Myślę że jako nowy obywatel Forum jestem winien opowiedzenia swojej historii. Nieznaczace szczegóły mojego życia będą mogą być lekko zmodyfikowane gdyż moja konkubina zna to Forum i czasem sobie zagląda, zresztą nie będę ukrywał że to ona mi to Forum pokazała (serio!).
Więc przechodząc do rzeczy
Mam prawie 30 lat. Byłem w 2 poważniejszych związkach, 2 luzniejszych plus parę przygód. Jestem typowym sredniakiem jeśli chodzi o status materialny. Ot wiadomo, stać na auto życie bez kredytów (tylko hipoteczny na 1/4 wartości mieszkania) wakacje za granicą plua w ciągu roku parę mniejszych wyjazdów po naszym pięknym kraju lub ościennych. Nie chwalę się bo dla inżyniera z dużego miasta to raczej standard, tak ma większość kumpli po fachu. Na zainteresowanie kobiet nie mogę narzekać mimo że standardowo zgrywam biedaka Ale z klasą.
Ze swoich związków zawsze to ja uciekałem bo uważam że kobieta ma wyglądać i dobrze dawać. Moze powiecie zaraz ze to egoizm albo upezedmiotowianie. Nie do końca. Ale tak jak miłość kobiety jest wprost proporcjonalne do zawartości portfela to w ramach równouprawnienia miłość faceta może być wprost proporcjonalna do czegoś innego, w moim przypadku to wygląd i jakość życia w łóżku. Z obecną kobietą jest też trochę inaczej ale intercyzę mamy. Ot tak na wszelki wypadek gdyby nam się zachciało zenic
W poprzdnich związkach zawsze kobiety starały się mnie usidlic. Jak widać bezskutecznie. Zawsze to ja rozdaje karty w związku, bo wiem że na jedną noc to nie będę miał kłopotów nikogo wyrwać, w ostateczności na głodzie fizjologicznym można pójść do burdelu (choć nigdy nie byłem) a poza potrzebą seksu nie mam innych potrzeb dotyczących życia z kimś. Znaczy kocham kobietę z którą jestem a szacunku ode mnie doataje tyle co ja od niej. Dlatgeo w każdym przypadku występuje z pozycji siły. Nie chcesz, nie podoba się - wypierdalaj. Ja mam pozycje zawodowa, wygląd to Ty się proś. W dodatku nie funduje niczego. Znaczy czasem obiad postawie czy coś ale to tylko jak mam chęć, dobry humor i żadnych wydatków. Na tym polegają moje tytułowe szachy z kobietą. Nawet nie dałem się złapać na dziecko żadnej bo dzieci nie chcę bez ślubu a slubu nie chce... Bo nie
I wiecie co wynika z mojej obserwacji? Kobiety nie lubią bialorycerstwa. Znaczy lubią ale tylko w uniesieniu romantyzmu które szybko mija i kobieta uważa takiego białego rycerza za zwykłą pizdę i szuka kutasa u prawdziwego faceta. Niestety ale jak od początku jesteście Panowie asertywni, macie zainteresowania i kobieta nie jest dla was najważniejsza (czyli z podręcznika, nie piszecie smsów pierwsi nie dzwonicie pierwsi nie zabiegacie o względy etc.) to będziecie szanowani przez kobiety i będziecie im imppnowac. W momencie bialorycerstwa (czyt. braku szacunku do samego siebie) kobieta robi to co dajecie jej na tacy i bez walki - doi frajera ale cię nie szanuje. A kobieta ewolucyjnie potrzebuje faceta a nie pizdy. Jeśli w związku zachowujesz się jak facet (czyli kobieta zna miejsce w szeregu) to masz prawie pewnu codzienny dostęp do cipeczki. Kobiety nie szanują frajerów.
Pisze to z własnych obserwacji ku przestrodze dla przyszłych Białych Rycerzy.
W ramach post scriptum nadmienię że może się zdarzyć ze "wymarzona" kobieta pod wpływem w/w zachowań ucieknie ale... No właśnie, jak ucieknie to czy była ciebie drogi samcu warta? Raczej na 99,9% była materiałem na zwykłą pijawke a ja pijawki toleruje tylko te przysysajace się do kutasa, reszta darmozjadów mnie nie interesuje. Karnet do burdelu wyjdzie taniej.