Skocz do zawartości

Czester

Użytkownik
  • Postów

    48
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Czester

  1. @Lexmark82 prosta, a jakże trafna diagnoza, instaluję sobie w głowie ten punkt widzenia. Forum czytam wnikliwie, ale książki jeszcze czekają, więc z całą pewnością jeszcze sporo nauki przede mną. Takie bezpośrednie rady są jednak bardzo nieocenione, pozwalają wiele o sobie zrozumieć. Daję sobie czas w taki sposób, że z kobitkami z portali rozmawiam, poznaję właśnie. Ja lubię z nimi rozmawiać, jak my wszyscy. Jak jest o czym oczywiście. W pewnym sensie wracam do siebie sprzed kilku tygodni, kiedy po prostu dobrze się bawiłem w tych rozmowach, wcale nie szukając związku. Ale tym razem duuużo uważniej (na samego siebie przede wszystkim), żeby wreszcie przekopać się przez te podświadome zapędy. No i książki, nie ma na co czekać, dzisiaj zaczynam BTW - pracuję nad nowym wątkiem patchworkowym. Nie chciałem zaśmiecać tego wątku, a temat jakby do niego nie podchodzić robi się jak rzeka. Ale wydaje się jestem na dobrej drodze. Sama prawda bracie, ale wiem to dopiero teraz, po całym tym wątku. Mimo naczytania się podobnych historii wcześniej. Za dużo niewyżytych emocji we mnie, żeby spojrzeć logicznie i z dystansem właśnie. Ale kolejny raz takiego numeru sobie nie zrobię. Chyba, że zacznę podrywać panią psycholog moich dzieci ? Ale ona jest naprawdę fajna i dobrze nam się rozmawia ! I młodsza tylko 10 lat ?
  2. @SSydney powiem Ci, chwilami już sam leję z siebie. Ale za chwilę przełącza mi się na tryb idealnej księżniczki i takie wynurzenia powstają Mądrze mi piszesz, ja sobie to bardzo do łba wbijam, a o to tu chyba chodzi nie ? Jeden napisze bzdury jak ja, drugi wyleje na niego zimny kubeł. Lepiej mi, dzięki Nie pozostaję bierny też, nie nie. Póki co portale randkowe wróciły do łask
  3. Próbuję zająć się dziećmi, pracą, sportem, częściowo mi to układa w głowie, jest nieco lepiej. Ale prawda taka, że nie mogę myśli oderwać od pani z rozdziału 3, a co gorsze zerwać całkowicie kontaktu. I taką mam rozkminę. Że właściwie nie o nią personalnie chodzi. Tylko o to, że dopiero w wieku 40 lat pokazane mi zostało, na czym faktycznie może polegać związek. Jakie wartości kobiety mogą ze sobą nieść, jak fajnie może z nimi być, jak głęboko można się rozumieć itd. Nie dotknąłem tego w praktyce, bo wszytko się zjebało na pierwszym spotkaniu, ale wystarczyły te tygodnie niesamowitych rozmów, żeby wyobrazić sobie swój idealny związek, idealną kobietę. Idealną w takim znaczeniu, że wszystkie jej wady, niedoskonałości byłyby niczym w porównaniu do tego dobrego co sobą reprezentuje. I nie ma tu idealizowania, bo od początku przecież wiem, że nikt nie jest doskonały. Ale jak powszechnie wiadomo chodzi własnie o to, żeby zalety przykryły wady, a w tym przypadku stało by się tak z nawiązką. Smutne i przykre, że mając 4 dychy na karku samotny ojciec dopiero się uczy takich rzeczy. Ale wolę tak, niż bezsensu szukać, marnować czas, nerwy i energię, popełniać kolejne durne błędy. Pozostaje żyć nadzieją, że kiedyś pojawi się taka kobieta, która będzie uosobieniem mojego ideału, a ja jej ideału. Za wysoko się poprzeczka ustawiła, ale co na to poradzę. Widocznie po to cała ta sytuacja się wydarzyła. Boję się tylko, że wszystko co poniżej tej poprzeczki będzie dla mnie nie do przyjęcia. Tego bym nie chciał, bo mogę zostać już sam na zawsze. Musiałem to z siebie wyrzucić
  4. A ja uważam wręcz przeciwnie i mam na to mocne dowody z własnego życia wzięte. Więc to chyba kwestia względna.
  5. Oczywiście, że ta z chcicą. W tym moim konkretnym przypadku, narcyzkę szybko rozkminiłem po jej akcjach. Ale tej ostatniej nie mogę wpasować w żadną z tych ani innych mi znanych kategorii, nie rozumiem co tu się w ogóle stało..
  6. Oj tak, ja czuję w kościach, że mogło się skończyć grubą akcją. Dlaczego tak sądzicie ? Rozwińcie proszę. Nie neguję tego, chciałbym jednak coś więcej wiedzieć, skąd takie wnioski ? W co taki typ laski może chcieć wrobić i po co, dlaczego ? Bo tak jeszcze w uzupełnieniu rozdziału 3, sytuacja na teraz - jak się panienka wypowiedziała, że jej nie pykło, usłyszała ode mnie - bardzo kulturalnie, ale - bardzo dosadnie co o tym myślę i zamilkła totalnie. Dla mnie lepiej, zbieram psychikę, nie drażni jeszcze bardziej. Ale co, może ona coś knuje ? Tak piszecie, że zacząłem się trochę bać @Lexmark82 Cześć Tak, zebrałem się wreszcie. I bardzo chętnie rozwinę te wątki, dzisiaj w ciągu dnia coś dodam.
  7. Daje do myślenia. Już w tych rozmowach ją oczarowałem. Ale faktycznie, to nie byłem ja z takiego życia codziennego. Hormony też swoje zrobiły, ale na pewno starałem się pokazać z jak najlepszej strony. Zupełnie niechcący, nie miałem żadnego ukrytego celu, nie chciałem się przypodobać, po prostu, samo się włączyło. Więc nie dziwne, że i u niej tak było, skoro ona o mnie w pewien sposób zabiegała. Tak... teraz rozumiem jak to działa. No nie, przecież, że nie. Też o nas, żebyśmy mogli spędzić miło czas, bez ograniczeń.. Ale tak, uważam, że to bez sensu było. Kolejna nauka na przyszłość.
  8. @KolegiKolega Bardzo trafnie to opisałeś... aż mi ciary przeszły. Ja na codzień nie zastanawiam się nad tym, żyję, robię co w mojej mocy, żeby dać dzieciom szczęśliwe dzieciństwo i przygotować do godnego życia dorosłego, bezgranicznie i bezwarunkowo je kochając, ale też mądrze wychowując widząc tego bardzo pozytywne efekty. Tak, zawodowo, finansowo też jest ok, żadne bogactwo, ale na co ma starczać, wystarcza. Sprawy sądowe po mojej myśli, nie mogę na nic narzekać, wszystko się udaje. Chociaż swoje piętno to w głowie powoduje, nie da się ukryć. Ale panuję nad tym, nad lękami, stresem, nie ustaję w pracy nad sobą, żeby nie zwariować, nie zapadać się w jakieś odmęty, tylko iść przez życie z godnością. Jedyny obszar który się nie udaje, to kobiety właśnie.. i niczego mi tak nie trzeba, jak rad, z którymi doskonale będę wiedział co zrobić. To właśnie robię teraz, czytam i analizuję, mam nadzieję nauczę się łapać te czerwone flagi, panować bardziej nad swoimi emocjami i potrzebami. Myślisz, że jednak wersja demo ? Tak się właśnie zastanawiam nad tym. Nie miała właściwie powodu, ale one tak mają w standardzie, nie ? I tak, haj był mega wysoki, ale mimo wszystko starałem się oceniać sytuację na chłodno. W jakiejś mierze się udało, ale flag nie widziałem, no nie. Bardzo się chcę nauczyć je dostrzegać, być mądrzejszym. I testuje mnie życie, oj testuje.. Nie wymiękam, ale naprawdę jestem już tym zmęczony, ile można. Dziękuję za dobre słowo.
  9. Dzięki. W takich życiowych sprawach to nie, nieskromnie powiem, dałem sobie sam radę z cholernie trudnymi tematami. Ale w relacjach damsko-męskich... jak dzieciak, naiwny, głupi, mało rozumiejący dzieciak.. Ale po to tu jestem, po to czytam, po to opublikowałem, żeby jakąś wiedzę wreszcie posiąść.
  10. @leto oczywiście. Dlatego panią narcyzkę pogoniłem dokładnie w momencie jak zrozumiałem, że moje wkładanie wysiłku w budowanie związku/rodziny patch-workowej opartego o wartości o jakich piszemy, ona odbiera jako powód do pogardy i traktowania jak śmiecia. Narcyzki już tak mają, teraz to wiem. Jestem jednak za cienki zawodnik, za mało doświadczony, żeby szukać dalej, skutecznie uważając na takie miny, jak okręcanie wokół palca, jak to, że być może kobietę manipulantkę, albo totalnie pogubioną, chcącą mnie do czegoś wykorzystać odbieram jak księżniczkę, jak to, żeby na każdym etapie oceniać sprawę na chłodno itd. Do tego jak trafnie pisał @ntech, ja też mam w sobie duże pokłady emocji, empatii, ale też potrzeby bliskości, z którymi chcę się dzielić. Plus braki emocjonalne z dzieciństwa, plus lata traum z alkoholiczką... I jest to pewnie przyczyna, dla której tak się gubię. Jak tak to piszę, cała mikstura brzmi mało ciekawie. Ale cała ta rozmowa porządkuje moje myśli, coś otwiera, coś pozwala zrozumieć. To bardzo cenne.
  11. Tak, to prawda, smutna ale prawda. Jak mówiłem - jestem DDA, matka też szczególnie wylewna nie była, właściwie wcale. I takie opinie chyba muszą mi mocno zapisać się w głowie. Bo ja ciągle mam ten tryb - związek oparty na przyjaźni, wsparciu, dobrym słowie i takie tam. Coraz bardziej widzę, jaki to bullshit jest. Stosunkowo od niedawna jestem po rozwodzie, koszmarnym związku połowy mojego życia, więc wszystko o czym tutaj piszemy, co przeczytałem, a przeczytałem chyba już większość tematów, jest dla mnie nauką. Lepiej późno niż wcale i dobrze, że jest takie nieocenione źródło. Tylko praca nad sobą pozostaje i podjęcie jakiś stanowczych decyzji.
  12. @ntech właśnie, no właśnie.. dokładnie o takiej swojej naiwności mówię. Bardzo bym chciał się pozbyć tej pułapki. Ale coś mi się wydaje, mam taką nadzieję przynajmniej, że każda taka sytuacja nas w tym umacnia, żeby się wreszcie ogarnąć i naprawdę dobrze przyjrzeć swoim wyborom. Taką opinię o przyciąganiu wariatek już słyszałem, bardzo do mnie trafia. Ale jak to weryfikować, skąd wiedzieć, że wariatka owija cię wokół palca ? Tego jeszcze nie umiem
  13. @jaro670 @leto bardzo trafne i w mój czuły punkt. Jestem pieprzonym naiwniakiem i mimo różnych prób, nie umiem tego w sobie zwalczyć. Bardzo sobie wezmę, po raz kolejny, te słowa do siebie.
  14. Po dwóch latach patch-worku, jakkolwiek źle on nie wyszedł, zgadzam się w całości. No własnie @leto, ja to wiem. Tylko jakoś tak popieprzenie mi się te następne relacje tworzą, jakby to była gwiazda z nieba. Tak było z narcyzką (ale to była jej cyniczna gra od początku, w którą dałem się wrobić), tak było w tej ostatniej części. Bez sensu, wiem. Bardzo bym chciał dojść do takiej sytuacji, jak poradził mi mój znajomy, znacznie starszy i doświadczony - masz mieć 10 kobiet i spośród nich świadomie wybrać tą właściwą. Naprawdę starałem się iść tą drogą, ale jak mówisz, miałem pecha, ale też za dużo naiwności w sobie, wiary w słowa kobiet, niecierpliwości, zmęczenia w samotnym zmaganiu się z samotnym ojcostwem, potrzeby bliskości, ale też dania z siebie co najlepsze itd itd. Głęboko się nad tym zastanowię, bo chcę jedno, a robię zupełnie co innego.
  15. @leto dzięki, to bardzo mądre, potrzebne słowa. Zasadniczo tak jest, poświęcam się moim dzieciom w całości. Ale przychodzą te momenty, że kobiety mocno brak. Nie tylko jak pisze @SSydney do dzieci i seksu, mam trochę większe potrzeby. Mimo, że podejmując decyzję - żadnych związków, w tle zawsze pozostaje nadzieja, na szczęśliwy traf. Dlatego tak boleśnie zaliczam glebę, kiedy mam poczucie, że szczęśliwy traf własnie poszedł się pierdolić... Ale tak, kolejna lekcja odrobiona. Wiecie jak to mówią - "jeśli ta sytuacja nawet złamała ci serce, nauczyłeś się czegoś nowego. weź to za dobrą kartę"
  16. Własnie FWB/LAT miałem w planach z laską z rozdziału 3... Co weekend można by było się spotykać, ale widzisz.. "nie pykło" a mi odjebało mimo, że sam to hamowałem. Patchwork - zgadza się. Nigdy więcej. No... łącznik wariatek... coś w tym jest, to podobno tak działa. Czas na terapię chyba
  17. Czołem Bracia, Jakiś czas temu chciałem opisać tutaj swoją historię. Napisałem nawet to na boku, w wordzie wyszło ładnych kilka stron, przez szacunek dla czytających dałem sobie spokój z publikacją. Ale gryzło, gryzło, z doskoku coś tam dłubałem, żeby skrócić do minimum. Odpuściłem. Bo i sytuacja się zmieniła, w głowie zaczął panować coraz większy spokój, wręcz całkiem potężna ulga – po rozstaniu z klasyczną narcyzką jak się później okazało. A nazwać ją tak potrafiłem właściwie dopiero po przestudiowaniu wielu wątków tutaj. I sobie zacząłem żyć całkiem spoko, ciągle w planach pozostawało założenie swojego wątku tutaj, bo potrzeba dyskusji, wysłuchania uwag pozostała. Ale przez własną głupotę narobiłem sobie w głowie znowu niemałego bałaganu, kurwa jego mać… Więc zupełnie po łebkach napiszę swoją historię z nadzieją, że jakaś dyskusja z tego się wywiąże, co uświadomi mi pewne sprawy o których pojęcia chyba nie mam, dopytacie o sprawy które tylko zasygnalizuję, albo nieświadomie pominę. Historia moja zaczyna się grubo ponad 20 lat temu (teraz mam 40) od małżeństwa z alkoholiczką jak się okazało. Sam jestem DDA, więc i trudno, żeby wyszło inaczej. Narzeczeństwo trwało kilka lat, w tym czasie – jak się później okazało oczywiście – panna szorowała amfetaminę regularnie. W trakcie małżeństwa, krótko po ślubie, zamieniła dragi na alko. Moje jazdy spowodowały jedynie, że zaczęła „pić do szafy” jak sama mówiła, a alkoholik jest nadmistrzem manipulacji, więc przez lata żyłem w totalnej nieświadomości. Pijąc pracowała, jako tako się kupy pewne tematy trzymały, małżeństwo kwiczało, ale dzieci się pojawiały i tak sobie to trwało. Pewne wydarzenia jednak spowodowały (konkretnie dyscyplinarne wyjebanie z roboty za kradzież kilkudziesięciu tys. zł, sprawa karna, grzywna, ja musiałem te długi spłacić żeby jej do pierdla nie wsadzili itd.), że zaczęła totalnie upadać, a była w tym czasie w ciąży. Ogólnie…koszmar, trauma, dramat. Walczyłem o nią – jako człowieka, matkę – przez kilka lat, kiedy jej rodzicie – jak już w ogóle zrozumieli temat zaczęli coś robić, długo za poźno – odpuścili własną córkę, ja jeszcze próbowałem (np. prywatna terapia za grube plny). Ale w końcu przyszła do mnie ręka siły wyższej i kazała spierdalać. Tak więc zrobiłem, zabrałem dzieci i uciekliśmy od źródła zła wszelkiego. Zadbałem o dzieci najlepiej jak się dało, zresztą robiłem to cały czas. Psychologowie, terapia, spokój, bezpieczeństwo itd. Wszystko pięknie się układało. Dalej sprawa w sądzie, mi przyznane prawa i opieka, matka właściwie odpuściła całkiem. Tak się stało kilka lat temu, tak jest do dzisiaj, dzieci matki nie widziały ponad 2 lata – i za szybko nie zobaczą, matka ma odebraną możliwość widzeń (ugrałem to w sądzie w styczniu tego roku). Chyba, że będą chciały, o to tylko chodziło – zabezpieczyć się przed wariactwem alkoholiczki i mieć wszelkie narzędzia po swojej stronie. No dobra, koniec tej części mojej historii. Rozdział 2 – jak już w głowie mi się mocno poukładało, przerobiłem te wszystkie traumy (na tyle, ile się dało), dzieci odzyskały szczęśliwe dzieciństwo, zacząłem się rozglądać za babą. No i szybko poznałem taką jedną. Błyskawicznie właściwie, nawet na randki nie chodziłem (ze 3 razy może), coś tam kliknęło od początku, na pierwszym spotkaniu zajebisty sex, miło, fajnie, zainteresowana mną, jakoś tak przyjemnie było, później jeszcze lepiej. Ale ona dzieci, ja dzieci. I tak się właściwie okazało, że dzieci nas ze sobą połączyły. Wyjechaliśmy razem na ferie, nasze poznanie było raptem z 2-3 tygodnie wcześniej. Po wspólnych feriach byliśmy przekonani, że wszystko będzie pięknie. Dzieci skumały się jak przybrane rodzeństwo (ja dwie córki, ona dwóch synów, dokładnie w tym samym wieku 9 i 11 lat + mój trzeci synek, w tej chwili 5 lat), wypraszały wręcz płaczem następne spotkania. Między mną a nią też było fajnie, oczywiście zaślepiony nie zauważyłem pewnych niepokojących sygnałów ostrzegawczych. A chyba największy z nich to to, że jej były mąż wylądował na 3 miesiące w psychiatryku po tym, jak jej napierdolił. Po czasie zamieszkaliśmy razem, w domu jednorodzinnym. Duży dom, kupiony na wymiar tak dużej rodziny patch-work’owej. Ja byłem już na finiszu poszukiwań nowego domu dla siebie i moich dzieci, ale w obliczu takiej sytuacji, kolejna cegiełka wajchy przestawionej we właściwą stronę spowodowała szybkie kupno większego domu w idealnej lokalizacji za świetną kasę. W zamian za to, że ja sfinansowałem zakup, ona włożyła sporo kasy na wykończenie. I zaczęliśmy mieszkać. Dzieciaki między sobą – świetnie. Jej chłopaki we mnie szukali trochę ojca (mimo, że z biologicznym mieli całkiem spoko kontakt). Moje dzieci w niej trochę szukały matki. I jakoś próbowaliśmy odpowiednio to ogarnąć, całkiem się to udawało. Tzn nie byliśmy dla nieswoich dzieci tymi, kogo szukali, ale relacje, kontakt był całkiem fajny. No i tak rok sobie trwała „sielanka”. Od jednej konkretnej sytuacji jednak, jak wszystko jebło, to z całym impetem. Mówiąc w największym skrócie – przeszedłem cały wachlarz metod narcyza. Od wyjątkowo hardkorowego gas-lightingu, przez nieustanne wzbudzanie poczucia winy, pretensje o wszystko, odzieranie z godności, brak szacunku, wpierdalanie do łba przy każdej okazji, że jestem „wariatem do leczenia psychiatrycznego”, przez brak jakichkolwiek rozmów, a w ich miejsce maile („bo ja muszę mieć czas na przeanalizowanie” = konsultacje z równie jebniętą siostrą i przyjaciółką, które dokładnie w ten sam sposób traktowały swoich facetów, ciągle przy nich trwających), po mega chłód, fochy, szlaban na ruchanie, mieszkanie pod jednym dachem ale zupełnie osobno itd. Oczywiście ze wszystkim walczyłem. Widziałem od początku co się święci, na głupka paniusia nie trafiła. Zachowując klasę i znając własną wartość, walczyłem z tym szaleństwem pół roku. Przypłacając niejednokrotnie ciężkimi stanami lękowymi, zaburzeniami snu (które mi zostały) itd., coraz bardziej czułem się właśnie jak ten wariat, ale dla wszystkich wokół, w tym dzieci przede wszystkim ciągle z uśmiechem na ryju. Ale przyszedł moment krytyczny. Ja już miałem serdecznie dość, zacząłem kombinować kasę, żeby jej oddać za to co włożyła w dom (musiałem), coraz bardziej przygotowywałem się do wypierdolenia jej z życia, aż znowu nastąpiła pewna przełomowa sytuacja. Jak się okazało, narcyzka zaczęła również atakować moje dzieci, sprawiać im (wielką) przykrość, była zimna, oschła, w tym dla małego chłopczyka, a przecież kurwa nie o żadne uczucia nawet chodziło, ale o zwykłe zagadanie do wiecznie radosnej buzi małego dziecka zamiast przechodzić obok niego bez żadnej reakcji, czy w żadnej sposób nie reagować na jakiekolwiek jego zaczepki. Nie, tego też już nie potrafiła, nie chciała. Więc jak się wkurwiłem… jak przyjebałem pięścią w stół dosadnie przy wszystkich wyrażając swoje zdanie na jej temat, tak kilka tygodni później poddała się – oświadczyła, że się wyprowadza. Po tej jakże wspaniałej decyzji jeszcze dwa tygodnie ciężkiej nerwówki, żeby tylko się to udało, nic nie stanęło na przeszkodzie, aż wreszcie mogłem drzwi za nią zamknąć. Wcześniej kulturalnie pomagając w przeprowadzce ? Dzieci – niech za przykład będzie to: mój synek do dzisiaj się o nią ani razu nie zapytał, moje córki poczuły się wreszcie we własnym domu swobodnie, a jej chłopaki mają we mnie nadal kumpla. Udało się rozstać z narcyzką, nie tracąc przy tym zmysłów, ale będąc w totalnej dupie emocjonalnej. Ale chuj, trochę czasu minęło, wstałem, otrzepałem, w głowie poskładałem co trzeba i autentycznie zacząłem czuć się wolnym człowiekiem, co dodawało mi każdego dnia takich skrzydeł, jak nigdy dotąd. Żadnych bab postanowiłem, pierdolę to, zajmuję się wychowywaniem dzieci, sobą, swoimi pasjami itd. I… wszystko było by pięknie, gdyby po kilku tygodniach nie zaświtała myśl – a założę sobie konto na sympatii i reszcie, tak tylko, żeby pogadać z babami, w najlepszym wypadku poruchać, żadnych związków. I tutaj zaczyna się rozdział 3. Jak bardzo tego żałuję to tylko ja wiem, ale wy już na pewno się śmiejecie. I słusznie. Po raz kolejny przekonałem się, jak trudno nawiązać jakikolwiek normalny kontakt z kobietą. Ale nie powiem, pogadałem z jedną, drugą, piątą, dziesiątą, jedną o mało nie wyruchałem bo mi się do łóżka pchała, ale w porę dałem sobie spokój (bo i za ładna nie była, a ja nie byłem zdesperowany). I tak w wolnych chwilach korzystałem z tych miejsc starając się po prostu dobrze bawić. Do pewnego piątku… Zagadała do mnie laska. Dosłownie po 10 minutach rozmowy, nawet nie ze zdjęć (oczywiście też), ale z rozmowy, pierwsza myśl – kobieta mojego życia. To nawet ciężko powiedzieć, że zaiskrzyło, to było jak jebnięcie bomby atomowej. Cała noc rozmowy, dosłownie do 5 rano. W sobotę jak tylko otworzyłem oko, już wiadomości czekały. I cały weekend napierdalania na telefonie, w niedzielę wieczorem już rozmowa przez telefon. I cały tydzień, non stop kontakt, non stop, a to what’s up, a to telefon, na zmianę, z przerwami na spanie. Wszystko wokół leży i kwiczy, dzieci, praca, zakupy, o mało samochód na środku największego ronda w mieście mi nie stanął z braku paliwa, bo i to przeoczyłem. I kolejny weekend, to samo i kolejny tydzień, ciągle tak samo. Wszelkie hormony miłości wypierdoliły z taką siłą, że drżałem właściwie cały czas, normalnie szok, w życiu nie czułem czegoś takiego. Ani ona (przynajmniej tak mówiła). A dlaczego kontakt taki ? Bo laska z miejscowości 400 km od mojej… Strzał jak w ryj od początku, to nie fair. Ale, mając mimo wszystko łeb na karku, starając się panować nad tymi emocjami, uczuciami wręcz i będąc świadomym, że to nie jest skazane na sukces, raczej starałem się hamować, dystansować, sprowadzać tą znajomość na relacje przyjaźni. To ona jednak pogłębiała i pogłębiała, jak ja raz w końcu powiedziałem stop stop, przekonała mnie jeszcze bardziej, że to może mieć sens. I zaproponowała, że przyjedzie do mnie. Kurwa… radość, szczęście, ale też stres, obawy, wszystko na raz. Sprzedałem dzieci na weekend, w piątek wieczorem stoi w moich drzwiach… Możecie się domyślać co było. Myślałem, że ją zjem, a ona mnie. Dalej romantyczna kolacja przy świecach, a już chwilę później sex z ogniem większym niż płomień w kominku jaki się palił. W łóżku przytulanie, bliskość, kurwa… jak w niebie, ja pierdolę no, jak w niebie…Sobota w dzień cudowna, aczkolwiek namiętności jakoś brakowało głównie z jej strony, ja więc nachalny jakoś nie byłem. Wieczorem powtórka z rozrywki, trochę więcej alko, impreza we dwoje na najwyższym poziomie, ale znowu, z tą chęcią bliskości, całowaniem, seksem, to już tak sobie. Niedziela. Poranek bez seksu, mina już coś nie ta (jej). Uuuuu, myślę, coś chyba nie pykło. Ale bez grubszej analizy, śniadanie, kawa, wypad do domu, pożegnanie bardzo czułe, wspólne zdjęcia, jakże głębokie wyszły. Ale czułem, że coś nie teges. Pomijając dalsze szczegóły, jeszcze tego samego dnia wieczorem na whatsupie jaki jestem wyjątkowy, wartościowy, jak cudownie się czuła, takie tam, ale… „coś nie pykło, sama nie wie co, całą drogę się zastanawiała i nadal nie wie, ale nie będzie ściemniać, dawać mi nadziei”. Ja będąc tego świadomym napisałem jej wcześniej wprost – mów, co myślisz, nie hamuj się, nie obawiaj mojej przykrości. No i powiedziała. I teraz tak… ryczeć mi się chce, nie powiem, że nie. Pierwszy raz od traum z byłą żoną, kiedy z bezsilności wyłem jak kojot. Myślałem jednak, że umarły we mnie takie wzruszenia. No nie. Jestem poruszony do szpiku. Ale nie dlatego, że nie pykło, chociaż oczywiście też. Od początku byłem tego świadomy, sam mocno hamowałem, odległość też problematyczna itd. Coś jej we mnie nie zagrało i ja raczej wiem co – nie ja sam jako ja, jakiś szczegół we mnie. Dziewczyna ma wiele nieprzepracowanych traum z przeszłości, co w mojej ocenie powoduje, że wiele w jej życiu nie „pyka”. Postawiłem ją na nogi przez te tygodnie rozmów, dostała nowej energii, radości, parę spraw zaczęło się dobrze układać, zdopingowałem ją do trudnych decyzji itd., ale wcale nie jestem zbyt zdziwiony, że we mnie szukała czegoś, czego nie dam jej ani ja, ani nikt inny poza nią samą – poukładania sobie w głowie, przepracowania ogromnych złych emocji. Ale kurwa mać no… to był, jest, pozostanie niedościgniony wzór kobiety moich marzeń, takiej, z którą chciałbym spędzić resztę mojego życia. Wszystko mi się w niej podobało, absolutnie wszystko, nawet nieco za dużo kilogramów, gdzie kiedyś było to u mnie nie do przejścia. Zauroczyłem się owszem, hormony odpierdoliły we łbie, ale oceniam ją na chłodno, tak mi się przynajmniej wydaje. Jest mi cholernie źle, ciężko, smutno, mam wrażenie cała ta sytuacja jest nie fair. Ale nie to jest najgorsze – kochałem się z/w kimś, kto jak mówiłem pozostanie moim niedoścignionym wzorcem kobiety. I jak w przyszłości ma mi się spodobać inna kobieta, skoro znalazłem ideał ? Chciałbym się mylić, tak bardzo chciałbym mieć to w dupie, inaczej sobie tłumaczyć, ale nie potrafię. Przecież tak naprawdę poznałem ją tylko z tej strony, jaką chciała mi pokazać, sama nazywała to core'm, który musi się w związku zgadzać. I on się bardzo zgadzał. Ale może ona jest jak wszystkie ? Manipulantka, wady skrzętnie chowa, żeby je wyrzucić w innym momencie ? Nie wiem tego, czy moje zauroczenie dotyczy jej wyobrażenia, czy jednak jest to racjonalne. Mam dużo pytań w głowie, na które odpowiedzi znaleźć nie umiem. Nie wiem, czy to nie jest ten ostateczny moment odpuszczenia relacji z babami. Ale ja nie chcę, nie muszę szukać związku, tak jak tego nie robiłem, ale prawdę mówiąc, teraz trudniej wyobrażam sobie życie w samotności. Wylejcie na mnie kubeł zimnej wody, proszę, wytłumaczcie jaki jebnięty jestem, jaki błąd popełniam, co ja sobie narobiłem w ogóle. Zagubiłem się totalnie…
  18. Czester

    The 33 Secrets

    Całość wyjątkowo trafna, a ten punkt też dosadnie pokazuje, z jakim gównem musimy zmagać...
  19. Moje pierwotne źródło lęków jest mniej więcej w tym samym miejscu co Twoje, podobnie próbowałem sobie z tym "radzić", też przerabiałem ataki paniki itp. Ale ciągłe lęki nie odpuszczały. Jak nie o to, to o tamto, jak nie tamto, to jeszcze co innego, problemy z sexem, wieczne napięcie itd itd. Znam to. Jestem ładnych kilka lat od Ciebie starszy i mogę się podzielić jedynie mało fajnym doświadczeniem - jest cholernie ciężko to przeskoczyć, wymaga dużego wysiłku, stosowania różnych technik, czytania, wyciągania wniosków, ogólnie - ciężkiej pracy nad sobą. Terapia - na pewno pomoże i nie zastanawiaj się, idź. Nie jest to jednak złoty środek. Przede wszystkim codzienna, świadoma, przemyślana praca nad swoim umysłem, nauczenie się kilku umiejętności, spojrzenie na pewne sprawy z zupełnie innej perspektywy i jeszcze raz ciężka praca nad sobą, niestety.. Myślę, że mając tą świadomość łatwiej będzie z tym gównem walczyć. Sam się z tym zmagam od lat, raz lepiej, raz gorzej, ale to ciągle gdzieś w mnie tkwi i bywa, że nadal mocno przeszkadza, psuje życie. Być może jednak dlatego, że dużo później niż Ty podjąłem z tym walkę, długo z tym żyłem, długo za długo. Nie chcę Cię dołować, tylko uświadomić jak trudny jest to wróg, a walkę z nim musisz rozłożyć na wiele rund. Ale jest to też na pewno kwestia indywidualna i co najbardziej optymistyczne - da się skutecznie to zwalczyć. A kiedy w głowie zapanuje już ład i porządek, wszystkie problemy o których piszesz znikną, bo są to skutki, a nie przyczyny.
  20. Racja racja, ulało mi się wczoraj po kilku głębszych ? Sprawa jest żywa, więc emocji nie brakuje. Ale spróbuję to wszystko opisać jeszcze raz, merytorycznie tym razem i po polsku. Jestem bardzo ciekawy Waszych spostrzeżeń, włącznie z pełną krytyką mojego durnego postępowania. A może i ta historia komuś na coś się przyda. Może dzisiaj jeszcze się uda to poskładać w jakąś logiczną całość.
  21. W ogóle chyba jeszcze raz to napiszę, tym razem na trzeźwo ?
  22. Sam nie wiem, która z tych historii będzie bardziej okrutna. Czy ta, gdy nie udało mi się żony i matki naszych dzieci uratować przed chorobą alkoholową i zostałem sam z nimi... Czy kiedy po tej traumie dość szybko znalazłem sobie nową laskę i wydawało się, że będzie pięknie, aż tu jak jebło, to kurwa słów brak..... Jej rys psychologiczny odpowiada opisywanym tutaj osobnikom, więc trudno, żeby nie jebło. Ale ja z natury jestem naiwny, dobry człowiek, i przez to znowu wpierdoliłem się w gówno. Nie wiedziałem oczywiście tego wcześniej, jakiego typu gra mnie czeka. Nie tylko o związek nasz chodzi, ale też ona dzieci swoje, ja swoje, w tym samym wieku tak wyszło. i się skumały jak dobrzy kumple. i smutno im. a na smutek dzieci jestem niebezpiecznie wrażliwy. Krecha hipoteczna na dom, współwłasność nawet się pojawiła... A po trochę ponad 2 latach mieszkania w domu 160 m2 za tą krechę, każdy warunki eleganckie, chata nowa, wykończona (głównie dzięki moim staraniom) na wymarzoną przestrzeń do życia codziennego każdego z mieszkańców... a tu jak jebło..... jestem oszołomiony równolegle jeszcze idzie rozprawa z matką moich dzieci o zabranie praw, w tej chwili ma ograniczone. ta rozprawa, prawnik i notariusz w sprawie rozstania z tą jebniętą babą, partnerką byłą w sensie, odbędzie się w przyszłym tygodniu. hitem jest też to, że była partnerką jest świadkiem na rozprawie z ex, nadal czynną alkoholiczką, która ma centralnie wyjebane na dzieci... Rozpierdala mi to wszystko łeb. komu by nie. Ale daję sobie z tym jak zawsze ze wszystkim radę, wiadomo. kto jak nie my. bez potężnego odcisku we łbie jednak to się nie odbywa. a główna myśl jest jedna - jak można być tak beznadziejnym człowiekiem, jakimi są kobiety. Każdy może wstawić dowolny przymiotnik w zależności od swoich przejść, swoich granic do jakich doszedł, ale wszyscy wiemy, że winne są one i zachowują się tak, że we łbie się nie mieści... włącznie ze spowodowanym cierpieniem dzieci. dla mnie dyskwalifikuje to taką typiarę nawet z grona osób, z którymi bym chciał jeszcze rozmawiać, czy patrzeć. granica za którą trzeba by już przypierdolić tylko niebezpiecznie się zbliża. Związek nam się rozjebał, bo paniusia się pomyliła, na frajera nie trafiła jak się okazało. powinna była wziąć to pod uwagę, do czego jestem zdolny jeśli sam dałem sobie radę z historią alkoholiczki i samotnie wychowywałem trójkę dzieci. przez 1,5 roku zanim ją poznałem. a tu nastąpił rok high life, po czym przeszła do swojego niecnego planu zniewolenia mnie, odarcia z godności, traktowania bez szacunku, wciśnięcia pod swój but i trzymania tam mocno i krótko. a tu ni chuja, koleś się nie da tak traktować, jeśli tak ma być to ja dziękuję. grubo ponad pól roku jednak starania o sprowadzenie jej, tego związku, na swoje tory, ale no nie dało się... długo wytrzymałem, ale jak przypierdoliłem pięścią w stół i powiedziałem na co się nie zgadzam, to... związek dobił do dna. z dziećmi jest nie tak źle na szczęście, są na tyle kumate, że rozpaczy żadnej nie ma, wszystkim odpowiednio to wytłumaczyłem. każdemu będzie smutno, ale minie im w ciągu góra miesiąca. w szkole będą się nadal spotykać, a mój synek ukochany 4-latek emocjonalnie z tą babą nie jest związany Co powiecie na to ? Jaki to level podłości, głupoty, mściwości i całej tej obrzydliwej ich reszty to jest ?
  23. Czester

    Witajcie

    Witam wszystkich jako świeżak. Wydawało się do niedawna rozumiejący rzeczywistość, samodzielnie i godnie pokonując traumatyczne przejścia z (byłą już) żoną alkoholiczką, żeby po czasie zderzyć się z pędzącą maszyną do niszczenia wszystkiego wokół, realizując tylko swoje cele. Mam na myśli kobietę oczywiście, już byłą (choć jakby w trakcie) partnerkę. Kończy się właśnie ta historia, a ja jestem jak małe, przerażone, pozostawione dziecko na środku ogromnego placu zabaw. Histerycznie szukając mądrych słów, mocy, która sprowadzi mnie na właściwe tory trafiłem tutaj. I mam wrażenie w najlepsze możliwe miejsce. Dzisiaj sam potrzebuję wsparcia. Ale jestem przekonany, że mając taki bagaż doświadczeń, będę potrafił również wspierać. Michał
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.