@Obliteraror
W PL istnieje coś takiego jak obowiązek szkolny, po podstawówce zwany obowiązkiem nauki, któremu dziecko podlega do 18 roku życia. Jeśli dziecko nie jest zgłoszone do nauczania domowego i nie ma ustalonego indywidualnego trybu nauczania, to musi uczęszczać do jakiejś szkoły (lo, zawodówka, branżowa, cokolwiek) i uczyć się w niej do tej osiemnastki (nieważne, czy się czegoś nauczy 😉).
Jeśli jest zgłoszone do konkretnej szkoły i powinno do niej chodzić, a nie chodzi, to szkoła ma obowiązek zgłosić taką sytuację do sądu rodzinnego (i zwykle na jakimś etapie to robi), a sąd może nałożyć na ‘niewydolnych’ rodziców grzywnę, jak też skierować dziecko do placówki opiekuńczo-wychowawczej. Takie sytuacje się zdarzają (nawet w tych z pozoru normalnych rodzinach), więc rodzice opisywanej Julki powinni podejść do sprawy poważnie, zanim państwo ich zaskoczy. Julka też powinna znać skutki swojego postępowania.
Jak i powinna wiedzieć o tym, że jeśli pójdzie na miasto, zamiast do szkoły (a w e-dzienniku łatwo sprawdzić, czy dotarła na lekcje), to zatroskani rodzice mogą zgłosić jej zaginięcie i wtedy zobaczy w mediach swoje zdjęcie, niekoniecznie w tym ustawieniu, które sama by wybrała 😉
Problemy psychologiczne nastolatków to jedno (o tym pisali inni i bynajmniej ich nie bagatelizuję), a to, że jak da się im palec to ciągną za rękę, to drugie. Czyli testują elastyczność starych.
Mam córkę w podobnym wieku, czyli dość burzliwym, chociaż akurat bez problemów z absencją szkolną. I w mojej ocenie to bardzo zły pomysł, byś Ty z roli wujka startował do rozmowy z piętnastolatką, bo jeśli ma problemy np. z identyfikacją swojej płci, to przecież nie zacznie Ci o tym opowiadać 😉 Albo o tym, że jakiś chłopak śmiał się z którejś tam jej części ciała. Tu jest tylko i wyłącznie rola rodziców, szczególnie, że stracili z nią kontakt. I rola psychologa – to kierunek na start. Psycholog jest osobą neutralną, więc młoda będzie miała do niego większe zaufanie niż do uwikłanej w kontakty rodzinne cioci, czy wujka (bo nie wiadomo, co potem mamie wygadają). Psycholog ma obowiązek zachować tajemnicę (chyba, że sytuacja zagraża życiu lub zdrowiu dziecka). Jeśli nie prywatnie, to w każdej szkole jakiś dyżuruje, każda szkoła podlega pod jakąś poradnię rejonową, a czasy oczekiwania nie są dramatyczne. Moja córka rok temu też zażyczyła sobie, by ją umówić do psychologa, chociaż problemy z nią ogarniamy sami (tj. głównie i bardziej na bieżąco żona 😉). Młoda poszła (w nfz czas oczekiwania na spotkanie to niecały miesiąc w wawie), pogadała, wyszła zadowolona, pani powiedziała jej, że gdyby miała potrzebę przyjść i omówić jakiś ‘problem’ to w dowolnej chwili może umówić się na kolejną wizytę. Do tej pory nie skorzystała, ale wie, że gdyby coś ją uwierało, to jest adres, gdzie może pogadać z kimś innym niż rodzice.
I jeszcze:
1/ Rodzice Twojej siostrzenicy powinni przyjrzeć się, czy niechodzenie do szkoły to tylko problem Julki, czy też całej grupy, do której przynależy (wpływ rówieśników w tym wieku jest kolosalny). Bo może okazać się, że pół klasy do szkoły nie chodzi i Julka nie chce się wyłamać, co jest już szerszym problemem.
2/ System nauczania (ilość materiału, zaangażowanie nauczycieli itp.) wiadomo jaki mamy i nie ma tu niczego do obronienia, ale…
Każdy w życiu ma jakieś obowiązki i przywileje, nastolatka też. Jak olewa szkołę i rodziców (kłamie) to powinna ponosić tego konsekwencje (i wiedzieć o nich wcześniej). Jak nie ma nauki, to kończą się przywileje typu kieszonkowe, abonament na netflixy, żadnych nowych conversów, vansów, czy innych pierdół. To jest prosty mechanizm i działa, bo nastolatki kochają wolność, ale jakieś punkty odniesienia też są im potrzebne.
Zasady jakieś muszą być i trzeba nauczyć dziecko ich przestrzegać, bo inaczej pokolenie Julek niedługo pod prąd na autostradach zacznie jeździć.
Dla mnie to jest sytuacja zero jedynkowa – taka umowa po prostu, a nie pozycja ‘mi się należy’. Bo nie należy się. Airpodsy to przywilej ludzi, którzy na nie zapracowali, a można też mieć słuchawki za 30zł, albo w ogóle ich nie mieć i żyć. Żeby coś wyjąć, trzeba najpierw włożyć, jak ktoś wcześniej napisał 😉
Mamy takie zasady w domu i jeszcze nie było powodu, by wprowadzać radykale cięcia, ale ‘mandaty’ się zdarzają.
3/ W zeszłym roku w ramach dnia wagarowicza dyscyplina klasowa w lo u mojej córki zakładała, że nikt nie idzie na lekcje (klasa pół na pół dziewczyny vs. chłopcy). Na lekcje poszło jednak kilku chłopców i tylko jedna koleżanka. ‘Bo jej rodzice się rozwiedli, wychowuje ją tylko tata, a jej tata jest wymagający i Julka musi chodzić do szkoły’, jak nam krótko wytłumaczyła córka. Także tak to wygląda, naiwni rodzice 😉