Jak to już koledzy zauważyli, przede wszystkim praca nad sobą i ustalenie priorytetów, dopiero później można myśleć o związku.
Wiecie co mnie zadziwia ? Rozmawiałem z dziesiątkami facetów, czy to żonatych, czy tych po prostu w związkach i żaden, podkreślam żaden, nie wypowiedział się pozytywnie o swojej relacji.
Najwięcej narzekali oczywiście ci żonaci i ku przestrodze radzili mi używać życia póki cieszę się wolnością. Przyznam szczerze, że kiedy jeszcze byłem na etapie rycerzyka, strasznie mnie to dziwiło, jak można tak mówić o swojej żonie ? Życie na szczęście w tym aspekcie dało mi dwie konkretne lekcje, i dziś słowa tych mężczyzn już nie są dla mnie czymś niepojętym, lecz niestety prawdziwym...
Obecnie jestem sam, za cholerę nie chcę stałego związku, bo ostatnia panna (już narzeczona), zrobiła mi taki rozpierdol w życiu i psychice, że liżę rany do dziś, choć minęło już półtora roku od rozstania (to ja zerwałem).
Nie twierdzę, że relacje damsko-męskie nie mają sensu, ale prawda jest taka, że znaleźć kobietę, z którą się po prostu będzie chciało planować wspólne życie, to niestety bardzo trudna sztuka.