniki itp, obsługuje maszyny, obrabia plastikowe detale.

Jak u niego z angielskim?

Czyli w tej chwli nie pracuje w swoim zawodzie?

Jaki wiek?

 

TF

Odnośnik do komentarza

Ależ proszę bardzo, masz wyczucie @TheFloratorze. Właśnie wyskrobałam następny wpis. Zapraszam! ;)  

Może nawet będzie kolejny jutro, bo nazbierało mi się parę tematów do wylania tutaj na blogu :D 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.