Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 10.09.2019 w Wpisy na blogu

  1. Był sobie człowiek, mieszkał w domu wielorodzinnym jak wielu z nas, normalny facet. Od dzieciństwa nie unikał pracy, dbał o siebie w miarę możliwości, trenował. Jedną z jego wad, było patologiczne przekonanie o tym, że tylko druga połówka da mu szczęście. Żył tą wizją chciwie i łapczywie szukał możliwości by ją urealnić. Poznał kobietę, lat kilka młodszą od niego, gość był typem romantyka a jego zakorzeniona postawa uległości wobec kobiet i obsypywania kwiatem za obelgi - nie działała. Wielokrotnie odrzucany, dorastając w rodzinie katolickiej święcie wierzył, że Pan, dobry Bóg, pomoże mu a on w końcu porwie tą kobietę z jej miejscowości do siebie. Czas mijał powoli, w końcu po latach upartości, starań, koczowania w aucie pod domem dziewczyny, gdy ona spędzała czas z innym chłopakiem dopiął swego. W głowie pani przeskoczył pewien trybik, była jeszcze młoda ale w jej rodzinie nie działo się dobrze, chciała się wyrwać a nasz główny bohater stał się narzędziem. Ślub, seks, dziecko. Nie muszę wspominać o tym, że seksu przed ślubem nie było, to jest grzech a za grzechy Bóg się gniewa a Maryja płacze krwawymi łzami. Wszyscy krzyżujemy Jezusa naszymi myślami, zachowaniem, czynami, pamiętajcie. No i stało się, dziewczyna się wyrwała z rodziny, w której panował alkohol, bluzgi, awantury. On zdobył swą księżniczkę, dla której zrobiłby wszystko łącznie z oddaniem serca i swoich rodowych klejnotów na tacy. Pierwsze dziecko - wizja radości, szczęścia, spełnienia i dobrostanu duchowego uległa zburzeniu spektakularnie niczym World Trade Center we wrześniowym ataku. Praca, dom, zajmowanie się dzieckiem, bieganie po lekarzach, kłótnie z rodziną. W myśl zasady, do tej samej rzeki dwa razy nie wchodzić - mężczyzna z przekorą spłodził kolejnego potomka. Całe szczęście, że nie próbował w myśl zasady, do 3 razy sztuka albowiem to mógłby być ciężar już znacznie przekraczający jego siły. Drugi potomek, znów szpitale, karetki, kłótnie, a przecież wszystko miało być tak cukierkowe i idylliczne. Coś jest nie tak - ta myśl nigdy nie zakwitła. Dzieci dojrzewają, żona staje się coraz bardziej roszczeniowa, kłótnie między małżonkami coraz ostrzejsze, dzieci wszystko widzą. Pojawia się alkohol a zaczyna się od kilku browarów, co 2-3 dni. Nic wielkiego, w Polsce pije każdy, alkohol to duma i tradycja a jak się nie napijesz - kurła Ty Polak jesteś? Dzieci chodzą do szkół, jeden do gimnazjum, drugi do podstawówki. Pojawia się gnojenie pociech, przy czym ten o większym potencjale - gnojony częściej. Pracowitość ojca przeradza się w obsesję, skrajny perfekcjonizm, co powoduje, że nigdy nie jest zadowolony z tego co dzieci osiągną czy zrobią. Zawsze coś źle, a to o pół milimetra przesunięty pręcik a to ocena z minusem a nie z plusem, a to znowu musi za naukę dzieci płacić czy wozić do szkoły. Kłótnie eskalują, żona już nie boi się przyjebać swojemu wybrankowi serca, czy podrapać mu twarzy paznokciami, sycząc jadowicie epitety w jego kierunku. Romeo czuje miłość małży i odwzajemnia się setkami wulgaryzmów w jej stronę po czym najczęściej trzaska drzwiami i opuszcza swój dom. Etap picia kilku piwek co 2-3 dni zamienia się w picie ciągami - jeszcze piwa ale coraz częściej na stole gości inny trunek - ukochana czysta. Następuje kolejna zmiana, pożyczki, które kiedyś zaciągnął zamieniają się w długi, co obydwoje solidarnie zapijają kieliszkami. Rzecz niesłychana ale od picia wódki długi nie zmniejszają się a małżeństwo popada w coraz to większe kłopoty, z których czasem ktoś ich tymczasowo ratuje. Frustracje, stres, ciężka fizyczna praca, przemoc psychiczna powodują, że obrywa się dzieciom poprzez gnojenie ich i upewnianie w tym, że niczego nie osiagną A poza tym, powinny się cieszyć, bo mają dom i dobrych rodziców, którzy o nich dbają i je kochają. Piękna rodzina i piękna miłość. Zaczyna się tankowanie od jednej do w porywach dwóch flaszek dziennie w ciągach trwających ponad miesiąc. Praca jest, miłość jest, dom jest, dzieci są. Życiowy sukces, patrzcie i uczcie się, jak można coś osiągnąć i jak po 20 latach małżeństwa być w tym miejscu, w którym oni są. Na zewnątrz wszyscy uśmiechnięci, radośni, jeżdzą wspólnie na wakacje, spędzają czas, ciesząc się każdą chwilą czasu razem. Iluzja pęka. Teraz widzisz prawdę. On - obolały kręgosłup, problemy z emocjami, porywczość, zawiść, chęć dopierdalania i podcinania skrzydeł wszystkim wokół. Ona - przemoc psychiczna to jej drugie imię, wbijanie w poczucie winy, płacze, histerie, obwinianie o wszystko męża, dzieci, bo mogła mieć szejka. Obydwoje usilnie programują potomków na modłę katolicką - zapierdalaj, zarabiaj mało, bo dużo to grzech a wtedy Maryja płacze a Jezusa krzyżują. Dzieci - niszczone psychicznie, zaczynają powielać wzorce rodziców, komunia, bierzmowanie, białorycerstwo w stosunku do kobiet, brak poszanowania pieniądza. Nikłe umiejętności co do możliwości zarabiania, karane za nie zrobienie czegoś w ten sposób, w jaki życzyli sobie rodziciele, wyrastaja na nieszczęśliwych ludzi. Brak pewności siebie, brak wiary we własne możliwości, mindset niewolnika i chłopa pańszczyźnianego całującego pracodawców po stopach. Szczęśliwa rodzina w pigułce. Do tego dążą ludzie i w wielu przypadkach wygląda to tak albo gorzej. Matrix, ułuda, gonienie za czymś nierealnym. Ból, kiedy widzisz, że wszystko jest inaczej, niż mówia w mediach, prasie czy inne od tego co mówią pozostali członkowie rodziny. Miało być pięknie a nie jest, dlaczego? * Wpis inspirowany artykułem znalezionym w dniu wczorajszym w internecie. ** Wpis nie zachęca do nie wchodzenia w związki, małżeństwa czy zakładanie rodziny. Pokazuje, większość możliwych błędów i zachęca do odpowiedzialności w tych ważnych kwestiach.
    1 punkt
  2. Do napisania tego tekstu zainspirowało mnie parę spotkań, które w ostatnim czasie miałem z młodymi mężczyznami. Albo właśnie zawarli oni albo byli blisko podjęcia decyzji o zawarciu związku małżeńskiego. Kiedy rozmawiałem z nimi o ich planach na przyszłość oraz wsłuchiwałem się w odpowiedzi klarował mi się obraz naprawdę dobrych facetów; kochających, wiernych, oddanych, cierpliwych, gotowych do poświęceń. Z ich słów mogło wydawać się, że ich wybranki naprawdę do nich pasowały i po ślubie wszystko musi być ok – mam nadzieje, że tak będzie. Sam, jako „dobry facet” w 35tym roku życia i z 13oma laty w związku na karku wiem jednak, że to nie wystarczy; że jako dobrzy faceci potrafimy wystrzegać się oczywistych błędów jak agresja, zdrada, kłamstwa, manipulacja wpadamy jednak w inne nie mniej niszczycielskie sidła – sidła, które nierzadko sami na siebie zastawiamy. Ogromnym błędem jaki dobrzy faceci często zupełnie nieświadomie popełniają jest poświęcanie siebie w imię dobra związku. Wyniszczająca siła poświęcenia jest tym trudniejsza do zauważenia, że jej działanie jest bardzo długookresowe. W krótkim okresie wydaje się przynosić pozytywne efekty, zażegnujemy kryzys, nasza partnerka jest zadowolona. W perspektywie lat jednak nasze własne poświęcenie osiada i jak rdza stopniowo przeżera naszego ego i zabiera całą radość jaką kiedyś dawał nam związek. Zacznijmy jednak od początku. Kanapowa klucha Dlaczego, kiedy zaczynaliście być razem Twoja partnerka wybrała akurat Ciebie? Dlatego, że miałeś swoje pasje, plany na przyszłość, marzenia, uprawiałeś sport, byłeś atrakcyjny fizycznie również dla innych kobiet, mogła podziwiać Cię kiedy robiłeś to co lubiłeś i w czym byłeś dobry – innymi słowy byłeś po prostu ciekawym, głodnym życia mężczyzną. W „dorosłym życiu” szalenie trudno utrzymać w sobie ten ogień. Kiedy młody człowiek wstępuje w związek małżeński najczęściej również rozpoczyna życie zawodowe. Jest coraz mniej energii by po pracy robić coś jeszcze. Aktywności poza-pracowe stają się wspólne. Wspólne wyjazdy, wspólne zakupy, wspólne wakacje, wspólne oglądanie filmów wieczorami i od czasu do czasu wspólne wyjścia do restauracji – całe życie i przestrzeń w waszym mieszkaniu staje się wspólna. Stopniowo oddajesz siebie; w imię budowania relacji ze swoją panterką przestajesz robić to to lubiłeś, a zaczynasz coraz więcej czasu poświęcań na wspólne aktywności (czyli w praktyce najczęściej to co lubi ona), zostajesz długo w pracy, żeby zarobić na Wasze mieszkanie, coraz mniej spotykasz się z kumplami, dobrowolnie odcinasz relacje ze starymi koleżankami, by ona nie była zazdrosna, uprawiasz coraz mniej sportu, nawet ubierać zaczynasz się tak by jej to odpowiadało. Stare pasje, zostają jedynie wspomnieniem, oddajesz je dobrowolnie w imię spędzania czasu razem i tak stopniowo z młodego ciekawego człowieka stajesz się związkowo-kanapową kluchą. Najczęściej procesowi temu towarzyszy również przemiana fizyczna i ni z tego ni z owego łapiesz parę – paręnaście kilo. Twoja partnerka wie, że może na Ciebie liczyć, ale powoli przestaje widzieć w Tobie mężczyznę, w którym się zakochała. I co dalej? Czarny scenariusz jest taki, że kobieta znajduje nowy obiekt westchnień, a Ty po rozwodzie budzisz się w ręką w nocniku, bez mieszkania, bez prawa do wychowywania swoich dzieci, bez znajomych, ze zdewastowanym ego i alimentami na karku. Jeśli widzisz, że jesteś choćby na początku tej drogi zawróć. Zadzwoń do kumpli i odnów spotkania ze starą paczką lub poszukaj sobie nowej. Wyciągnij z piwnicy narty, piłkę lub jakikolwiek inny sprzęt sportowy posiadasz i sprawdź gdzie najbliżej Ciebie ludzie spotykają się by grać. Spytaj sam siebie, co chciałbyś robić i po prostu zrób to – nie czekaj, nigdy nie ma dobrego momentu. Owszem, jest duża szansa, że Twojej partnerce się to nie będzie na początku podobało, bo czas, bo pieniądze, bo graty w mieszkaniu, bo tysiąc innych rzeczy, ale to Ty musisz postawić granice i wywalczyć dla siebie przestrzeń – zarówno w wymiarze fizycznym (męski kąt) jak i psychicznym (czas dla siebie na rozwój swoich pasji). Jeśli tego nie zrobisz oboje stracicie, bo żeby stać się atrakcyjnym i ciekawym człowiekiem dla niej musisz najpierw być atrakcyjnym i ciekawym człowiekiem dla samego siebie. Czego oczy nie widzą Stare przysłowie mówi, że kobiety wybierają mężczyzn w nadziei, że Ci się zmienią. Mężczyźni tymczasem wybierają kobiety w nadziei, że one pozostaną takie same i oboje się mylą. Jest w tym odrobina prawdy. Każda kobieta mniej lub bardziej subtelnymi metodami próbuje „wychować” sobie mężczyznę. Do pewnego momentu nie ma w tym nic złego, to naturalny proces „docierania się” dwojga ludzi. Problemem jednak jest to, że kobiety często nie wiedzą kiedy się zatrzymać i jeżeli sami nie postawimy granic nikt tego za nas nie zrobi. Przychodzi to wyjątkowo trudno zwłaszcza „dobrym facetom”. Kobiety nie robią tego nam na złość, wręcz przeciwnie, często jest to działanie w dobrej wierze – starając się nas wpasować w swój obraz ojca, szefa, męża, czy jakiejkolwiek innej roli społecznej zwracają nam uwagę, czy to sam na sam, czy przy znajomych i rodzinie. Jeśli za pierwszym razem nie poskutkowało próbują drugi, trzeci, dziesiąty. Po kolejnej kłótni, mężczyzna zwykle poddaje się dla świętego spokoju, tylko po to by koło mogło zacząć się od nowa z innym „tematem przewodnim”. Stopniowo podkopuje to naszą pewność siebie i obniża naszą samo-ocenę. Zaczynamy być coraz bardziej nieufni wobec naszej partnerki i grać z nią w grę „czego oczy nie widzą tego sercu nie żal”. Klasycznym przykładem jest, kiedy solidnie pijany facet wraca do domu tłumacząc się, że wypił tylko jedno piwo, lub kiedy ukrywa spotkania z kolegami po pracy mówiąc, że musiał zostać dłużej w robocie. Takie białe kłamstwa stopniowo stają się coraz bardziej szare, aż w końcu stają się zupełnie czarne. Kłamiąc, nawet jeśli od razu tego nie dostrzegasz tracisz szacunek do niej i do samego siebie. Fryderyk Nietzsche w tako rzecze Zaratustra napisał „pustynia rośnie, biada temu kto skrywał pustynie” uważaj zatem by to Twoja pustynia nie pochłonęła was obojga. Nie łudź się mój drogi dobry facecie – ona, również to bardzo szybko wyczuje i straci do Ciebie zaufanie, kłótnie staną się codziennością, a wasze życie w niczym nie będzie już przypominało szczęśliwych początków. Aby tego uniknąć, wypracuj wspólnie ze swoją partnerką jasne granice. Klarownie określ to na co jesteś w stanie się zgodzić, oraz to czego nie zrobisz choćby zagroziła Ci tym, że odejdzie. Na początku Twoja partnerka nie będzie szczęśliwa i pewnie nie obędzie się bez przynajmniej paru kłótni. Twoją rolą w tym okresie będzie nie ustępować i cierpliwie tłumaczyć dlaczego granica jest w tym, a nie innym miejscu. Trochę jak z tresowaniem kota, pozornie wydaję prawie niemożliwie, ale jeśli jasno postawi się granice co wolno, a czego nie wolno robić, to nawet kota można nauczyć by nie budził Cię rano lub by nie wskakiwała na blat stołu. Obstawiam w ciemno, że Twoja partnerka jest znacznie inteligentniejsza od przeciętnego kota. Z jednej strony to dobrze, ponieważ szybciej zapamięta o co ją prosisz, z drugiej strony źle ponieważ użyje całej swojej inteligencji przeciw Tobie. Najpierw argumentami, a potem szantażem (głównie, choć nie tylko) emocjonalnym postara się zrobić choćby wyrwę w Twoich granicach. Aby oprzeć się temu, musisz sam być dojrzałym i świadomym swoich potrzeb mężczyzną. Bądź otwarty na jej argumenty i dyskusje, ale nie pozwól byś kiedykolwiek czuł się niekomfortowo z granicą, którą ustalicie. Jeśli zrobiłeś coś i z jakiegoś powodu wolisz to przed nią ukryć, to znaczy że zrobiłeś błąd i musisz najpierw wykonać pracę z samym sobą aby zrozumieć dlaczego to zrobiłeś i czy chcesz to dalej robić. Jeśli odpowiedź brzmi tak i jesteś tego pewien to po prostu jej o tym powiedz. Nawet jeśli na początku nie będzie łatwo to w długiej perspektywie oboje na tym zyskacie. Kiedy już wywalczysz sobie granicę strzeż jej i bądź gotowy na nieprzyjemną konfrontację za każdym razem kiedy ona ją przekroczy. Podobno „kobiety mówią tak, mężczyznom, którzy mówią nie” – naucz się zatem mówić nie. Stanowczo, ale spokojnie i z miłością – nie, dla waszego wspólnego dobra.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.