Kocham to miasto
Lubię miasto, to miasto stołeczne. Lubię ludzi, tłumy, miejski szum, chaos, tłok. Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniami. Trzy wydarzenia, które miały miejsce zaledwie w ostatnim tygodniu mojego życia:
Idę sobie gdzieś tam wieczorem na spacer. Jak to na ulicach tego miasta, mijam niezbyt schludnie wyglądającego jegomościa. Starszy pan zagaduje mnie klasycznym "nie ma pan może poratować szlugiem?". No nie mam, w tym m.in. celu szedłem do sklepu. Pan zaczyna coś tam narzekać, ledwo stoi, podpierając się o rabatę, na której ledwie parę dni temu wyrosły kolorowe kwiaty. Pijany? Nie, trzeźwy. Pyta mnie, czy znam numer na pogotowie. Pewnie że znam, ale co się stało? "A bo ja chyba złamałem miednicę". Hmmmm, dobra, dzwonię, przyjeżdża (po równych 16 minutach) ambulans, zawijają go. Niespełna rozumu? Naprawdę się połamał? Może jednak był pod wpływem? Nie wiem, ale w sumie miły gość.
Innego dnia, znowu zmierzam w okolice Żabki - mijam innego żula, który właśnie otrzymuje od młodego, dobrze ubranego chłopaka hot doga i kubek z kawą (chyba zakupione w tejże Żabce). Obydwaj w maskach. Żałuję, że nie miałem przy sobie aparatu, ciekawa scena - kontrast biednej, może bezdomnej Warszawy i jej drugiej części - zadbanej, eleganckiej, "bą tą". Wszystko na tle wybuchającego zielonością miasta. Hot dog i kawa jako pomost między dwoma światami, bo przecież jedzenie i picie jest uniwersalnym językiem, którym mówią zarówno doły społeczne, jak i elity.
A dziś scenka humorystyczna. Znowu idę do Żabki (hmmm, tam jest chyba jakieś zagłębie ciekawych zdarzeń). Na chodniku naprzeciw mnie para starszych ludzi, pod siedemdziesiątkę. Mężczyzna, ewidentnie zirytowany bałaganiarstwem warszawiaków, kopie butelkę po piwie walającą się gdzieś na ziemi obok śmietnika. Idąca z nim kobieta, niezwykle słodkim głosem mówi do niego (cytuję dosłownie): "zostaw to, kochanie, bo sobie but rozpierdolisz".
Lubię to miasto. Chyba mógłbym tu umrzeć.
-
6
-
1
4 Comments
Recommended Comments