Skocz do zawartości

Indonezja 2023 cz. 2


Maciejos

1961 wyświetleń

Dzień 4

 

Dzień w sumie nawet się nie zaczął, bo poprzedni nie miał końca. Jak wspomniałem w poprzedniej części - tej nocy nie było snu. Około północy podjechał po nas gościu od wycieczki na wulkan. Zebrali nas z całego Malang i zapakowali w Jeepy. W samym Malang, a potem w Yogyi widziałem Jeepów w jednym miejscu niż w całym swoim życiu w ogóle. Tak jakby jakaś armia wysyłała tam swoje szroty. W naszym Jeepie byliśmy ja, Kinga i jakaś para z Francji. Z początku była stypa, bo nikt nic nie gadał, ale podczas jednego czy dwóch stopów jakoś się zgadaliśmy. Kinga podjarana obcokrajowcami, więc w ogóle się ode mnie odłączyła, w sumie spoko - ja tam pojechałem na foty. Dojechaliśmy jakoś około 4-tej. W naszej grupie była też 4 osobowa rodzinka z Indonezji, całkiem młoda parka z 10 letnią córką i kilkuletnim waflochrupem. Na miejscu zatrzymaliśmy się w takiej "bazie", gdzie były płatne kible, coś ciepłego do picia i do jedzenia. Ostrzegali, że ma być zimno, nawet wynajmowali kurtki zimowe, ale ja - prawdziwy polak z mordą kartofla pojechał w termalnej na krótki i w bluzie. Było nieco chłodno, ale bez przesady. Taki letni, zimny poranek.

 

Na punkcie widokowym dziesiątki ludzi. Każdy przepychał się o najlepsze miejsce. Jedni robili selfie, inni pozowali do zdjęć, jakiś gościu odpalił drona, a ja rozstawiony z aparatem i statywem. Słońce wzeszło, zaczęło się polowanie na kadry. Generalnie byłem podkurwiony, bo nie spodziewałem się tylu ludzi. Oczekiwałem jakiegoś wyluzowanego miejsca, a nie bezmyślnego tłumu. Wchodzili mi przed statyw, potem jakiś szczoch mi zaczął zasłaniać kadr ręką. Przesuwałem się z miejsca na miejsce i miała miejsce najgorsza odjebka tego wyjazdu.

 

Ludzie ustawiali się nieco na uboczu, poza tym punktem widokowym. Tak też zrobiłem. Generalnie jestem bardzo uważny i patrzę gdzie stawiam kroki. Cyknąłem kilka fot, potem chciałem zrobić krok w bok i okazało się, że pod trawą nie ma gruntu. Za sobą usłyszałem tylko "OOOOOOOO" jak przy skoczkach-samobójcach. Padłem na brzuch i zacząłem jechać w dół. W lewej ręce statyw z dyndającym aparatem, prawą próbowałem się czegoś złapać, ale tylko wyrywałem kępki trawy. Na dodatek mój plecak foto przeleciał mi za głowę i jeszcze ciągnął mnie na dół. Myślę sobie, nie no. Zajebiście. 4-ty dzień na wyjeździe i przekręcę się w miarę młodo. Poglądowe foto, żeby zobaczyć jak było stromo.

 

Rozpłaszczyłem się ile wlazło i przytuliłem do gleby. Zatrzymałem się po jakiś 2m. Jakiś dwóch typków zaczęło mnie ciągnąć za rękę (tę wolną). Ojebałem ich, bo inaczej przekoziołkowałbym przez ramię i poleciał dalej. Otrzepałem się i jakoś wspiąłem z powrotem. Nie będę ukrywał, że byłem tak na siebie wkurwiony, do tego czułem wstyd, bo "przyjechał białasek i prawie zleciał". Ręce pozdzierane, ciuchy upierdolone, aparat mokry od rosy.

 

Co ciekawe, to wydarzenie skłoniło mnie do...zakupu drona.

 

Kinga była przerażona, tak samo pilot wyjazdu, który już widział ogromny przypał dla jego firmy. Wyjazd generalnie spoko, jeździliśmy kordonem terenówek od punktu do punktu. Na sam wulkan nie właziłem, bo było w chuj pyłu, a chodzenie przypominało to na plaży. Dziani chińczycy i inne leniwe dupy płaciły za wwiezienie dupy konno. Poza tym na samym kraterze też było w pizdu osób, a ja wciąż miałem traumę po wydarzeniach sprzed kilku godzin. Ci "stajenni" to było fajne widowisko. Młodzi goście z zasłoniętymi twarzami, w googlach, zapierdalają na koniu. Madmax-pustynny nomad level max. +10 do zajebistości.

 

Porobiłem trochę fot, wróciliśmy popołudniem. Oboje zjebani kimneliśmy przez trochę i poszliśmy szukać pralni. Pralni nie było, wróciliśmy na pokój i mieliśmy koleżeńską sprzeczkę. Ofuczyła się, że zamiast spędzać czas z koleżanką i sobie chillować, to siedzę w telefonie (z panią sportsmenką, nazwijmy ją "Ela"). Kinga kolejnego dnia miała wracać do Jakarty, a ja ruszyć pociągiem do Yogyakarty, bo tam miałem kolejny mini-trip. Odespaliśmy poprzednią noc i uderzyliśmy w miasto na jedzenie. Trafiliśmy na jakiś lokalny odpust, a potem do restauracji blisko naszego noclegu. Dla mnie klasycznie smażony ryż.

 

Nie ma co tu więcej dodać z tego dnia.

 

IMG-6911.jpg

IMG-6913.jpg

IMG-0290-HDR.jpg

IMG-6917.jpg

IMG-6919.jpg

DA7-C394-B-BDB7-4071-8888-91-FBE6-CCAB92

IMG-6928.jpg

Snapseed-3.jpg

IMG-6937.jpg

IMG-6929-2.jpg

IMG-6945.jpg

IMG-6971.jpg

IMG-6953.jpg

Dzień 5

 

Od rana pociąg do Yogyakarty. Chyba ok 6-7h. Przez 1-2h miałem puste miejsce, potem dosiadła się matka z nastoletnią córką i brzdącem. Córka siadła obok, robiła jakiś livestream na IG i przesuwała kamerę, żeby mnie odjęła. Kult białego to jednak wciąż coś. Potem wyjęła jakieś ciasto i mnie poczęstowała. Ah to dogadywanie się bez znajomości wspólnego języka. Ciasto to zielone słodkie coś z serem na wierzchu. Dosłownie ze startym serem jak do spaghetti. 

 

Dojechałem do Yogyakarty popołudniem. Plan był - ogarnąć szamę i przejść się po mieście + iść wcześnie spać. Ludzi w pizdu, szczególnie obcokrajowców, klimat jak w nadmorskiej miejscowości. Odczułem brak lokalnej psiapsi, bo każdy zaczepiał mnie co kilka kroków i oferował taksówkę lub jakieś inne gówno. Tego dnia było jakieś narodowe święto i zostałem dosłownie wypchnięty sprzed jakiegoś pałacu. Myślałem, że lokalni chcieli mi wcisnąć taksę czy innego tuktuka, a po prostu zawinęli mnie na bok, bo niby nie można było tamtędy przechodzić. W ogóle dziwna akcja. Znowu białasek w centrum uwagi 😕 

 

Mój kapsułowy hotel był wygodny, acz zimny. Z resztą to tylko na sen, bo o 5 zbiórka na kolejny trip - kolejny wschód słońca i dwa kompleksy świątyń - Borobudur i Prambanan. Gdzieś pomiędzy niby trip pod kolejny wulkan, ale pogoda nie dopisała i gówno było widać. Tutaj już bez jakiś dłuższych opisów. Jedyne co mnie odpaliło, to gdy nasz kierowca zabierał nas do podstawionych restauracji z pojebanie drogim menu. Drogim jak na Indo. W pierwszym kompleksie trafiłem na menu w lokalnym języku, które miało zupełnie inne potrawy, a woda kosztowała 2x mniej. W drugiej restauracji ceny były równie pojebane. Wysłałem zdjęcie menu do Kingi, to skwitowała "drogo".

 

Po zwiedzaniu miałem pociąg powrotny do Jakarty. Kolejne 6h w zimnym pociągu. Na dworcu przy odprawie biletowej zagadał do mnie jakiś nakręcony azjata-gej. W sumie śmieszna scenka. Typ zapytał skąd jestem, potem powiedział, że jego siostra była w Polsce i, że jest "miss international". Odpowiedziałem mu, żeby dał mi jej numer w takim razie, a jurny młodzieniec pomyślał, że chciałem numer do niego. Jego koleżanka zza biurka tylko podśmiechiwała się spod maski.

 

W pociagu miałem obok siebie młodą ninja, której widać było tylko oczy i dłonie. Usnąłem pod kocykiem i byłem gotów na powrót do Jakarty. Przed odjazdem napisała, i w sumie też zadzwoniła, jeszcze inna pańcia. Nazwijmy ją Zuzanną. Z Zuzią się nie spotkałem. Były plany, ale ogarniała papiery do wyjazdu z kraju. Zuza robi na statkach wycieczkowych i za frajer zwiedza sobie trochę świata. Gorliwie wierząca, chyba katoliczka, utrzymuje w większości swoją rodzinę.

 

IMG-7009.jpg

IMG-7022.jpg

31-F34677-9-B57-4511-A721-154-AAF885361-

IMG-7081-2.jpg

IMG-7036.jpg

IMG-7041.jpg

IMG-7104-2.jpg

IMG-7102.jpg

IMG-0430.jpg

IMG-7172.jpg

IMG-7113.jpg

IMG-7047-2.jpg

IMG-7198-2.jpg

FE92-E250-CE18-4778-B9-CE-A937503-AD996.

IMG-7204.jpg

IMG-7206.jpg

 

W części 3 - tydzień w Jakarcie, Pani Ela, Pani Iweta, wpraszająca się na noc Kinga i podsumowanie kosztów.

 

 

  • Like 3

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

Córka siadła obok, robiła jakiś livestream na IG i przesuwała kamerę, żeby mnie odjęła.

Litreówka?

objęła?

Odnośnik do komentarza
W dniu 26.01.2024 o 10:49, Brat Jan napisał(a):

Córka siadła obok, robiła jakiś livestream na IG i przesuwała kamerę, żeby mnie odjęła.

Litreówka?

objęła?

 

Oj tak. Pisałem wszystko na strzała i nawet nie sprawdzałem. Miało być tak jak napisałeś.

Odnośnik do komentarza

Tak sobie patrzę na te zdjęcia to jestem zaskoczony. Czystością ulic i jakimś takim ładem-składem przestrzennym przebijają na głowę większość ważnych ulic w głównym miastach Polski.

14 i 15 zdjęcia licząc od samej góry to wizualnie schludniejsza przestrzeń niż zobaczyć można w nadmorskim kurorcie Sopot w naszym kraju.

Odnośnik do komentarza
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.