Skocz do zawartości

Dobi

Starszy Użytkownik
  • Postów

    1208
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    10
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Dobi

  1. Dzieci są fajne i nie każde drą mordy. Trzeba je sobie wychować. Jak ktoś jest w miarę ogarnięty, to da sobie z tym radę. Głupi ludzie nie wiedzą, że dziecko jest mądre i po prostu ich testuje. Sprawdza, na ile może sobie pozwolić, a później to wykorzystuje. Coś jak dorosła baba. Ja nigdy nie miałem krzyków ani wrzasków. Córka płakała tylko wtedy, gdy była głodna albo miała mokrą pieluchę. Można było nawet zegarek ustawiać według niej. Budziła się regularnie co 3 godziny. Teraz też nie mam z nią żadnych problemów. Po prostu wie, kto rządzi i jak tata powie "NIE", to oznacza "NIE", a nie "Być może", "Zastanowię się", "Rozpłacz się, to się zgodzę". Znam wielu ludzi, którzy nie radzą sobie z własnymi dziećmi. Szkoda mi tych maluchów. Często ludzie nie mogą wyjść z podziwu, że moje jest tak grzeczne. Jak się wychowa - to się ma.
  2. Minusem starokawalerstwa jest świadomość, że nic nie zostawiasz światu. Nikomu nie możesz przekazać tego, co osiągniesz. Między innymi dlatego cieszę się (pomimo doświadczeń z ex) z tego, że mam córeczkę. Świadomość, że można zrobić coś dla kogoś, dla kogo jest się kimś ważnym, jest fajna To daje fajna motywację i chęć do działania. Nie czuję już żadnej presji zakładania rodziny, czy nawet bycia w związku. Osiągnąłem to, co chciałem. Teraz mogę mieć kompletnie gdzieś relacje z kobietami. Nie twierdzę, że każdy musi być ojcem - nikt nie musi. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach w Polsce jest to skazywanie siebie na udrękę, walkę w sądach z ex i wiele innych problemów. Dla mnie kiedyś było to ważne. Teraz to mam i doceniam, pomimo wszystkich kłód rzucanych mi pod nogi przez ex.
  3. Ja często słyszę: "Bo nie każda kobieta jest taka, jak Twoja żona", "Bo zraziłeś się do kobiet", "Musisz znaleźć odpowiednią i Ci przejdzie". Nie, nie zraziłem się, po prostu otworzyłem oczy. Niczego nie muszę i nawet nie czuję potrzeby, aby kogokolwiek poszukiwać. Z resztą zawsze tak miałem, że jakaś kobieta pojawiała się w momencie, gdy w ogóle nie poszukiwałem. Wtedy, gdy chciałem przez dłuższy czas być sam. Gdy czułem potrzebę bycia z kimś - nic z tego nie wychodziło. Wiem teraz, że każda kobieta jest taka, jak ex. Być może są jakieś wyjątki, ale ja takowych nie znam. Jest ich tak mało, że spokojnie można uogólniać. To tak, jakby mówić, że w więzieniach siedzą sami niewinni, bo ktoś tam został niesłusznie osadzony. Kobiecy punkt widzenia mogę poznać bez związku. Mam świadomość, że kobiety na wielu sprawach znają się znacznie lepiej, mają lepsze wyczucie. Od tego mam jednak chociażby koleżanki z pracy. Nie muszę się z nikim wiązać, aby mieć dostęp do informacji. Motywację mam sam z siebie. Nie potrzebuję robić niczego dla kogoś. Wszystko, co robię, robię tylko i wyłącznie dla siebie... ewentualnie dla mojej córeczki. Kobieta, która w ogóle umie gotować, jest prawdziwą rzadkością w tych czasach. Czasami mają matki, które nieźle gotują.
  4. Życzę powodzenia, jednak zastanawiam się, kiedy ogarniesz, że związek na partnerskich zasadach jest niemożliwy.
  5. Powiem więcej - większość z nich to ucieczka przed samotnością i opinią środowiska. Związki pokolenia 40+ w wielu przypadkach działają siłą rozpędu. Powstały w czasach, gdy ludzie myśleli nieco inaczej. Wówczas ludzie wiązali się w młodym wieku, a rozwód był czymś złym. Presja otoczenia sprawiała, że ludzie nie myśleli nawet o rozwodzie na zasadzie "co inni powiedzą?". Dziś jest zupełnie inaczej. Rozwód jest traktowany jak coś normalnego, oczywistego. Ludzie po rozwodach nie są w żaden sposób traktowani gorzej przez otoczenie od singli. Wręcz istnieją instytucje, fundacje, firmy, które namawiają do rozwodów: "Zmień coś w nowym roku - pomyśl o rozwodzie". Wmawiają, szczególnie kobietom, że po rozwodzie znajdą sobie lepszego, młodszego, przystojniejszego, bogatszego partnera. Z reguły po rozwodzie zderzają się one z życiem i spotyka je srogie rozczarowanie. W pewnym momencie swojego życia same dochodzą do wniosku, że ten mąż jednak nie był taki zły. Podczas rozmów z kumplami, czasami po alkoholu sami zaczynają mówić, że w ich związkach coś nie gra, że chcieliby coś zmienić. Niestety boją się, bo kredyt, bo dzieci, bo zobowiązania. Znam tylko kilka osób, po których widać, że są szczęśliwi w związku. Rzecz w tym, że w każdym z tych przypadków kobieta zna swoje miejsce, stoi obok męża, nie prowadzi go, nie rozkazuje. Widać wzajemny szacunek, zaufanie. W paru przypadkach myślałem, że kumpel zaprosił swoją dziewczynę na wspólny wyjazd. Okazało się, że są małżeństwem od 20. lat. Okazuje się, że można. Nie mam zamiaru tutaj oceniać, kto jest winny, bo różnie to bywa. W moim przekonaniu, kobiety same szkodzą sobie wierząc bezmyślnie we wtłaczane im na siłę brednie o równouprawnieniu, wolności, wyzwoleniu i cholera wie, o czym.
  6. Powinna. Każdy mężczyzna by tak chciał.... no i na tym się kończy. Kiedyś zastanawiałem się nad tym, dlaczego tak jest. Nadal nie wiem, ale teraz mnie to już nie obchodzi. Najbardziej nie ogarniam bab, które zazdroszczą swoim partnerom/mężom dobrej pracy, pieniędzy. Mężczyzna inwestycję w siebie często traktuje, jak inwestycję dla całej rodziny. Coś, co pozwoli jego rodzinie żyć na wyższym poziomie. Baba myśli tylko i wyłącznie o sobie. Nie ogarnia tego, że jeśli jej mąż będzie zarabiał więcej, będzie miał lepszą pracę, to cała rodzina na tym skorzysta. Prawdopodobnie jest tak przez to, że ona ma świadomość wzrostu atrakcyjności swojego partnera w oczach innych kobiet i boi się, że go straci.
  7. To normalne, że chodzi im o kasę. To ma sens. One pieprzą o miłości i czymś tam jeszcze. Jeśli uwierzysz w słowa, to już przepadłeś.
  8. Krowa, która dużo muczy - mało mleka daje. Prawdziwy mężczyzna nie mówi o tym, że laski na niego lecą, że jakąś przeleciał. Traktuje to, jak coś normalnego, jak oddychanie czy mruganie oczami. Tylko dla frajerów seks jest czymś wyjątkowym. Tylko frajer gada w kółko o jednym. Pracuję z takim samcem delta. Czasami po weekendzie z dumą w głosie mówi: "Ale w weekend poruchałem!". Być może myśli, że ktoś mu tego zazdrości, jednakże wzbudza tym litość u wszystkich. Dla pozostałych osób w pokoju seks nie jest niczym wyjątkowym. O tym się nie gada i nikt nie czuje takiej potrzeby. Od jakiegoś czasu po takich tekstach, wszyscy zaczynają się zastanawiać: "Ciekawe, co tym razem jej kupił..." ;-)
  9. Odnośnie rodziców... Moi mówią wprost, że wszystko chcą dać bratu - ich sprawa. Jego żona potrafi prowadzić grę z nimi. Chwali go, jak tylko się da. Ex najeżdżała na mnie przy każdej możliwej okazji. Teraz gra z nimi w co innego - oni mówią, że to ich córka i muszą o nią dbać. Ta włazi im w dupe, jak tylko się da i wykorzystuje jak może. Pewnie myśli, że coś za to dostanie. Nie obchodzi mnie to. To już nie mój problem. Mam wrażenie, że gdyby w perspektywie było otrzymanie mieszkania lub sporej kasy, to ona sama i jej matka nawet nie musialyby o rozwodzie. Tak, matka kazała jej brać rozwód, o czym ex mówi wprost.
  10. Nie ma nic za darmo na tym świecie, jednakże kobiety z zasady nie inwestują w relacje nic oprócz swojej obecności. Gdybyśmy chcieli wychodzić w relacje na równych zasadach, to musielibyśmy wyjść z założenia, że nie dajemy im kompletnie nic, oprócz naszego towarzystwa
  11. Kiedyś robiłem tak z ex. Proponowałem wyjazd z konkretna datą, w konkretne miejsce. Ona mówiła "nie wiem, muszę to przemyśleć". Oczywiście musiała skonsultować to z mamusią. Strasznie się oburzyła, gdy powiedziałem: "Nie wiesz, jakie zdanie na ten temat ma twoja matka?" Zaprzeczała, ale ja wiedziałem swoje. Później już nie drążyłem tego tematu i nie było żadnego wyjazdu. Skoro nie potrafi sama decydować, to niech jedzie z matką
  12. No to taki przykład z życia, gdy jeszcze myślałem, że to wszystko działa na zasadzie równania matematycznego: ja mam dziecko, więc związek z kobietą z dzieckiem powinien być w porządku. Szybko zrozumiałem, że to nie działa w taki sposób. Jakiś czas spotykałem się z taką trochę starszą ode mnie, ale fajna, zadbana. Mnie się podobała. Minus - miała dwie córki ok. 10 lat. Działało to przez jakiś czas, ale szybko wyczułem, że dąży do tego, abym nie miał kontaktu z własnym dzieckiem, że ono jej przeszkadza. Ciągle namawiała "odpuść sobie to", "daj spokój". No ja niestety nie dam sobie spokoju, bo to moja córka. Po paru miesiącach stwierdziła, że to nie ma sensu, bo coś tam ble ble ble... Jedynym jej argumentem było to, że "ty moje córki co najwyżej tolerujesz". No to czego ona oczekiwała? Że będę pałał miłością do obcych dzieci? Że będę kochał cudze dzieci po paru miesiącach znajomości? Ona nawet nie znała mojej córki, bo nie chciała tego. Zasada wzajemności nie działała. Oczekiwania z kosmosu, a od siebie nie dawała nawet minimum. Między innymi dlatego nie zamierzam spotykać się z samicami, które mają dzieci. One mają zrytą psychikę, są porąbane. W ogóle nie chce mi się z nikim spotykać, nie widzę sensu. Mam wszystko, co chciałem mieć. Było parę rzeczy, którymi mnie wkurzała. Ot choćby pretensje o to, że nie wyremontowałem mieszkania. Cóż - kupiłem parę miesięcy wcześniej i miałem inne plany. To jest moje i ja decyduję o tym, jak mieszkam. Ona chyba o tym zapominała...
  13. Jeśli przy babie musisz cenzurować swoje myśli i słowa to wiedz, że coś się dzieje..
  14. Od siebie dodam, że wszystkie poradniki i wszelkiej maści "specjaliści" radzą zupełnie inaczej. Twierdzą, że wprowadzając się do księżniczki, powinieneś inwestować jak najwięcej, aby wprowadzić pierwiastek męski i inne pierdoły. To jest bzdura, w którą wielu jeszcze wierzy. Ja wiem z doświadczenia, że to nie działa. To pokazuje, jak bardzo daleko od rzeczywistości są ludzie, którzy doradzają innym w sprawach relacji damsko-męskich. Jeśli nawet planujesz mieszkanie z księżniczką w jej lokalu, to na wszystko, co kupujesz, zbieraj faktury. Najlepiej jeszcze trzymać je w bezpiecznym miejscu - poza zasięgiem samicy. Łatwiej jest wtedy przy ewentualnym podziale majątku Sam inwestowałem trochę w mieszkanie ex, lecz była to głównie wspólna kasa (którą ja zarabiałem, bo księżniczki nie pracują). Na szczęście jej ojciec w pewnym momencie powiedział, kim ja jestem w dym mieszkaniu i przestałem robić cokolwiek, choć miałem sporo różnych planów. Dlatego pierwszą rzeczą, którą należy zrobić po wprowadzeniu się do księżniczki - meldunek. Bez tego w każdej chwili może wyrzucić Twoje rzeczy za drzwi (chociaż z reguły tego nie robią, bo im się to nie opłaca), zmienić zamki i wezwać Policję, bo "jakiś psychopata dobija się do mojego mieszkania". Jeżeli mieszkasz u księżniczki, to prędzej czy później ona zacznie Cię tym szantażować. Nie ma innej opcji. Coś na zasadzie: "Nie pakujesz wszystkich swoich pieniędzy w moje mieszkanie, więc spadaj". Przykład z życia: Mieszkałem u księżniczki i w pewnym momencie zaczęła mnie szantażować w taki sposób. Wyprowadziłem się bez słowa - tego samego dnia pojechała do mojej matki z płaczem: "bo on się wyprowadził :(". Wcześniej mówiła ciągle "wypierdalaj, bo to moje mieszkanie". Gdy posłuchałem jej rady, zaczął się płacz. Zorientowała się, że nie może mnie szantażować mieszkaniem. Nie będę pieskiem przy jej dupie, jakim jest jej ojciec przy matce. Później szantażowała kasą - to też nie wypaliło, bo doskonale daję sobie radę sam. Teraz szantażuje dzieckiem, bo tylko to jej pozostało. Gdyby nie córka, ex nie miałaby na mnie żadnego wpływu. Ale to też, mam nadzieję, do czasu. Dodam jeszcze, że samice traktują mieszkanie jak budę dla psa. Jesteś przywiązany do niej łańcuchem i powinieneś być wdzięczny, że nie pada Ci na łeb. Niektóre stosują to jak narzędzie zapewniające im przewagę nad mężczyzną. Ona rządzi, to jest jej, Ty nie masz nic do gadania, więc masz się podporządkować. Oczywistym faktem jest, że do jej mieszkania mamusia, tatuś i jej rodzina ma nieograniczony dostęp. Ty możesz zaprosić kogoś tylko wtedy, kiedy ona na to pozwoli. Mieszkanie u księżniczki jest wysoce niekorzystne i normalny mężczyzna nigdy nie zgodzi się na coś takiego.
  15. Nie wie, kto jest ojcem dziecka, ale złapany frajer ma na nie płacić - oto babska logika. W Polsce to nie przejdzie, bo lobby feministyczne jest zbyt silne. Będą bombardować każdy pomysł, który mógłby ukrócić ten proceder. Widać to dobitnie po atakach na projekt Kukiz'15 w sprawie zmiany Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego oraz innych ustaw. Pomysły zostały przedstawione i nikt z nimi nie dyskutował merytorycznie. Były tylko ataki i pieprzenie, że Kukiz chce zlikwidować alimenty. Oczywiście nie powiedzieli, że propozycja dotyczy likwidacji alimentów na rzecz opieki wspólnej nad dziećmi po rozstaniu rodziców, bo wtedy każdy normalny człowiek mógłby pomyśleć "o co tym babom chodzi, do kurwy nędzy?". One nie chcą, aby dzieci miały tatę. Tata przeszkadza. One chcą mieć tylko i wyłącznie pieniądze. Mają nasrane we łbach. Przykład z życia: Ex w swoim pozwie żądała, aby moja córka miała kontakt z tatą tylko przez 4 godziny w tygodniu w jej obecności. Tępa dzida z sądu przyznała nieco więcej, choć i tak za mało.... No, ale co ta szmata ma we łbie? Dziecko związane z tatą bardziej niż z nią. Za każdym razem, gdy zabierała dziecko od taty, robiła to na siłę, bo dwuletnie dziecko wyrywało się jej i płakało przeraźliwie. Ona ma to w dupie. Liczy się tylko kasa i to, aby dokopać ex. Nic więcej. To jest akurat myślenie na krótką metę, bo w pewnym momencie życia, dziecko samo będzie chciało wiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. Z dokumentów wynika jasno, że tata chciał być z nim codziennie, ale matka to uniemożliwiała. Szmata przejedzie się na tym... ale to też jej nie obchodzi. Dziecko zacznie rozumieć więcej w okolicach 18 lat. Z chwilą osiągnięcia pełnoletności i tak będzie otrzymywać alimenty na swoje konto... więc samicy nie będzie już potrzebne. Niech idzie do ojca. Wydaje się, że jedynym wyjściem w tej sytuacji jest zaprzeczenie ojcostwa do 6 miesięcy po urodzeniu dziecka. Tak na wszelki wypadek. Samica będzie chciała udowodnić, kto jest prawdziwym ojcem dziecka i prawdopodobnie sama wystąpi z wnioskiem o badania DNA. Gdyby ojciec miał wątpliwości i chciał je przeprowadzić, to bez zgody samicy nie może zrobić nic. Jeżeli zaprzeczy ojcostwu do 6 miesięcy od urodzenia dziecka, wówczas samica ma obowiązek udowodnić mu, że jest ojcem. Na tę chwilę nie bardzo widzę inną możliwość. Oczywiście dotyczy to tylko związków "nieformalnych". Jeśli samica jest zamężna, to automatycznie ojcem dziecka jest jej mąż. Takie przepisy.
  16. No i o to właśnie chodzi! One myślą, że wystarczy to, że są. Mężczyzna ma dawać wszystko i powinien być szczęśliwy, że one w ogóle marnują z nim swój cenny czas. Samice nie chcą wchodzić w związek na równych zasadach. Nie chcą nic dać od siebie. One chcą tylko korzystać z zasobów mężczyzny. Nie znam takiej, która sama dawałaby tyle, ile dostaje. Jakiś czas temu na jakiejś grupie na facebooku rzuciłem temat w formie pytania, czy ludzie mają podobne obserwacje do moich, że babom po prostu bije i szukają księcia z bajki, choć im samym jest bliżej do ropuchy. Jakieś było oburzenie samic, kiedy wspomniałem, że mężczyzna też może mieć jakieś oczekiwania i wymagania. Natychmiast obsiadło mnie kilkadziesiąt samic z rządzą mordu, bo jak to tak może być, żeby mężczyzna czegokolwiek wymagał? Dokładnie wspomniałem o tym, że gdybym był z kimś, mieszkałaby ze mną w moim mieszkaniu, to wydaje się logiczne, że sama mogłaby coś w nim robić - ot, choćby czasami posprzątać lub coś ugotować. Od razu pojawił się teksty w rodzaju: "Bo chcesz z kobiety zrobić niewolnicę!", "Bo uważasz, że kobieta ma tylko prać, sprzątać, gotować i zajmować się dziećmi", a ja nic takiego nie powiedziałem ;-) To pokazuje, jaka jest ich logika. Jeśli baba mieszka z Tobą w Twoim domu, który Ty utrzymujesz, to masz ją żywić, dbać o nią, sprzątać za nią i robić wszystko, bo w przeciwnym razie to jest dyskryminacja i nie wiadomo, co jeszcze. One nawet mają pretensję o to, że mężczyzna oczekuje, aby baba sprzątała po sobie. Już nie mówię o pieniądzach, bo tego wątku tam nie poruszałem. Dla mnie to był jasny przekaz tego, co się dzieje, o co im chodzi. Później ktoś podrzucił mi link do samczeruno i tak trafiłem tutaj, co całkowicie wybiło mnie z matrixa. O ile wcześniej jeszcze myślałem o tym, że fajnie by było mieć jakąś samiczkę przy sobie, to teraz nie mam żadnych wątpliwości, że przecież jest mi dobrze. Wolność jest bezcenna. Nie po to o nią walczyłem, aby teraz w głupi sposób ją tracić. Co do kuzynek i reszty rodziny... Pamiętam, jak kilka lat temu jedna z kuzynek zaczęła spotykać się ze swoim obecnym mężem. Komentarze ciotek były w tym samym tonie: "Za ładny, to on nie jest, ale 6tys.zł zarabia..." Na szczęście kuzynka głupia nie jest. Ma wykształcenie, pasję, zainteresowania, jest ambitna, więc te jego 6tys.zł mogły nie robić na niej wrażenia. Kilka razy występowała w programie "Jaka to melodia", zgarnęła kupę hajsu i chyba jeden lub dwa samochody. Wszystko dzięki swojej pracy, wytrwałości i wiedzy.
  17. Nie! Długo o tym myślałem, nawet po pierwszej sprawie tliła się jakaś nadzieja, że może jeszcze ona coś zrozumie, że będzie dobrze. - Nie będzie. Gdy zobaczyłem, jak gra dzieckiem, jak niszczy to maleństwo, to czułem ogromną wściekłość do tej suki. Ma szczęście, że jestem z natury spokojnym człowiekiem, bo niejeden przywaliłby jej w ten pusty baniak. Nawet dziś, gdy córka czasami mówi: "Tato, wiesz, jak mamie przejdzie, to znowu będziemy razem" albo "Tato, a kiedy ożenisz się z mamą?" nie zamierzam do niej wracać. U mnie była sytuacja chyba dość specyficzna, patrząc na wypowiedzi innych braci. Wiem, że sam popełniłem wiele błędów i za dobrze ją traktowałem zamiast wychowywać.... ale ona chciała żyć ze swoją matką. Teraz wmawia sobie, że jestem straszny, zły, niedobry i cholera wie, co jeszcze. Taka projekcja. Usprawiedliwienie zniszczenia związku ze mną. Bo co ma powiedzieć? - Że mąż dbał o dom i rodzinę? Że bardzo kocha dziecko? Że miała w domu wszystko? Że była dla męża najważniejsza? Do tego nigdy się nie przyzna. Myślę, że teraz często zasypia z płaczem, przytulona do poduszki. Nawet jeśli nie teraz, to niedługo zrozumie, że rozwód był jej największym błędem. Z resztą już mówiła mojej mamie, że po rozwodzie będziemy razem, więc w jej przekonaniu tak będzie. Ona nie mówiła, że chciałaby, że może... jest przekonana, że będę z nią. Taki to łeb. Mnie akurat nie zdradzała i jestem o tym przekonany... ale też wierzy w to, że stać ją na lepszego, bo mamusia tak powiedziała ;-)
  18. Wielokrotnie już o tym mówiono, ale ja potwierdzę jeszcze na podstawie własnego doświadczenia - związek z kobietą, która ma dziecko, nie ma żadnego sensu! To się nie uda. To nie wyjdzie. O ile mężczyzna potrafi jeszcze zaakceptować nieswoje dzieci, to baba - nigdy. Z resztą o tym wiadomo od wieków. W wielu historiach pojawia się wredna macocha, która dba tylko o własne dzieci, a dzieci swojego męża traktuje po prostu źle. Ot, choćby "Kopciuszek" ;-) To nie wzięło się znikąd. Przywołałem bajkę, bo to wpadło mi do głowy jako pierwsze, ale takich historii są setki. Kiedyś myślałem, że skoro sam mam dziecko, to nie powinienem mieć pretensji o to, że kobieta też ma. Myślałem, że to się wyrówna - nic z tego. Dla nich ich własne dzieci zawsze są na pierwszym miejscu i pokazują to bardzo wyraźnie. Niektóre radziły mi wprost, abym nie walczył o moje dziecko i w ogóle z niego zrezygnował. "Niech mieszka z matką, płać alimenty i żyj swoim życiem (czyli z nią i z jej dziećmi)". Teraz wiem, że nigdy nie wejdę w taki układ. Jeśli baba jest "samotną matką", to coś musiało być nie tak: - Była głupia, puściła się z pierwszym-lepszym i nie wie nawet, z kim. - Chciała złapać gościa na dziecko, ale on nie dał się wmanewrować w ślub. - Jest porąbana i facet po prostu z nią nie wytrzymał. Myślę, że z tymi 30+ naprawdę jest coś na rzeczy. Można się z tym nie zgadzać, ale doświadczenia wielu braci to potwierdzają.
  19. Mnie kiedyś ktoś trochę pomógł zdobyć pracę. To było stanowisko fizyczne, uważane za najgorsze, najtrudniejsze w firmie. Pół roku później pracowałem już na stanowisku "umysłowym", a po trzech latach - w innej firmie, choć w tej samej grupie. To już osiągnąłem sam, swoją pracą, ale potrzebny był taki początek. Gdybym nie miał tej pracy, to pewnie od dawna żyłbym gdzieś poza granicami kraju. Miałem na życie wiele pomysłów. Z resztą mam konkretny zawód i znam się na tym, więc z pracą nigdy nie było problemów. Problemem była wysokość wynagrodzenia...
  20. Dobi

    Swatanie

    Z tymi swatami jest tak, że oni nie chcą Ciebie uszczęśliwiać. Oni z reguły chcą uszczęśliwiać swoją koleżankę. O niej myślą na pierwszym miejscu. Kiedyś miało to sens. Ludzie nie migrowali tak, jak dziś. Przez całe pokolenia żyli w jednym domu i znały się całe rodziny. Było wiadomo, w której rodzinie były jakieś choroby, kto jak się prowadzi, która dziewczyna ilu miała chłopaków itp. itd. Teraz ludzie bardzo łatwo mogą zatrzeć swoją historię, ukryć przed innymi. Ja zgodziłem się na coś takiego tylko jeden raz i dziś już wiem, że chodziło o uszczęśliwienie tej dziewczyny. Oczywiście 30+ z dzieckiem. Przed rozwodem lub w trakcie. Standard: przeszkadzała jej moja córka, a swoją uważała za cud świata. Wtedy jeszcze byłem na etapie walki o dziecko i każdą próbę mocno krytykowała. Widać było, że chciałaby, abym całkowicie zrezygnował z własnego dziecka na rzecz jej córki. Taki standard. Generalnie strata czasu, ale czegoś się z tej lekcji nauczyłem.
  21. W relacjach z babami ta zasada działa. Szczególnie z tymi, które mają szerokie grono adoratorów. Wiele kobiet mówiło im wprost, że imponuje im to, że nie staram się o nie, nie zabiegam... Wszyscy latają za nią jak głupi, a tu znalazł się taki jeden, który na nią nie leci. One traktują to niemal jak obrazę "bo jak to? taki gość i na mnie nie leci? myśli, że nie jestem jego godna? - ja mu udowodnię, że się myli!". Wtedy one zaczynają bardziej się starać Oczywiście wcześniej musi być jakieś tam zainteresowanie, jakaś wymiana zdań czy cokolwiek. Przypadkowa samica ma gdzieś przypadkowych gości.
  22. Ja sam popełniłem taki głupi błąd. Byłem naprawdę głupi. Teraz wiem więcej i rozegrałbym to zupełnie inaczej. Rodzice ex przepisali na nią mieszkanie przed ślubem, choć mówiłem wyraźnie, że chcę kupić własne w ramach programu "rodzina na swoim", a ich mieszkanie mogliby dać córce później lub nawet w ogóle go nie przepisywać - wynajmować. Zrobili to przed ślubem, bo jak mówiła "teściowa": "żebyś po rozwodzie nic nie miał". I tak bym nie miał, bo darowizny nie wchodzą w skład majątku wspólnego... Mniejsza o to. Choć nie mieszkali tam, to ciągle wpieprzali się we wszystko. Oni chcieli decydować o tym, co ja mam zrobić, jakie mają być meble, ściany. Wręcz żądali remontu kuchni i łazienki... a to kosztuje. Dobrze, że tego nie zrobiłem ;-) Przyjeżdżali, kiedy chcieli, bo przecież to jest ich... a w pewnym momencie "teść" powiedział wprost: "Ja tutaj rządzę, ty nie masz nic do gadania, to jest moje mieszkanie". Ex nie zareagowała na to w żaden sposób, ale wtedy już wiedziałem, co jest grane. Nie robiłem w tym mieszkaniu kompletnie nic. Nawet po zalaniu przez sąsiadów nie malowałem ścian. Długo się o to prosiła. W końcu zrobił to mój brat. Cóż - jego sprawa. Jeśli już mowa o wspólnym mieszkaniu, to tylko i wyłącznie we własnym. Nie wchodzę w żadne układy: u laski, u jej rodziców, u ciotki czy kogokolwiek z rodziny. To nie ma sensu. Prędzej, czy później coś będzie nie tak. Można mieszkać z babą z własnymi rodzicami, jeśli relacje z nimi są w miarę dobre, jednak na to też trzeba uważać. Mój brat też jest trochę dziwny. Nawet bardzo dziwny. Unikam z nim kontaktu. Czasami córka chce ich odwiedzać, bo bawi się z jego synem. Poza tym nie utrzymuję z nim kontaktu. Tutaj jest trochę inaczej, bo jego samica czai się na majątek naszych rodziców. Ci wybudowali dom. Jak mówili: "Dla ukochanego synusia. On jest tak dobry, że będzie się nami zajmował na starość". Zdziwią się i to mocno. Małża ex wychwala mojego brata przed rodzicami pod niebiosa i najeżdża na mnie. Wiadomo dlaczego - negatywny PR, aby rodzice wszystko dali swojemu ukochanemu synusiowi ;-) Już dawno mówiłem, że ich małżeństwo będzie trwać tak długo, jak długo będzie jej się to opłacać. Jeśli poczuje, że może sama wyciągnąć coś od niego, to szybko się skończy. Ja nie potrzebuję niczyjej pomocy: ani rodziców, ani potencjalnych teściów czy jakiejś samicy. Sam sobie radzę i to jest fajne uczucie Nie trzeba się do nikogo dostosowywać. Można robić i mówić to, co uważa się za słuszne bez względu na opinie innych. Z mojego mieszkania mogę wypieprzyć każdego, kto mi się nie spodoba ;-)
  23. Mieszkanie u teściów - nigdy w życiu. Taki człowiek nie będzie miał szacunku własnej żony ani jej rodziny. Z czasem dziecko zacznie nim gardzić. Facet powinien zabrać kobietę do swojego świata - do swojego domu, do swojej rodziny, do swoich znajomych. Jeśli pozwoli żonie wyrwać się z własnego środowiska i prowadzić , za rączkę, to już po nim. On jeszcze o tym nie wie, ale jego już nie ma jako mężczyzny.
  24. Ja zawsze podchodzę do bab z nastawieniem "mam to w dupie". Pogadać, w knajpie potańczyć i tyle. Nie chce mi się nawet wyrywać ichna seks czy cokolwiek innego. Może kiedyś, ale teraz nie. Trochę mam ich dość.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.