Odświeżę, bo mam coś do dodania w tym temacie.
Mieszkałem przez jakiś czas ze swoim ojcem i jego drugą żoną w jednym domu i generalnie wydawało mi się że jest ona w porządku.
To znaczy oczywiście pełniłem rolę przynieś, posprzątaj, pierz sobie sam, opiekuj się swoim młodszym bratem (jej biologiczny syn) itd., ale będąc młodszym myślałem że to normalne i że tak ma być. Do czasu mojej wyprowadzki, gdzie macocha była wściekła że kopciuch się wyprowadził i nie będzie pełnił już służby.
Od tego momentu przestała się odzywać i nastawiła ojca przeciwko mnie - od 5 lat nie utrzymuję z nimi kontaktu.
Ogólnie cała sprawa jest jeszcze bardziej zagmatwana i w grę wchodzą kwestie finansowe opiewające na bardzo duże kwoty, ale nie chcę się rozpisywać.
Generalnie pejoratywny wydźwięk słowa macocha nie wziął się znikąd.