Skocz do zawartości

Nuta

Samice
  • Postów

    29
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Nuta

  1. Panowie, Arox, Wroński, Vasco: Wasze opinie - Wasze prawo. I w istocie na tym należy temat zakończyć, bo zaczyna się robić off top, a poza tym dalsze jego miętolenie mija się z celem - wszak założenia programowe i ideologiczne forum są mi znane. Dlatego Waszą ocenę mojej osoby przyjmuję do wiadomości, a własną ocenę Waszych wypowiedzi również czule w duszy zachowam, podobnie jak moje zdanie. Spokojnej nocy życzę.
  2. @Wroński: dziękuję za rzeczowe argumenty. Trafia do mnie ten tok myślenia, choć wciąż nie do końca się zgadzam. Po pierwsze: zgadzam się, że jest to z mojej strony myślenie życzeniowe li i jedynie, bo jaka jest rzeczywistość - każdy widzi. Sugerujesz, że sytuacja w jakiej znajduje się samobójca zwalnia go z racjonalnego myślenia, bo nie jest do niego zdolny w swojej sytuacji. Czy podobnie nie napisze się więc o alkoholikach piorących regularnie swoje rodziny na miazgę, kierowcach wsiadających po flaszce do auta, kolesiu który w gdańskim parku zabił swoją córkę pod wpływem zioła, czy innym który chciał autem rozjechać ludzi na Monciaku w Sopocie? Każdy z nich miał jakiś problem, o jakiejś skali, też była to "kalkulacja najwyższego rzędu prowadzona w warunkach dalekich od normalności", "być albo nie być", czy to zwalnia ich z racjonalnego myślenia? Czy potem kolejne umorzenia takich procesów nie budzą w Was gniewu? A tak się dzieje właśnie, bo "sprawca nie może brać odpowiedzialności za swoje czyny/był pod wpływem/nie wiedział do końca co robi". Wiem, że taka jest rzeczywistość i tego nie przeskoczę. Ale nie potrafię rozgrzeszyć.
  3. To co czyni nas ludźmi to umiejętność oceny i przewidywania konsekwencji własnego egoizmu i wyciągania wniosków. O tym cały czas piszę. Dlatego ludzie gdy wyprowadzają psy ras szczególnie niebezpiecznych zakładają im kaganiec, itp. Dokładnie mi o to chodziło: "ze ta decyzja niesie okreslone konsekwencje ktore moga w jakis sposob obciazyc badz zmienic Twoje zycie." O przenoszeniu odpowiedzialności: czy paralelnie rozumując, samobójca nie przenosi odpowiedzialności na najbliższych myśląc "byliście tacy a tacy, to ja się teraz zabiję"? Jak napisałeś: nie godzę się na takie traktowanie, bo nie muszę, ale to nie znaczy przecież, że siłą rzeczy nie ponosiłabym konsekwencji. Samobójca stawia nas przed faktem dokonanym.
  4. Nieco naciągane w obliczu konsekwencji, z jakimi musi zmierzyć się otoczenie po samobójstwie, a tymi po zakupie czerwonej sukienki Egoizmem zatem wg powyższej tezy będzie też jedzenie czosnku, bo ktoś lubi i ma w d*pie, że potem naród musi znosić, że wali mu z pyska Pognębić też należy: właścicieli psów (w guano których wlazł pewnie niejeden obywatel), cierpiących na nadpotliwość, palaczy, miłośników naturyzmu i rzesze innych
  5. Primo: nie pisałam personalnie o M., lecz o samobójstwie jako zjawisku ogólnie. ("Przerzucenie, że to ON niedobry i egoistyczny" > niepotrzebna hiperbola.) Secundo: Nazwałam samobójstwo, OBOK idącej z nim w parze słabości, egoizmem, tj. nieumiejętnością dostrzeżenia zdarzeń i ich konsekwencji w szerszej perspektywie, np. jaki samobójstwo będzie miało wpływ na najbliższych. Czyli tu: egoizm jako wynik słabości. To moje zdanie. A domniemywać 'co być może się zdarzyło i że być może ktoś w związku z tym zmanipulował' (może poznał pannę, a może ona coś tam) to patykiem na wodzie i prawdy nie dojdziemy, Podobnie możemy zakładać, że może trawa była za mało zielona, a może nie akceptował swojej orientacji, a może miał uczulenie na gluten, z którym sobie nie radził. Brak faktów i przesłanek.
  6. Samobójstwo jest dlatego przejawem słabości (jak napisali koledzy wyżej), ale też egoizmu, nieumiejętności wyjścia i odczuwania poza kręgiem własnego problemu, niemożności dostrzeżenia szerszej perspektywy zdarzeń. Znam wielu ludzi z podobnych domów, jedni faktycznie albo wpadali w ten sam kołowrotek obłędu i kończyli jako alkoholicy przy jednym stole z ojcem albo na gigancie, w innych odzywał się jednak instynkt walki i elementarnego przeżycia. Kończyło się to na przykład ucieczkami z domu do znajomych, do sąsiadów (wbrew wszystkiemu ludzie chyba pomagali sobie kiedyś bardziej niż dziś), dzięki czemu dzieciak z patologicznej rodziny mógł jednak podpatrywać jak wygląda normalna rodzina, mógł chociaż podejrzeć normalne wzorce. Ale tak jak mówię, musiał się włączyć instynkt przeżycia i walki. Czy jest on w każdym człowieku? Dlaczego w niektórych się on uruchamia a w innych nie?
  7. Gdyby traktować post dosłownie to problem autora, jak już Koledzy zauważyli, należy do podstawowych - albo on i ona mają zupełnie odmienne temperamenty, albo pani po prostu używa seksu jako narzędzia, innej opcji nie ma. Widzę jednak w autorze pewną niespójność: próbuje pokazać, że w pełni panuje nad swoją kobietą (wyboldowałam niektóre odpowiednie frazy), że to kobieta-samo-zło, bo cały czas na fejsie albo przy tv, zainteresowań zero, ambicji niet, no po prostu ameba, a do tego nawet zwykłą kanapkę potrafi spieprzyć. Denerwuje go ona i chłop nieszczęśliwy jak diabli, ale przecież on "ją kontroluje" i jak pisze "w domu zawsze stoi na moim", nawet "hasła wszystkie ma". Jednocześnie jednak łyka zachowania tej pani jak młody pelikan, bo - patrząc na to z JEJ perspektywy - pani osiągnęła wszystko czego potrzebuje. Nawet ślub to właśnie pan wymyślił "sam" Pszypadeg?? Gdzieś tu w tle wyczuwam stłamszoną męskość i dumę, i widzę demonstrowanie potrzeby odreagowania własnej męskiej niemocy i słabości. Bo może to jednak nie pan panią, ale to pani pana jak na razie w pełni kontroluje, i to jest problem zawarty w tym poście (a nie jak sugeruje autor: seks rzadki i nawet-bez-jęknięcia)?
  8. Sprawa prosta jak kij, choć ważnym czynnikiem jest wiek panny, która takie teksty wrzuca. Jeśli ma lat, dajmy na to 20, to jest to beztroskie, podlotkowe nieco "łaszenie" się do faceta (uwaga: realne widmo pustaka w zanadrzu), rozumiane czasem jako podryw. Zaiste, istnieją miłośnicy takiej "lekkości umysłu" u pań. Jeśli to pani ok.30tki i dalej to akcja "czy mnie lubisz" jest poważną niedojrzałością, a fakt "że trzeba się nią zaopiekować, bo coś jej dolega" może oznaczać wszystko, łącznie z poważną zaawansowaną chorobą i wielotysięczną pożyczką w Providencie. Tak czy owak, tekst taki oznacza że prawdopodobnie szuka kogoś na kogo ten problem i ciężar opieki nad sobą chce przerzucić, bo sama nie wyrabia w życiu, pod każdym względem.
  9. Drobny wtręt w kwestii zaistniałego wg mnie błędu formalnego: kierując się jedynie nazwą forum użytkowniczka wlazła tu po poradę samców, nie zadając sobie zupełnie trudu by forum przeczytać, rozejrzeć się, by zaznajomić się z zasadami tu panującymi jak i tematyką. Weszła ad hoc, na własną odpowiedzialność, zebrała za to (uwaga: będzie sarkazm tera) owacje na stojąco, a teraz zaskoczenie i szok że tak ją potraktowano. Drobna rada zatem: gdziekolwiek się pakujesz, sprawdź najpierw czy odpowiada Ci lokalny mikroklimat, by nie nabawić się potem sraczki, niestrawności lub ewentualnego bólu gluteus maximus. Samej sprawy, z którą pani przyszła, komentować nie będę, dyć panowie już to zrobili w sposób wyczerpujący.
  10. @Lady: W każdej z tych opcji jest walka ex definitione, bo każda ze stron postępuje wbrew sobie i wbrew swoim naturalnym uwarunkowaniom. Pokazuję jedynie stronniczość i wyidealizowanie przedstawionego przez Ciebie (a raczej autora książki) błędnego przekonania, że kobiety to słaba płeć, więc pan się powinien "dostosować". To taki off-top z mojej strony i nie zamierzam go rozwijać. Wątek dotyczy Adolfa, jego konkretnego problemu i ewentualnego rozwiązania. @Enemy: Fakt, kobiety myślą że faceci odczuwają jak kobiety. Ale w życiu nie spotkałam faceta, który by myślał, że kobieta będzie odczuwała tak jak on masz namiar na wylęgarnię takich?
  11. @EnemyOfTheState: wybacz, ale guano prawda; nic w tym nie ma. Książka pisana była pod zołzy/księżniczki bo taki był książkowy target i docelowy odbiorca, a autorowi musiały zgadzać się kwity, tyle w temacie. Zauważ proszę, że to co pisze Lady (w domyśle autor ww. książki) sugeruje, że to panowie powinni przyjąć tok myślenia kobiety: W dużym uproszczeniu: ona lubi gadać, bo w ten sposób chce przyciągnąć Twoją uwagę, ale ty nie lubisz gadać, więc: > naucz się z nią komunikować > pogadacie sobie > będzie git. Odwróciłabym sytuację: kobieto, twój mąż milczy i chce mieć spokój, ale ty chcesz gadać > naucz się milczeć i szanować jego prawo do świętego spokoju > nie będzie konfliktów > będzie git. Ryzyko metody (wg mnie olbrzymie) zaproponowanej przez Lady: kiedy facet wda się z kobietą w dyskusje to będzie oznaczało, że przyjął jej konwencję, a tutaj ona poczuję swoją siłę a jego słabość (bo to on porusza się po nieswoim terytorium). I wtedy kobieta dołoży do dyskusji manipulacje, gierki, łzy, szantażyki i takie tam. Ja bym z kobietą nie dyskutowała. Operować należy prostym komunikatem. System zero-jedynkowy.
  12. Adolf, trafił Ci się jak widać wyjątkowo trudny egzemplarz. Ma rację Pikaczu - spróbuj metody kary i nagrody. I moja drobna sugestia: nie ma co lizać się po ***** i pitolić po próżnicy, kobieta musi czuć nieuchronność kary. Poczucie nieuchronności i konsekwencji - to słowa-klucze w ćwiczeniu kobiety.
  13. Jak piszą Red i Marek: kobiety mówią 'przepraszam', ale często wycierają sobie jedynie tym słowem gębę, by nie drążyć tematu i by odwrócić kota ogonem, lub gdy im się to opłaca (np. podtrzymanie relacji to zysk). Faktycznego procesu zrozumienia błędu i przyznania że się coś ewidentnie schrzaniło, ergo procesu poprawy - niet. Takie zachowanie to zagranie taktyczne na potrzeby chwili, gdy panna w duchu uważa że przecież jest tak zajebista, że nie popełnia błędów, dlatego użycie słowa 'przepraszam' jest dla niej dość proste i nic nie kosztuje, a ona po prostu mówi ci to, co chcesz usłyszeć. Problem znam z autopsji, występuje również w relacjach między kobietami. Każdą nieszczerze przepraszającą pindę szczuję psami i przeganiam na cztery wiatry, a miejsce po niej wypalam ogniem i zalewam betonem.
  14. Święte słowa. Wszystko byle potwierdzić, że wszyscy tak robią, więc nie tylko oni tkwią w guano po uszy. I by poczuć potem chorą satysfakcję z tego, że komuś też życie się popieprzyło. A kiedy czasem coś im zgrzytnie pod kopułą i zadadzą pytanie: "Ale jak Ty to robisz, że osiągnąłeś tyle, że tamto Ci się udało? Też bym tak chciał" to nie po to, by faktycznie podążyć od teraz ścieżką oświecenia, ale by jeszcze dotkliwiej zbanować Twoje argumenty, obrobić d**ę i udowodnić, że robisz źle, bo 'nie tak jak wszyscy, nie tak jak TRZEBA'.
  15. Zgadza się, wiem coś o tym, niestety. Trzeba mieć oczy dookoła głowy i postępować z żelazną konsekwencją, nie poddawać się wpływom ("bezinteresowne" przysługi to przecież właśnie próba wywarcia wpływu). Ciekawa jestem czy jeszcze jakoś można sobie z tym radzić.
  16. Kryss, zgadzam się. Akcja w pysk byłaby przynajmniej jasnym postawieniem sprawy. Tymczasem za odmowę udziału w gierkach i za sprzeciw wobec wciągania we wspomnianą przez MiJę grę "we wdzięczność" i "domyśl się" zostaje się posądzonym o bycie pozbawionym uczuć cyborgiem (samice: o bycie kobietami wyzutymi z wrażliwości i empatii, że to niby ma nas - jako kobiety - wybitnie dotknąć). Czyli znowu wojna podjazdowa i próba gry na emocjach. Ja pitolę, i tak całe życie?????
  17. Wiem o tym Pogodna, nie trzeba mi tego tłumaczyć, naprawdę już trochę żyję na tym świecie. Co nie zmienia faktu, że to problem nie mój lecz tych popapranych panienek. Nie nadąży się za tym co sobie uroją w swoich główkach, na jakikolwiek temat.
  18. Pogodna, niewielkie zmiany są może zauważalne w kwestii takiej, że przynajmniej o antykoncepcji już się otwarcie mówi (choć wciąż nie tak i nie tam gdzie trzeba, o dostępności jednak nie wspominam nawet, bo to wciąż masakra). Ale na większą niż 25 lat temu otwartość ludzi w kwestii prawa jednostki do autonomicznego stanowienia o swoim losie bym nie liczyła. Fakty się liczą, konkretne ludzkie zachowania, a nie słowa i polityczna poprawność i dobry PR (na imprezie, po wódeczce, wszyscy chętnie przyznają, żeś odważna skoro nie chcesz dzieci ani męża, po czym nigdy już żadna mężata panienka nie zaprosi Cię na imprezę - takie są realia). Obalanie stereotypów kobiety i mężczyzny w społeczeństwie to taka sama orka jak kiedyś.
  19. Pogodna, bez urazy oczywiście, ale nigdy nie należałam do kobiet instynktownie odwołujących się do tzw. 'solidarność jajników'. Powód jest dość prosty: nie wierzę w nią. Wiem, że zły to ptak co własne gniazdo kala i tak dalej, ale nie spotkałam kobiet, których wsparcie byłoby bezinteresowne. Dlatego na zachowania tego typu zawsze patrzę bardzo podejrzliwie, a z tyłu głowy zapala mi się czerwona lampka. A odnośnie tego, że "teraz jest łatwiej mówić o swojej autonomicznej drodze życiowej (…)" - g***o prawda. Z pewnością nie jest łatwiej (całe forum wszak jest pełne przykładów) ani mężczyznom, ani kobiecie, którzy świadomie zaprzeczają ogólnie przyjętemu stereotypowi.
  20. Panowie, dlatego właśnie jestem na tym forum: trafiłam tu przypadkiem, ale potem - gdy zaczęłam je zgłębiać - okazało się, że mimo iż nie grozi mi bycie złapaną na dziecko, małżeństwo/związek czy nawet zamieszkanie z jakąś kobietą, to znajduję tutaj rozwiązania, które sama mogę wdrażać w moich stosunkach z kobietami (praca, znajome, rodzina, itp.). Mam na myśli fochy, kaprysy, manipulacje, szantaże, itd itd itd itd. Nie wiem, czy wymknęłam się z matrixa. Przyznam, że nawet jeśli sporo w życiu widziałam, to od Waszych historii włos mi się na głowie jeży. Jeśli więc matrix to takie totalne guano, to ja bym bardzo chciała się z niego wydostać
  21. Znam to z autopsji - kobiety (te 99,99%, o których pisze red) prezentują taką postawę nie tylko wobec facetów, ale również wobec kobiet, które wychodzą poza ten z góry określony scenariusz. Panowie, to jakiś koszmar.
  22. Drodzy EnemyOfTheState, Mac - kogo obchodzi zdanie faceta? MNIE. Działam według prostej zasady: nie czyń drugiemu co tobie niemiłe. Nie chcę dzieci, bo to nie mój film kompletnie. Nie dlatego, że "to nie ty będziesz chodził 9 mcy z brzuchem" - przyznacie, że to argument z d**y. Podobnym idiotyzmem byłoby mówić do mężczyzny: "nie chcę dzieci/małżeństwa z tobą" > w domyśle 'bo ty jesteś zerem'. Tylko naprawdę popaprana na umyśle kobieta miałaby ochotę poprawiać sobie samoocenę kosztem drugiego człowieka.
  23. Drodzy panowie, a teraz wyobraźcie sobie, że każde słowo z tego, co powyżej napisał kolega mac, pisze kobieta mając na myśli mężczyzn. To oni chcą się wiązać, chcą rodziny (tak, między panami też istnieje rywalizacja "na dzieci"), a kiedy ona mówi jasno, że nie interesuje ją ten scenariusz, to oni biorą sprawę na przeczekanie (licząc, że w końcu jej się kiedyś odmieni), a po jakimś czasie gdy okazuje się, że się nie odmieniło, to głośno i z oburzeniem demonstrują swoje zaskoczenie i rozczarowanie. I nie mówimy tu o typie korpobitch, która "ma jeszcze czas". To po prostu kobieta, która w ogóle, nigdy, nie chce mieć ani męża, ani tym bardziej dzieci. Podkreślam: może, ale nie chce. Świadomie, od zawsze. I nie, to się już nie zmieni. Dopuszczacie możliwość takiej sytuacji? Jestem ciekawa Waszej opinii.
  24. Zaryzykuję śmiałą może tezę, ale to już Wy panowie oceńcie: czy stopień przyczajenia takiej panny nie jest proporcjonalny do tego, na co jest łasa?
  25. Wybacz, ale czy pisząc, że one są "inne" nie zaprzeczasz czasem założeniom programowym tego forum? Inna rzecz: proponuję poobserwować (niektóre przynajmniej) panny ze Wschodu - chodzi o te, które są jakoby "inne i (…) nie przesiąknięte zachodem" - przeflancowane na grunt chociażby Hiszpanii czy Włoch - ot, takie popularne kierunki migracji tychże, jako tych "sprowadzanych". Natychmiast świetnie zaznajamiają się z technikami operacyjnymi rdzennych autochtonek, przebijając je często wyrachowaniem i umiejętnością dokręcania panom śrubki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.