Skocz do zawartości

Rhobar II

Użytkownik
  • Postów

    62
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Rhobar II

  1. 2 godziny temu, Rnext napisał(a):

    @meghanAle jest z tego jakaś korzyść? Smaczniejsze? Chyba że wszystkie patelnie zajęte? Hm. Bo wydaje się że jest z tą metodą tyle samo walki co z patelnią. 

    Smakuje inaczej, a to korzyść, bo jak jeszcze dużo jajek, to raz możesz ugotować na twardo, raz na miękko, raz z patelni sadzone, raz szakszukę, innym razem jajecznicę, lekko, mocno ściętą, a czasem mam wręcz ochotę na taką z mikrofali.

     

    Mniej mycia, jesz w tej samej misce, w której robisz.

  2. Jajecznica z mikrofali. 

     

    Wiem jak to brzmi, ale jest naprawdę dobre, w smaku inne niż jajecznica z patelni, delikatniejsze.

    Bardzo szybkie i zdrowe danie (chyba, że ktoś uważa mikrofale za wymysł szatana)

     

    Do miski wbijasz jajka, kilka wiórków masła i trzepiesz widelcem, lub najlepiej trzepaczką. Wkładasz do mikrofali na najwyższą moc. Czekasz ok. 10-20 sekund i wyciągasz, trzepiesz, wkładasz na 5 sekund, wyciągasz, trzepiesz I tak w kółko, do uzyskania satysfakcjonującego stopnia ścięcia. 

     

    Gotowaliśmy taką jajecznicę dla klientów w drogiej, bon ton restauracji.

    • Haha 1
  3. Dawno temu pracowałem w restauracji, jako obsługa sali, w kierownictwie same baby, kiedy był mały ruch i nie było roboty, TRZEBA BYŁO UDAWAĆ, ŻE SIĘ COŚ ROBI, niektóre nam tak wprost mówiły.

    BROŃ BOŻE USIĄŚĆ GDZIEŚ NA 5 MINUT. Raz jak rozmawiałem z koleżanką, kelnerką, to menadżerka mnie zawołała słowami "tutaj trzeba posprzątać ten stolik" i wskazała go palcem. Poszedłem, a tam pusty, wytarty już wcześniej stolik :). Warto dodać, że głównym zajęciem menadżerki było chodzenie od jednego punktu do drugiego w celu wypicia kapucino na mleku sojowym i plotkowanie z ulubionymi pracownikami, zajmowało jej to spokojnie połowę czasu w ciągu dnia.

     

    Sklep sportowy, każdy szeregowy pracownik, po jakimś czasie, dostawał możliwość bycia raz na tydzień, czy dwa kierownikiem, niektóre kierowniczki oczywiście były spoko, ale jedna, jak dorwała się raz na dwa tygodnie do bycia PANIĄ KIEROWNIK, to przy braku ruchu w sklepie, chodziła i zaganiała wszystkich do udawania że się pracuje. Oczywiście ona może w tym czasie poplotkować.

     

    Ten sam sklep, ale najwyżej stojąca szycha kobieta, jeden pracownik, którego nie lubiła złamał regulamin, nie chcę wchodzić w szczegóły, ale nic wielkiego, tajemnicą poliszynela było, że wszyscy tak robią. Oczywiście to był tylko pretekst, powód nieznany. Zwolniła go i rozesłała wszystkim emaila, opisując sytuacje i zaznaczając tym samym "swój teren". Później dowiedziałem się, że z jej powodu odeszło 2 innych pracowników. Tej historii nie traktuję jednak poważnie, bo nie dotyczyła mnie bezpośrednio i jest podatna na wpływ plotek.

     

    Creme de la creme zostawiam na koniec.

    Aktorzy:

    -Panna z biura (szeregowy pracownik)

    -Rhobar/ja

    -Szef (menadżer wydziału na województwo)

     

    W pracy mamy z góry określone obowiązki, mamy zrobić, co do nas należy i możemy iść do domu, zazwyczaj schodzi 9-10h, ale jak zejdzie nam do 12h to nie dostajemy więcej kasy.

     

     

    Scena I

    _Panna z biura "Rhobar, po pracy zrób jeszcze x, który nie wchodzi w zakres twoich obowiązków"

    _Rhobar "Nie, bo pracuję już 13h"

     

    Scena II

    _Szef "Rhobar, zrób jeszcze x, który nie wchodzi w zakres twoich obowiązków"

    _Ja "Nie, bo pracuję już 13h i to nawet nie z mojej winy, tylko niezależnej od nikogo"

    _Szef "Zapłacę Ci nadgodziny, przekażę Pannie z biura, żeby zapisała Ci do wypłaty"

    _Ja "Okej, zrobię to"

     

    Scena III

    _Ja "Hej Panna, czy szef przekazał, że zapłaci mi za nadgodziny?"

    _Szeregowa Panna z biura "Czemu Ty chcesz, żeby Ci płacić nadgodziny, skoro w inne dni, jak się wyrobisz szybciej, to Ci nie odciągaMY od wypłaty"

  4. 7 godzin temu, smerf napisał:

     

    Super rada w stylu idz po ostani kawałek chleba, może nie przyśniesz za kółkiem i kogoś albo siebie nie zabijesz. Do tego nie zdrowy tryb życia i buda która jest w połowie twoim domem :D Szczysz na koło, srasz na stacjach, prysznic to chyba raz na tydzień, zero życia tylko buda i droga. Za żadne pieniądze bym nie podjął tej "pracy".

     

     

    Kolejna "super rada" jedz do patologii, bo takowa pracuje właśnie w takich magazynach na zachodzie,  8-12h na kręgosłupie za śmieszne niewolnicze stawki.

     

    Takie rady to jak kup sobie sznurek :D

     

    Ja ci radze się przekwalifikować do tych studiów możesz zrobić jakiś fakultet w kierunku który cię interesuje  czy kursy, szkoda, żebyś po studiach się marnował w gówno pracy, może księgowość albo programowanie pomyśl, ale nie na kierunku wstecznym typu kasa czy kierowca. Może rozglądaj się za pracą w budżetówce.

     

     

    Hahaha, akurat tak się składa, że pracowałem na zachodzie, w magazynie. Żadnej patologii nie było, 90% osób to były fajne chłopaki (połowa ciapki, których, przestałem się podświadomie bać) kręcenie beki cały dzień (Nigdzie się tak nie uśmiałem jak tam). Co tydzień graliśmy w gałę po pracy, razem z szefem. Bardzo dobrze wspominam pracę tam, nie była ani trochę męcząca (poszedłem tam z papierem na wózek widłowy, ale po kilku miesiącach nie pracowałem już jako operator wózka, a w innej roli, tak samo płatnej, ale bardziej satysfakcjonującej i ciekawszej). 7,5h dziennie (włącznie z przerwą) i miesięcznie odkładałem 3,5-4 k pln. Pokój wynajmowałem sam, od miejscowego kulturalnego mężczyzny, zero patologii, zabrał mnie nawet do kina i zamówił pizzę na urodziny.

     

    Później zrobiłem lejce na dużego i teraz pracuję, fakt, ciężej i w gorszych warunkach, średnio 10h dziennie, ale za dużo lepszą kasę i codziennie w domu i prysznic jest xD. Nie wszystkie roboty na dużych są wyjazdowe. 

     

    Nie twierdzę, że jak autor wątku wsiądzie w samolot i przyleci jutro na zachód, to rozłożą mu na lotnisku czerwony dywan i stewardesa wypucuje berło, żeby się dobrze czuł, bo emigracja, jest cholernie ciężka, jak nie masz za granicą rodziny, 10x cięższa. Miałem chooolernie ciężkie momenty, zaliczyłem mieszkanie przez kilka tygodni z ćpunem, stres i strach przed nowym otoczeniem, pracą i ludźmi. 

     

    Uważam, że rozumiem autora wątku, ponieważ też studiowałem w Polsce, obiektywnie dobry kierunek, miałem wszystko podstawione pod nos, mieszkanie, pieniądze na utrzymanie, tylko się uczyć i rodzice będą zadowoleni. Wytrzymałem rok, psychicznie nie dałem rady, miałem poczuciem wartości na poziomie gówna, wegetacja z dnia na dzień, pracowałem też jakiś czas w sklepie (tam była większa patologia w relacjach szef-pracownik niż w magazynie). Mój najgorszy okres w życiu.

     

    Rzuciłem studia i kupiłem bilet za granicę na ślepo, chuj najwyżej prześpię kilka nocy na dworcu i wrócę z podkulonym ogonem. Nigdy nie czułem takiej pewności siebie jak na emigracji, kiedy zobaczyłem, że zawsze sobie jakoś poradzę, ale uwaga, to nie jest rzecz dana raz na zawsze, jak się nie rozwijasz, to wraca do poziomu wyjściowego. 

     

    Nie chcę namawiać autora do emigracji, sam musi podjąć taką decyzję i wziąć odpowiedzialność za jej skutki, podaję tylko swój przykład, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, podreperowała mi głowę, a smerf, albo nigdy nie pracował za granicą, albo raz pojechał z jakąś bieda agencją która rzeczywiście jeb!e p0laczków, co ani be ani me po obcemu i trzeba im podcierać pupę i się sparzył. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania dotyczące emigracji, to chętnie odpowiem.  

     

    Pozdrawiam Cię Xander i trzyma za Ciebie kciuki, byłem tam. 

     

     

    Ps. Na koło zdarzyło mi się sikać 😛

    • Like 3
    • Dzięki 2
  5. 3 godziny temu, Egregor Zeta napisał:

    Hola, hola, chłopaki. O czym KONKRETNIE piszecie w sensie definicji "słodycze"?

    Próbowałem to zdefiniować, ale ciężko, bo tak jak wspomniał kangur i Iceman, cukier rafinowany jest obecnie prawie wszystkim, więc przyjmuję, że słodycze, to produkty o "wysokiej" zawartości cukru rafinowanego nastawione na wywołanie haju dopaminowego, według własnego uznania i podejścia do konkretnego produktu według etykiety i ilości użycia (ja sos ma 15g cukru na 100g, ale użyjesz łyżeczkę, to może być). 

  6. Jako, że odstawiłem słodycze już 3 dni temu, to opiszę, jak wyglądały pierwsze trzy dni.

    W pracy mam dostęp do dużej ilości słodyczy, ale nie kusiło jakoś mocno, bo praca dynamiczna, dużo ruchu. W momentach, kiedy czuć było lekki pociąg do słodkości, zastępowałem je owocami, nizbyt słodkimi. Najgorzej było w domu, kiedy mogłem się już zrelaksować, cukier cały czas siedział z tyłu głowy, nie zagłuszony bodźcami zewnętrznymi, zacząłem łapać się z lodówki wszystkiego, co choć trochę przynosiło na myśl słodycze. Jogurt naturalny smakował jak Jogobella, a bułka pszenna wydawała się słodka. Czułem się trochę jak ćpun na skręcie 😂.

    7 minut temu, yrl napisał:

    Ja już nie jem słodyczy od kilku miesięcy i wcale mnie do nich nie ciągnie. A zawsze w domu mam jakieś ptasie mleczko czy inne cukierki. 

    Gratuluję, mam nadzieję, że też dojdę do takiego momentu, najgorszy początek

    • Like 1
    • Dzięki 1
  7. Trochę mało informacji, pachnie to trochę jakbyś był dla niej tamponem emocjonalnym, to że jej się podobałeś, nie znaczy że tak ciągle jest, jeśli zbudowałeś pomiędzy wami komfort, a nie zbudowałeś napięcia seksualnego, to zostałeś przyjacielem. Jak się jest na haju to dużo sobie można zracjonalizować. 

    • Like 2
  8. Mała dygresja :P. 

     

    Niedawno wybrałem się SAM do parku rozrywki. Na początku czułem się mega dziwnie, kiedy obsługa spytała, z ilu osób składa się moja grupa, a ja odpowiedziałem "z jednej" pomyślałem sobie "ale cringe". Później wszędzie widziałem pary i rodziców z dziećmi. W głowie ciągle towarzyszyła mi myśl że oni wszyscy na mnie patrzą i myślą "co za przegryw". Niemniej po jakiejś godzinie czy dwóch to uczucie odpuściło i świetnie się bawiłem do końca dnia. Kiedy znajomi pytali "Rhobar, z kim byłeś?", na początku czułem się jak samotny piwniczak, ale później zmieniło się to nawet w satysfakcje, kiedy uświadomiłem sobie, że oni nigdy w życiu nie zrobili by takiej prozaicznej rzeczy, jak pójście samemu do jakiejś atrakcji.

    • Like 8
  9. Dr Stone. Bardzo ciekawy motyw, ludzkość cofnęła się w rozwoju do epoki kamienia łupanego (swoja drogą większość narzędzi była wtedy drewniana, ale tylko kamienne przetrwały) i jeden genialny nastolatek odbudowuje nowoczesny świat, wspinając się po kolejnych szczeblach rozwoju człowieka.

  10. Raz umówiłem się na oglądanie auta, gruz ale cena nieadekwatnie wysoka. Gościu nie pozwolił zdjąć osłon progów. Zarzekał się że przebieg jest autentyczny, mimo zadeklarowania że auto ma od miesiąca (przy gruzie nie ma to znaczenia, nawet o to nie pytałem, sam nawijał makaron na uszy). Na koniec jazdy próbnej nawet nie powiedział "do wiedzenia", a za 5 minut napisał mi SMSa żebym nie marnował jego czasu skoro kwestionuję przebieg i wybrzydzam.

    • Like 1
  11. Najlepsi są tacy co się umawiają na spotkanie, na konkretny dzień, na godzinę, i cisza, telefonu nie odbierze, głupiego sms'a nie wyśle że nieaktualne. Gorzej niż z babami, bo jak laska daje kosza to zazwyczaj odpisze że ma chomika chorego albo coś.

    • Like 4
  12.   Myślę że to wcale nie dla "dobra dzieci" tylko gościu się przyzwyczaił do żony i dzieci, skoro ma 30 lat i dwójkę dzieci to prawdopodobnie spędził z tą kobietą znaczną większość swojego dorosłego życia (mechanizm przywiazania przez poniesione koszty)+wmawianie od dziecka że rodzina to największe szczęście i skarb (w co sam wierzę).

     

      Może innego życia nie zna niż rodzina w domu, może do tej pory czerpał oparcie w tej rodzinie, rozstając się traci komfort psychiczny. Ja mu się nie dziwię, sam wybaczyłbym, gdybym miał pewność że nie straci do mnie szacunku, co jest raczej niemożliwe, sam "guru"😁 mówił że  wybaczyłby skok w bok, gdyby wiedział, że kobieta nie wie, że on wie.

     

      Pewnie rodziny nie uratuje, ale łudzi się, no bo zawsze w filmach, po serii nieporozumień i złych wydarzeń, para kochanków na końcu się jednak schodzi i żyją długo i szczęśliwie, odjeżdżając na białym koniu w stronę zachodzącego słońca.

     

      To na tyle wywróżyłem z fusów.

    • Like 3
  13. 6 godzin temu, Lalka napisał:

    Czy ktoś ma Pomysł czym zastąpić pieczywo? :)

    Jakiś super przepis na domowe bułki?

    Jeżeli zależy Ci na schudnięciu to nie musisz rezygnować z pieczywa, liczy się głównie ilość kalorii. Jak zamienisz kajzerki na "zdrowe kalorie" w takiej samej ilości to nic nie zmieni w kwestii kompozycji ciała. Jeżeli chodzi o zdrowie to na ciemniejszy, ale nie tylko z nazwy i dodanego karmelu. 

  14. Wszystko zależy od przypadku, dla mnie prezentuje się to następująco:

    Łysy doj3bany Chad z ładną czaszką>Owłosiony Chad<Zwykły chłop ze zwykłą czupryną<Łysy niechad<Zaczeski i Norwood 5,6,7

    Patrząc na dziki na siłowni, Ci którzy mają długie, bujne włosy wyglądają lalusiowato, za to zadbani, nabici, krótko obstrzyżeni lub łysi mi się bardziej podobają(no homo). No, ale nie jestem atrakcyjną laseczką. Sam słyszałem komplementy i na łysą czachę i na długie łoniaki na głowie.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.