I to realnie, fizycznie i namacalnie.
Jest ledwie wczesne popołudnie a moja wewnętrzna klepsydra chciałaby wskazywać wieczór. Ja natomiast, siedzę ucieszony jak głupi do monitora, że jeszcze tyle dnia zostało. Splot okoliczności życiowych i pogodowych sprawił, że parę duszących jak czad ciężarów ze mnie zeszło i w końcu mogłem pełną piersią zająć się sobą. Bez ciśnień i myślenia o tysiącu spraw i sytuacji. Czysta głowa, całkowicie gotowa na doznanie świata zewnętrznego.
Przyszło wezwanie z policji, nakazujące mi stawienie się w charakterze jakiegoś tam świadka. Między wiersze wpleciono numerki odpowiedniego paragrafu Kodeksu Wykroczeń. Nie chciało mi się dupy ruszyć i jechać, więc początkowo planowałem igrać z systemem jego własną bronią i strzelić sobie jakąś udawaną kwarantannę, wykpiwszy się telefonicznie. Jednak od konieczności nie ma ucieczki i uznałem, że lepiej to machnąć i mieć z głowy. Zwłaszcza, że zapraszała jakaś pani młodsza aspirant. Nie odmawiam
Sąsiad podjechał pod chałupę, swoim Audi Q7 z przyczepką pełną drewna. Jak zresztą co dzień. Zajeżdża na skraj działki, kołami do połowy w błocie, gdzie stoi spec-maszyna do hydraulicznego łupania pniaków na szczapy. Naciska guzik, pobuczy i to już całe jego machanie siekierą. Nowoczesność w domu i zagrodzie. Człek z niego krzepki, mimo dobrze po sześćdziesiątce a przy tym pracowity, przedsiębiorczy i pomysłowy. Gdyby był lokalny konkurs na look&feel obejścia, byłby raczej na ulicznym (bo tu
Podniosłem roletę wielkiego okna w salonie i pierwszym pojazdem, jaki zobaczyłem był przejeżdżający właśnie, wielki ciągnik rolniczy. Uśmiechnąłem się do wczorajszego widoku turlających się z wolna pod oknami, osobowych Beemek, Mercedesów czy... dorożek. Regularnie przez naszą żoliborską ulicę przejeżdżał dorożkarz w dwukonnym zaprzęgu. Starszy jegomość codziennie stukał końskimi kopytami po asfalcie, zmierzając na Starówkę, wozić ludzi, którzy "marzą o atrakcjach". A tu? może co najwyżej wóz dr
Wyjeżdżaliśmy tydzień temu. Drogi przed nami kawałek, więc po trafieniu na A2 zjazd pod dystrybutory, bo już w bakach chlupała nam ropa po dnie. Przystawiasz pistolet do skroni auta i bulisz. Podwarszawska stacja, jakiś Orlen czy inny taki korpo-kolos, kasuje nam w podatkach od podatku i akcyzy całe 5.75 za litr "ropy". Razem z przelewaniem przez przełyk wlewu paliwa słychać w wyobraźni rubaszne chlupotanie w brzuchach, wypasanych ustawowo i podatkowo rządowych i pozarządowych mafii paliwowych.
Poranny papieros o świcie na werandzie uderza w naczynia i kręci krajobrazem lasu w oddali. Chłodna wilgoć mglistego powietrza miesza dym z zapachami nawozu z sąsiedzkiej obory. Krowie placki z nocy próbują się oderwać duchowo od swej materialnej formy. Przypomina mi to wakacyjne poranki u moich dziadków na wsi w czasach dziecięcych. Tyle, że tam od rana unosiła się w powietrzu sucha i piaszczysta zapowiedź upalnego, letniego dnia.
Jakieś ciche i spokojne te krowy sąsiada. Jeszcze ani razu
Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.