Skocz do zawartości

seba33

Starszy Użytkownik
  • Postów

    335
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez seba33

  1. Dzięki radeq. Pozwolę sobie na krótką refleksję i niejako podsumowanie. Rozmawialem z wieloma otyłymi osobami. Swoim sukcesem podzieliłem się ba forum dla otyłych. Zaczęli się do mnie zgłaszać ludzie o porady. Ludzie zdrowi tzn nie cierpiący na tarczycę, nie przyjmująvy sterydów itp. I niestety wysnułem jeden smutny wniosek: ludzie to pierdolone lenie, będą się wysrywać w ciebie, zgrywać ofiary bo tak najwygodniej. "ale jak to chleba mam nie jeść", " 800 kalorii to organizm się uszkodzi", "przecież chyba w święta sobie mogę odpuścić", " zbliżają się imieniny ciotki Kunegundy nie wypada by nie jeść" I wiele podobnych wymówek. Ludziom się nie chce wolą oszukiwać samych siebie i innych. Jeśli się jest zdrowym możba schudnąć. W Auschwitz nie było otyłych i efektu jojo...
  2. No cóż to zawsze facet, który zrobi remoncik za darmochę, naprawi, przeczyści rury
  3. A tak: Przy wzroście 190 cm ważyłem 138 kilo w najbardziej krytycznym momencie. Pierw zacząłem czytać o dietach i szukać. Przetrząsnąłem chyba cały internet. Zacząłem się odchudzać początkiem lipca 2013 roku. Rozjebało mi się małżeństwo i moim pragnieniem była zmiana siebie oraz poznanie kogoś wartościowego. To był taki motor napędowy. Najpierw zaopatrzyłem się w tabele kaloryczne i wagę kuchenna do ważenia jedzenia. Następnie podzieliłem sobie posiłki na 4-5 małych porcji w odstępie 3-4 godzin. Nie miałem jednakowych pór, bo i tryb życia i pracy nie pozwalał. Następnie odrzuciłem cukier, słodycze, białe pieczywo, makarony i rzeczy mączne. Zacząłem jeść dużo warzyw w różnych formach. Surówki, gotowane (oprócz marchewki, ponieważ podczas obróbki cieplnej zmienia się indeks glikemiczny czyli zwiększa się kaloryczność), dużo jadłem produktów o tzw ujemnej kaloryczności (podczas trawienia których organizm musi zużyć energię). Posiłki były mizerne, ale zdrowe i zawierające wszystkie niezbędne mikroelementy. Przykład: śniadanie: 10 dkg wędliny drobiowej II śniadanie: marchewka z jabłkiem Obiad: filet na parze z warzywami Podwieczorek: mały jogurt naturalny Całość zamykała się w granicach 800 kalorii. Ponadto stosowałem produkty zwiększające metabolizm tj ocet jabłkowy (3 razy dziennie łyżka/szklankę wody), imbir, herbata zielona lub czerwona pu-erh. Wspomagałem się też tabletkami zawierającymi wyciągi z al:Dg. W tym elemencie chodzi o to by organizm otrzymywał mniej kalorii niż potrzebuje do zużycia. Ważny jest też ruch. Przy mojej wadze nie za bardzo mogłem, więc postawiłem na spacery. Ale to były mordercze spacery: Szybkim krokiem tak by się zmęczyć. Po kilkanaście kilometrów. Robiłem czasem dwu-trzy dniowe przerwy by organizm się zregenerował i nie przyzwyczaił do jednostajnego wysiłku. Traktowałem to jako relaks: Słuchawki na uszy z ulubioną muzą i TYLKO pozytywne myśli. To w sumie tyle i aż tyle. Było ciężko, wręcz mordęga. Ale byłem nastawiony na sukces i wszystko temu podporządkowałem, bez kompromisów. Zdarzały się momenty zwątpienia, słabosci, gdy organizm zaczął się buntować. Efekty przyszły po tygodniu. Zauważyłem, że ubrania są jakby szersze:D. W międzyczasie poszedłem do lekarza w związku z ciśnieniem i otyłością. Przepisał mi wszystkie możliwe badania krwi. I gdy właśnie po tygodniu odchudzania poszedłem na pobranie... waga wskazała o 10 kilo mniej. W tych utraconych kilogramach było pewnie dużo wody, ale sukces nakręcił mnie jeszcze bardziej. Po ok 1,5 miesiąca miałem na koncie już ok 20 kilo w dół. I wtedy waga stanęła na 2v tygodnie. Już zacząłem się martwić, ale to organizm po prostu przyzwyczajał się do nowej sytuacji. Później poszło znowu. Niestety jak to pewnie wszyscy mają w pewnym momencie sobie odpuściłem i waga poszybowała w górę o ok 20 kilo. Wtedy zrozumiałem, że walka z samym sobą potrwa już chyba na zawsze. W tej chwili zrzuciłem ok 10 kilo z tego i moja waga to 108 - 110 czyli i tak 30 kg na plusie. Jem ok 1500 kalorii, ale nadal nie używam chleba, makaronów itp. Dużo warzyw, oliwę z oliwek (witaminy potrzebują tłuszczu by się strawić), mięso rzadko głównie drobiowe) Ćwiczę na siłowni, ale przede wszystkim cholernie polubiłem siebie. TO KLUCZ! Moje życie zmieniło się dlatego, że ja sam uwierzyłem w siebie I od tego trzeba zacząć w każdej walce z nałogiem. Jeśli Marku zechcesz mogę przesłać parę zdjęc przed i po na priva by udowodnić że nie kłamię. Pozdrawiam
  4. Wszystko co opisuję to doświadczenia z autopsji. Ja w ogóle uwielbiam termin "efekt jojo". Bo skąd się on bierze? Z żarcia tylko i wyłącznie - nie będziesz żreć to nie będzie "efektu jojo". Ludzie mają to do siebie, że gdy już osiągną upragnioną wagę to rzucają się na żarcie i bardzo szybko wracają do punktu wyjścia. Dlatego podkreślam cały czas jaj ważne jest ułożenie sobie tego w głowie i psychika oraz ciągła praca nad sobą i kontrola. Co do kaloryczności to dieta 800 kalorii nie może być stosowana ciągle. Po zrzuceniu olreślonej ilości kg należy stopniowo zwiększać kaloryczność (ok 100 kal na tydzień) o zawsze trzeba mieć ten margines kilku kilogramów, które mogą się pojawić aż do stabilizacji wagi. Ja po schudnięciu 40 kilko w 3 miechy miałem skórę jak pupcia niemowlęcia. Mało tego wszystkie obrzydliwe rozstępy idealnie się wchłonęły. Nie miałem w ogóle zwisającej skóry, a piłem tylko rozcieńczany ocet jabłkowy i dodstkowo pastylki z wyciągiem z alg. Przy Twojej wadze biegałbym, ale rób to z głową, bo wszystko zależy od indywidualnych cech organizmu. Kup odpowiednie obuwie, zadbaj o rozgrzewkę i staraj się biegać jak najmniej po betonie. I nid na hurra że dziś przebiegniesz sto km a jutro się ruszyć nie będziesz mógł. Wszystko z głową i umiarem!
  5. Marku nikt nikogo nie chce poniżyć. Całe życie walczę z otyłością znam ten problem od podszewki i doskonale wiem co czuje taka osoba. Wszystko co opisal kolega (poza lekarzami i braniem leków) przerobiłem na własnej skórze. Jeśli gość przychodzi po pomoc to tej pomocy mu udzielam — podaję sprawdzony przepis, który sam zastosowałem. No ale kolega chce iść na łatwiznę, a nic samo się nie zrobi. Trzeba wysiłku, samozaparcia i chęci. Tutaj jest potrzebny dobry psychiatra i jakiś potężny wstrząs. Do dziś jestem wdzięczny lekarzowi, który wykrzuczał mi parę lat temu, że jak się nie wezmę za siebie to po 30stce zamiast cieszyć się życiem, będę cieszył się że żyje. Kolega ma mentalność ofiary, bo tak jest wygodnie. Byłem w takim samym stanie, ale po przyjęciu wielu ciosów od życia nie było zmiłuj wóz albo przewóz. Bez ułożenia sobie wszystkiego w głowie nawet po schudnięciu znów przytyje. Najpierw praca nad psychiką, a później walka, ale bez wysiłku i samzaparcia nic się nie zrobi. PS. O zmianie nicku i avatara już pisałem, ale kolega chyba nie chce niz zmieniać, bo nic nie zrobił w ogóle.
  6. Gówno się dzieje. Nie masz jaj by wziąć życie w swoje ręce i się zmienić. Możesz się dać pokroić ale i tak wrócisz do stanu wyjścia, albo wpadniesz w inny nałóg. Po co zawalczyć lepiej iść na łatwiznę.
  7. Racja sorry za pomyłkę
  8. Dlaczego z nią nie zerwiesz? To nie żaden wampir jak tu Chłopaki pisali tylko zwykła kobieta, która chce sobie Ciebie podporządkować. Dajesz się gnoić, ona wkręca Ci poczucie winy, a Ty z nią dalej jesteś? Może z Ciebie jakiś masochista. Jajca Chłopie, jajca! Pokaż że masz i zerwij z nią, bo nic z tego nie będzie dobrego!
  9. Dziś po raz kolejny rozmawiałem telefonicznie z matką. Zadzwoniłem, by zapytać o zdrowie itp. Po kilku zdaniach kurtuazji zaczęło się to co moim rodzicom wychodzi chyba najlepiej: Wkręcanie winy. Jestem pokłócony z siostrą, matka oczywiście do mnie że ta ja mam ją przeprosić i nie potępiać, bo TO JA wielokrotnie powinienem być potępiony. I zaczęła się litania moich to niby grzechów jaki ja to jestem niedobry i w ogóle. Moim skromnym zwycięstwem, jeśli mogę to tak nazwać, jest to że życzyłem matce jeszcze raz zdrowia i się rozłączyłem. Kiedyś pewnie dałbym się ponieść emocjom i zaczął kłótnie. Dziś dzięki naukom Marka i samorozwoju potrafię już w dużym stopniu panować nad emocjami. Rodzice nigdy mnie jakoś nie wspierali, nie inwestowali we mnie. Zawsze słyszałem tylko krytykę i wkręcanie poczucia winy. A później pretensje, że w życiu mi nie wyszło, że małżeństwo się jebło, a pracę mam jaką mam. Sam do wszystkiego dochodziłem bez żadnej pragmatycznej wiedzy. To tak jakby mieć pod opieką sportowca. Ale zamiast go wspierać, motywować inwestować w niego, ale też i wymagać to cały cas się go dołuje, krzyczy, wmawia się że nic nie osiągnie. Skąpi się grosza na korepetycję czy inne zajęcia, a później wysyła się go na olimpiadę i ma się pretensje, że nie zdobył złotego medalu. Oczywiście przy dalszym gnojeniu. I teraz się zastanawiam co robić. Każda taka rozmowa wykańcza mnie i pozbawia energii. Wiem to są moi rodzice, dali mi dzieciństwo utrzymanie itp ale tez obarczyli ogromną nienawiścią do siebie samego, z której cały czas się leczę. Najgorsze że do tej pory im nie przeszło. Większość rozmów tak wygląda. Nie wiem czy trzymać z nimi kontakt czy dzwonić raz na tydzień dwa, zapytać o zdrowie i kończyć rozmowę. Co radzicie Bracia?
  10. Niech ojciec pierw sprawdzi czy syn ma jajca. Ponoć w dzisiejszych czasach zanik męskich genitaliów to poważne schorzenie. Sądzę, że gościowi jest tak wygodnie. Nie martwi się o nic, żona go utrzymuje i zapewnia wszystko. Jest w wielkim gównie, które jest śmierdzące i obślizgłe, ale własne. Ten smrodek mu pasuje, bo nie musi decydować i brać odpowiedzialności na siebie. Sądzę, że ojciec nic nie zrobi, a jeszcze pogłębi konflikt z synem. Na siłę nie da się nikogo uszczęśliwić. Sama sytuacja jest bardzo dziwna, no chyba że lasencja już łapie za inną lepszą gałąź i planuje rycerzyka odstawić. Sądzę, że i tak on zrobi jak ona mu zagra. Zgodzi się na jej nazwisko, ale alimenty i tak kiedyś będzie płacił. Ehh boże widzisz i nie grzmisz ....
  11. Ortopeda nie zaszkodzi, ale raczej prywatnie bo na NFZ poczekasz trochę. Mam podobnie. Od dziecka miałem problemy z lewym kolanem po naderwaniu więzadeł. Ostatnio przeholowałem na siłowni i znowu zacząłem czuć ból. Gdy kolano jest wyprostowane to ok, a gdy przez dłuższy czas jest zgięte pojawia się ból. Od trzech tygodni nie ćwiczę i dolegliwość powoli, ale to bardzo powoli ustępuje. Z tego co czytałem jest to problem z rzepką oraz więzadłami. Jest to nadwyrężenie stawu skokowego, możliwe że właśnie została uszkodzona rzepka. Zrób okłady, stosuj altacet albo fenistil. No i chyba przez jakiś czas musisz odpocząć od ćwiczeń. Ale tak jak pisałem na wstępie ortopeda i prześwietlenie nie zaszkodzi.
  12. @Gruby Grubas Twój problem nie leży w otyłości. Masz kłopot z samoakceptacją, nienawidzisz siebie i stan twojego zdrowia jest odzwierciedleniem twego umysłu. Możemy Cię tu zarzucić setkami dobrych rad, które z pewnością mogą być dobre, ale co z tego? Ty nie chcesz tak naprawdę podjąć walki z samym sobą nie chcesz się wysilić i spróbować. Wolisz narzekać i grać rolę ofiary i życiowego przegrywu. Możesz zrobić sobie tysiąc operacji żołądka, odsysanie tłuszczu, a itak wrócisz do tego co jest. Bo trzeba chcieć chcieć. Napisałem Ci jak u mnie wyglądało. W 3 miesiące schudłem 40 kilo. Później niestety dopadło mnie to co wszystkich odchudzających - efekt jojo. Doszły do tego problemy osobiste i w efekcie przytyłem ponad 20 kilo. od czasu poznania forum, felietonów Marka nabrałem do siebie szacunku. W tej chwili waże ok 110 kilo czyli 30 'na plusie" i jadę dalej. Ułożyłem sobie w głowie wszystko. Teraz wiem, że już do końca życia będę się musiał pilnować, bo to już nie walka o zdrowie, ale nawet i o życie. Teraz czytaj uważnie i możesz się obrazić, jebie mnie to. Jesteś grubą obślizłą parówą (jesteś tym co jesz), która nie potrafi wziąć losu w swoje ręce i zawalczyć o siebie. Dziś się nawpierdalasz jak dzika świnia, a od jutra zaczynasz walkę. Wstaniesz rano wypijesz szklankę z łyżką octu jabłkowego. Zjesz 10 plasterków wędliny drobiowej. Za trzy godziny jakiś powiedzmy naturalny jogurcik później sałatkę itp. Ostatni posiłek zjesz na 3 godziny przed spaniem. Pijesz tylko gotowaną wodę! Zero cukru. Całość ma nie przekroczyć 800 kalorii. Będzie ssało. Jeśli się złamiesz to już tu więcej nie pisz. Masz być uparty i konsekwentny. Od teraz wszystko co robisz jest podporządkowane odchudzaniu. Nie ma że impreza urodziny, imieniny. Możesz oszukać wszystkich, siebie nie oszukasz. Teraz zależy od Ciebie wszystko. Jeśli chcesz być obślizgłą spoconą galaretą cuchnącą potem - proszę bardzo Twoje życie. Będzie Ci kiedyś na górze po śmierci wstyd jak będziesz musiał mieć poszerzaną trumnę, a faceci którzy ją poniosąi zasapią się z wysiłku. Twoje życie. A raczej nie życie tylko wegetacja.
  13. Doskonale Cię rozumiem. Sam przy wzroście 190 cm ważyłem prawie 140 kg. Była audycja czy felieton Marka o odchudzaniu i nałogach. Przede wszystkim musisz polubić siebie. Tyle i aż tyle. Nic Ci nie da zrzucenie wagi jeśli nie poukładasz sobie tego w głowie. Wtedy powrócisz do wagi albo wpadniesz w inny nałóg, bo gdy pojawi się jakiś problem zaczniesz go zajadać. Ale kwestia zrzucania wagi. Jak zacząć? Po pierwsze: Jeśli nie potrafisz sam w sobie znaleźć motywacji z miłości do siebie, znajdź w sobie jakieś silne pragnienie czy marzenie. Nie wiem może praca, dziewczyna itp. Niech to będzie coś o czym naprawdę marzysz, co jest w Tobie, Twej duszy. Niech to będzie taki Twój kierunek czy drogowskaz, który będzie Cie prowadził. Następnie stwórz sobie wizualizację siebie samego, gdy już będziesz szczupły. Wyobraź sobie jak będziesz wyglądał, jak się zachowywał. Pomyśl jak ludzie będą reagować na Twój sukces, jak będziesz się czuł gdy pójdziesz do sklepu i będziesz mógł sobie kupić ubranie jakie zechcesz. MUSISZ(!) poczuć w sobie pozytywne emocje. Masz czuć i zachowywać się tak jak byś już był szczupły! Bez tego ani rusz. Teraz zacznij dietę. 4-5 posiłków dziennie. 600 - 800 kalorii. Nie słuchaj mądrych doradców, że można sobie zniszczyć organizm, gdy już schudniesz stopniowo zwiększysz kaloryczność. Masz jeść często ale mało. Zrezygnuj z rzeczy mącznych, tłustych, smażonych. Owoce tylko rano i też nie za dużo. Trochę mięska drobiowego itp. Dużo warzyw! I ci najhważniejsze: Zero, neun, null alko! Do sałatek dodawaj oliwy z oliwek. Polecam Ci książkę "Dieta Adriana" autorstwa Adriana Lukoszka, który był moim mentorem. Gość w pół roku z 220 kilo zszedł na 100. On też kierował się silną emocją, która była jego motywatorem: Syn powiedział do niego, że chce mieć tatusia normalnego tatusia takiego jak koledzy w przedszkolu. I od tego się zaczęło. Jeśli chodzi o ruch. Na początku w ogóle zapomnij. Stawy są za bardzo obciążone i możesz nabawić się poważnej kontuzji. Po jakimś czasie zacznij rowerek i szybkie spacery tak by się zmęczyć. Możesz używać kijków nordic-walkind do tego słuchawki i ulubiona muza. To też ważne. Nie waż się na początku, bo to Cię zniechęci. Sam zauważysz, że chudniesz jak odkryjesz, że ktoś po nocach poszerza Twoje ubrania A ludzie będą patrzyć z niedowierzaniem i pytać czy czasem nie zżera Cię ten ze szczypcami co chodzi do tyłu teraz musisz wziąć pod uwagę, że organizm to jednak dziwna złożona maszyna. Po okresie wielkiej euforii nastąpi zjazd. Musisz wytrzymać. Nie martw się o nadmiar skóry, który zostanie. Pij ocet jabłkowy. Podkreślam: JABŁKOWY nie spirytusowy! To różnica. Trzy razy dziennie pół godziny przed posiłkiem łyżka stołowa na szklankę przegotowanej wody. Zmniejsza łaknienie, gasi pragnienie i uelastycznia i ujędrnia skórę. Po jakimś czasie gdy schudniesz dajmy na to 10 kilo przez miesiąc lub dwa moze nastąpić zatrzymanie spadku wagi. To też normalne. Organizm po prostu przyzwyczaja się do nowej sytuacji i po jakimś czasie znów zacznie chudnąć. To tak z grubsza. Mi się udało, choć nie ominął mnie efekt jojo,. ale to też było potrzebne. Jeśli masz pytania wal śmiało na priv. Jestem z Tobą i wierzę, że Ty również sobie poradzisz! I ZMIEŃ AVATAR I NICK!!! W ten sposób afirmujesz otyłość. Masz się skupiać na tym co wiąże się ze zdrowym trybem życia, normalnym wyglądem itp!
  14. Nie zgadzam się. Yeż się wyprowadziłem i była to jedna z lepszych decyzji. Mam święty spokój, higienę myśli i jestem po prostu zdrowszy.
  15. Wypowiedzieć się zawsze możesz, wielu ludzi wypowiada się na tematy o których może nie mieć pojęcis. Co innego jednak dawanie pseudo porad jak ekspert. Możesz wypowiedzieć się na temat np prowadzenia firmy nie będąc biznesmenem, ale nie masz prawa komuś doradzać w tym temacie.
  16. Nie odwracaj kota do góry ogonem, bo chyba nie potrafisz czytać ze zrozumieniem. To że gość jest księdzem ma tu drugorzędne znaczenie, chodzi o to by nie wypowiadać się na tematy, o których nie ma się pojęcia w praktyce.
  17. Zapomniałeś dodać, że poznaj drugą osobę w rozumieniu księżulka nie znaczy zamieszkaj z nią, prześpij się, ale przynoś jej kwiatki itp. No bo mieszkanie ze sobą przed ślubem to grzech.
  18. 1) A podobałeś się jej fizycznie? Bo to brzmi jakby wyszła za mąż z potrzeby bycia z kimś , poczucia bezpieczeństwa :-D. 2) Nie miała kogoś na boku? Dziwna sprawa. Nie wyobrażam sobie żeby kobieta odmawiała seksu jakiemuś gościowi , który jej się podoba. A byłeś kiedyś żonaty z kobietą i zrobiłeś jej dziecko? Jeśli nie to "polecam". Przekonasz się sam jaką kobieta potrafi przejść metamorfozę po ślubie.
  19. Nie, nie ma - Już się nasłuchałem dobrych rad od białych rycerzyków typu: "Bo źle trafiłeś", "Daj jej kwiaty, porozmawiaj", "Nie każdy związek tak wygląda".
  20. To że się nasłuchał to znaczy, że to prawda była? Ja też się nasłuchałem od mamy czy babci że związek daje szczęście, a kobiety to niebiańskie istoty, których nie wolno tknąć nawet kwiatkiem. O efektach takiego nauczania pisałem tu już nie raz. Ma to tyle wspólnego z prawdą ile krzesło z krzesłem elektrycznym (Jeden z moich ulubionych cytatów Marka). Wysłuchać - wysłuchałem, bo aby coś krytykować trzeba to poznać, ale dziękuję za takie rady. Chętniej wysłucham bezdomnego, którego życie kopnęło w dupę czy starego rozwodnika niż księżulka.
  21. Jak ja nienawidzę takiego pierdolenia gości w sukienkach. To tak jak ja bym dawał rady i porady na temat życia w Stanach Zjednoczonych, a (jeszcze) nie miałem okazji tam być. Gość chce być zabawny, ale mu to nie wychodzi, wiec neich się lepiej zajmie swoimi modlitewnikami. Pamiętam jak na naukach przedmałżeńskich klecha mówił, że małzeństwo powinno mieć przynajmniej troje dzieci, bo jest to z pożytkiem dla państwa i kościoła. Na pytanie czy kościół w taki mrazie dorzuci się do utrzymania nastąpiło święte oburzenie. Panowie w czerni od....cie się i w sadźcie se w dupę takie dobre rady, bo jak jesteście potrzebni to was nie ma. Wychodzicie z założenia, że to ludzie mają do was przychodzić w charakterze petentów, a wy niczym książęta na włościach chcecie mieć monopol na całą prawdę o Bogu. Dzięki ale nie moja bajka.
  22. Noż kurwa wypisz wymaluj jak u mnie Chcecie wiedzieć jak jest? To młodsi stażem i wiekiem Bracia słuchajcie i uczcie się O ile przed ślubem jeszcze, by można było podpiąć się do któregoś z wymienionych punktów w temacie, tak później już totalna obsuwa. Noc poślubną to miałem chyba z dwa tygodnie po ślubie - Bo ona zmęczona, nadmiar wrażeń itp. Zaczęło się siedzenie w domku, bo zmęczenie itp. Do czasu dziecka seks jeszcze był, a później już szlaban amen. Miałem to przejebane, że mieszkaliśmy u jej rodziców w mieszkaniu. Gdybym teraz się cofnął o te 10 lat to bym sobie tak przypierdolił w czerep, że aż by zadźwięczało. Skończyło się strojenie, zakładanie seksownej bielizny. Zaczęły się rozciągnięte dresy, kłaki spod białych majcioch i tłuste włosy. No bo po co już się starać "Masz mnie kochać, taką jaką jestem". Zostałem wyrzucony z małżeńskiego łoża, moje miejsce zajął syn. Myślałem, że to sytuacja chwilowa. Ba - niedoczekanie. No i zaczęły się gadki że ją nie wspieram, że mało zarabiam, że nie poświęcam jej czasu. Odseparowanie od innych samców, pretensje, że nie pochodzę z zamożnej rodziny i gadka jaką to wielką łaskę mi robi, że u niej mieszkam. A wszystko to podsycane przez mamusię, która potrafiła trzymać mnie pod drzwiami mieszkania i szantażować że mnie nie wpuści, bo śmiałem raz w miesiącu wyjść na mecz. I gadki: Zostawiasz mnie samą ze wszystkim! Jak kurwa samą? A mamusia, która jak duch podążała za córusią? Drodzy Bracia! Błędy popełniać to rzecz ludzka. Ale nie wybaczalnym jest tkwić w nich i nie wyciągać wniosków. Nie ma plusów w związkach i mówię to z pełną świadomością. Inni mi starają się udowodnić, że mam uraz itp ale to nie jest prawda. Póki są hormony, haj ludzie się poznają to świat wiruje i jest fajnie. Ale to opada i pozostaje życie. Dlatego ludzie wiążą się, kiedy jeszcze są naćpani endorfinami. Później robią się małe i większe koszmarki, które nierzadko przeradzają się w tragedie. Panowie umowa z kobietą nie ma dla nas żadnych korzyści. Niektórym się wydaje, że jak już się ożenią to wybranka będzie tylko ich i zatrzymają ją przy sobie na zawsze. Ale wierzcie mi choćbyście łańcuchem babę przywiązali, ona i tak znajdzie sposób by coś wykombinować. Dlatego - zaklinam Was i mówię to z pełną świadomością mając doświadczenia z autopsji - nie żeńcie się. Chcecie bawić się w związki, proszę bardzo. Ale nigdy nie podpisujcie żadnej umowy z kobietą - małżeństwa, kredytu itp. No chyba, że chcecie w wieku 30+ zaczynać od zera. Ekstremalne doświadczenie. Wierzcie mi.
  23. Co tu dużo pisać. Transakcja jak każda inna - Ona ma kasę, pozycję społeczną, w przypadku rozwodu nie zostanie z gołymi rękami (intercyzy jak się założę pewnie nie podpisał, bo byłby szlaban na cipkę), a on ma ruchanie i lalę na pokaz. Prędzej czy później się im to znudzi i się zacznie wojenka rozwodowa.
  24. Temat, któy chyba nie był tu dogłębnie poruszany (Bracia Admini jeśli się mylę poprawcie albo usuńcie). Kim właściwie są współczesne teściowe? Jak obserwuję to jest to ( w większości choć wyjątki potwierdzają regułę) stara zapuszczona kobieta, która zrzędzeniem doprowadziła chłopa na skraj wytrzymałości. Nie ma pasji, zainteresowań, ew. kościółek i seriale. No i siedzi takie babsko i wpierdala się w życie córusi choć nierzadko i synusia. A nasze panie, które również nie mają własnego zdania tańczą jak im mamusia zagra. Później wyrastają same na takie sfrustrowane i zdewociałe matrony i zatruwają życie mężom, a później zięciom. A jak wasze relacje wyglądają lub wyglądały z teściowymi?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.