Skocz do zawartości

Garść kolejnych problemów


SławomirP

Rekomendowane odpowiedzi

Temat bardziej do wygadania się. Kierowany do osób, które kojarzą moje perypetie od dawna tutaj opisywane. Gdybym miał streścić wszystko od początku, to bym siedział nad tym do rana. Tutaj ostatnie moje wypociny.

 

Wkurwia mnie to że nigdy nie da się normalnie, tylko życie zawsze musi mi wpierdalać kija w szprychy. Teraz zaatakowały mnie obostrzenia z powodu covida. Zaplanowałem kilka kroków w celu powolnego wyprowadzania mojej egzystencji na prostą, jak się okazuje wszystko powoli idzie w strzępy. Więc tak, chciałem rozpocząć nowy rok akademicki z samochodem, wynajętym samodzielnym pokojem w akademiku, wrócić w miarę na siłownie (siłownia jest w aka), wreszcie mieć własny kąt do dawania korepetycji, bo wcześniej musiałem robić to w świetlicy i była to straszna bolączka.

 

Z samochodem niewypał, dodatkowo doszła do tego nieoczekiwana imba i rozgoryczenie. Problemy zaczynają się dalej nawarstwiać. Z powodu obostrzeń do akademików nie można nikogo wpuszczać. Łatwo się domyślić że zawód korepetytora upierdala mi to przy samej dupie. W takim razie trzeba zmienić miejsce zamieszkania. Sama ta sprawa strasznie mnie boli, bo bardzo lubię tutaj mieszkać. Dużo się dzieje, dużo ludzi, czuje się tutaj świetnie. Żeby mieć klientów trzeba mieszkać blisko wydziałów i blisko szkół. Dlatego mieszkanie musi być ulokowane w okolicy centrum. Pokój w takiej lokalizacji, o sensownej przestrzeni i bez innych mankamentów, to koszt około 1000zł. Jak dla mnie cena absurdalna, kompletna strata pieniędzy. Dodatkowo umowy prawie zawsze są na rok i taki pokój potrafi wpierdolić 3000zł opłat za okres wakacyjny. Co zarobie będę musiał wpieprzyć w ten interes. Najlepsze, że mi mieszkanie w takim miejscu kompletnie nie jest potrzebne, bo mój wydział jak na złość jest na skraju miasta i specjalnie z centrum muszę tracić czas na dłuższe dojazdy.

 

Lekcje w miejscu publicznym odpadają. Już nawet pomijając fakt, że na każde spotkanie trzeba latać na miasto, to komfort znacznie spada i ludzie nie będą chcieli przychodzić. Dwa razy miałem korki w bibliotece i nigdy więcej. Szukanie miejsca, żeby usiąść na spokojnie, a później mówienie szeptem, bo jak mówię swoim normalnym, dość głośnym i szybkim tonem, to napierdalam na całą sale. Nie ma porównania do własnego mieszkania. Zresztą ciężko powiedzieć, czy obostrzenia też mnie tam nie dopadną. 

 

Wynająć coś w dwie osoby też słabo, bo trzeba szykować spokojnie tysiaka. Plus taki sam problem z wynajmem na wakacje. Dochodzi jeszcze sprawa mieszkania z obcymi osobami, co kompletnie mi się nie podoba. Zostanę sam, w miejscu gdzie nic się nie dzieje, z obcymi typami. Zapowiada się na świetną zabawę. Jeszcze będę musiał słono do niej dopłacić. Ćwiczyć trzeba będzie na dywanie w małym pokoju, jeśli w ogóle uda mi się znaleźć czas na trening i dietę.

 

Także miało być wreszcie w miarę fajnie, a szykuje się kompletna klapa. Trochę śmiesznie, to brzmi ale rzeczywiście nie stać mnie, żeby podjąć pracę XD. Nie pracować też mnie nie stać. Życie mnie zamyka idealnie w czeskim szachu. Od dawna przestałem wierzyć w przypadek, bo od kiedy pamiętam wszystko mi się tak układa. Gówno uszyte na mnie ze szwajcarską precyzją. 

 

Zresztą to są tylko problemy w sprawach walki o byt. A żeby chociaż reszta spraw była spoko, to nie. Jakby wyjąc prace z mojego życia, to już nic więcej nie zostaje. Może tylko pchły i smród. Znowu włożę gigantyczny wysiłek jedynie w celu posiadania miejsca do spania i jedzenia. Reszta życia nawet nie leży, bo ona nie istnieje. Gdzie miejsce na naprawianie innych sfer?

 

Dobija mnie kompletnie myślenie, że normalne życie będę mógł zacząć dopiero gdzieś po trzydziestce. Jak już się odbije z gówna po studiach do normalnej pracy, jak już zacznę zarabiać, jak już nie będę musiał tak zapierdalać, żeby coś mieć. Jak będę miał już jakieś oszczędności. Jak przestanę być tak niewidoczny dla lasek, albo jak będę mógł lekką ręką wydać na dziwki. Kiedy myślę jaka długa i tytaniczna praca mnie czeka, żeby wyjść z tego gnoju, to mam ochotę tylko siąść i pić. Skoro droga i tak potrwa lata, to zawsze można poopierdalać się jeszcze kilka dni, bo w takiej skali nic to nie zmieni.

 

No i wkurwia mnie też jeszcze jedna sprawa. Całe dnie spędzam na myśleniu i planowaniu, co tutaj zrobić, żeby wreszcie było lepiej. Analizuje dlaczego tak jest, co tutaj zrobić żeby jak najmniejszym wysiłkiem zdobyć jak najwięcej. Ciągle zastanawiam się, czy problemy są w moim myśleniu, czy naprawdę dookoła mnie są ściany, które mnie blokują. Codziennie muszę stracić czas na użalanie się na sobą, na chodzeniu wkurwionym, na mieniu wyjebane na wszystko. Po takiej karuzeli emocji znowu reset i znowu planowanie. Mam wrażenie, że z pustki życiowej jestem uzależniony już od tych emocji. Nie mam co robić to rozbijam całe swoje życie na najmniejsze kawałki. Zamiast wziąć się do roboty tracę czas na głupoty. Trudno mi się wziąć za dalekie cele, jak nauka angielskiego. Bo teraz w pierwszej kolejności muszę spełnić inne podstawowe potrzeby życiowe, a że ich nie mogę spełnić, bo nie wiem jak, to nie biorę się koniec końców za nic. Za to jest okazja to kolejnej karuzeli emocjonalnej i analizowania.

 

Dziekanka z różnych powodów nie wchodzi w grę. Najprawdopodobniej będę szukał jakiejś nory, której nie trzeba opłacać przez wakacje dzięki krótszej umowie i która jest niewiele droższa od jedynki w akademiku i tyle.

 

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozejrzyj się po budynkach uczelni, u nas były takie miejsca na niektórych wydziałach gdzie były stoły z krzesłami do nauki i spokój. Ludzie dawali tam masowo korki od 6 rano do 22, bo tak otwarta była uczelnia. I to nie żadna szkoła prywatna. Duże miasto wojewódzkie, Politechnika. Nie wierzę, że nic takiego nie znajdziesz jeśli studiujesz na dużej starej publicznej uczelni, może na innym wydziale, w innym budynku. Akademiki są najczęściej blisko uczelni więc luksus. 

Samodzielnego pokoju w akademiku nie zamieniłbym na nic innego. Luksus mieszkania 'samemu' za drobne.

Na korkach można nieźle się dorobić. Moi rówieśnicy na studiach brali po 60 zł za godzinę i potrafili obrócić 40h tygodniowo. Prowadzili przedmioty które każdy upierdalał i nikt nie ogarniał tematu, dla studenta chyba najlepsza praca jeśli jesteś kumaty.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na niektórych bibliotekach są zamknięte sale m.in. na medycznym w moim mieście, ściany dźwiękoszczelne, można głośno rozmawiać. Spróbuj się dowiedzieć czy w twoim mieście są biblio z czymś takim. Tylko się rezerwowało na określone godziny, nic nie płaciło o ile pamiętam.  Ew. korki zdalnie przez np. hangouts/zoom np. przy obniżeniu ceny. Chemię w takim wypadku trudniej nauczać niż np. angielski. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.